Na emeryturze dni płyną powoli, czasem aż za bardzo. Czytam książki, wypiekam serniki, czasem wpadnie do mnie Jadzia z trzeciego pożyczyć jajko, choć potem i tak okazuje się, że przyszła pogadać o tym, jak zięć ją denerwuje. Lubię te małe rozmowy. Przypominają mi, że jeszcze ktoś mnie widzi. Tylko ta nieszczęsna winda. Psuje się od lat, a jak już działa, to człowiek nawet boi się do niej wsiąść. Mówią, że do wymiany, ale wspólnota wie, jak to jest: wszyscy chcą nową, ale nikt nie chce za nią płacić. A ludzie? Kiedyś było inaczej dawało się sąsiadowi cukier, piekło się wspólne ciasta na święta. Teraz nikt nie zwraca na siebie uwagi, a ja ostatnio łapię się na tym, że czuję się coraz bardziej niewidzialna. Jakbym istniała tylko w tych czterech ścianach. I zaczynam się zastanawiać: czy to my się zmieniliśmy, czy czasy? A może jedno i drugie.
Zeszłam do windy jak zwykle
Targałam siatkę pełną jabłek, które dostałam od kuzynki ze wsi. Winda akurat stała na moim piętrze, co samo w sobie brzmiało jak cud. Drzwi się otworzyły, weszłam do środka, poprawiłam rączki siatki i nacisnęłam guzik na parter. Drzwi zaczęły się zamykać, kiedy między nie wślizgnął się sąsiad Darek - młody informatyk. Uśmiechnął się blado, jak człowiek, który nie spał pół nocy, ale stara się zachowywać normalnie.
Winda ruszyła i nawet zdążyłam pomyśleć, że może tym razem dojedziemy bez atrakcji, kiedy nagle szarpnęło i stanęliśmy. Światło zgasło, po czym zapaliła się słaba awaryjna lampka. Westchnęłam głośno.
– O nie… znowu?
– Też panią złapało? To już moja trzecia taka awaria w tym miesiącu – mruknął pan Darek.
– Trzecia? Ja przestałam liczyć po dziesiątej.
Roześmiał się cicho, ale to był śmiech bardziej z rezygnacji niż z rozbawienia. Przez chwilę oboje staliśmy w tej nieporadnej ciszy, jak dwoje nieznajomych, których życie wepchnęło do małego pudełka bez okien. A później, zupełnie naturalnie, zaczęliśmy rozmawiać. Żartowaliśmy, że winda to jedyne miejsce, gdzie sąsiedzi naprawdę muszą spojrzeć na siebie i jeszcze udawać, że im to nie przeszkadza.
Atmosfera była coraz lżejsza, choć winda nadal ani drgnęła. Nagle rozmowa zeszła na ludzi z bloku. Zauważyłam, że nikt już się tu nie zatrzymuje na chwilę pogadania, że wszystko odbywa się jakoś mijaniem, bez spojrzenia, bez uśmiechu. Powiedziałam to bez zastanowienia, a dopiero potem poczułam wstyd, jakbym odkryła przed nim coś, czego zwykle nie pokazuję.
– Mam czasem wrażenie, że dla innych po prostu nie istnieję – wymknęło mi się.
Pan Darek odwrócił głowę:
– Ludzie patrzą na mnie jak na kogoś obcego – powiedział. – Widzą faceta z torbą, nigdy nie pytają, skąd biegnę i czy w ogóle mam dokąd wracać.
Te jego słowa zapadły mi jakoś głęboko. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że pierwszy raz od dawna ktoś mówił do mnie tak, jakby mnie naprawdę widział. Nagle mechanizm zaskrzypiał, winda drgnęła i ruszyła powoli w dół. Kiedy drzwi się otworzyły, oboje przez chwilę staliśmy jakby zakłopotani, jakbyśmy wyszli z innego świata.
– No… to do widzenia – powiedział.
– Do widzenia.
Wyszedł pierwszy, ja za nim. Wzięłam głębszy oddech. Coś się zmieniło, choć jeszcze nie wiedziałam, co.
Zaczęliśmy rozmawiać częściej
Po tamtym utknięciu w windzie zaczęłam częściej zauważać pana Darka. A może to on zauważał mnie? Trudno powiedzieć. W każdym razie mijaliśmy się częściej niż zwykle, a każde takie mijanie wydawało mi się mniej niezręczne niż wcześniej. Czasem rzuciliśmy sobie krótkie „dzień dobry”, czasem półuśmiech. Drobiazgi, ale robiły mi jakoś dobrze.
Pewnego popołudnia wracałam z zakupów. Właściwie zbyt dużych zakupów jak na moje możliwości, bo torby ciążyły mi jak worki z ziemią. Przed blokiem zobaczyłam go stojącego przy stojaku na rowery. Zauważył mnie szybciej, niż zdążyłam schować siatki za nogi.
– Pani Mario, mogę pomóc z tymi torbami?
– Oj, dziecko, ja swoje dźwigałam całe życie.
– Ale dziś może pani nie musi.
Zawahałam się. Co sobie pomyśli, młody chłopak będzie mnie nosił jak chorą staruszkę? Jednak dałam mu jedną torbę, tę cięższą i aż mnie coś ścisnęło w środku, bo tak rzadko ktoś chce mi naprawdę pomóc. Wjechaliśmy na czwarte piętro i nawet nie zdziwiłam się, kiedy chwilę później stanął w moich drzwiach, żeby pomóc ustawić mi większe litery w menu telefonu. A później zainstalował aplikację do pogody. Dla niego pewnie to była drobnostka, ale dla mnie – nie.
Z czasem częstowałam go ciastem, a on tylko kiwał głową w podziękowaniu i mówił, że słodkiego je za dużo, ale brał każdy kawałek. W środku czułam jednak niepokój, bo nie chciałam, żeby pomyślał, że narzucam się młodemu człowiekowi. Jednocześnie pierwszy raz od dawna miałam wrażenie, że ktoś mnie w ogóle widzi.
Winda znów się zepsuła
Z rana, zanim zdążyłam dopić kawę, na klatce rozległ się hałas. Ktoś krzyczał, ktoś odpowiadał, ktoś tupnął mocno butem. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam sąsiadów stojących pod windą jak przed zepsutym telewizorem. Ktoś machał rękami, ktoś inny mówił, że to już koniec, że tego złomu nie da się naprawić. Wyszłam na korytarz i podeszłam bliżej. Winda była unieruchomiona na dobre. Tym razem nawet awaryjne światło nie działało.
Ktoś krzyknął, że zwołują zebranie wspólnoty jeszcze tego samego popołudnia. Westchnęłam, bo wiedziałam, czym to się skończy. Ludzie pokłócą się, rozchodząc do swoich mieszkań, a winda nadal będzie martwa. Na zebraniu usiadłam na samym końcu sali, a obok mnie usiadł pan Darek. Miał lekko zmęczone oczy, jakby dzień zaczął się dla niego zbyt wcześnie. W sali wrzało.
– Kto ma to sfinansować?! – krzyknęła kobieta z drugiego piętra.
– Ja nie będę dopłacać! – dodał ktoś z tyłu.
– To skandal, że tyle lat nikt nic nie robi! – odezwał się starszy mężczyzna, który zawsze narzekał na wszystko.
Czułam, że robi mi się duszno. Każde zdanie było cięższe od poprzedniego, jakbyśmy wszyscy dźwigali tę windę własnymi rękami. W końcu podniosłam rękę. Drżała, ale nikt tego nie zauważył. Odezwałam się cicho, lecz stanowczo i powiedziałam, że możemy krzyczeć do jutra, a winda i tak nie ruszy. Trzeba znaleźć program dofinansowania, poszukać wsparcia i podzielić między siebie zadania, bo inaczej utkniemy tu na miesiące.
Kiedy skończyłam, zapadła cisza. Pan Darek przytaknął i dodał kilka konkretów, o których nie miałam pojęcia—urzędowe sprawy, formularze, wnioski. Po zebraniu usiedliśmy na schodach. Ludzie wychodzili, dalej burcząc coś pod nosem, ale wokół nas zrobiło się spokojniej.
– Wie pani… ja naprawdę nie mam tu nikogo – powiedział cicho. – Praca, powroty, ekran. I tyle.
Oparłam dłonie o kolana. Słowa wypłynęły ze mnie szybciej, niż zdążyłam je zatrzymać:
– A ja myślałam, że już nikomu nie jestem potrzebna.
Siedzieliśmy jeszcze chwilę, nic nie mówiąc. W tej ciszy zrozumiałam, że przestaliśmy być przypadkowymi sąsiadami.
Postanowiliśmy działać razem
Następnego dnia zabraliśmy się do pracy, choć żadne z nas nie miało wcześniej doświadczenia w takich sprawach. Darek przyszedł do mnie z teczką pełną wydruków, a ja rozłożyłam na stole okulary, zeszyt i długopis, jakbym szykowała się do egzaminu. Przez chwilę oboje udawaliśmy, że wiemy, co robimy, ale szybko okazało się, że połowa dokumentów brzmi jak szyfr.
– Pani Mario, a może to pani napisze wniosek? Pani ma lepszy język – zaproponował, podając mi kartkę.
– A ty mi to wyślesz, bo ja i tak nie wiem, gdzie to w internecie wrzucić – odpowiedziałam, zanim zdążyłam pomyśleć.
Roześmiał się i wtedy poczułam, że ten młody człowiek naprawdę mnie lubi. Pracowaliśmy przez kilka godzin. On drukował kolejne formularze, ja uspokajałam się filiżanką herbaty, choć ręce miałam zmęczone bardziej, niż po całym dniu porządków. Wieczorem wyszliśmy do sąsiadów, żeby porozmawiać o kosztach. Jedni drzwi otwierali od razu, inni z trudem, jakby bali się, że przyszliśmy zbierać datki. Czasem rozmowy kończyły się szybko, czasem przeciągały się w plotki, ale krok po kroku każdy zaczynał rozumieć, że nie chodzi o luksus, tylko o zwykłe życie bez schodów w górę i dół codziennie.
Współpracowaliśmy sprawnie, choć nie zawsze się zgadzaliśmy. On chciał działać szybko, ja uważałam, że lepiej powoli, ale dokładnie. Kiedy indziej to ja się denerwowałam, że wszystko trwa za długo, a on uspokajał mnie, że każda sprawa ma swój rytm. Po kilku tygodniach przyszła upragniona decyzja i winda zostanie wymieniona. Przeczytałam pismo trzy razy, Darek aż usiadł z wrażenia. Patrzyliśmy na siebie jak dwie osoby, które właśnie wspólnie przepchnęły przez świat coś znacznie cięższego niż stary mechanizm.
Nową windę montowali tygodniami
Hałas, kurz, ludzie kręcący się po korytarzu z narzędziami. Wszyscy narzekali, ale mi ten hałas brzmiał jak muzyka, bo oznaczał koniec czekania. Kiedy wreszcie ogłoszono, że można z niej korzystać, zeszłam na dół szybciej, niż wypadało osobie w moim wieku. Darek czekał już przy drzwiach kabiny. Wcisnęłam guzik, weszliśmy do środka. Pachniało nowością, metal błyszczał jak w hotelu, wszystko było cichsze, niż powinno być. Staliśmy obok siebie, jakbyśmy nie do końca wierzyli, że to naprawdę ta sama klatka schodowa.
– Trochę dziwnie… taka ładna, taka nowa – powiedziałam.
– Jakby to nie był ten sam blok – odpowiedział.
– Może my też nie jesteśmy już tacy sami? – spytałam pół żartem.
Zamilkł, spuścił wzrok, chyba szukał słów. Drzwi się zamknęły, a winda ruszyła w górę jak sen, który nareszcie się spełnił.
– Dobrze, że wtedy utknęliśmy – powiedział po chwili.
W środku zrobiło mi się ciepło i dziwnie. Nie odpowiedziałam, bo bałam się, że zabrzmię zbyt miękko. Patrzyłam na podświetlone cyfry i próbowałam oswoić myśl, że kiedy ta winda ruszyła, nie tylko ona była nowa. Wróciłam do mieszkania z niepokojem, który trudno nazwać jednym słowem. Relacje są ulotne. Czasem znikają tak szybko, jak się pojawiają. A ja nie miałam pewności, czy to, co się między nami zrodziło, przetrwa teraz, kiedy wszystko działa za dobrze.
Maria, 72 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
- „On był dla mnie zimny jak lód, a inne uwodził zmysłowymi perfumami. Zasługuję na miłość, a nie związek z wyprzedaży”
- „Narzeczony zostawił mnie przed ołtarzem. Szybko wyszło na jaw, że to był najlepszy prezent ślubny, jaki mogłam dostać”
- „Żona to mistrzyni aktorstwa. Udaje wielce zapracowaną, a całymi dniami tylko planuje, na co by tu wydać moje pieniądze”









