– Julia, ty to się nie chwalisz, ale przecież to twoje miejsce – powiedziała dziś Aneta, koleżanka z salonu fryzjerskiego. – Nowy szyld, nowe wnętrze… No i otwarcie w sobotę! Zaprosiłaś mamę?

– Nie wiem jeszcze… Pewnie nie. Ona raczej nie przepada za takimi „eventami”.

– Mhm. Jasne. I pewnie dlatego nigdy o niej nie wspominasz, co?

Wiem, że Aneta widzi więcej niż mówi. I czasem boję się, że w końcu zapyta o to wszystko wprost. Bo o mojej mamie nie da się opowiadać z uśmiechem. Gdy czasem ktoś wspomni, że jestem podobna do niej, mam ochotę rozbić lustro. Nie wyglądam jak ona i nie chcę nią być, choć przez lata próbowała mnie ulepić z tych samych materiałów.

Święta, które zmieniły wszystko

Wigilia. Stół nakryty białym obrusem, świece i karp w galarecie, którego wszyscy udają, że lubią. Siedziałam na końcu stołu, w sukience wybranej przez mamę. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że zamierzam zepsuć jej święta. Ojciec nalewał barszcz, babcia poprawiała serwetki i wszystko wyglądało jak z rodzinnego kalendarza. Tylko ja nie byłam już tą samą dziewczyną, co rok wcześniej. Miałam siedemnaście lat, różowe końcówki włosów, kilka szkiców w zeszycie, które trzymałam pod łóżkiem, i jedną decyzję, której nie zamierzałam już zmieniać.

– A co tam u ciebie w szkole, Julka? – zagadnęła babcia, uśmiechając się łagodnie.

Nie będę zdawać na studia. Już zdecydowałam. Cisza przy stole była cięższa niż zwykle. Nikt się nie odezwał, tylko babcia przesunęła dłonią po talerzu, jakby szukała czegoś do powiedzenia.

– Jak możesz tak mówić przy babci? – zapytała matka, patrząc na mnie spokojnie, ale z tym charakterystycznym napięciem w głosie.

– Bo to właśnie przy niej trzeba to powiedzieć. Żeby nikt nie udawał, że wszystko jest w porządku. Nie chcę iść na studia. Nie chcę być tobą – Wiedziałam, że uderzyłam za mocno, ale nie potrafiłam tego zatrzymać.

Matka odłożyła widelec. Poprawiła mankiet bluzki, jakby to on był winny temu, co usłyszała. Spojrzała na mnie długo i chłodno: – Jesteś hańbą tej rodziny. Nie krzyknęła. Powiedziała to niemal szeptem. Ale każdy przy stole usłyszał. Nawet ojciec, który unikał naszego wzroku, zapatrzony w okno, jakby miał nadzieję, że zniknie, jeśli tylko wystarczająco się nie ruszy.

Zjadłam do końca, żeby matka mogła powiedzieć, że wstałam od stołu jak gówniara. Siedziałam, aż skończyli, a potem wstałam, podziękowałam za kolację i wyszłam do swojego pokoju, nie oglądając się za siebie.

Od tego dnia matka nie powiedziała mi nic więcej

Pewnego dnia czesałam panią Krystynę, stałą klientkę. Starsza, elegancka kobieta, zawsze pachnąca fiołkami i mówiąca o rodzinie, jakby była z porcelany. Gdy opowiadała o wnukach, słuchałam tylko połowy, aż w końcu rzuciła mimochodem: – Moja córka to moje największe szczęście.

Zanim zdążyłam się ugryźć w język, odpowiedziałam: – Moja mama by tak nie powiedziała.

Pani Krystyna uniosła brwi, spojrzała na mnie w lustrze. Zamilkła na chwilę, po czym westchnęła: – Każda matka kocha... czasem po prostu nie umie.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Udawałam, że poprawiam kosmyk przy karku, ale w środku już huczało. Może to nie była nienawiść. Może matka naprawdę próbowała. Tylko ja nie byłam tą córką, którą sobie wymarzyła. Tyle że już nie zamierzałam próbować się w nią zmieścić.

Wyszłam z salonu wcześniej niż zwykle i wtedy ją zobaczyłam

Szła po drugiej stronie chodnika, w beżowym płaszczu, z tą samą prostą fryzurą, jakby nic się nie zmieniło od lat. Mogłam przejść dalej. Udawać, że jej nie widzę. Ale to ona pierwsza odwróciła wzrok. Przeszła obok mnie jak obca.

– Naprawdę przeszłabyś obok własnej córki jak obok powietrza? – zawołałam, zanim zdążyłam się powstrzymać.

Zatrzymała się. Powoli odwróciła głowę – Zrobiłaś swoje wybory – powiedziała chłodno.

– Nie, ty mnie do nich zmusiłaś. Przez całe życie słyszałam tylko, kim mam być. Nigdy mnie nie zapytałaś, kim jestem.

– Zabrałaś mi córkę, którą wychowałam. Zostałaś kimś obcym.

– Może właśnie na to liczyłaś – powiedziałam cicho. – Że w końcu przestanę ci przeszkadzać – Odwróciłam się i odeszłam. Tym razem to ja nie obejrzałam się za siebie.

Zadzwoniłam do ojca kilka dni po tamtym spotkaniu

Odebrał po trzecim sygnale i powiedział tylko: „Przyjedź, jeśli chcesz”, jakby bał się, że zmienię zdanie, jeśli powie za dużo.

W jego mieszkaniu pachniało herbatą. Usiedliśmy przy stole, gdzie kiedyś razem układaliśmy puzzle, kiedy mama wychodziła na swoje zebrania.

– Widziałam ją – powiedziałam.

Nie zapytał, co się stało. Chyba wiedział – Twoja mama... nie wie, jak rozmawiać z kimś, kto ją rani – powiedział w końcu, wpatrzony w filiżankę.

– A ja nie wiem, jak rozmawiać z kimś, kto mnie nigdy nie słuchał.

Zamilkliśmy. Patrzyłam na niego i nagle zobaczyłam człowieka, a nie tylko cień obok matki. Cichego świadka wszystkiego, co się działo w tym domu. Nigdy mnie nie skrzyczał, ale nigdy też nie stanął w mojej obronie.

– Myślałem, że jeśli nic nie powiem, to was nie rozdzielę jeszcze bardziej – dodał po chwili. – Może to był błąd.

Nie odpowiedziałam. Wstałam, przytuliłam go lekko. Nie płakał, ale coś w nim się poruszyło. I we mnie też.

Tego dnia zostałyśmy z Anetą w salonie po godzinach

Aneta zmywała farbę z miseczek, a ja przecierałam lustra. Nagle usiadłam na fotelu dla klientek, odłożyłam szmatkę i westchnęłam – Myślałam, że jak będę sobą, to będę wolna – powiedziałam, patrząc na własne odbicie. – Ale dalej jestem w klatce, tylko innej.

Aneta stanęła za mną, oparła się o umywalkę – Wolność to nie brak bólu – odpowiedziała cicho. – To decyzja, że mimo bólu nie zrezygnujesz z siebie.

Zamilkłam. Po raz pierwszy powiedziałam to na głos. Że tęsknię, chociaż nie powinnam. Że nadal liczę na jej uznanie, mimo że udaję, że mi nie zależy – Cały czas myślałam, że jak zrobię wszystko inaczej niż ona, to mi się uda. Ale to też była jej definicja: żeby udowodnić coś światu. Ja już nie chcę nic udowadniać.

– To nie musisz – powiedziała Aneta i usiadła obok. – Możesz po prostu żyć.

W salonie było cicho. Tylko odgłos zegara na ścianie. I pierwszy raz od dawna, ta cisza mnie nie dusiła. Patrzyłam na siebie, na kobietę, którą się stałam. I pierwszy raz nie myślałam o tym, co powiedziałaby mama. Czy byłaby dumna. Czy znowu skrzywiłaby się na mój styl albo zawstydziła moim śmiechem. Nie miało to już znaczenia, bo ja byłam dumna. 

Julia, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: