Małżeństwo z Borysem nigdy nie było proste, ale przez długi czas wmawiałam sobie, że to tylko drobne zgrzyty wynikające z różnic charakterów. On był chaotyczny i porywczy, ja dokładna i przewrażliwiona na punkcie stabilności. Z biegiem lat coraz częściej czułam, że żyję obok niego, a nie z nim. Jakbyśmy byli dwoma wagonami, które kiedyś jechały po tych samych torach, ale teraz tylko stukają o siebie na zakrętach. Mimo to twardo trzymałam się przysięgi, bo wierzyłam, że skoro powiedzieliśmy sobie „na zawsze”, to nie można tak po prostu wcisnąć hamulec i wyskoczyć w biegu.
Może to nie są drobne rysy
Kiedy wróciłam tamtego wieczoru do domu, od razu zobaczyłam światło w salonie. Borys siedział na kanapie, wpatrzony w ekran telefonu, nawet nie podnosząc wzroku, gdy otworzyłam drzwi. Poczułam narastającą irytację, ale starałam się ją stłumić. Postawiłam torbę i podeszłam bliżej.
– Wracasz? – mruknął, jakby mnie zobaczył mimo wszystko.
– Tak, choć mogłeś chociaż zapytać, jak minął mi dzień – odpowiedziałam, zdejmując płaszcz.
– Przecież pytam czasem – burknął, odchylając się na oparcie.
– Tylko kiedy akurat masz dobry humor – weszłam mu w słowo, czując, jak coś mnie ściska od środka. – A dzisiaj? Wiesz, że miałam ważne spotkanie.
Borys wzruszył ramionami, jakby mówiłam o pogodzie.
– No to opowiedz, skoro tak ci zależy.
– Nie chodzi o to, żebyś mnie wysłuchiwał z łaski – odparłam ostrzej, niż planowałam.
Zerknął na mnie z irytacją.
– To o co chodzi? Bo jeśli znowu robisz aferę o nic…
– Właśnie że nie o nic! – przerwałam mu, a głos mi zadrżał. – Ja tu wracam jak do pokoju wynajmowanego u obcego faceta.
Zapadła cisza. Borys westchnął ciężko.
– Znowu przesadzasz. Jesteś wiecznie spięta i szukasz problemów tam, gdzie ich nie ma.
Poczułam, jak jego słowa odbijają się we mnie jak kamienie. Stałam tam, przy drzwiach, czując się jak intruz. Zamiast się tłumaczyć, objął rękami telefon i znów w niego spojrzał. Jakby rozmowa się skończyła, zanim naprawdę się zaczęła.
– Wiesz co? – powiedziałam cicho. – Czasem mam wrażenie, że bardziej ci zależy na tym ekranie niż na mnie.
– Przestań dramatyzować. Jestem zmęczony – rzucił.
A ja po raz pierwszy pomyślałam, że może to nie są drobne rysy. Może to już była poważna awaria, którą latami ignorowałam.
Ciągle tylko pretensje
Następnego dnia wróciłam z pracy wcześniej, żeby spróbować spokojnie porozmawiać. W mojej głowie układałam sobie zdania, ćwiczyłam ton, który miał być łagodny, bez wyrzutów. Chciałam, żeby Borys mnie usłyszał, naprawdę usłyszał. Gdy weszłam do kuchni, zastałam go przy otwartej lodówce, jak wyjadał coś prosto z pojemnika.
– Borys, możemy pogadać? – zapytałam.
– Teraz? – odwrócił się niechętnie. – Miałem zaraz wychodzić.
– Może pięć minut? – spróbowałam się uśmiechnąć, choć serce biło mi jak szalone.
– No dobra, mów – westchnął, zamykając lodówkę.
Przesunęłam dłonią po blacie, żeby choć trochę uspokoić emocje.
– Chodzi o nas. O to, jak ostatnio się mijamy. Mam wrażenie, że ci nie zależy.
– Skąd w ogóle takie pomysły? – prychnął. – Ostatnio jesteś przewrażliwiona. Przecież nic się nie stało.
– Ale ja tak czuję. I chciałabym, żebyś trochę bardziej się starał. Żebyśmy coś robili razem. Żebyś mnie zauważał – powiedziałam cicho.
Zmrużył oczy, jakby analizował, czy warto się w to w ogóle angażować.
– A może to ty przestałaś zauważać mnie? – rzucił nagle.
– Naprawdę tak uważasz? – zapytałam zszokowana.
– No tak. Ciągle tylko pretensje. A ja też mam swoje życie, swoje zmęczenie. Nie będę chodził wokół ciebie na palcach.
– Ja tego od ciebie nie wymagam… – zaczęłam, ale Borys uniósł rękę.
– Wymagasz. Tylko w inny sposób.
Te słowa zabolały bardziej, niż chciałam przyznać. Poczułam, że cała rozmowa wymyka mi się z rąk.
– Ja po prostu chcę, żebyśmy byli bliżej siebie – powtórzyłam, choć brzmiało to jak prośba kogoś, kto nie ma już żadnej siły.
– Ja muszę wyjść – uciął.
Chwycił kurtkę i wyszedł, zostawiając mnie w kuchni z poczuciem, że jest coraz gorzej.
My się oddalamy
Kilka dni później atmosfera w domu była gęsta jak mgła nad wodą. Chodziłam cicho, ostrożnie, jakbym bała się nadepnąć na coś, co zaraz wybuchnie. Borys też był inny – bardziej zamknięty, bardziej drażliwy. Kiedy wracał z pracy, od razu włączał telewizor albo chował się w sypialni. Rozmawialiśmy mniej niż kiedykolwiek. Wieczorem przygotowałam kolację i zerkałam na niego, jak siedzi z założonymi rękami przy stole. Chciałam chociaż spróbować.
– Może obejrzymy potem jakiś film? – zaproponowałam ostrożnie.
– Jestem zmęczony – odpowiedział bez zastanowienia.
– To może spacer? – próbowałam dalej. – Dawno nie wychodziliśmy razem.
– Zimno jest – uciął.
Westchnęłam cicho. Widział, że próbuję, ale nie reagował nawet odrobiną dobrej woli.
– Borys, my się oddalamy. To nie jest tylko moje wrażenie – powiedziałam po chwili.
– Albo ty po prostu musisz mieć problem – mruknął, krojąc mięso.
– To nie jest problem dla zabawy – uniosłam głos. – Ja się naprawdę czuję… sama.
Odłożył widelec z głośnym stukiem.
– Przestań robić ze mnie winnego wszystkiego, co ci nie pasuje.
– Ja tylko chcę, żebyśmy zaczęli cokolwiek naprawiać.
– Naprawiać? – powtórzył, krzywo się uśmiechając. – Ty zachowujesz się, jakbyśmy mieli katastrofę, a to normalne, że ludzie mają gorsze dni.
– To nie są dni, Borys. To miesiące – powiedziałam stanowczo.
Podniósł się od stołu tak gwałtownie, że krzesło lekko się cofnęło.
– Nie będę o tym dyskutował. Mam swoje granice.
– A ja mam swoje uczucia – dodałam, ale powiedziałam to już do jego pleców, bo zdążył wyjść z kuchni.
W tamtej chwili naprawdę poczułam, że żyjemy na polu minowym. Każde słowo mogło wywołać kolejny wybuch, a ja wciąż nie wiedziałam, jak przejść przez to bez kolejnych ran.
Mam powody, żeby ci nie ufać?
Pewnego wieczoru wróciłam trochę wcześniej niż zwykle. Gdy podeszłam do drzwi mieszkania, usłyszałam hałas w środku – szybkie kroki, szuranie, jakby ktoś coś chował. Serce zaczęło mi bić szybciej, choć nie miałam jeszcze żadnych dowodów, tylko przeczucie. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Borysa stojącego w salonie z wyraźnie zdenerwowaną miną.
– Co ty tak tu stoisz? – zapytałam, wchodząc powoli.
– Nic. Po prostu… sprzątałem – odpowiedział zbyt szybko.
– Sprzątałeś? – uniosłam brwi. – O tej porze?
– A co, nie mogę? – rzucił ostro.
– Borys, co tu się dzieje? – zrobiłam krok w przód.
– Powiedziałem, że nic. Nie przesadzaj – machnął ręką, ale widziałam, jak nerwowo spogląda w stronę stolika.
Podeszłam do salonu. Na blacie stały dwie szklanki. W jednej była jeszcze resztka soku.
– Kogo tu gościłeś? – zapytałam spokojnie, choć głos mi drżał.
– Nikogo. Naprawdę nikogo. Po prostu nalałem sobie i… i zapomniałem, że druga stoi – rzucił, unikając mojego spojrzenia.
– Po co miałbyś nalewać dwie? – zapytałam, już czując, że grunt usuwa mi się spod nóg.
– Może się pomyliłem – warknął. – Dlaczego zawsze robisz z igły widły?
– Bo mam wrażenie, że nie mówisz mi prawdy.
– A może to ty szukasz problemu tam, gdzie go nie ma? – odburknął, podnosząc głos.
To był moment, w którym poczułam, że między nami stoi coś niewidocznego, coś, czego nie potrafię nazwać. Nie miałam dowodów, ale jego nerwowe ruchy mówiły więcej niż słowa.
– Czy naprawdę mam powody, żeby ci nie ufać? – zapytałam cicho.
– Zostaw mnie już w spokoju – odpowiedział, mijając mnie i trzaskając drzwiami do sypialni.
Zostałam w salonie sama, a echo trzaśnięcia niosło się po całym mieszkaniu jak wyrzut sumienia, którego nikt z nas nie chciał przyjąć.
Żyjemy jak współlokatorzy
Po tamtym wieczorze zaczęłam zwracać większą uwagę na detale. Na to, kiedy Borys wychodził, kiedy wracał, jak szybko blokował telefon, gdy tylko wchodziłam do pokoju. Nie chciałam być detektywem we własnym domu, ale nie potrafiłam już zamykać oczu. Każdy jego gest wywoływał we mnie niepokój, a każde niedopowiedziane słowo brzmiało podejrzanie. Pewnego dnia, kiedy siedziałam na kanapie i czytałam dokumenty z pracy, Borys wszedł do salonu i rzucił klucze na stolik.
– Wróciłem – mruknął. – Co znowu masz taką minę? – zapytał.
– Jaką? – spojrzałam na niego.
– No… taką, jakbyś mnie o coś oskarżała.
– Jeśli masz coś na sumieniu, to nie moja mina będzie problemem – odparłam.
Zacisnął usta.
– Wiesz, że to nie jest normalne? Tak patrzeć na męża? Podejrzewać go o nie wiadomo co?
– Normalne też nie jest chować się przede mną i udawać, że wszystko jest w porządku.
– Niczego się nie chowam! – podniósł głos.
– To dlaczego ostatnio żyjemy jak współlokatorzy, którzy mijają się na korytarzu?
– Bo ciągle robisz napiętą atmosferę! – krzyknął. – Nawet człowiek nie może spokojnie odetchnąć!
– A ja? – zapytałam bez podnoszenia głosu. – Kiedy ja mogłam ostatnio odetchnąć? Kiedy czułam się bezpiecznie przy tobie?
Milczał, jakby moje słowa go zaskoczyły. A może zirytowały – już sama nie wiedziałam.
– Jeśli naprawdę mnie podejrzewasz o jakieś rzeczy, to może… – zaczął, ale przerwałam mu szybko.
– Rozwód odpada – powiedziałam pewnie. – Nie po to przysięgałeś mi, żeby teraz zwiewać.
– To co w takim razie? – spojrzał na mnie z bezradnością.
– W takim razie będziemy walczyć. A ja nie zamierzam cię uwalniać, dopóki nie będę wiedziała, czy walczysz ze mną, czy obok mnie.
Czułam, że to nie była już kłótnia. To była wojna o resztki naszego małżeństwa.
Chcę czegoś nowego
Kilka tygodni minęło w ciągłym napięciu, ale też w ciszy, która była nieco inna niż wcześniej. Jakby oboje baliśmy się kolejnego kroku, ale jednocześnie oboje wiedzieliśmy, że tak dalej być nie może. Pewnego niedzielnego popołudnia siedziałam na balkonie, z kubkiem herbaty w dłoniach, patrząc na ludzi spacerujących w dole. Zazdrościłam im lekkości, której we własnym domu nie czułam od dawna. Nagle usłyszałam za sobą cichy odgłos przesuwanego krzesła. Borys wyszedł na balkon i stanął obok mnie. Przez chwilę milczał.
– Musimy porozmawiać – powiedział spokojnie.
– Myślałam, że już nic nie zostało do powiedzenia – odparłam, nie odwracając się.
– Właśnie zostało. Za dużo.
Usiadł obok mnie, a ja poczułam, że mam w sobie mieszankę strachu i nadziei, której nie potrafiłam nazwać.
– Wiem, że ostatnio nie byłem w porządku – zaczął. – I wiem, że zawiodłem cię w wielu momentach. Ale ty też… byłaś taka daleka ode mnie, że nie wiedziałem, jak do ciebie dotrzeć.
– Nie byłam daleka. Byłam zmęczona – odpowiedziałam. – I przestraszona.
– Ja też – przyznał. – Ale nie było nikogo. Żadnej innej osoby. Nie zrobiłem nic, przed czym musiałbym uciekać.
Spojrzałam mu w oczy, próbując wyczytać w nich prawdę. Po raz pierwszy od dawna nie zobaczyłam ucieczki. Zobaczyłam człowieka, który naprawdę walczy.
– Nawet jeśli ci uwierzę, to nie znaczy, że wszystko wróci do normy – powiedziałam ostrożnie.
– Nie chcę powrotu do normy – odparł. – Chcę czegoś nowego. Innego. Ale z tobą.
Poczułam, jak ciężar z moich ramion trochę się przesuwa, choć nie znika. Może nasze małżeństwo było awarią. Może wciąż nią było. Ale w tamtym momencie zrozumiałam, że prawdziwa granica nie przebiegała między mną a nim. Przebiegała we mnie – między strachem a gotowością, by jeszcze raz spróbować. A ja postanowiłam ją przestąpić.
Lidia, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Dla męża moje potrzeby były niewidzialne. Dopiero po latach zrozumiałam, że obydwoje chcemy od życia czegoś innego”
- „Mąż ma jasną hierarchię ważności i to nie ja jestem na szczycie. Nie pamięta o rocznicy, ale rozkład meczów zna na pamięć”
- „Gdy ja leciałam z jednej pracy do drugiej, mąż godzinami ślęczał przed telewizorem. Leżał plackiem i jeszcze narzekał”









