Zawsze uważałem się za kogoś „normalnego” i spokojnego, a może nawet nudnego. Nie byłem z tych, co co tydzień zmieniają dziewczynyi szaleją na imprezach. Ja raczej cicho żyłem, z boku i byłem samotnikiem z wyboru – a może raczej z wychowania. Nigdy nie znałem ojca, a matka... była kobietą zamkniętą w sobie, a jednocześnie zadziwiająco ciepłą. Miała swój system - rano herbata z cytryną, potem gazeta, potem praca, obiad zawsze o 15:30, a potem książka i cisza. W tej ciszy się właśnie wychowywałem. Czasem chciałem ją przerwać i zapytać o tatę, ale czułem, że to byłby zamach na coś większego niż milczenie, więc milczałem razem z nią.
Odejście mamy było trudne
Po jej śmierci wróciłem do mieszkania, które kiedyś było naszym domem. Teraz wyglądało jak muzeum dzieciństwa. Na półkach laurki z przedszkola i moje stare rysunki, ale wszystko jakby zatrzymane w czasie. Stałem w progu i miałem wrażenie, że jestem intruzem. I nagle... zacząłem się bać. Bać, że nigdy nie poznam prawdy o sobie, o niej i o nim – kimkolwiek był. Teraz, gdy już jej nie było, została mi tylko pustka i pytanie, które rosło we mnie jak wyrzut: – Kim był mój ojciec i dlaczego nie było go tu nigdy?
Szukałem czegoś nieokreślonego. Może odpowiedzi, a może choćby śladu. Znalazłem je głęboko, pod obrusami i pożółkłymi gazetami – stare, kartonowe pudełko przewiązane sznurkiem. Na pierwszy rzut oka niepozorne, ale cięższe niż się spodziewałem. Usiadłem na podłodze, bo nie miałem ochoty przenosić tego dalej. Zdjąłem wieczko.
Na wierzchu leżały kartki z życzeniami – z moich urodzin, z imienin mamy, nawet z Dnia Matki, które rysowałem jako dziecko. Były tam zdjęcia – z choinką, z urodzinowymi tortami, z wakacji nad jeziorem. Na większości z nich byłem ja i mama. Czasem pojawiała się ciotka, stojąca z boku, z zaciętą miną. Nie było żadnego mężczyzny.
Z każdym kolejnym zdjęciem coś we mnie narastało. Najpierw niedowierzanie, potem złość. Zacząłem przeszukiwać pudełko dokładniej. Były w nim zeszyty, notatki, nawet stare paragony – jakby mama naprawdę chciała archiwizować nasze życie. Tyle że tylko naszą część. Jego nie było tam wcale. Zacisnąłem palce na fotografii, na której miałem może cztery lata. Mama trzymała mnie za rękę. Miała uśmiech, który widywałem rzadko – lekki, prawie beztroski. Ale nawet tam była sama. Przesunąłem zdjęcie na bok, potem kolejne. Przysunąłem pudełko bliżej.
– Gdzie on jest? – zapytałem szeptem, sam nie wiedząc, czy to pytanie do niej, czy do siebie. – Nawet na jednym zdjęciu?
Było to nierealne. Jak można tak dokładnie wymazać czyjąś obecność? Przecież istniałem. Ktoś musiał się do tego przyczynić. A może go po prostu nigdy tu nie było? Nie mogłem przestać szukać. Czułem, że brakowało mi nie osoby, tylko konturów prawdy. Cień ojca zaczął ciążyć bardziej niż jego fizyczna nieobecność przez wszystkie lata. To nie był już tylko brak. To była rana, której do tej pory nie zauważałem, bo nikt mi nie powiedział, że mam prawo jej szukać.
Spotkanie, które zmieniło wszystko
Któregoś popołudnia włożyłem kurtkę, chwyciłem klucze i postanowłem pojechać do ciotki. U Ireny pachniało jak zwykle, mocną kawą i płynem do mycia podłóg. Mieszkanie wyglądało identycznie jak zawsze. Dywan w róże, zegar z kukułką, kwiaty na parapecie.
– Jak się trzymasz?
– W porządku – odpowiedziałem automatycznie. – Sprzątam mieszkanie. Właściwie próbuję.
– Domyślam się. Irena to była... pedantka. Wszystko na swoim miejscu, każdy papierek zachowany. Zawsze się z niej śmiałam, że prędzej wyrzuci chleb niż rachunek za mleko.
Usiadłem. Czekałem chwilę, aż postawi przede mną filiżankę, aż usiądzie naprzeciwko. Wreszcie zapytałem: – Irena... Powiedz mi coś. O moim ojcu.
Westchnęła: – Odszedł, gdy miałeś rok. Po prostu zniknął. Nie zostawił nawet listu. Alicja nie chciała o nim mówić, bo nienawidziła tego, jak was zostawił. Ale nigdy ci tego nie powiedziała. Nigdy nie wylała na ciebie swojego żalu. Zawsze mówiła, że nie ma sensu wracać do przeszłości. Że ty nie powinieneś nosić jej ran i że dasz sobie radę bez tego wszystkiego.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Byłem rozdarty. Było we mnie coś jak gniew, ale nie miał do kogo się przyczepić. Miałem w sobie tyle samo pretensji, co wdzięczności. Z jednej strony nie mogłem znieść, że nikt mi tego nie powiedział wcześniej. Z drugiej – byłem wdzięczny, że mama nie zatruła mi życia opowieściami o jego odejściu. Pozwoliła mi żyć tak, jakby niczego mi nie brakowało.
– A ty? Dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś?
– Bo to nie było moje. To była jej decyzja. I nie chciałam jej odbierać tego, co uważała za słuszne.
Wstałem bez słowa, a Irena mnie przytuliła: – Tomek... Ona cię bardzo kochała. Nawet jeśli nie mówiła wszystkiego.
Wróciłem do mieszkania
Siedziałem na podłodze w salonie, wśród porozrzucanych zdjęć i dokumentów. Okno zasnute było parą, za nim migotały latarnie. Mieszkanie było ciche, ale tym razem nie była to cisza, którą znałem. Ta miała w sobie coś niespokojnego. Znowu wziąłem do ręki listy. Przeglądałem koperty, nawet te nieotwarte. Jeden z nich od razu przyciągnął moją uwagę. Zaadresowany do mamy.
Nie znałem pisma, ale nazwisko na kopercie znałem dobrze. Marek - imię, które powinno coś dla mnie znaczyć, ale nic nie mówiło. Drżały mi palce, kiedy go rozrywałem. Był napisany prosto, bez patosu, czysta skrucha i prośba o kontakt. Pisał, że żałuje, że długo nie miał odwagi, ale nie przestał myśleć ani o niej, ani o mnie. Zostawił numer telefonu i prosił, żeby dała mu choć cień szansy.
Nie odpowiedziała. Nie wiem, czy go przeczytała, ale nie odpowiedziała.
Patrzyłem na ten list, jakby miał mi coś wyjaśnić. A on tylko pogłębił pytania czy przez całe życie nie pytałem, bo naprawdę mnie to nie obchodziło, czy dlatego, że bałem się znać odpowiedź? Wciąż nie wiedziałem, ale czułem, że to już mi nie wystarcza. Nie chciałem dłużej żyć z domysłami.
Rano obudziłem się z bólem głowy
Chyba nie spałem więcej niż dwie godziny, ale nawet nie byłem zmęczony – byłem roztrzęsiony. Chodziłem po mieszkaniu bez celu, od stołu do parapetu, od szafy do drzwi. Wziąłem list znowu do ręki i czytałem go jakby pierwszy raz. Dlaczego nie odpisała? Przecież mogła. Miała okazję. Nie musiała przyjmować go z powrotem, ale mogła pozwolić mi go poznać. Nie zrobiła tego.
Czułem się zdradzony. Nie tylko przez niego, który zniknął. Teraz także przez nią – za to, że ukryła przede mną coś tak ważnego. Myślałem, że nasza relacja była pełna, szczera, a to była tylko część obrazu. Wyszedłem z mieszkania i szedłem bez celu. Minąłem piekarnię, w której kupowaliśmy bułki, kiedy byłem dzieckiem. Minąłem kiosk, gdzie mama kupowała krzyżówki. Nic się nie zmieniło, a wszystko wyglądało inaczej.
Miałem wrażenie, że życie, które znałem, miało dwie wersje. Jedną, w której byłem dzieckiem samotnej matki i niczego mi nie brakowało. I drugą, która właśnie wychodziła z cienia, z nowymi pytaniami, które nie dawały mi spokoju. Wiedziałem, co muszę zrobić. Nie po to, by naprawić cokolwiek. Chciałem tylko zrozumieć i zadać jedno pytanie: dlaczego?
Znalazłem go po kilku dniach
Nie było to trudne, bo w liście zostawił dawny adres, a internet zrobił resztę. Mieszkał w małym miasteczku, w bloku z lat siedemdziesiątych. Klatka schodowa pachniała farbą i kurzem. Na domofonie jego imię. Zadzwoniłem. Drzwi otworzył siwiejący mężczyzna, z twarzą bardziej zmęczoną niż starą. Zmarszczył brwi, jakby próbował rozpoznać mnie w pamięci, której nie miał prawa mieć.
– Dzień dobry. Nazywam się Tomek i jestem synem Alicji.
Zamilkł. Usta otworzyły mu się nieznacznie, ale nic nie powiedział. Tylko cofnął się o krok i skinął głową, żebym wszedł.
– Myślałem o tobie każdego dnia – powiedział w końcu. – Ale twoja matka nie chciała, żebym był częścią waszego życia.
– Próbowałeś tylko raz. Jednym listem. To wszystko?
Spuścił wzrok: – Bałem się. Byłem tchórzem. Ale też… szanowałem jej decyzję. Myślałem, że skoro milczy, to znaczy, że naprawdę nie chce. Nie chciałem się narzucać.
Zacisnąłem dłonie: – Nie przyszedłem po przeprosiny. Nie jestem tu, żeby się z tobą godzić. Chciałem tylko wiedzieć… dlaczego. Dlaczego wtedy odszedłeś?
Nie odpowiedział od razu. Patrzył gdzieś w bok przez dłuższą chwilę: – Bo się bałem. Bo byłem młody, niedojrzały. Nie umiałem tego unieść. Myślałem, że jakoś się ułoży... a potem było już za późno. Wstydziłem się wrócić.
Nie potrafiłem mu współczuć, ale też nie potrafiłem już się złościć. Wszystko, co miało mnie palić, wypaliło się przez ostatnie dni.
–Masz rodzinę?
– Mam żonę i dwie córki. Wiedzą o tobie, ale nigdy nie zdołałem im opowiedzieć całej historii.
Skinąłem głową. To wystarczyło. Nie potrzebowałem więcej. Wyszedłem, zanim zdążył zaproponować herbatę. Nie obejrzałem się za siebie.
Nic nie było takie samo
Wróciłem do mieszkania po mamie, kiedy słońce chyliło się ku zachodowi. W przedpokoju nadal leżała torba, którą przywiozłem kilka dni temu. Nic nie było na swoim miejscu, ale nie czułem już potrzeby porządkowania wszystkiego natychmiast. Usiadłem na kanapie z albumem zdjęć. Przeglądałem kolejne strony, powoli, jakby chciałem każdej dać należny czas.
Poczułem, że coś się zmieniło. Nie chodziło o to, że wszystko zrozumiałem. Chyba właśnie o to, że zrozumiałem, jak wiele zostanie na zawsze bez odpowiedzi. I że w tym też jest miejsce na spokój. Mama mogła napisać, powiedzieć, opowiedzieć mi wszystko. Nie zrobiła tego. Zostawiła mnie z wersją życia, która była jej wyborem. Milczenie było jej sposobem na troskę. Wtedy tego nie rozumiałem. Teraz... nie wiem, czy rozumiem. Ale akceptuję.
Być może to był jej największy dar – nie obciążać mnie tym, co ją zraniło. Nie dopuścić do tego, bym żył jej krzywdą. Dała mi dzieciństwo, w którym mogłem się czuć bezpieczny, nawet jeśli nie było pełne.
Tomasz, 39 lat
Czytaj także:
- „Teściowa zniszczyła moje małżeństwo. Rządziła się w naszym domu, a mąż nie umiał się postawić, więc powiedziałam pas”
- „Siostra zrobiła z mego ślubu pośmiewisko. Zepsuła mi najważniejszy dzień w życiu i do dziś nie usłyszałam przepraszam”
- „Chciałam mieć luksusowe życie na kredyt i szczęście na raty. Skończyłam na łasce teściów i z groszami w kieszeni”









