Na cmentarzu patrzyłam na młodszego brata, który od roku mieszkał w Hiszpanii i pojawił się dopiero, gdy dostał telefon o pogrzebie. Stał obok mnie z założonymi rękami, z grobową miną godną aktora i nawet nie zająknął się o tym, jak pomógł. Bo nie pomógł. Ani razu. I właśnie wtedy powiedział mi prosto w twarz, w obecności naszej ciotki, dwóch kuzynów i grabarza: Nie zasługujesz na spadek, Eliza – rzucił, jakby recytował zamówioną tyradę. Nie zdążyłam się wzruszyć. Nie miałam na to siły. Zamiast tego wzięłam głęboki oddech, przestawiłam się o krok i z ironicznym spokojem odparłam: A kto, twoim zdaniem, zmieniał jej pampersy, kiedy ty opalałeś się na plaży?
Stałam naprzeciwko Andrzeja z łzami w oczach
– Mama nie chciałaby, żebyście się kłócili przy jej grobie – syknęła ciotka, ale nawet ona nie miała już przekonania w głosie.
– Nie kłócimy się – powiedział Andrzej z kamienną twarzą. – Ja tylko zaznaczam, że mama nie zostawiła niczego oficjalnie i uważam, że skoro ja spłacałem jej kredyt przez kilka lat, to...
– ...to teraz myślisz, że zasłużyłeś na wszystko? – przerwałam mu. – Kredyt spłacałeś, bo mama ci dała upoważnienie do konta, jak jeszcze była przytomna. I nie oszukujmy się, robiłeś to z jej pieniędzy, nie ze swoich. A pampersy też jej zmieniałeś? Bo ja tak, codziennie, o czwartej nad ranem i o szóstej wieczorem. A ty? Gdzie wtedy byłeś?
Andrzej zbladł. Zaciął się wargi – Nie wiedziałem, że jest aż tak źle...
Czułam, że coś się właśnie skończyło
Po pogrzebie wszyscy rozeszli się szybko, jakby bali się, że ta rodzinna żałoba może na nich jakoś przejść. Ja stałam jeszcze chwilę, patrząc na grób, aż w końcu zobaczyłam, że Andrzej czeka na mnie przy bramie cmentarza. Z rękami w kieszeniach, z tą swoją miną wiecznego rozczarowania światem.
– Musimy pogadać – rzucił, gdy podeszłam.
– A nie mogliśmy tego zrobić wcześniej? Zanim rzuciłeś w moją stronę te bzdury?
– Nie wiedziałem, że zareagujesz jak furiatka – burknął.
– Jak furiatka? – prychnęłam. – Powiedziałeś publicznie, że nie zasługuję na spadek po naszej matce. Czego się spodziewałeś, że ci pogratuluję odwagi?
– Przestań. Trzeba się jakoś uczciwie podzielić, a przecież ty mieszkasz w tym domu, więc to logiczne, że się wyprowadzisz. Dom należy do nas obojga, a ja chcę swoją część. Najlepiej, jak go sprzedamy i podzielimy się pieniędzmi.
– Zamarłam, a potem odpowiedziałam spokojnie – Mama chciała, żebym tu została. Mówiła to na głos codziennie. Nie napisała testamentu, bo ufała nam obojgu.
Nie mogłam spać tej nocy
Przekładałam się z boku na bok, wpatrując się w sufit. Nad ranem poszłam do kuchni, zrobiłam sobie herbatę i otworzyłam szufladę z papierami mamy. Wiedziałam, że tam nie ma testamentu. Ale był zeszyt. Ten sam, w którym mama zapisywała wszystko, co chciała mi powiedzieć, kiedy już nie mogła mówić. W południe Andrzej przyszedł do domu. Wszedł jak do siebie, mimo że ostatni raz był tu w grudniu.
Otworzyłam i położyłam przed nim zeszyt. Przewrócił kilka stron, marszcząc brwi – Oto głos kobiety, która przez ostatni rok już nie mogła mówić. Ale pisać jeszcze potrafiła.
– Tu masz: „Eliza, jeśli kiedyś odejdę, chcę, żebyś została w tym domu. Zasłużyłaś, a Andrzej i tak ma swoje życie”. – Spojrzałam mu prosto w oczy. – Przeczytaj to. A potem, jeśli dalej będziesz uważał, że należy ci się połowa, zadzwoń do notariusza. Ale pamiętaj – ona widziała. I pisała.
– Eliza, ty naprawdę myślisz, że to coś zmienia? – zamknął zeszyt z lekkim trzaskiem. – To nie jest dokument. To są… bazgroły chorej osoby.
– To są ostatnie słowa naszej matki – powiedziałam cicho. – Nie notarialny dokument, nie umowa, nie spadek przepisany w kancelarii. Ale człowieczeństwo, Andrzej. I pamięć. Ty masz swoje życie, swój kraj, swoją rodzinę. A ja miałam ją. Codziennie. Do końca.
Miałam ochotę się rozpłakać
– Wiem, że byłaś przy niej. I że zrobiłaś dużo. Ale to nie znaczy, że teraz mam zostać z niczym.
– Nie. To znaczy, że nie masz prawa zachowywać się, jakbyś coś tu budował. Bo ty wszystko porzuciłeś, kiedy zaczęło być ciężko, a ja zostałam.
Usiadł przy stole, nagle jakby zmalał – Myślisz, że mi było lekko? Patrzeć, jak wszystko się wali, a ja jestem na drugim końcu Europy? Życie nie jest takie proste. Też ją kochałem.
– Może. Ale miłość nie polega tylko na wspomnieniach. Trzeba ją nosić codziennie. Nawet wtedy, kiedy śmierdzi, krzyczy, nie poznaje cię i płacze, bo boli. Chcę, żebyś spojrzał sobie w lustro i odpowiedział, czy naprawdę zasługujesz na połowę jej życia.
Milczał. Ale pierwszy raz od dawna miałam wrażenie, że naprawdę mnie słyszy.
Andrzej nie odezwał się przez kilka dni
Nie dzwonił, nie pisał. Nie było go na mszy za mamę, choć wcześniej sam ją zamówił. Uznałam to za ucieczkę. Typowe. Ale nie miałam już w sobie gniewu. Zostało tylko zmęczenie.
Piątkowego popołudnia niespodziewanie przyjechał z wielką torbą. Pomyślałam, że może się jednak uparł, że przywiózł dokumenty, kalkulacje, może nawet rzeczoznawcę, ale w torbie miał pamiątki. Stare zdjęcia, listy i pocztówki od mamy, które do niego pisała, gdy jeszcze studiował. Były nawet kartki świąteczne z podstawówki, robione przez nas wspólnie.
– Przepraszam – powiedział, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć i usiadł naprzeciwko mnie. Bez wyniosłości. Po prostu jak brat – Zastanowiłem się. Przejrzałem wszystko. I doszedłem do wniosku, że… nie będę robił podziału. Nie będę domagał się sprzedaży domu. Zostaniesz tu. Tak, jak mama chciała.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem – Naprawdę?
– Naprawdę. Ale mam warunek. Raz w roku zorganizujemy wspólną kolację. Ty, ja, może ciotka, kuzyni. Tak jak kiedyś. Żeby coś z tej rodziny jeszcze zostało.
Uśmiechnęłam się, pierwszy raz szczerze od wielu tygodni – Zgoda. Ale ty gotujesz.
– A ty zmywasz – odpowiedział z jeszcze szerszym uśmiechem.
Minęło pół roku i wszystko zaczęło się układać
W ogrodzie zakwitły piwonie, te same, które mama sadziła jako młoda dziewczyna. Założyłam nowe rabaty, pomalowałam kuchnię, w końcu wyrzuciłam stary fotel, ten, w którym mama spała w ciągu dnia. Andrzej dotrzymał słowa. Przysłał kartkę na Wielkanoc. Zadzwonił w moje urodziny. A w czerwcu — przyszedł sam, z dwoma butelkami wina i torbą pełną ciasta od swojej żony.
– No to co? Robimy tę kolację? – zapytał, zdejmując buty przy progu, jakby od zawsze tu mieszkał.
– Już gotuję rosół – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
Nie było patosu, nie było wzruszeń. Siedzieliśmy przy stole, wspominaliśmy stare czasy. W pewnym momencie zapadła cisza. Taka, co nie ciąży – Wiesz, Eliza… – zaczął Andrzej. – Czasem żałuję, że nie wróciłem wcześniej. Że cię z tym wszystkim zostawiłem.
– Byłam zła, nie będę udawać. Ale teraz… Wiesz co? Już ci nawet nie współczuję. Bo ja miałam ją do końca. A ty nie.
Pokiwał głową, jakby dopiero teraz to zrozumiał. Po kolacji wziął jedną z ramek ze zdjęciem mamy i włożył ją do swojej torby.
– Wezmę. Postawię na komodzie. Niech młodzi wiedzą, kto nauczył mnie, co znaczy być przy kimś do końca.
Eliza, 50 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wnuczka stale wyciąga ręce po pieniądze. Wpada do mnie jak klientka banku, a nie po to, by odwiedzić ukochaną babcię”
- „Spadek po ciotce miał być dla mnie błogosławieństwem, a stał się fatum. Nagle cała rodzina się ode mnie odwróciła”
- „Zapach tych drogich perfum odrzuca mnie do dziś. To dzięki nim odkryłam, że mój mąż spotykał się z inną kobietą”








