Mam na imię Natalia. Mam trzydzieści jeden lat i wciąż uczę się mówić „nie” bez tłumaczenia się i drżenia głosu. Lubię ciszę. Nie znoszę niespodzianek. Wolę wiedzieć, co mnie czeka w poniedziałek rano, w środę po południu i w piątek wieczorem. Mam swoje małe rytuały – herbatę z mlekiem o dziewiętnastej trzydzieści i spacery po parku w jesienne dni. Kiedyś myślałam, że jestem po prostu nudna. Dziś wiem, że po prostu nie lubię, gdy coś się na mnie zrzuca bez ostrzeżenia.
Hubert był odwrotnością mnie. Mówił, że żyje „na pełnej petardzie”, że życie to festiwal, który nie znosi planów. Pamiętam, jak kiedyś zapomniał o naszej rocznicy, bo... „to przecież tylko data, liczy się vibe!”. Nie kłóciliśmy się o to. Bo przecież „nie warto tracić czasu na spiny”. A ja… nie chciałam być trudna. Chciałam być tą „strasznie fajną dziewczyną”. Co się nie czepia, co się śmieje z jego żartów, co nie robi dramy. Z czasem nauczyłam się żyć w jego tempie. Nauczyłam się milczeć, kiedy robił coś, co mnie irytowało. Śmiał się z mojej rozpiski na lodówce i z tego, że planuję zakupy. Mówił, że trzeba żyć chwilą.
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie koleżanka:
– Ej, coś szykujecie na Halloween? – zapytała.
– Nie, mówiłam Hubertowi w tym roku, że jedyne, o czym marzę w ten jesienny wieczór to relaks przed TV pod kocem i z kubkiem gorącej czekolady w ręku.
– Ok, gdyby plany się zmieniły, dajcie znać.
– Jasne – odpowiedziałam krótko, chociaż w głębi wiedziałam, że nic nie zmusi mnie do ich zmiany.
Miałam ochotę po prostu uciec
Wracałam zmęczona po pracowitym dniu do domu, kiedy na klatce schodowej usłyszałam głośną muzykę. Otworzyłam drzwi i wtedy wszystko stało się jasne. Na ścianach wisiały papierowe nietoperze i pająki, na suficie zwisały girlandy z dyniami, a w salonie migały kolorowe lampki. Ktoś puścił głośno stary przebój w halloweenowej wersji. Stół uginał się od chipsów i słodyczy, z głośnika wyła upiorna playlista. Poczułam, jak coś zaciska mi się w żołądku. Ludzie zaczęli podchodzić, ściskać mnie, śmiać się. Ktoś wręczył mi miotłę, ktoś inny próbował mnie przestraszyć. Miałam ochotę po prostu uciec.
Hubert podszedł do mnie chwilę później. Złapał mnie za rękę i pocałował w czoło.
– Wiedziałem, że ci się spodoba – powiedział.
Patrzyłam na niego i nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Był taki dumny z siebie, taki zadowolony. Myślałam tylko o tym, jak bardzo chcę być sama. Chciałam siedzieć na kanapie w piżamie, owinięta kocem, z kubkiem herbaty, oglądając stary film. Zamiast tego stałam wśród ludzi, którzy krzyczeli, śmiali się, robili sobie zdjęcia z jakimś duchem. Grałam rolę. Dziewczyny, która powinna uśmiechać się na każde zawołanie. Dziewczyny, która ma chłopaka tak zaangażowanego, tak pomysłowego, tak kochanego. Powinnam była być szczęśliwa. Ale wszystko we mnie krzyczało, że chcę stąd wyjść.
Grałam rolę jego idealnej dziewczyny
Po imprezie w mieszkaniu zaległa cisza, którą lubiłam, ale tym razem była ciężka. Wycierałam twarz z makijażu, siedząc na sofie w łazience. Zmywałam też resztki sztucznego uśmiechu, który przez cały wieczór trzymał się mojej twarzy jak maseczka, której nie mogłam zdjąć wcześniej, bo przecież nie wypada. Hubert wszedł do salonu, klaszcząc w ręce.
– No i co? Było super, prawda?
Spojrzałam na niego przez lustro. Próbowałam znaleźć sposób, żeby nie mówić zbyt ostro, ale nie dało się tego ukryć.
– Nie znałeś mnie wystarczająco, żeby wiedzieć, że nie lubię niespodzianek?
Zamilkł. Po raz pierwszy tego wieczoru jego mina straciła pewność.
– Ale… kiedyś lubiłaś Halloween.
– Nadal lubię. Lubię oglądać stare horrory pod kocem. Lubię świeczki i dynie. Ale rozmawialiśmy o tym, że w tym roku chcę jedynie spokoju.
– Wszyscy się świetnie bawili… – próbował.
– Ale ja nie.
Przestępował z nogi na nogę, jakby szukał argumentów, które miałyby mnie przekonać. Nic nie powiedział. Zamiast tego wzruszył ramionami i odwrócił się do okna.
– Nie przesadzaj. To tylko impreza.
– Nawet nie spytałeś, czy mam na nią ochotę – odpowiedziałam spokojnie, ale nie miękko.
Zamknął oczy. Westchnął głośno.
– Nie wiedziałem, że tak to odbierzesz…
– Bo nigdy nie słuchasz. Widzisz mnie tak, jak chcesz mnie widzieć. Dziewczynę, która wszystko przyjmie z uśmiechem, bo przecież to takie miłe. Ale ja nie jestem taka.
Usiadł ciężko na krześle. Nie odpowiedział. Nie przeprosił. Tylko siedział i wpatrywał się w swoje buty. Po chwili wstał i poszedł do kuchni. Zgasił światło, jakby to miało coś rozwiązać. Ja nadal siedziałam w tej samej pozycji. Woda zmyła tusz, ale nie to, co się we mnie zebrało. W myślach wracałam do wszystkich momentów, kiedy mówiłam „jak chcesz”, choć chciałam inaczej. Kiedy szłam na jego spotkania ze znajomymi, chociaż wolałam zostać w domu. Kiedy udawałam, że mnie bawi jego styl życia, jego pomysły, jego tempo. Grałam rolę jego idealnej dziewczyny, tylko że coraz mniej mnie w tej roli było. Nie krzyczałam. Nie płakałam. Po prostu wiedziałam, że coś się właśnie domknęło. I że nie będzie już tak jak wcześniej.
Tu nie chodzi tylko o imprezę
Przez kolejne dni unikaliśmy się, choć mieszkaliśmy pod jednym dachem. Ja zostawałam dłużej w pracy albo wychodziłam bez zapowiedzi. On przynosił kwiaty, robił zakupy, proponował kino, kolację, wypad za miasto. Nie pytał, czy mam na to ochotę. Po prostu próbował „naprawić”, jakby problemem był zły nastrój, a nie to, że przestałam się mieścić w tym, co sobie o mnie wymyślił.
– Nie chcę, żebyśmy się przez to rozstali – powiedział pewnego wieczoru, gdy wróciłam do domu później niż zwykle.
– Tu nie chodzi tylko o imprezę – odpowiedziałam cicho. – Chodzi o to, że mnie nie widzisz.
– To był jeden błąd…
– To była kropla. Całe morze już się wcześniej wylewało.
Zamilkł. Nie miał już nic do powiedzenia. A ja czułam satysfakcję. Wreszcie nie musiałam udawać, że wszystko mi pasuje. Zaczęłam wracać myślami do sytuacji, które wcześniej zbywałam uśmiechem. Wieczory, kiedy Hubert wpadał na pomysł niespodziewanego wyjazdu, a ja zamiast cieszyć się z jego entuzjazmu, czułam ciężar w żołądku. Kolacje z jego znajomymi, gdzie przyklejałam do twarzy swój bezpieczny uśmiech i siedziałam, słuchając rozmów, w których nie chciałam brać udziału. Momenty, kiedy mówiłam: „Jasne, jak chcesz”, a w środku chciałam uciekać. Przyjaciółka, do której zadzwoniłam po tamtej rozmowie z Hubertem, milczała przez chwilę, zanim się odezwała.
– To dobrze, że w końcu zdobyłaś się na szczerość – powiedziała spokojnie.
– Tak, nie mogę dłużej zgadzać się na wszystko, kiedy coś mi nie odpowiada.
Siedziałam w kuchni przy zgaszonym świetle. Zapaliłam świeczkę, patrzyłam na jej płomień i wiedziałam, że pierwszy raz od dawna niczego nie udaję.
Po raz pierwszy to była moja historia
Jesień przyszła na dobre. Liście zbierały się na chodnikach, wiatr niósł zapach chłodu. Spacerowałam po parku niedaleko mieszkania, bez celu. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie musiałam się nigdzie spieszyć, do nikogo dopasowywać. Usiadłam na ławce i wyjęłam z torby notatnik. Kartka była czysta. Pisałam tylko dla siebie.
„Nie jestem strasznie fajna. Jestem cicha, czasem nieprzystępna. Potrzebuję przestrzeni, zanim się odezwę. Nie chcę tańczyć w centrum sali, chcę siedzieć z boku i obserwować. Nie jestem urocza, nie zawsze jestem miła. Ale to wszystko jestem ja. I chcę być z kimś, kto mnie taką widzi. Albo być sama, ale spokojna”.
To nie był list do Huberta. Nie potrzebowałam już, żeby mnie zrozumiał. Pisałam do siebie, tej, którą gdzieś po drodze zostawiłam, gdy tak bardzo chciałam być kochaną wersją siebie. Teraz byłam gotowa wrócić do tej prawdziwej. Nie wiedziałam, co będzie dalej. Nie planowałam. Ale po raz pierwszy to była moja historia.
Natalia, 30 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Historia naszego poznania wydawała się jak z bajki. Okazało się, że to nie romantyczny przypadek, a zaplanowany spisek”
- „Mam 30 lat i żadnego faceta u swego boku. Zawsze trafiam na narcyzów, którzy widzą tylko czubek własnego nosa”
- „Myślałam, że znalazłam faceta jak ze snu, a on był zwykłym krętaczem. Gdyby nie przypadek, oskubałby mnie co do grosza”




