Monika zawsze była osobą towarzyską, lubiła rozmawiać z ludźmi, a ja przyzwyczaiłem się do tego, że miała grono znajomych. Jej przyjaciel od serca pojawił się nagle, choć znałem go z opowieści. Opisywała go jako kogoś, kto „rozumie ją bez słów”, ktoś, przy kim może się wygadać i poczuć lekkość. Słuchałem tego ze spokojem, przekonany, że jej relacje z innymi są niewinne. Z czasem jednak zauważyłem, że spędza z nim coraz więcej czasu i przestało mi to odpowiadać.

Nawet drobne szczegóły zaczęły mnie drażnić

Zauważyłem, że jej oczy błyszczą, gdy mówi o ich rozmowach, jakby dzielili wspólne tajemnice, których nie chcieli dzielić ze mną.

– Spotykamy się tylko przy kawie, nic więcej – tłumaczyła, gdy pojawiałem się z pytaniem. Ale mimo zapewnień coś nie dawało mi spokoju. W mojej głowie rodziły się obrazy, które trudno było odrzucić, choć wiedziałem, że są irracjonalne.

Nie mogłem skupić się na codziennych obowiązkach, w pracy byłem rozkojarzony. Każdy dzwonek telefonu wywoływał u mnie nagły niepokój – a co jeśli Monika właśnie rozmawia z nim? W domu z kolei każdy drobny szczegół zdawał się potwierdzać moje obawy: uśmiech, niewielka zmiana tonu głosu, spontaniczna wiadomość na telefonie. Czułem, że zaczynam tracić kontrolę nad sobą i wiedziałem jedno – jeśli tego nie rozwiążę, mogę stracić więcej niż tylko spokój ducha.

Nawet gdy Monika wychodziła do sklepu czy na krótką kawę, czułem w żołądku nieprzyjemne skręcenie. Obserwowałem jej ruchy, słuchałem tonu głosu, gdy dzwoniła do przyjaciela. – Wracam za godzinę – mówiła, a ja stałem w progu, udając, że zajmuję się czymś innym, choć w środku kipiałem. Zazdrość zaczęła mi przesłaniać zdrowy rozsądek.

Próbowałem sobie tłumaczyć, że to normalne

Przecież ja sam też spotykam się z kolegami. Jednak jej przyjaciel był inny – wydawało mi się, że jest obecny w jej myślach bardziej niż ja.
Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że stanowi dla niej wsparcie, którego ja nie potrafię jej dać. Nawet drobne wiadomości na telefonie wywoływały u mnie dziwne emocje: radość w jej głosie, śmiech, czasem krótki uśmiech po rozmowie , który trwał chwilę dłużej niż zwykle.

Próbowałem opanować emocje. Wychodziłem na spacer, wracałem do pracy, zagłębiałem się w codzienne obowiązki, ale myśl o ich spotkaniach wciąż wracała. Każdy telefon, każdy jej sms, każda minuta spędzona poza domem wydawała się wydłużona w czasie, jakby zegar z premedytacją zwalniał. 

Nie potrafiłem powiedzieć Monice, co naprawdę czuję. – To tylko przyjaźń – powtarzałem sobie w myślach. Ale moje serce nie chciało słuchać. Chciałem być przy niej, rozumieć ją, a jednocześnie zatrzymać przy sobie. Każdy jej gest wobec przyjaciela stawał się dla mnie źródłem niepokoju, którego nie potrafiłem nazwać ani ukryć.

Wszystko wymknęło się spod kontroli

Zaczęło się niewinnie. Najpierw chciałem tylko wiedzieć, czy Monika wraca na czas, czy przypadkiem nie zostaje dłużej. Potem jednak zacząłem przyglądać się jej uważniej – notowałem godziny wyjść, analizowałem rozmowy. W mojej głowie rodził się dziwny plan – jakbym był detektywem w własnym domu. – Przecież to tylko przyjaźń – powtarzałem sobie, próbując uspokoić bijące serce. Ale z każdą kolejną minutą coraz trudniej było mi zachować spokój.

Pewnego popołudnia, kiedy Monika wyszła, sprawdziłem jej telefon, choć wiedziałem, że to przekroczenie granicy. Chciałem tylko upewnić się, że nic się nie dzieje, że jej uśmiech nie był dla kogoś innego. Wiadomości były niewinne, rozmowy krótkie, ale w mojej głowie każda literka miała inne znaczenie. – To paranoja – myślałem, zamykając telefon z trzaskiem.

W głowie tworzyłem scenariusze, w których przyjaciel nie jest zagrożeniem, w których ja wciąż zajmuję najważniejsze miejsce w jej życiu. A jednak, gdy Monika wracała do domu z uśmiechem na twarzy, nie mogłem powstrzymać uczucia, że jestem gdzieś na uboczu. W końcu postanowiłem konfrontować się z rzeczywistością inaczej. – Muszę go poznać – powiedziałem sam do siebie, wiedząc, że dotychczasowe podejrzenia i podsłuchiwanie prowadzą donikąd. 

Decyzja zapadła – zaproszę go na spotkanie. Nie mogłem już dłużej tkwić w roli cichego obserwatora. Chciałem poznać prawdę, nawet jeśli prawda będzie dla mnie trudna do przyjęcia. To był pierwszy krok, by stawić czoła własnej zazdrości i strachowi, który trzymał mnie w ryzach.

W końcu się spotkaliśmy 

Spotkanie miało miejsce w małej kawiarni. Usiadłem przy stoliku, a Monika przedstawiła nas sobie.

– Mirek, to mój przyjaciel od serca – powiedziała z lekkim uśmiechem.

– Cześć, miło mi cię w końcu poznać – odezwałem się, starając się brzmieć naturalnie, choć wewnątrz mnie wciąż trwała burza emocji.

– Wzajemnie – odpowiedział, uśmiechając się szeroko. 

Rozmawialiśmy o codziennych sprawach, o pracy, o książkach i filmach. Zaskoczyło mnie, jak łatwo toczyła się rozmowa między nami. Monika była w swoim żywiole, opowiadała historie, a on słuchał uważnie, z zaciekawieniem, ale bez przesadnej bliskości. Tym razem nie było niczego, co mogłoby mnie zranić.

Im dłużej trwała rozmowa, tym bardziej czułem ulgę. Okazało się, że człowiek, którego obawiałem się jak rywala, w rzeczywistości był zwyczajnym, przyjaznym facetem, który umiał słuchać i wspierać, ale nie ingerował w życie Moniki w sposób zagrażający naszemu związkowi. Z każdą minutą moje napięcie ustępowało, a ja odkrywałem, że moje wyobrażenia o nim były przesadzone.

Na koniec spotkania podał mi rękę z szerokim uśmiechem.

– Cieszę się, że cię poznałem – powiedział. W tym momencie poczułem, jak ciężar zazdrości opada z moich barków

Po zapoznaniu poczułem się dziwnie odmieniony

Minęło kilka tygodni, a ja wciąż analizowałem swoje emocje. Zdałem sobie sprawę, że przez wiele miesięcy pozwalałem zazdrości kierować swoim życiem. Każde jej wyjście, każda rozmowa przez telefon stawały się dla mnie źródłem niepokoju, chociaż w rzeczywistości nie było żadnego powodu do obaw. Moja wyobraźnia tworzyła scenariusze, w których on był rywalem, a ja intruzem we własnym domu. 

Poznałem człowieka, który okazał się spokojny, uprzejmy i świadomy granic. Nie próbował zajmować mojego miejsca ani wpływać na naszą relację. Wręcz przeciwnie – jego obecność sprawiała, że Monika była szczęśliwsza, a ja mogłem poczuć ulgę. To doświadczenie nauczyło mnie, że często sami nakręcamy swoje lęki i tworzymy w głowie wrogów, którzy w rzeczywistości nie istnieją.

Od tamtej pory nasze życie nabrało lekkości. Nie musiałem już obserwować, analizować, kontrolować. Mogłem po prostu być przy niej, rozmawiać, śmiać się, planować przyszłość. Najważniejsza lekcja była dla mnie jasna – nie każdy mężczyzna w życiu mojej żony jest zagrożeniem. 

Marek, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: