Zawsze uważałam, że jeśli człowiek sam na coś zapracuje, to może wtedy naprawdę mówić, że to jego. Dlatego odkąd zamieszkaliśmy z Arturem razem, wolałam wynajmować małe, przytulne mieszkanko niż zaciągnąć kredyt na pół życia. On miał inne zdanie, ale nie naciskał. Wiedział, że jestem uparta. Wszystko się zmieniło, gdy teściowa – mama Artura – zaprosiła nas na obiad i rzuciła, niby od niechcenia:
– A może byście w końcu coś kupili? Młodzi jesteście, z pomocą rodziny moglibyście sobie pozwolić na coś porządnego.
Nie odpowiedziałam nic. Ale Artur się uśmiechnął.
– Myślisz, mamo, że moglibyśmy liczyć na twoją na pomoc?
– Oczywiście, synku. Mam trochę oszczędności. Jak wy się nie weźmiecie za dom, to nie wiem, komu to przepiszę – zaśmiała się.
To był moment, który zmienił wszystko. Z perspektywy czasu wiem jedno: teściowa nie dawała nam pieniędzy. Ona inwestowała.
Nasze miejsce na ziemi
Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Znalazłam ogłoszenie w internecie – nowoczesna willa na przedmieściach, ogród, dwa tarasy, wysokie sufity, salon z kuchnią jak z katalogu. Artur zakochał się w niej od razu.
– Ola, to jest to! Zobacz, ten podjazd, miejsce na jacuzzi, salon 40 metrów!
Patrzyłam na to chłodno.
– A kredyt? Albo raczej… mama?
Nie musiałam mówić więcej. Artur już wyciągał telefon. Po dwóch dniach teściowa przyjechała z gotówką. Serio – z gotówką.
– Na dom – rzuciła z uśmiechem, siadając przy kuchennym stole. – Przez wszystkie lata trochę się tego uzbierało.
– Mamo, jesteś wielka – powiedział Artur, ściskając jej rękę.
Ja tylko skinęłam głową.
Po tygodniu mieliśmy podpisaną umowę i klucze w dłoni. Przeprowadzka była jak z bajki. W pierwszą sobotę otworzyłam okno i westchnęłam.
– Boże, czy ja naprawdę tu mieszkam?
Artur złapał mnie w pasie.
– Nasze miejsce na ziemi.
I wszystko naprawdę byłoby piękne… gdyby nie to, że trzy dni później, bez zapowiedzi, teściowa przyjechała z walizką.
– Cześć kochani! Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko, że się na jakiś czas wprowadzę. W końcu… to przecież mój dom, prawda?
Zamarłam. Artur zmarszczył brwi.
– Jak to, mamo?
– No przecież wam go kupiłam. To znaczy… nam.
Tylko na jakiś czas…
Teściowa rozgościła się błyskawicznie. Walizka wylądowała w naszej sypialni.
– Mamo, no nie… To miał być nasz pokój – rzucił Artur, zmieszany.
– Ale przecież wy możecie spać na górze. Tamta sypialnia też jest piękna. A tutaj nie będę musiała się wspinać po schodach.
Stałam w progu i obserwowałam, jak rozpakowuje swoje rzeczy do naszej komody. Mojej komody.
– Mamo, nie tak się umawialiśmy – powiedziałam ostrożnie. – Myśleliśmy, że… wiesz, że to był prezent.
Odwróciła się z uśmiechem, ale coś w jej spojrzeniu było lodowate.
– Kochanie, luksus nie bywa za darmo. Nie podpisaliśmy żadnej umowy, ale są sprawy oczywiste. Kupiłam dom, więc chyba mogę mieszkać, gdzie chcę?
Artur milczał. Wiedziałam już, że nie stanie po mojej stronie. Jeszcze nie.
– A umowa? – spytałam wprost. – W akcie notarialnym jest nasze nazwisko. Ty tylko pożyczyłaś pieniądze.
– Ale przecież… jestem częścią tej rodziny. A rodziny się nie wyrzuca – powiedziała, z łagodnym tonem, który miał udawać matczyną troskę.
Wieczorem, gdy siedzieliśmy sami, próbowałam rozmawiać z Arturem.
– Kochanie, musimy ustalić zasady. To nie jest normalne.
Wzruszył ramionami.
– Daj spokój, Ola. Mama nie będzie nam przecież przeszkadzać.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– Nie przeszkadzać? Ona właśnie ukradła naszą sypialnię.
– Tylko na jakiś czas…
Już wtedy wiedziałam, że to „na chwilę” potrwa znacznie dłużej.
Wprowadzam trochę ładu
Nie minął tydzień, a ja już miałam dosyć. Nie chodziło tylko o sypialnię. To był dopiero początek. Prawdziwa wojna zaczęła się w kuchni.
– Ola, nie wkładaj tych talerzy tam, przecież się nie zmieszczą – rzuciła teściowa, kiedy akurat myłam naczynia.
– Zawsze tak robiłam i wszystko się mieści – odpowiedziałam, starając się zachować spokój.
– No właśnie. „Zawsze tak robiłam”. A to jest nowy dom. Tu się robi inaczej – dodała, zerkając na mnie z góry.
Wyjęła talerze z moich rąk i ułożyła je po swojemu. Jakby to była jej kuchnia.
Wdech. Wydech.
Kiedy wróciłam z pracy następnego dnia, w kuchni pachniało rosołem.
– Mamo, ale przecież mieliśmy dziś zamówić jedzenie – zauważył Artur, całując ją w policzek.
– Zamówić? Phi! W moim domu się gotuje. Zresztą, Ola wraca zmęczona, a ja i tak jestem na miejscu. Co szkodzi?
Patrzyłam, jak Artur nakłada sobie wielką porcję.
– Ola, zjesz? – rzuciła chłodno. – Chyba że wolisz swoje tofu z mikrofalówki?
– Może chociaż zapytaj mnie, zanim zaczniesz zmieniać wszystko, co do tej pory działało? – odparłam, siląc się na spokojny ton.
– Ja nic nie zmieniam. Ja tylko wprowadzam trochę ładu. W końcu… ktoś musi – dodała, poprawiając obrus.
Artur spojrzał na mnie z niepokojem, ale nie powiedział nic. A ja? Ja po raz pierwszy poczułam, że nie jestem już panią we własnym domu.
To nie jest układ, na jaki się godziłam
Z czasem wszystko zaczęło mieć swój „maminy” rytm. Wstawaliśmy rano? Już kawa zaparzona, śniadanie gotowe. Jednak wiedziałam, że za tą każdą kromką chleba kryje się rachunek, który będę musiała zapłacić.
– Ola, dzisiaj po pracy możesz ogarnąć pranie? Już dwa dni leży – rzuciła, wycierając stół, który ja godzinę wcześniej umyłam.
– Mamo, ja wracam po 18, a ty jesteś cały dzień w domu… – odpowiedziałam powoli.
– No i właśnie! Cały dzień siedzisz przed komputerem, więc się rusz. Trochę ruchu dobrze zrobi. Ja i tak cały dzień na nogach – westchnęła teatralnie.
Artur milczał. Jak zwykle.
Aż w końcu zebrałam się w sobie.
– Możemy porozmawiać? W trójkę – powiedziałam po kolacji.
Usiedliśmy przy stole. Teściowa jak królowa na tronie, Artur pośrodku, ja na końcu.
– To nie jest układ, na jaki się godziłam – zaczęłam.
– Jaki układ, córeczko? Ja po prostu pomagam – wtrąciła teściowa.
– Nie, ty rządzisz. Narzucasz swoje zasady, mieszasz się w nasze życie, w naszą codzienność. Czuję się jak… jakbym pracowała u ciebie. Jak służąca, nie synowa.
– Skoro tak to widzisz, to może powinnam się wyprowadzić?
Zamilkłam. Tak łatwo?
– Tylko pamiętaj, złotko… bez moich pieniędzy nie byłoby tego domu.
Zrozumiałam. Albo gram według jej zasad, albo wszystko stracimy.
Przypominam, dzięki komu go macie
Następnego dnia znalazłam na lodówce… grafik. Serio. Zasady sprzątania, gotowania, prania – wszystko rozpisane na dni tygodnia. I podpisane: „dla sprawiedliwego podziału obowiązków – mama”.
– Artur, czy ty to widzisz? – pokazałam mu kartkę, kiedy wyszedł z łazienki.
– Wiem, wiem… Mama przesadza. Ale nie chciałem robić afery. Znasz ją…
– A mnie znasz? Wiesz, jak ja się tu czuję? Jak w pensjonacie, gdzie jestem obsługą, nie gościem.
Wzruszył ramionami. Bolało. Ale to nie koniec. Wieczorem, gdy wróciłam z pracy, w salonie siedziała teściowa z jakąś kobietą.
– O, Ola! Poznaj panią Grażynkę. Będzie przychodzić do nas raz w tygodniu. Taka… pomoc domowa. Nie nadążam już za wszystkim.
– Co proszę?
– Zrzucimy się na nią we trójkę. Będzie sprzątać, gotować. Tobie też będzie lżej – uśmiechnęła się niewinnie.
– Ja nie chcę nikogo obcego w naszym domu – powiedziałam stanowczo.
– W naszym domu? – uniosła brwi. – Przypominam, dzięki komu go macie.
Zapadła cisza. Nawet Artur zbladł.
– Mamo, nie mów tak.
– A czemu nie? Prawda boli, ale czasem trzeba ją powiedzieć.
Tego wieczoru spakowałam walizkę. Zeszłam po schodach, rzuciłam tylko jedno spojrzenie Arturowi.
– Jak będziesz gotów być mężem, a nie maminsynkiem – wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Ja mam teraz swoje miejsce
Przeniosłam się do wynajmowanej kawalerki. Skromnie, ale cicho. Żadnych grafików na lodówce, żadnych porannych uwag o „dobrym wychowaniu”, żadnych spojrzeń mówiących: „zawdzięczasz mi wszystko”. Artur próbował się kontaktować.
– Ola, mamo żałuje swoich słów. Przesadziła. Ale przecież nie możemy się rozstać przez to...
– Przez to? Artur, ty naprawdę nie rozumiesz, że od miesięcy nie jestem twoją żoną, tylko współlokatorką twojej matki? – odpowiedziałam spokojnie.
– Ty może miałeś luksusowy dom. Ja miałam luksusową klatkę.
– Przecież ona tylko pomagała...
– Nie. Ona nas zdominowała. A ty jej na to pozwoliłeś. Nawet nie próbowałeś mnie obronić.
Zapadła cisza. Długa.
– Może jak mama się wyprowadzi... – zaczął niepewnie.
– Miałeś szansę postawić granice. Nie zrobiłeś tego. Wybacz, ale ja nie wrócę, żeby znowu patrzeć, jak twoja mama pyta, jak mam obierać ziemniaki i kiedy prać pościel.
Nie wróciłam. Artur nigdy nie zdecydował się postawić matce warunków. Podobno nadal mieszkają razem. Słyszałam, że mama już zaczęła go swatać z innymi, bo „czas znaleźć nową, bardziej pokorną dziewczynę”. Ja? Ja mam teraz swoje miejsce. Małe, moje, prawdziwe. Bez sztucznych zasad i układów. Czasem samotnie, ale wolna. Nie potrzebuję willi. Potrzebuję szacunku.
Aleksandra, 42 lata
Czytaj także:
- „Teściowa zniszczyła moje małżeństwo. Rządziła się w naszym domu, a mąż nie umiał się postawić, więc powiedziałam pas”
- „Teściowej nie podobał się powrót mój do pracy po macierzyńskim. Nazwała mnie wyrodną matką i obgadała przed rodziną”
- „Teściowie mojego syna byli z wyższych sfer. Długo czułam się od nich gorsza, ale w końcu pokazałam, że też coś znaczę”









