Powietrze było ciężkie, wilgotne, jakby nawet niebo miało dość tego wszystkiego. Czułam, jak pot spływa mi po plecach pod czarnym płaszczem, choć wcale nie było gorąco. Ziemia przy grobie nasiąkła deszczem i zapachem gnijących liści. Ksiądz mówił coś o miłosierdziu, o spoczynku, o ojcu, który „zawsze był człowiekiem honoru”. Nie mogłam tego słuchać. Honor... to słowo nigdy nie pasowało do naszego domu.

Stałam obok Oliwii. Zawsze wyprostowana, spokojna, jakby nawet żałobę miała pod kontrolą. Łzy jej nie spływały, tylko błyszczały gdzieś w kącikach oczu, jak ostrze. Ja z kolei trzęsłam się cała, nie wiem – z zimna czy z nerwów.

Ojciec był surowy, ale sprawiedliwy – tak mawiano. Ja pamiętam głównie jego milczenie. Tę ciszę, w której gasło każde moje „popatrz, tato, dostałam piątkę!”. Odpowiadał zwykle tylko jednym spojrzeniem – krótkim, oceniającym. Dla Oliwii miał inną twarz. Dumę, uśmiech. Zawsze stawiał ją za przykład: „Ucz się od siostry, Alicjo. Zobacz, jaka odpowiedzialna”. Wtedy nauczyłam się, że nie warto się starać. Że „druga” zawsze znaczy „niewystarczająca”.

Po pogrzebie, gdy ludzie rozeszli się od grobu, matka nalegała, by wszyscy przyszli na stypę. Dom, w którym się wychowałyśmy, pachniał teraz rosołem i kadzidłem, a zewsząd słychać było fałszywe kondolencje.

– Ojciec byłby z ciebie dumny, gdybyś w końcu się ustatkowała – powiedziała matka, nakładając mi zupę.

Zamarłam. Czułam, jak coś we mnie pęka. „Gdybyś wiedziała, mamo, że już dawno się ustatkowałam – i to z kim” – pomyślałam i nagle zrobiło mi się niedobrze. Szept rozmów, stuk kieliszków i zapach wódki mieszały się z moim żalem. Wszyscy mówili o ojcu, ale ja myślałam tylko o jednym: że ten pogrzeb to dopiero początek.

Musiałam to z siebie wyrzucić

Na stypie panował ten dziwny rodzaj gwaru, gdy wszyscy mówią szeptem, ale i tak słychać każde słowo. Ktoś wspominał ojca, ktoś inny żartował nieśmiało, żeby rozładować napięcie. Wydawało się, że to zwykła stypa – z rozmowami, jedzeniem i jakimś wymuszonym spokojem. A jednak czułam, jak rośnie we mnie frustracja.

Oliwia siedziała naprzeciwko. W idealnie gładkiej czarnej sukience, z włosami spiętymi w kok. Miała tę samą minę, co zawsze – wyważoną, zimną, z której nie dało się nic wyczytać. Obok niej Wojtek. Spoglądał w stół, czasem w jej stronę, ale nigdy na mnie. Jakbyśmy byli obcymi ludźmi. A przecież jeszcze tydzień temu leżał obok mnie i mówił, że nie wie, jak długo zdoła tak żyć.

Matka nachyliła się do mnie, podsuwając półmisek z mięsem.

– Jedz, dziecko. Ojciec nie chciałby, żebyś siedziała głodna.

Nie mogłam nic przełknąć. Słowa grzęzły mi w gardle, tak jak wszystkie niewypowiedziane przez lata myśli.

Nie planowałam tego. Naprawdę nie. Chciałam tylko przetrwać ten dzień, posiedzieć chwilę, zniknąć po cichu. Ale gdy zobaczyłam, jak Oliwia poprawia Wojtkowi krawat, a on odruchowo kładzie dłoń na jej dłoni, coś we mnie zawrzało. Wstałam nagle, krzesło zaskrzypiało głośno. Kilka głów odwróciło się w moją stronę.

– Nie mogę już dłużej udawać. – Mój głos zadrżał. – Mam dość tych kłamstw.

– O czym ty mówisz, Ala? – zapytała siostra z lekkim zniecierpliwieniem. – To nie pora na dramaty.

– Zbyt długo milczałam. – Spojrzałam prosto na nią, potem na Wojtka. – Kocham twojego męża.

Ktoś się zaśmiał nerwowo, ktoś inny chrząknął, jakby myślał, że to żart. Tylko matka zastygła z widelcem w dłoni. A ja dodałam cicho, niemal szeptem, ale wystarczająco głośno, by każdy usłyszał:

I jestem z nim w ciąży.

Cisza była tak gęsta, że słyszałam własne serce. Matka odsunęła talerz, po chwili wstała.

– Co ty powiedziałaś? – zapytała, a jej głos był pusty, jakby nie należał do niej.

Wojtek nie powiedział nic. Tylko spuścił głowę. Oliwia patrzyła na mnie przez chwilę bez słowa, po czym wstała i wymierzyła mi policzek. Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie dlatego, że bolało. Patrzyłam, jak odwraca się i wychodzi, nie oglądając się za siebie.

Wojtek ruszył za nią, a matka krzyczała, żebym się opamiętała, żebym się wstydziła. Goście wstali, szeptali, niektórzy wychodzili w pośpiechu. A ja stałam pośrodku salonu i czułam, że po raz pierwszy od lat jestem naprawdę sobą. Nie chciałam tego tak rozwiązać. Ale może tak właśnie miało być.

Zostałam zupełnie sama

Następnego dnia dom był cichy jak nigdy wcześniej. Goście dawno odeszli, matka zamknęła się w swoim pokoju i nie chciała ze mną rozmawiać. W kuchni pachniało jeszcze rosołem, który wczoraj gotował się na kuchence, ale nikt go nie ruszał. Siedziałam w pokoju po ojcu, na jego starym fotelu, i patrzyłam w okno. Na parapecie stała popielniczka, której zawsze pilnował, jakby była czymś cennym. Teraz była pusta i zakurzona. Czułam się tak samo.

Wciąż słyszałam echo wczorajszych słów. Zastanawiałam się, czy naprawdę to powiedziałam. Czy to ja stałam przy stole i rozbijałam tę iluzję, którą nasza rodzina budowała latami. Chciałam tylko uwolnić się od ciężaru, który dusił mnie od miesięcy. A wyszło tak, że rozsypałam wszystko w drobny mak.

Telefon leżał obok mnie na stoliku. Patrzyłam na niego, jakby sam miał zadzwonić. W końcu ekran rozbłysnął. Wojtek. Przez chwilę wahałam się, czy odebrać, ale zrobiłam to.

Co ty najlepszego zrobiłaś? – zapytał. W jego głosie brzmiał gniew, zmęczenie i coś jeszcze, czego nie potrafiłam nazwać.

– To, na co ty nie miałeś odwagi. – Starałam się mówić spokojnie. – Powiedziałam prawdę.

Wszystko zniszczyłaś, Alicja. Wszystko.

– Nie ja. My. My to zrobiliśmy.

– Nie mów „my”. Ja chciałem, żeby to zostało między nami.

– A ja nie chciałam żyć w kłamstwie – odpowiedziałam i poczułam, że łzy znowu napływają mi do oczu.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Słyszałam tylko jego oddech.

– Nie wiesz, co zrobiłaś – powiedział w końcu. – Oliwia nie chce mnie znać. Matka dzwoniła do mnie w nocy. Powiedziała, że wyrzuciła cię z domu.

Spojrzałam na swoje dłonie. Drżały.

– Wyrzuciła, ale jeszcze nie wyszłam. Nie mam dokąd.

Nie mogę ci pomóc – dodał po chwili. – Muszę to naprawić.

– Naprawić? – powtórzyłam z gorzkim śmiechem. – Nie da się naprawić czegoś, co nigdy nie było prawdziwe.

Rozłączył się bez słowa. Zsunęłam się z fotela i oparłam głowę o poręcz. W pokoju panował półmrok. Myślałam o nim, o siostrze, o matce, o dziecku, które noszę. Nie wiedziałam, czy zrobiłam to z miłości, czy z zemsty. Może jedno i drugie. Może chciałam, żeby choć raz ktoś zobaczył mnie, a nie jej cień. Wiedziałam tylko jedno – Wojtek nigdy nie zamierzał zostawić Oliwii. I ja już nie mogłam wrócić do żadnego z nich.

Wszyscy się ode mnie odwrócili

Siedziałam w kuchni, gdy zadzwonił telefon matki. Odbierając, mówiła cicho, jakby bała się, że znów usłyszy coś, co ją zrani. Po chwili jej twarz stężała. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na mnie.

– To była Oliwia – powiedziała chłodno. – Powiedziała, że jesteś dla niej martwa. I że nie chce znać tego dziecka.

Słowa przeszyły mnie jak zimny wiatr.

– I dobrze, bo to moje dziecko – odpowiedziałam spokojnie. – Moje. I Wojtka.

Matka odwróciła wzrok.

– Nie mów mi tego. Nie chcę wiedzieć. – Odłożyła telefon i wyszła z kuchni, zostawiając mnie samą.

Wpatrywałam się w ścianę, próbując zrozumieć, jak to się stało, że w ciągu jednej doby straciłam wszystkich. Wojtek milczał. Oliwia mnie znienawidziła. Matka udawała, że mnie nie ma. W głowie miałam tylko jedno zdanie: „Dość już tych kłamstw”. Tylko że prawda wcale nie przyniosła ulgi.

W domu słychać było tykanie zegara, a za oknem padał deszcz. Pierwszy raz w życiu poczułam, że naprawdę zostałam sama.

To był naprawdę koniec

Spotkaliśmy się kilka dni później. Wojtek zgodził się żebym przyszła do niego. Mieszkał teraz sam, przynajmniej tak twierdził. Wchodząc, zobaczyłam puste butelki po winie i niedopałki w popielniczce. Siedział na kanapie, pochylony, jakby ktoś odjął mu siły. Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się blado.

– Nie wiem, po co to spotkanie – powiedział. – Wszystko już się skończyło.

Usiadłam naprzeciwko, wciąż w płaszczu.

– Chciałam tylko usłyszeć jedno zdanie. Czy kiedykolwiek mnie kochałeś?

Wzruszył ramionami.

– Nie wiem, Ala. Może kochałem. A może chciałem tylko poczuć coś prawdziwego.

– To dziecko jest prawdziwe – odpowiedziałam.

– Wiem. Ale nie wiem, co będzie. Nie potrafię ci pomóc. – Podniósł wzrok i po raz pierwszy zobaczyłam w jego oczach lęk. – Oliwia mnie nienawidzi, matka nie chce mnie znać. Nie mam już siły.

Patrzyłam na niego i widziałam obcego człowieka. Nie tego, który kiedyś przynosił mi tulipany i szeptał, że wszystko się ułoży. Teraz nie potrafił spojrzeć mi w oczy. Wstałam, podeszłam do drzwi.

– Ojciec zawsze mówił, że nic nie trwa wiecznie – powiedziałam cicho. – Miał rację.

Nie zatrzymał mnie. Wyszłam na chłodne powietrze i po raz pierwszy poczułam, że to koniec, naprawdę koniec. Ojciec odszedł, a wraz z nim cała ta rodzina, cała pozorna stabilność. Została tylko cisza, której nie potrafiłam już przerwać.

Skupiłam się na dziecku

Minęło kilka miesięcy. Brzuch miałam już duży, ciężko było mi się schylać i spać, ale to dziecko trzymało mnie przy zdrowych zmysłach. Wynajęłam małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Ciche, tanie, z jednym oknem na ogród. Rano parzyłam herbatę i siadałam przy biurku, by pisać list, którego nigdy nie wyślę.

„Oliwia – zaczynałam – wiem, że mnie nienawidzisz. Wiem też, że na to zasłużyłam. Ale chciałam, żebyś wiedziała, że nie zrobiłam tego po to, by cię skrzywdzić. Chciałam być kochana. Chociaż raz. Nie potrafiłam już dłużej żyć w cieniu.”

Czytałam te słowa po kilka razy, dopisując i skreślając zdania. Czasem wyobrażałam sobie, że odpowiada. W mojej głowie jej głos był ostry, pełen pogardy:

– Nie masz prawa prosić o przebaczenie.

A ja zawsze odpowiadałam:

– Wiem. Ale muszę spróbować.

Wieczorami słuchałam odgłosu deszczu. Nikt nie dzwonił, nikt nie przychodził. Matka nie odezwała się ani razu. Wojtek też zniknął. Wiedziałam tylko, że wrócił do Oliwii, przynajmniej na jakiś czas. Nie chciałam wiedzieć więcej.

Dziecko poruszało się coraz częściej. Gładziłam brzuch i szeptałam:

– To nie twoja wina. Jesteś początkiem, nie końcem.

Patrząc w lustro, widziałam inną kobietę niż ta, która kiedyś stała przy grobie ojca. Byłam zmęczona, ale spokojna. Wreszcie nie musiałam udawać, że wszystko jest w porządku. Żyłam inaczej – bez planu, bez rodziny, ale prawdziwie.

Alicja, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: