Mam na imię Andrzej. Mam 45 lat i od roku mieszkam sam. Sam – w domu, który miał być spełnieniem naszych marzeń. Naszych, czyli moich i Karoliny – mojej żony. Byliśmy małżeństwem przez osiemnaście lat. Z pozoru zwyczajna para: ona graficzka, ja kierownik robót w dużej firmie budowlanej. Bez dramatów, zdrad, rozstań. Byliśmy jak solidna konstrukcja – przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
Od początku marzyliśmy o własnym domu. Latami wynajmowaliśmy mieszkania, oszczędzaliśmy, przekładaliśmy plany. Aż w końcu się udało – kupiliśmy starą chałupę na obrzeżach miasta. Zrujnowaną, z odpadającym tynkiem i przeciekającym dachem, ale z potencjałem. I z wielkim ogrodem, który Karolina od razu zaczęła projektować w głowie. Do pomocy wzięliśmy architekta – Michała. Młody, ambitny, polecony przez znajomych. Karolina od razu złapała z nim kontakt.
Siedzieli godzinami nad planami, przeglądali katalogi, a ona wracała z tych spotkań podekscytowana, uśmiechnięta jak nigdy wcześniej. Mówiła, że „wreszcie ktoś ją rozumie”. Na początku się cieszyłem. Serio. Myślałem: niech ma, niech się angażuje, to jej projekt życia. Ale potem zacząłem zauważać spojrzenia. Skradzione uśmiechy. Ciche rozmowy kończone milczeniem, gdy wchodziłem do pokoju. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że dom, który wspólnie budujemy, stanie się miejscem, w którym moje życie się rozpadnie.
Coś mi nie dawało spokoju
– Michał ma fantastyczne pomysły! – powiedziała któregoś wieczoru Karolina, przeglądając na tablecie kolejne wizualizacje salonu. – Wiesz, że zaproponował przeszkloną ścianę z widokiem na ogród? I ten pomysł z betonową ławą przy kominku… No petarda! Spojrzałem na nią znad talerza. Jej oczy błyszczały, mówiła szybko, gestykulowała. Tylko że to już nie była ta zwykła ekscytacja. Było w tym coś więcej. A może to tylko ja zacząłem szukać drugiego dna?
– Nie za często tam siedzisz ostatnio? – rzuciłem niby obojętnie.
– Bo ktoś musi się tym zająć – odpowiedziała szybko. – Ty jesteś wiecznie w pracy.
Poczułem ukłucie. I wcale nie dlatego, że miała rację. Chodziło o ton. Obwiniający, zdystansowany. Jakbyśmy przestali być zespołem.
– Przecież ustaliliśmy, że ja ogarniam finanse, ty projekt. Taki był podział – przypomniałem.
– Wiem. Ale nie mam wpływu na twoje nadgodziny.
To był pierwszy raz, kiedy się pokłóciliśmy o dom. A przecież ten dom miał nas zbliżyć, nie poróżnić. Wieczorem leżałem w łóżku, a Karolina siedziała jeszcze w salonie, wpatrzona w ekran. Słyszałem, jak coś stuka w telefonie. Śmiała się cicho. Gdy wszedłem po szklankę wody, momentalnie wyłączyła ekran.
– Pracuję – rzuciła tylko.
„Nie bądź idiotą”, mówiłem sobie. „Przecież ona nie flirtuje z architektem. Po prostu się angażuje. Michał jest młody, kreatywny, to ją inspiruje”.
Ale coś mi nie dawało spokoju.
Byłem tylko tym, który przelewał pieniądze
Zaczęło się od drobiazgów. Karolina coraz częściej zostawała na budowie do późna. Tłumaczyła to tym, że „ekipa potrzebuje kogoś decyzyjnego na miejscu”. Kiedyś to ja byłem tym „decyzyjnym”. Teraz byłem tylko tym, który przelewał pieniądze.
– Byłaś tam do 22? – zapytałem któregoś wieczoru, gdy wróciła do domu, pachnąca czymś zupełnie nowym. Nie jej perfumy. Mocniejsze, ostrzejsze.
– Tak – westchnęła zniecierpliwiona. – Michał koordynuje prace, a przed zimą chcemy skończyć salon. Przecież wiesz.
Chciałem zapytać, czy naprawdę nie mogła zadzwonić. Czy nie da się wrócić wcześniej. Ale nie powiedziałem nic. Może dlatego, że bałem się, co usłyszę. Zacząłem robić rzeczy, których wcześniej nie robiłem. Zaglądałem do jej telefonu. Sprawdzałem historię połączeń, wiadomości. Nic. Czysto. Jakby wiedziała, jak się zabezpieczać. Albo nie było czego szukać. Czułem się podle. Z jednej strony – brak dowodów. Z drugiej – wewnętrzne przekonanie, że coś się zmienia. Że ja się zmieniam.
Zaczynałem mieć w sobie złość, której nie potrafiłem wyrazić, więc tłumiłem ją w sobie. A ona rosła. Każdego dnia. Był taki wieczór, że wróciła wyjątkowo późno. Chciałem już iść spać, ale nie mogłem. Leżałem w ciemności, wsłuchany w dźwięk zamka w drzwiach. Gdy weszła do sypialni, od razu poczułem zapach męskich perfum. Niby delikatny, ale dla mnie wyraźny. Zbyt wyraźny, żeby go zignorować. Nie powiedziałem nic. Po prostu odwróciłem się na bok i udawałem, że śpię.
Jak ona mogła?
To był zwykły czwartek. Przynajmniej z pozoru. Karolina wyszła rano, jak zwykle. Zabrała ze sobą termos z kawą i teczkę z planami. „Mam sporo rzeczy do ustalenia z Michałem” – rzuciła, zakładając płaszcz. Nie pocałowała mnie na pożegnanie. Nawet nie spojrzała. Siedziałem w biurze, próbując skoncentrować się na dokumentacji, ale nie mogłem. Coś mnie pchało. Irracjonalna potrzeba sprawdzenia, upewnienia się… albo zderzenia z prawdą. Wyszedłem wcześniej z pracy. Pojechałem na budowę.
Podjechałem cicho, zostawiłem auto kawałek dalej. Szedłem powoli, ostrożnie. Drzwi były uchylone. W środku – cisza. Ale gdy wszedłem do środka, usłyszałem coś. Szedłem jak automat. W górę schodami, do pokoju na poddaszu. Nasza sypialnia – ta, którą Karolina chciała mieć z dużym oknem i widokiem na drzewa. „Nasze miejsce”, mówiła. Drzwi były lekko uchylone. Zobaczyłem ich. Michał leżał na łóżku, a ona razem z nim z włosami w nieładzie.
– To tu...? W naszej przyszłej sypialni?! – wykrztusiłem.
Karolina zerwała się, jakby dotarło do niej, że to nie sen.
– Andrzej… to nie tak…
– Może powinniśmy porozmawiać – odezwał się Michał.
– Z tobą nie mam o czym – odpowiedziałem, nie patrząc już na niego.
Odwróciłem się i wyszedłem. Nie krzyczałem. Nie zrobiłem awantury. Ale w środku byłem jak granat z wyciągniętą zawleczką. Wsiadłem do samochodu i jechałem przed siebie. Bez celu. Bez planu. Z jednym pytaniem w głowie: Jak ona mogła?
To miejsce już nie należy do mnie
Wróciłem dopiero nad ranem. Do naszego starego mieszkania, które wynajmowaliśmy, zanim zaczęliśmy budowę. Klucz wciąż pasował. Mieszkanie było puste, zimne. Kurz pokrywał wszystko. Zostawiłem je w pośpiechu, jakbyśmy uciekali do lepszego życia. Tyle że lepsze życie właśnie się rozpadło. Przez kolejne dni nie odbierałem od Karoliny telefonów. Nie chciałem słyszeć żadnych wyjaśnień. Nie teraz. Może nigdy.
Któregoś wieczoru pojechałem na budowę. Sam. Usiadłem w salonie na betonowej posadzce, z kieliszkiem wina i rozwiniętymi planami budowlanymi przed sobą. Światło latarki padało na schematy kuchni, rozmieszczenie gniazdek, rozrysowaną z precyzją sypialnię.
– Ten dom miał być nasz… – szepnąłem sam do siebie. – A stał się ich.
Czułem, że to miejsce już nie należy do mnie. A jednak – to ja je budowałem, planowałem, finansowałem. Wszystko, co tam było, nosiło mój ślad. I jej. I – teraz – jego.
Zadzwoniłem do Marka, starego przyjaciela.
– Sprzedaj to – powiedział bez wahania. – Albo wykończ i zamieszkaj sam. Pokaż, że to twoje życie.
– Nie wiem, czy potrafię patrzeć na te ściany – przyznałem.
Miałem w głowie setki wersji. Sprzedać. Zburzyć. Zostawić niedokończony, jak ranę, która nigdy się nie zabliźni. Ale najgorsze było to, że ten dom nadal był piękny. Idealnie zaprojektowany. Tylko że już nie dla mnie. I nie miałem pojęcia, co z nim zrobić.
Ten dom nie będzie już nigdy domem marzeń
Spotkaliśmy się tydzień później. Sama zaproponowała – neutralne miejsce, kawiarnia. Przyszła punktualnie. Bez makijażu, zmęczona, blada. Usiadła naprzeciwko mnie i długo nic nie mówiła. Przestawiała filiżankę z kawą, jakby szukała odpowiedniego ułożenia świata.
– Dziękuję, że przyszedłeś – powiedziała w końcu.
– Mów, Karolina. I oszczędź mi frazesów.
Zamknęła oczy na chwilę.
– Wiem, że cię zdradziłam. Wiem, że to... niewybaczalne. Ale ja też się w tym wszystkim pogubiłam. Zaczęło się niewinnie. Rozmawialiśmy, żartowaliśmy. On mnie słuchał. Rozumiał. A ty...
– A ja? – przerwałem.
– Ty byłeś wiecznie w pracy. Zmęczony. Obojętny.
– Obojętny? – powtórzyłem, z niedowierzaniem. – Budowałem ten dom dla ciebie. Każdą złotówkę, każdy wieczór spędzony z tabelkami…
Wszystko było dla ciebie. Oddałem ci wszystko. I co zrobiłaś?
– Andrzej…
– Nie – pokręciłem głową. – Nie przyszliśmy tu, żebyś się tłumaczyła. Przyszliśmy zamknąć ten temat. Bo ja nie chcę już wracać. Ani do ciebie, ani do tamtego życia.
Milczała. W jej oczach pojawiły się łzy, ale nie próbowała ich wycierać.
– Nie proszę cię o wybaczenie – powiedziała cicho. – Chciałam tylko, żebyś wiedział, że potrzebowałam... ciepła. Bliskości.
– A ja potrzebowałem lojalności – odpowiedziałem. – Ale to już nieważne.
Wstałem. Nie podaliśmy sobie ręki. Nie padło „żegnaj”. Po prostu odszedłem. Zamieszkałem w tym domu. Sam. Nie było w tym żadnej zemsty, żadnej demonstracji. Po prostu – to był mój dom. Zaprojektowany, zapłacony, wybudowany przeze mnie. Nie mogłem oddać go Michałowi. Ani Karolinie. Nie po tym, co zrobili. Wykończyłem go powoli. Bez pośpiechu, bez emocji. Kuchnię zrobiłem na własnych zasadach – bez wyspy, której tak bardzo chciała Karolina. Salon pomalowałem na zupełnie inny kolor niż planowaliśmy. Sypialnię... cóż, długo nie mogłem tam wejść. Przez pierwsze miesiące spałem na rozkładanym łóżku w gabinecie.
Codziennie rano piję kawę, stojąc w tym ogromnym przeszklonym oknie, z widokiem na ogród, który Karolina chciała urządzić w stylu japońskim. Został dziki, nieujarzmiony. I jakoś mi to nie przeszkadza. Czasem zastanawiam się, co robi. Czy jest z nim szczęśliwa. Czy budują sobie coś razem, od nowa. Ale zaraz potem te myśli odrzucam. Bo to nie ma już znaczenia. Wiem tylko jedno – ten dom nie będzie już nigdy domem marzeń. Ale może będzie domem prawdy. Samotności. Spokoju. Dziś stoję w salonie, z kubkiem w dłoni. Za oknem pada deszcz. I po raz pierwszy od dawna nie czuję gniewu. Nie wiem, czy kiedyś to miejsce przestanie boleć. Ale na razie... ...to mój dom. Mój i tylko mój.
Andrzej, 45
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Córka z korepetycji zamiast lepszych ocen przyniosła niespodziankę w brzuchu. Nie chciałam zostać babcią przed 40-stką”
- „Na stare lata dopadła mnie strzała Amora. Ludziom nie mieści się w głowie, że w tym wieku wolę randki od szydełkowania”
- „Teściowa wiedziała, że jej synek mnie zdradza i przymykała na to oko. Okazało się, że niedaleko pada jabłko od jabłoni”








