Mama była delikatna, ale silna. To ona mnie uczyła, jak się nie poddawać. Ostatni raz rozmawiałyśmy trzy dni przed tym, jak zmarła. Śmiała się, że znów przesadzam i że wszystko się ułoży. Z Izą, moją młodszą siostrą, byłyśmy jak dwa różne żywioły. Ja – emocjonalna, impulsywna. Ona – cicha, konkretna, trzymająca wszystko w środku. Ale po mamie... obie byłyśmy po prostu puste. To Iza zaproponowała, żeby zrobić zrzutkę na nowy pomnik, bo ten tymczasowy – marmurowa tablica i krzyż – wyglądał jak po kimś obcym. Mama zasługiwała na coś więcej. Tomek, nasz starszy brat, jednak nie miał tego samego zdania.

Myślałam, że się dogadamy

Tomek na początku był entuzjastyczny. Kazał nam przesłać kosztorys, mówił, że „wszystko ogarnie”. Ale z czasem zaczęło się jego typowe „znikanie”. Raz zapomniał, innym razem miał ważne wydatki, potem mówił, że „jak będzie trzeba, to dołoży, ale może za miesiąc”. Minęły dwa. Potem trzy. Ostatecznie nie wpłacił ani złotówki. Więc ja z Izą pokryłyśmy wszystko. 14 600 zł – co do grosza. A mimo to... gdy przyszło do Wszystkich Świętych, to właśnie Tomek paradował po cmentarzu jak król.

Przyniósł największy znicz, przyprowadził dzieci, ustawił się przy pomniku i powiedział przy cioci Maryli: – W końcu udało się go postawić. Tyle się z tym namęczyłem…

W tym momencie przestałam czuć żal. Czułam wściekłość. Stałam tuż obok niego, obok naszej mamy. Z Izą. W rękach trzymałam znicz w kształcie serca, taki, jaki mama lubiła – z lawendowym motywem. Ale zapomniałam o wszystkim. Bo właśnie usłyszałam największe kłamstwo, jakie kiedykolwiek wyszło z ust mojego brata.

– Co ty powiedziałeś? – zapytałam cicho, niemal szeptem, ale z taką siłą, że Iza spojrzała na mnie z niepokojem – Przecież nawet się nie dołożyłeś…

– No, może nie przelewałem, ale załatwiłem przecież wszystko. Projekt, kontakt do kamieniarza…

– Projekt zrobiła Iza. Kamieniarza też znalazłam ja. Ty tylko gadałeś – syknęłam przez zęby.

Jak on mógł tak bezczelnie kłamać?

– No to sobie narobiłaś – powiedziała Iza, gdy tylko zamknęły się za nami drzwi domu cioci Maryli. – Teraz cała rodzina będzie o tym gadać.

– I dobrze – odparłam bez namysłu. – Może w końcu ktoś przestanie go traktować jak złote dziecko.

W przedpokoju pachniało kapustą z grzybami. Maryla mieszała coś w garnku, udając, że nie słyszy naszej rozmowy. Ale gdy usiadłyśmy przy stole, odezwała się pierwsza:

– Tomek zawsze był mistrzem gadania. Jak mu na czymś zależy, potrafi oczarować każdego. Ale z działaniem to… różnie bywało.

– On nawet nie zapytał, ile to kosztowało – warknęłam. – Nie interesowało go nic, dopóki nie przyszło co do czego. A teraz błyszczy, jakby z własnej kieszeni fundował.

– I co teraz? Chcesz go zdemaskować przed wszystkimi? – zapytała Iza, podpierając się łokciem o stół. – Nie zmienisz go, to nic nie da.

– Nie chodzi o zmianę. Chodzi o szacunek – odpowiedziałam, czując, jak zaciskam pięści. – Mama by tego nie chciała. Ona zawsze wierzyła, że powinniśmy być razem. Ale nie kosztem prawdy.

Ciotka Maryla pokiwała głową.

– Nie warto palić mostów, ale nie pozwólcie mu wszystkiego sobie przypisać – powiedziała cicho.

A ja już wiedziałam, że ten most wcale nie muszę podpalać. Tomek sam właśnie podpalił lont.

Stałyśmy z Izą przed domem Tomka

Już miałam nacisnąć dzwonek, gdy usłyszałyśmy głos. Tomek rozmawiał przez telefon:

– No, pomnik już stoi. Rodzina zadowolona. – Zaśmiał się krótko. – Siostry? One się do takich rzeczy nie nadają. Tylko się rozklejają i dramaty robią. Trzeba było wziąć sprawy w swoje ręce.

W jednej sekundzie wszystko we mnie pękło. Otworzyłam furtkę, podeszłam do drzwi i walnęłam pięścią tak, że echo poniosło się po klatce.

– No hej, mistrzu organizacji – rzuciłam zimno. – Przyszłyśmy pogratulować ci świetnego występu. Zwłaszcza przed rodziną. I tym kumplem w telefonie.

– Słuchajcie, to nie tak…

– Nie tak?! Powiedziałeś właśnie, że „siostry się nie nadają” i że to twoja zasługa! To był nasz pomysł, nasza robota, nasze pieniądze!

– Zawsze musisz mieć ostatnie słowo, co? – warknął. – Całe życie próbujesz wszystkim udowodnić, jaka jesteś wspaniała. A jak ktoś nie klaszcze, to jazgot.

– A ty? Całe życie wszystko ci się należało, bo jesteś „tym najstarszym” – rzuciłam. – Ale z obowiązkami to już gorzej, co? Mama się ciebie nie wstydziła, ale chyba po tym, co dziś zobaczyłaby… już by nie była z ciebie dumna. 

Siedziałyśmy z Izą w moim mieszkaniu

Nie chciałam mówić, ale cisza między nami była cięższa niż słowa.

– Zawsze miał fory, nie? – odezwałam się w końcu. – Jak zbił szklankę, mama mówiła: „To tylko wypadek”. Jak ja zbiłam – była awantura.

Iza westchnęła – Albo jak nie wrócił na noc. Pamiętasz? Miała łzy w oczach, ale rano zrobiła mu jajecznicę i jeszcze dała kanapki na wynos. A jak ja raz przyszłam za późno z urodzin Magdy, to przez miesiąc mnie nie puszczała nigdzie.

– Mama go kochała. Ale... inaczej. Jakby bardziej go potrzebowała – powiedziałam. – A my byłyśmy takie... dodatki.

Iza pokiwała głową.

– Zawsze byłaś silniejsza ode mnie – powiedziała nagle. – Zawsze potrafiłaś powiedzieć, co myślisz. Ja chowałam się w kąt. Ale... tym razem masz rację. Nie możemy mu odpuścić.

Przez chwilę milczałyśmy. W końcu Iza powiedziała:

– Dobrze, że zrobiłyśmy ten pomnik. Że był po naszemu. Mama by to doceniła. A Tomek? On chyba zawsze będzie grał dla publiczności.

Poszłyśmy do Tomka bez zaproszenia

Nie było już czasu na uprzejmości. Usiadł naprzeciwko nas przy kuchennym stole, ze skrzyżowanymi ramionami, jakby miał zaraz wygłosić przemówienie obronne. Ale milczał.

– Nie chcemy już twoich przeprosin – zaczęłam spokojnie, choć w środku wszystko we mnie drżało. – Chcemy tylko żebyś powiedział prawdę. Przy cioci. Przy rodzinie.

– Serio? Po to przyszłyście? Żeby mnie zmusić do jakiejś publicznej spowiedzi?

– Tomek – przerwała mu Iza, pierwszy raz z taką stanowczością. – Myślisz, że chodzi nam o pokazówkę? Chodzi o to, żeby mama, gdyby dziś mogła patrzeć, nie musiała się za ciebie wstydzić.

– To, co mam niby powiedzieć? Że nic nie zrobiłem? Że nie pomogłem? Że postawiłem się w świetle reflektorów nie swoim kosztem? Macie rację, przesadziłem, ale... ja też chciałem być zauważony. Od dziecka byłem tym, co „ma ogarniać”, a wy... zawsze byłyście razem, z mamą. Zrobiłem źle i powiem wszystko na Wigilii. Że to wasza zasługa. I że żałuję.

Kinga, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: