Chodziłam z randki na randkę, coraz bardziej przekonana, że czas ucieka mi przez palce. Każde spotkanie miało być wyjątkowe, pełne rozmów, śmiechu, a może nawet chemii, ale szybko okazywało się, że dla większości facetów liczyła się tylko kasa. Próbowali mi zaimponować, zabierając mnie na drogie kolacje i pokazując swoje samochody, które niby miały mnie oczarować, a tylko przytłaczały. Z każdym nowym spotkaniem powtarzałam sobie, że może tym razem będzie inaczej. Potem jednak zaczynałam coraz bardziej wchodzić w świat sztuczności i udawania.
Scenariusz ciągle się powtarzał
Spotkanie odbyło się w małej kawiarni na rogu, gdzie ściany były oblepione plakatami starych filmów, a zapach świeżo parzonej kawy unosił się w powietrzu. Siedziałam przy stoliku, obserwując przechodniów za oknem i zastanawiając się, jak wygląda kolejny mężczyzna, który pewnie myśli, że pieniądze wystarczą, by mnie oczarować. Już od pierwszych minut rozmowy poczułam dystans. On opowiadał o swoich podróżach, nowych samochodach, zegarkach i klubach golfowych, a ja starałam się zachować uprzejmą ciekawość.
– Wiesz, zawsze staram się zapewnić partnerce wszystko, czego potrzebuje – powiedział, stukając palcem w filiżankę. – Nie ma mowy, żebyś czuła się niedoceniona. A może chciałabyś wyjechać w przyszły weekend? Mam apartament nad morzem. Wszystko zorganizowane – dodał, zadowolony z własnej propozycji.
Uśmiechnęłam się wymuszonym gestem, ale nie chodziło mi o pieniądze i nie szukałam luksusu ani drogich prezentów. Chciałam zwykłego, prawdziwego zainteresowania, rozmowy, w której mogłabym się odnaleźć. Patrzyłam, więc na niego i czułam mieszankę irytacji i smutku.
Kolejne randki zaczynały wyglądać tak samo: on płacił, chwalił się luksusem i opowiadał o swojej perfekcyjnej rzeczywistości, a ja udawałam zainteresowanie. Gdy po raz kolejny wyszłam z kawiarni, wciągnęłam głęboko powietrze. Wiedziałam, że jeśli tak pójdzie dalej, mogę spędzić wiele miesięcy, a może lat, w pogoni za czymś, co nigdy nie będzie prawdziwe. To była lekcja, której jeszcze nie rozumiałam, ale intuicja mówiła mi, że każdy kolejny mężczyzna będzie próbą powtórzenia tego samego scenariusza.
Miałam już dosyć rozczarowań
Następny mężczyzna pojawił się niemal jak kopia poprzedniego: drogi zegarek, elegancka marynarka, opowieści o luksusowych wakacjach. Tym razem umówiliśmy się na kolację w restauracji z widokiem na rzekę. Kelner podał menu, a ja przewracałam oczami, gdy on natychmiast zaczął wybierać najdroższe dania.
– Wiesz, ja lubię, żeby wszystko było perfekcyjne – powiedział, uśmiechając się do mnie. – Tylko najlepsze jedzenie, auta i ciuchy. Nie będziesz się musiała martwić o nic.
– A jak spędzasz zwykły dzień? – zapytałam ostrożnie.
– Hmm, zwykły dzień? Praca, spotkania, trening na siłowni… – odpowiedział, nieznacznie wzruszając ramionami. – Ale wiesz, weekendy są dla przyjemności. Mogę ci pokazać swoje ulubione miejsca.
Poczułam lekki ucisk w klatce piersiowej. Wiedziałam, że jeśli pozwolę sobie na kolejne spotkanie, powtórzy się ten sam schemat: ja, grzeczna i uśmiechnięta, on, prezentujący świat, którego nie potrzebowałam. Po wyjściu z restauracji poczułam zmęczenie, jakby każda randka zabierała mi część energii i pewności siebie. Chciałam wierzyć, że coś zmieni moje podejście, ale intuicja podpowiadała inaczej. Każdy nowy mężczyzna, każda piękna kolacja, każdy drogi prezent – to nie były dowody uczucia.
Postanowiłam znów spróbować
Kilka dni po tamtej kolacji umówiłam się na spacer z kolejnym mężczyzną. Tym razem chciał zabrać mnie do galerii sztuki – miejsce, które wydawało się idealne, dopóki nie zorientowałam się, że każdy ruch, każdy komentarz był podporządkowany pokazaniu jego znajomości świata i statusu. Uśmiechał się, gestykulował, cytował nazwiska artystów, a ja starałam się ukryć, że coraz bardziej się nudzę.
– Wiesz, takie miejsca pozwalają zrozumieć, czym naprawdę jest styl życia – powiedział, wskazując obraz. – Trzeba cenić rzeczy wyjątkowe, bo one definiują człowieka.
Nie mogłam powstrzymać cichego westchnienia. Byłam zmęczona. Wszystko, co mówił, brzmiało jak wyuczona formułka, przygotowana do wywołania podziwu. Nie chciałam podziwiać obrazów ani jego znajomości sztuki – chciałam być traktowana jak człowiek, nie jak konsument luksusu.
Po wyjściu z galerii zaproponował kawę w drogim lokalu. Usiedliśmy przy stoliku przy oknie. Patrzyłam, jak wydaje kolejne banknoty, zamawia najlepsze desery, a w głowie miałam coraz więcej pytań. Czy dla niego te spotkania są prawdziwe, czy tylko pokazem możliwości?
– Nie martw się o rachunek – uśmiechnął się, odkładając portfel. – Chcę, żebyś się czuła komfortowo.
Spacer powrotny do domu był cichy. Słońce chyliło się ku zachodowi, a ja czułam, że w moim życiu pojawia się coraz więcej pustki. Każdy mężczyzna, każda kolacja, każda obietnica – wszystko wydawało się piękne i imponujące, ale w środku pozostawało puste. Chodziłam z randki na randkę, a w głowie powtarzało się jedno pytanie: czy kiedykolwiek spotkam kogoś, kto będzie chciał mnie naprawdę, a nie mój wizerunek lub wyobrażenie o luksusie?
Powoli traciłam nadzieję
Następna randka była w restauracji. Już na wejściu czułam, że wszystko zostanie podporządkowane jego gestom hojności, a nie prawdziwej rozmowie. Kelner przyniósł menu, a on bez namysłu zamówił najdroższe dania, poprawiając marynarkę i uśmiechając się do mnie z dumą.
– Lubię dbać o partnerkę – powiedział, nachylając się lekko. – Nie chcę, żebyś czuła się pominięta.
Patrzyłam na niego i w duchu wyliczałam, ile by mi zajęło zarobienie takiej kwoty. Czułam mieszankę wdzięczności i obrzydzenia, bo wiedziałam, że pieniądze nie zastąpią prawdziwej troski ani szacunku. Rozmowa toczyła się w kółko o samochodach, wakacjach i luksusowych gadżetach, a ja słuchałam, próbując wydobyć z tego, choć odrobinę autentyczności. Gdy po kolacji zaproponował spacer nad rzeką, przyjęłam bez entuzjazmu.
– Chcę, żebyś poczuła się wyjątkowa – powiedział, trzymając mnie za rękę.
Wszystko wyglądało pięknie, ale było to piękno na pokaz, powierzchowne jak błyskotki na dłoniach. W drodze powrotnej czułam zmęczenie, które nie znikało nawet w cichym apartamencie, gdzie nocą leżałam sama. Pieniądze, prezenty, luksusowe miejsca – wszystko wydawało się próbą kupienia uwagi, którą nie mogłam sprzedać.
Zrozumiałam, że chodziłam na randki, które wyglądały efektownie z zewnątrz, ale w środku były puste i pozbawione sensu. Przez kolejne dni wracałam myślami do tej nocy. Każdy gest, każda obietnica hojności były tylko powierzchownym dowodem władzy, którą chcieli mieć nade mną. Zaczynałam powoli zdawać sobie sprawę, że jeśli nie zmienię podejścia, utknę w tym kręgu, w którym czas i emocje są marnowane na rzeczy, które nigdy nie będą prawdziwe.
To miała być ostatnia szansa
Pewnego wieczoru umówiłam się z kolejnym mężczyzną i obiecałam sobie, że to już ostatnia szansa i jeśli tym razem się nie uda, robię sobie przerwę od randkowania na jakiś czas. Tym razem poczułam, że jestem przygotowana – wiedziałam, czego chcę i czego nie chcę tolerować. Jednak gdy tylko usiedliśmy przy stoliku, on od razu zaczął opowiadać o najnowszym samochodzie, który kupił, i o apartamencie, który wynajął na weekend.
– A co robisz, kiedy nie pokazujesz się światu? – zapytałam ostrożnie.
Zamilkł i widziałam, że pytanie go zaskoczyło. Nie wiedział, jak odpowiedzieć, bo nikt nigdy nie pytał go o coś innego niż jego osiągnięcia czy bogactwo. Cisza między nami była ciężka, ale w końcu poczułam ulgę – w końcu coś w tej rozmowie było prawdziwe.
Spacer po parku po kolacji był spokojny. Patrzyłam, jak liście wirują w świetle latarni, jak ludzie mijają nas bez pośpiechu. Czułam, że to jest moment, w którym mogę spojrzeć na swoje wybory – te wszystkie randki, kolacje, drogie prezenty, które niczego nie zmieniały. Zrozumiałam, że szukałam czegoś, co nie istniało w tym świecie luksusu i pozorów.
Tamtej nocy wróciłam do domu z poczuciem, że czas przestać marnować energię na ludzi, którzy chcą kupić serce pieniędzmi. W końcu dotarło do mnie, że prawdziwe uczucia nie mają ceny, a jeśli kogoś one nie obchodzą, żaden prezent tego nie zmieni. Wiedziałam, że muszę zacząć od siebie, od swojego życia, zanim zacznę szukać kogoś, kto naprawdę będzie chciał mnie poznać.
W końcu powiedziałam pas
Po wielu miesiącach chodzenia z randki na randkę w końcu poczułam, że czas zatrzymać się i spojrzeć na siebie. Siedziałam w moim mieszkaniu, pijąc herbatę i patrząc w okno, jak miasto powoli budzi się do życia. Myślałam o wszystkich mężczyznach, których spotkałam, o tym, jak każdy z nich próbował zastąpić uczucia materialnymi gestami. Czułam mieszankę smutku i ulgi – smutku, że tyle czasu zmarnowałam, i ulgi, że w końcu to dostrzegłam.
Nie chodziło już o złość ani frustrację – chodziło o zrozumienie siebie. Wiedziałam, że muszę skupić się na tym, czego naprawdę potrzebuję, na prawdziwych relacjach, w których mogę być sobą. Nie szukałam już perfekcji ani luksusu, chciałam tylko autentyczności.
Tamtej nocy położyłam się do łóżka z poczuciem spokoju, które pojawiało się po długim okresie chaosu. Wiedziałam, że zmiana wymaga czasu, ale byłam gotowa ją podjąć. Chciałam być z kimś, kto doceni mnie za to, kim jestem, a nie za to, co mogę otrzymać lub ile kosztuje.
To była moja lekcja – lekcja o sobie i o tym, że prawdziwe uczucia nie mają ceny. I choć moje randki były pełne złudzeń i rozczarowań, dzięki nim w końcu zrozumiałam, co naprawdę jest ważne. Od tej chwili postanowiłam nie szukać u innych tego, czego sama nie potrafię dać sobie – spokoju, pewności i szacunku.
Eliza, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż, zamiast zajmować się firmą, puszczał oczko do stażystek. Szykuję taki odwet, że odechce mu się flirtów w pracy”
- „Miałam już serdecznie dość rygoru mojego męża. Był dyrektorem nie tylko w pracy, ale i w domu dla naszej rodziny”
- „Rocznicę ślubu miałam świętować z mężem, a spędziłam ją z teściową. Mój luby znalazł sobie wtedy ciekawsze zajęcie”








