Kiedy wychodziłam za Filipa, wiedziałam, że jego matka będzie częścią naszego życia, ale nie przewidziałam, że aż tak dosłownie. Od samego początku starała się zdominować każdą naszą decyzję. Wiedziała lepiej, co powinnam gotować, jak urządzić mieszkanie i kiedy powinniśmy postarać się o dziecko. Ale z czasem jej obecność przybrała formę niemal inwigilacji. Przychodziła bez zapowiedzi, zaglądała do naszej lodówki, a nawet przestawiała rzeczy w szafkach. A mój mąż tylko milczał, gdy ja zaczynałam już tracić rozum i cierpliwość.

Trudne życie z teściową

– To masło jest za tłuste – powiedziała, otwierając naszą lodówkę. – I po co wam tyle jajek? Będziesz miała cholesterol jak moja sąsiadka z parteru.

Stałam w kuchni z łyżką do zupy w dłoni i patrzyłam, jak Barbara – moja teściowa – po raz kolejny prowadzi inspekcję w naszym mieszkaniu. Było wtorkowe popołudnie, godzina 14:17, a ona pojawiła się, jak zwykle, bez zapowiedzi. Miała swój klucz. Filip twierdził, że „na wszelki wypadek”, bo kiedyś, w trakcie naszego urlopu, podlewała nam kwiaty.

– Mamo, możesz nie grzebać w naszych rzeczach? – zapytałam, starając się, by mój ton był spokojny.

– Ja nie „grzebię”. Ja tylko patrzę, co jecie. Dla waszego dobra – odpowiedziała, nie odwracając się. – Zobacz, wszystko źle ustawione. Jogurty powinny być na górze, nie na drzwiach!

Filip, który właśnie wrócił z pracy, popatrzył na mnie, potem na matkę i powiedział tylko:– Mamo, zostaw to już, proszę...

Ale ta prośba nie miała znaczenia. Barbara już przeglądała nasze kolejne rzeczy i tylko szukała do czego by się tu przyczepić. 

Było sobotnie przedpołudnie

Leżałam jeszcze w łóżku z książką w ręku. Filip krzątał się w kuchni, robił śniadanie. Pomyślałam, że wreszcie mamy chwilę tylko dla siebie. Żadnych obowiązków, żadnych gości. Cisza. Aż nagle usłyszałam charakterystyczny dźwięk klucza przekręcanego w zamku.

– Halo? To ja, mama! = rozległo się z przedpokoju – Mam dla was zupę ogórkową i sernik – oznajmiła, wchodząc do mieszkania z dwoma torbami i zdejmując buty tak, jakby nadal tu mieszkała. – I proszę, nie dziękujcie. Wiem, że moja zupa jest lepsza niż te wasze eksperymenty.

Miałam już w gardle gulę, a Filip tylko cmokał pod nosem i udawał, że wszystko jest w porządku. A Barbara weszła do naszej sypialni, jakby w ogóle nie obowiązywała jej żadna prywatność.

– Pościel już znowu zmięta... I książki w łóżku. No nie wiem, jak wy możecie tak mieszkać – mruknęła, przysiadając na brzegu naszego łóżka i zaczynając wygładzać kołdrę.

– Proszę, wyjdź stąd – powiedziałam cicho, ledwo słyszalnie.

Spojrzała na mnie i syknęła: – Nie pyskuj. To dla twojego dobra – po czym z hukiem zamknęła za sobą drzwi i wyszła.

Wieczorem zapytałam Filipa

– Naprawdę nie widzisz, co się dzieje?

– Wiem, że mama trochę przesadza… ale ona się tylko troszczy. Taka już jest.

– Troszczy? Ona przeszukuje mi bieliznę, przestawia rzeczy w kuchni, wchodzi do sypialni, jakby to był jej dom! – podniosłam głos. – A ty nic z tym nie robisz.

Filip spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem: – Chcesz, żebym ją wyrzucił? – zapytał tonem, który brzmiał niemal oskarżycielsko.

– Chcę, żebyś postawił granice. Żebyś jej powiedział, że nie ma prawa wchodzić bez zapowiedzi, że nie ma prawa komentować wszystkiego, co robimy. Że jesteśmy dorośli i to jest nasz dom, nie jej! – rzuciłam zdesperowana.

Zamilkł na chwilę, a potem westchnął:– Znasz ją, jak się postawię, to będzie dramat. Po co to wszystko?

– Po to, żebyśmy mogli żyć normalnie! – krzyknęłam. – Ja już nie daję rady!

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. W jego oczach nie było złośliwości. Był po prostu wystraszonym, wygodnym człowiekiem, który przez całe życie nauczył się, że z mamą się nie dyskutuje. A teraz, kiedy trzeba było zareagować, wolał udawać, że to nie jego sprawa.

Pewnego dnia powiedziałam dość

Teściowa przyszła jak zwykle – z kluczem, torbą zakupów i własnym zdaniem na każdy temat. A ja zamiast schować się w łazience, jak zdarzało mi się robić ostatnio, podeszłam do niej i powiedziałam: – Pani Barbaro, proszę oddać klucz. Od dzisiaj chcę wiedzieć, kiedy ktoś wchodzi do mojego domu.

Zamarła w pół ruchu: – Słucham? Ty naprawdę myślisz, że możesz mi dyktować, co wolno, a czego nie? Zawdzięczasz mi męża, życie, może i to mieszkanie, bo Filip nie zarobiłby tyle, gdyby nie moje wsparcie przez całe życie!

– I właśnie dlatego nikt nie stawia pani granic – odpowiedziałam twardo.

Nie powiedziała już nic więcej. Spakowała się szybko i wyszła. Myślałam, że mam to za sobą. Że teraz coś się zmieni. Tymczasem dwie godziny później Filip wrócił z pracy czerwony na twarzy i wyraźnie wzburzony.

– Co ty zrobiłaś?! Mama płakała przez telefon, że ją wygoniłaś jak psa. Przesadziłaś. Totalnie.

– Filip, ja chcę po prostu normalnie żyć.

– A ja nie chcę wybierać między tobą a moją matką! – krzyknął. I wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami.

Spakowałam się w ciszy

Nie zabrałam wiele – kilka ubrań, kosmetyczkę, laptopa. Pojechałam do przyjaciółki. Pierwszą noc spałam niespokojnie, budząc się co chwilę. W głowie kołatały mi się myśli: „Może przesadziłam. Może powinnam była ugryźć się w język. Może rzeczywiście to ja jestem problemem”. Ale za każdym razem, gdy przypominałam sobie Barbarę z moimi majtkami w dłoni albo jej komentarze o mojej diecie, urodzie, planach na dziecko – czułam tylko wściekłość.

Minął tydzień i Filip w końcu zadzwonił: – Wrócisz?

– A ty porozmawiałeś z matką? Dopóki ona będzie miała klucz, ja nie wracam – powiedziałam stanowczo.

– Wiesz, że ona jest sama. Tata zmarł, ja jestem jej jedynym dzieckiem. Potrzebuje mnie. A ty… no, nie rozumiesz.

Rozłączyłam się bez słowa. Czułam, jak pęka we mnie coś ważnego. Ucieczka okazała się tylko tymczasowym ratunkiem. Bo tak naprawdę nie chodziło już tylko o teściową. Chodziło o męża, który bał się wybrać, komu chce być wierny: matce czy własnej żonie.

Wróciłam po trzech miesiącach

Przez ten czas wynajęłam pokój, wróciłam do pracy na pełen etat i pierwszy raz od dawna zaczęłam oddychać pełną piersią. Bez kontrolnych telefonów, krytycznych spojrzeń i ciągłego wrażenia, że wszystko robię nie tak.

Filip odezwał się kilka razy. Spotkaliśmy się na neutralnym gruncie – kawiarnia, gdzie kiedyś, na początku, umawialiśmy się na randki. Myślałam, że może coś się zmieniło, że może porozmawiał z matką, przemyślał wszystko. Ale on wciąż krążył wokół tych samych słów: „Nie chcę wojny”, „Nie każ mi wybierać”, „Ty też mogłaś być milsza”.

– Wiesz, czego najbardziej się boję? – zapytałam go w końcu. – Że kiedyś twoja matka będzie siedzieć przy naszym stole i wychowywać nasze dzieci. I powie mojej córce, że nie umie kroić ogórka. I twojemu synowi, że nie powinien płakać, bo to niemęskie. A ty, jak zwykle, powiesz tylko: „Zostaw, mama taka już jest.”

Spojrzał na mnie bez słowa. Może wtedy dotarło do niego, że nie jestem już tą samą cichą, potulną żoną, którą dało się uciszyć. Nie wróciłam do tego mieszkania. Rozwiedliśmy się pół roku później i dziś mam spokój oraz przestrzeń, w której wiem, że każda rzecz jest na swoim miejscu. 

Natalia, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: