Na pierwszy rzut oka nasze życie wyglądało całkiem zwyczajnie. Ja – Julia, 30 lat, codziennie rano zrywałam się na nogi, piłam kawę w biegu i wychodziłam do agencji reklamowej. Piotr – mój mąż od dziesięciu lat, pracował w bankowości. Wysoki, zadbany, trochę chłodny, ale z klasą. Wieczorami siadał w fotelu z gazetą, ja z kieliszkiem wina, każde z nas w swoim świecie. Nie kłóciliśmy się, nie krzyczeliśmy – po prostu żyliśmy obok siebie. Czasem miałam wrażenie, że jestem bardziej współlokatorką niż żoną, ale ufałam mu. Może dlatego, że nie miałam już siły na podejrzliwość.

To miał być zwyczajny wieczór

Wróciłam wcześniej do domu, a Piotr jeszcze nie zdążył się przebrać, więc jego torba stała przy stole. Zerknęłam do niej mimochodem – szukałam może paragonu, może gum do żucia. Zamiast tego wyjęłam flakon perfum. Luksusowych, intensywnych, kobiecych. W tym momencie wszedł do kuchni.

– To dla mnie?

– No… Tak, oczywiście, że dla ciebie – dodał po chwili zawahania – To miała być niespodzianka.

Uśmiechnęłam się, ale wewnątrz poczułam ukłucie, bo coś mi tu nie grało – Skąd masz te perfumy? – zapytałam, udając zaciekawienie, ale nie potrafiłam ukryć lekkiego napięcia w głosie – Tak bez okazji?

– A musi być okazja? Pomyślałem, że coś nowego ci się przyda. Że może... spodoba ci się ten zapach.

Wzruszyłam ramionami, ale w środku coś mi się spięło. Przez dziesięć lat małżeństwa Piotr nigdy nie dawał mi prezentów ot tak. Nawet na urodziny trzeba było mu przypominać. A tu tak nagle perfumy za kilkaset złotych, zapakowane, z paragonem jeszcze w torbie. Uśmiechnęłam się, ale zbyt szeroko, zbyt sztucznie. Czułam, że kłamię własnym uśmiechem.

Postanowiłam go sprawdzić

Całą noc nie mogłam zasnąć. Piotr oddychał spokojnie obok, jakby nic się nie stało, a ja poczułam coś, czego jeszcze nie umiałam nazwać. Już wtedy wiedziałam, że ten zapach nie był dla mnie. Rano, gdy brał prysznic, nie zastanawiałam się długo. Jego laptop był otwarty, zsynchronizowany z telefonem. Wiedziałam, gdzie szukać. Skrzynka odbiorcza, wiadomości, potem Messenger. W konwersacjach pojawiła się ona – Sandra. Kliknęłam.

Piotr: „Sprawdź, czy ten zapach ci pasuje. Chcę, żebyś pachniała tak, jak lubię.”

Sandra: „Pachnę. I wyglądam tak, że byś mnie nie poznał”

Zamknęłam laptopa z takim trzaskiem, usiadłam na brzegu łóżka i patrzyłam w podłogę. To nie ja mam pachnieć. To nie ja mam mu się podobać. Ten zapach, ta butelka, to „spodoba ci się” – wszystko to było kłamstwem. Wyszłam z sypialni i weszłam do kuchni. Piotr wszedł chwilę później, owinięty ręcznikiem, jakby nigdy nic. Pocałował mnie w policzek. A ja... nie odsunęłam się. Jeszcze nie, ale w środku wszystko już się kruszyło.

– Dla kogo naprawdę były te perfumy? – zapytałam cicho, bez emocji. Wsunęłam jego laptop w jego stronę, otwarty na wiadomościach z Sandrą. Ostatnia wiadomość jeszcze świeciła się nieprzeczytana. Wiem, że wiedział, że tam zajrzałam. Ale teraz nie miał już gdzie uciec.

Nastała długa cisza. Taka, która dźwięczy bardziej niż krzyk – To nic poważnego – powiedział w końcu. – Nie chciałem, żeby tak wyszło. To... to tylko emocjonalne wsparcie. Nie planowałem…

Wyszłam, zostwiając człowieka, którego kiedyś znałam

Szłam bez celu. Miasto pulsowało obojętnością – tramwaje, klaksony, dzieci wracające ze szkoły. Wróciłam do domu późnym wieczorem. Piotra nie było. Weszłam do sypialni i otworzyłam szufladę ze zdjęciami, kartkami, biletami z koncertów, a na samym dnie – flakonem perfum, który kupił mi na pierwszą rocznicę. Pachniały wanilią i cytryną, a wtedy mówił, że ten zapach to „cała ty – ciepła i świeża”. Usiadłam na podłodze i płakałam. 

Następnego dnia siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. On nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy. Ja – już nie musiałam udawać, że wszystko jest w porządku – Od kiedy to trwa? – zapytałam cicho.

– Nie wiem dokładnie. Sandra pojawiła się… w trudnym momencie. Rozumiesz, ja…

– Nie – przerwałam mu. – Nie rozumiem. Kochasz ją? – zapytałam.

Nie odpowiedział. I właśnie ta cisza była najgłośniejszą odpowiedzią, jaką mogłam usłyszeć. Wstałam bez krzyku i bez łez. Podeszłam do szafy i sięgnęłam po walizkę. Odpięłam ją, jakby to był najzwyklejszy dzień w moim życiu. Zaczęłam pakować – bluzki, spodnie, szczoteczkę do zębów.

Nowe mieszkanie i nowe życie

Wynajęłam je na trzecim piętrze starej kamienicy z widokiem na podwórko. Nie było wielkie – dwa pokoje, aneks kuchenny, balkon z miejscem na jeden fotel. Byłam sama. Nie dlatego, że ktoś mnie zostawił. Ale dlatego, że sama odeszłam. Od Piotra, od zapachu, od udawania. Od spojrzeń, które nic już nie mówiły, i dotyku, który od dawna nic nie znaczył.

Nie płakałam. Już nie. Może to przyszło z ulgą, może z rezygnacją. Nie wiedziałam. Ale czułam spokój, którego nie czułam od lat. Czasem trzeba stracić wszystko, żeby odzyskać siebie. To zdanie zapisałam na kartce i przypięłam do lodówki. Nie jako cytat. Jako fakt.

Nie planowałam niczego. Jeszcze nie wiedziałam, co dalej, ale byłam gotowa słuchać siebie. I to już było coś. W telefonie wciąż miałam numer Piotra. Jeszcze go nie usunęłam. Może zrobię to jutro. Może za tydzień. Ale wiedziałam jedno – nie wrócę już tam, gdzie musiałam zgadywać, czyja jestem. Bo teraz byłam w końcu tylko... sobą.
I to musiało wystarczyć.

Julia, 30 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: