Kiedy oświadczył mi, że po ślubie zamieszkamy z jego rodzicami, poczułam, jakby ktoś pociągnął nagle za hamulec w mojej głowie. Dotąd mieszkałam sama i ceniłam swoją przestrzeń, ciszę i możliwość zamykania drzwi, kiedy potrzebowałam oddechu. Wiedziałam, że jego rodzice mają dobre intencje, choć ich ciekawość świata – i spraw innych ludzi – potrafiła przytłoczyć już podczas krótkich wizyt. Mimo to próbowałam wierzyć, że jakoś się odnajdziemy. Ślub był coraz bliżej, a ja, zamiast czuć rosnące podekscytowanie, zastanawiałam się, jak poradzę sobie z ich obecnością na co dzień.
To dopiero początek
Kiedy wnosiliśmy ostatnie kartony do domu jego rodziców, próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku. Wewnątrz czułam jednak dziwne napięcie. Po południu jego mama wpadła do naszego pokoju bez pukania, niosąc talerz domowych pierogów.
– Przyniosłam wam coś ciepłego, żebyście nie musieli gotować – powiedziała radośnie, jakby nie zauważyła, że właśnie próbowałam rozpakować bieliznę.
– Dziękujemy, ale mogliśmy sami coś zrobić – odpowiedziałam, starając się zachować uprzejmy ton.
– Po co się męczyć? – machnęła ręką. – Jesteście młodzi, trzeba was dopilnować, żebyście mieli siłę.
Kiedy wyszła, spojrzałam na mojego świeżo poślubionego męża.
– Czy ona zawsze wchodzi tak po prostu? – zapytałam półszeptem.
– To dom, tu się nie zamyka drzwi – odparł, jakby to było oczywiste.
– To nasz pokój – przypomniałam.
– Wiem, po prostu daj jej czas. Jest podekscytowana, że wróciłem – próbował mnie uspokoić.
Wieczorem jego ojciec zapukał, a właściwie tylko uchylił drzwi i zajrzał głową.
– Jutro po śniadaniu, trzeba pomóc przy drzewie – oświadczył.
– My? – zapytałam odruchowo.
– A kto, jak nie rodzina? – odpowiedział z uśmiechem, który miał być serdeczny, lecz poczułam w nim presję.
– Nie wiem, czy to dla mnie – wymknęło mi się.
– Będzie dobrze, dasz sobie radę.
Przeczucie mówiło mi, że to dopiero początek.
Przecież nie mają złych intencji
Następnego dnia obudziłam się, słysząc rozmowę tuż pod drzwiami naszego pokoju. Głosy jego rodziców były wyraźne, jakby stali w progu.
– Ona długo śpi – mruknęła jego mama. – Ciekawe, czy zawsze tak ma.
– Młodzi potrzebują więcej odpoczynku – odpowiedział ojciec tonem znawcy. – Zobaczymy, jak się sprawdzi przy obowiązkach.
Leżałam bez ruchu, udając, że wciąż śpię, choć krew pulsowała mi w uszach. Kiedy w końcu wstaliśmy i zeszliśmy na dół, jego mama od razu zmierzyła mnie wzrokiem.
– Zrobiłam śniadanie. Usiądźcie – rozkazała niemal, choć miało to brzmieć gościnnie.
– Dziękujemy – powiedziałam, zerkając na mojego męża. Nie wyglądał, jakby cokolwiek zauważył.
Podczas jedzenia jego mama uparcie dopytywała o szczegóły naszego życia, które dotąd były tylko nasze.
– A jak dzielicie obowiązki? – zapytała nagle. – Kto gotuje, kto sprząta?
– Różnie – odparłam krótko. – Zależy od dnia.
– To nie jest dobre. Musicie mieć porządek, inaczej nic z tego nie będzie – oceniła z pełną powagą.
Mój mąż wstał, żeby nalać sobie herbaty, a ona natychmiast się nade mną pochyliła.
– On potrzebuje harmonogramu – oznajmiła szeptem. – Zawsze tak miał. Powinnaś mu w tym pomóc.
Poczułam, jakby ktoś przesunął mi granice o kilka metrów bez pytania.
– Poradzimy sobie – odpowiedziałam, prostując plecy.
Wieczorem próbowałam z nim porozmawiać.
– Twoi rodzice chyba nie rozumieją, gdzie kończy się ich ciekawość, a zaczyna nasza prywatność – zaczęłam ostrożnie.
– Przesadzasz, przecież nie mają złych intencji – wzruszył ramionami.
– Ale mi zaczyna to przeszkadzać.
Tym razem nie skomentował. Milczał, jakby pierwszy raz dostrzegł, że dla mnie to nie jest tylko „kwestia przyzwyczajenia”.
Nikt mnie nie słucha
Kilka dni później wróciłam wcześniej z pracy. Liczyłam na chwilę spokoju, może krótką drzemkę. Kiedy otworzyłam drzwi naszego pokoju, zobaczyłam teściową pochyloną nad moją komodą. Trzymała w rękach sweter, którego nawet jeszcze nie zdążyłam założyć.
– O, jesteś! – powiedziała, jakby wchodzenie do mojego pokoju bez pytania było zupełnie naturalne. – Chciałam tylko zobaczyć, czy nie trzeba ci czegoś uprasować.
– Proszę nie wchodzić tu pod moją nieobecność – powiedziałam, czując, jak drży mi głos.
– Przesadzasz. W tym domu wszyscy pomagają sobie nawzajem.
Wzięłam sweter z jej rąk i odłożyłam na miejsce.
– To jest nasz pokój. Potrzebuję trochę prywatności.
– Prywatności? – powtórzyła, mrużąc oczy. – Dopiero co weszłaś do naszej rodziny, a już stawiasz ściany?
Zanim odpowiedziałam, usłyszałam za sobą kroki. Mój mąż miał minę człowieka, który wpadł w środek burzy.
– Mamo, mogłabyś… – zaczął niepewnie.
– Mogłabym co? – wcięła mu się. – Staram się, dbam o was, a ona robi ze mnie intruza.
Nie wytrzymałam.
– Nie chodzi o dbanie. Chodzi o to, że wchodzisz bez zgody, komentujesz, oceniasz wszystko, co robię.
– Bo widzę, jak się miotasz – odparła ostro. – Chcę, żeby wam było dobrze.
Odwróciłam się i wyszłam z pokoju, zanim powiedziałabym coś, czego bym żałowała. W kuchni oparłam dłonie o blat, próbując uspokoić oddech.
Poczułam narastające napięcie między mną a moim mężem, który stanął w drzwiach.
– Mogłaś powiedzieć to łagodniej – stwierdził.
– Próbowałam już łagodnie – odpowiedziałam cicho. – Nikt mnie nie słucha.
Z jego twarzy zniknęła lekkość. Zrozumiało mnie to bardziej niż jego słowa: nie byłam już tylko gościem w nowym domu, lecz problemem, z którym nie wiedział, jak sobie poradzić.
Zgoda wymaga szacunku
Następne dni mijały w dziwnej ciszy. Teściowa chodziła po domu jak urażona królowa, unosząc podbródek, ilekroć mnie mijała. Teść próbował być pośrednikiem, lecz jego próby kończyły się komentarzami, które tylko wzmagały napięcie.
– W domu musi panować zgoda – powiedział któregoś ranka, gdy nalewałam sobie kawę. – Nie powinniśmy tworzyć podziałów.
– Zgoda wymaga szacunku – odpowiedziałam spokojnie.
Po południu wrócił mój mąż. Zjadł obiad w milczeniu, jakby każdy kęs był ciężarem. W końcu odsunął talerz i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Rodzice mówią, że ich unikasz – oznajmił.
– Staram się im schodzić z drogi, żeby nie prowokować kolejnych spięć – odpowiedziałam.
– To wygląda inaczej z ich perspektywy.
Wzięłam głęboki wdech.
– Czy ty mnie jeszcze widzisz w tym wszystkim? Czy tylko powtarzasz ich słowa?
– Widzę cię – szepnął, lecz zabrzmiało to tak niepewnie, że poczułam ukłucie w sercu.
Następnego dnia sytuacja wymknęła się spod kontroli. Teściowa stanęła w drzwiach naszego pokoju, trzymając kosz z praniem.
– Przyniosłam to, bo leżało w łazience. Powiedz mi, po co kupujecie rzeczy, skoro potem o nie nie dbacie?
– Proszę nie ruszać moich rzeczy – powiedziałam stanowczo. – Pranie zrobię sama.
– Widzę, że niczego nie mogę zrobić, żeby ci dogodzić.
– Nie potrzebuję, żeby pani mi dogadzała. Potrzebuję przestrzeni.
Usłyszałam za sobą szybkie kroki męża.
– Mamo, daj spokój – poprosił.
– Słyszysz ją? – odparła teściowa, wskazując na mnie. – To nie jest normalne zachowanie.
Zamknęłam oczy, czując narastającą bezsilność. To już nie była drobna różnica charakterów. To był mur, który wszyscy widzieli, lecz nikt nie próbował zburzyć.
Zgubiłam siebie
Pewnego wieczoru usiedliśmy z mężem w naszym pokoju, który wciąż bardziej przypominał pokój gościnny niż nasze wspólne miejsce. Oparłam plecy o ścianę, trzymając kubek herbaty, który dawno wystygł.
– Nie dam rady tak żyć – powiedziałam w końcu. – Próbowałam się dostosować, rozumieć ich zwyczaje, ich emocje, wszystko. To dla mnie za dużo.
– Wiem – odparł cicho. – Widziałem, jak cierpisz.
Usiadł naprzeciwko mnie. Miał twarz człowieka rozdartego pomiędzy dwiema stronami, a żadna z nich nie dawała mu spokoju.
– Rodzice są przyzwyczajeni, że wszystko wiedzą – zaczął. – Trudno im się odnaleźć w tym, że mam własne życie.
– Nie chodzi tylko o wiedzę – odpowiedziałam. – Oni chcą mieć wpływ na każdy nasz krok. Zgubiłam siebie przez te kilka tygodni.
Zastanawiał się przez chwilę, po czym powiedział:
– Znalazłem mieszkanie do wynajęcia. Niewielkie, niedaleko pracy. Moglibyśmy je obejrzeć.
– Kiedy? – zapytałam ostrożnie, bo bałam się, że to tylko kolejna obietnica bez pokrycia.
– Jutro po południu. Już umówiłem termin.
Zaskoczył mnie tym bardziej, że nie wyczułam w nim wahania.
– A twoi rodzice? – zapytałam.
– Poradzimy sobie. Chyba oboje trochę przesadziliśmy z próbą zadowolenia wszystkich.
Wieczorem teściowa zapukała do drzwi, pierwszy raz od początku naszego pobytu.
– Jutro zrobię obiad – powiedziała. – Chciałabym, żebyście zjedli z nami.
– Jutro nas nie będzie – odpowiedział mój mąż. – Mamy pewne sprawy.
Spojrzała na niego pytająco, jakby pierwszy raz coś wymykało się spod jej kontroli. Nie tłumaczyliśmy nic więcej. W powietrzu unosiła się decyzja, która już zaczęła zmieniać bieg naszego życia.
Ważne, że w końcu ruszyliśmy do przodu
Następnego dnia obejrzeliśmy mieszkanie. Było jasne, małe, z lekko skrzypiącą podłogą i oknami wychodzącymi na ciche podwórko. Poczułam się tam tak, jak nie czułam się od tygodni – swobodnie. Mąż stał obok mnie, a jego twarz po raz pierwszy od dawna nie była napięta.
– Co o tym myślisz? – zapytał.
– Myślę, że mogłabym tu oddychać – odpowiedziałam.
Wróciliśmy do jego rodziców wieczorem. Teściowie siedzieli przy stole, jakby na nas czekali. Teściowa podniosła na nas wzrok, w którym mieszała się podejrzliwość z nadzieją, że zmienimy zdanie.
– Gdzie byliście? – zapytała.
– Na spotkaniu w sprawie mieszkania – odpowiedział mąż spokojnie. – Przeprowadzamy się.
Teściowa odsunęła krzesło, jakby ktoś je nagle popchnął.
– Po tym wszystkim? Po tym, jak staraliśmy się, żeby wam było dobrze?
– Chcemy mieć własny dom – powiedziałam łagodnie. – To nie jest przeciwko wam.
Teść spojrzał na syna z rezygnacją, którą trudno było pomylić z gniewem.
– Wiedziałem, że kiedyś przyjdzie ten moment – stwierdził. – Lepiej wcześniej niż później.
Teściowa jeszcze przez chwilę milczała, aż w końcu westchnęła, choć w jej oczach wciąż tliła się niechęć.
– Skoro tak zdecydowaliście… – powiedziała, jakby kończyła rozmowę, która i tak od początku była dla niej przegraną.
Kiedy zamknęliśmy drzwi naszego nowego mieszkania kilka dni później, poczułam narastającą ulgę. Mąż położył dłoń na moim ramieniu.
– Przepraszam, że tak długo to trwało – szepnął.
– Ważne, że w końcu ruszyliśmy do przodu – odpowiedziałam.
Wiedziałam, że czeka nas jeszcze wiele trudnych rozmów i napięć, lecz po raz pierwszy od ślubu poczułam, że mamy szansę stworzyć coś naprawdę naszego. I że tym razem nikt nie będzie nam zaglądał przez ramię.
Alicja, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa zarządziła, że musimy posłać naszą córkę do prywatnej szkoły. Przez to teraz musimy pilnować każdego grosika”
- „Teściowa zagroziła, że jak nie ustawię dzieci do pionu, to więcej jej nie zobaczę. Mogłam zrobić tylko jedno”
- „W adwencie wymodliłam sobie pojednanie z teściową. Wcześniej myślałam, że już nigdy nie złapiemy wspólnego języka”








