Tamtego roku byłam już dorosła. Miałam swoje zdanie, trochę dystansu i – niestety – też swoje złośliwości. Może właśnie dlatego pamiętam to tak dobrze. Jak z uroczystości pamięci zrobił się pokaz, kto ma grubszą portmonetkę i lepsze relacje z zakładem kamieniarskim. To miało być spokojne popołudnie przy grobie dziadka, a zrobiło się jak na jarmarku.

Początki były niewinnie

– Lena, masz te wkłady do zniczy? Bo jak nie, to będziemy musiały jeszcze gdzieś po drodze zajechać – mama krzątała się w przedpokoju, pakując siatki, jakbyśmy jechali na biwak, a nie na cmentarz.

– Mam, spokojnie. Cztery opakowania, plus dwa zapasowe. Jakby komuś brakło światła wiecznego – odpowiedziałam, z trudem dopinając kurtkę. – A swoją drogą, po co nam aż trzy stroiki?

– No jak to po co? Jeden od nas, jeden od ciotki Ireny, bo jej nie będzie, no i trzeci od Zosi. Powiedziała, że nie zdąży, ale zamówiła przez internet i mamy tylko postawić.

– Czyli mamy być jej kurierem? Cudownie. I do tego znicz na baterie. Dziadek się pewnie w grobie przewraca.

– Nie przesadzaj, Zosia chciała dobrze.

Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że Zosia zawsze „chciała dobrze”, ale jakoś dziwnym trafem nigdy nie miała czasu przyjechać. Wysłać kwiaty – tak. Pokazać się – niekoniecznie.

Na parkingu pod cmentarzem już było tłoczno

– Oho, patrz, kto już jest – mama rzuciła, wyciągając szyję. – Stefan z Grażyną. I zobacz tylko, jaki oni mają znicz…

Już czułam, że to nie będzie spokojny dzień. Grażyna przywitała nas z takim entuzjazmem, jakbyśmy się spotykali na garden party, a nie przy grobie dziadka.

– Ale żeście się spóźnili, my już prawie kończymy!

– Grażynko, przecież nie ma godziny przydzielonej na modlitwę – mama uśmiechnęła się uprzejmie, ale widziałam po niej, że już ją to wszystko męczy. – Przyniosłyśmy stroiki, jeden też od Zosi.

– Aaa, ta wiecznie zajęta artystka – Grażyna przewróciła oczami. – No, niech będzie. Ale powiem wam szczerze… nasz znicz to dzisiaj hit. Stefan go przywiózł aż z Czech!

Stefan dumnie poprawił kurtkę i wskazał na wspomniany cud techniki  – I co najważniejsze, eko. Na baterie słoneczne – dodał z powagą. – Dziadek był nowoczesny człowiek. Doceni.

– Na pewno – wymamrotałam. – Zwłaszcza w listopadzie. Dużo słońca.

W tym czasie ciotka Irena podjechała taksówką i wysiadła z naręczem kwiatów. Sztucznych, ale w rozmiarze XXL.

– Dzień dobry wszystkim! Nie mogłam sobie darować, żeby nie przyjechać. A że kolana bolą, to chociaż taksą.

– Ireno, jakie piękne chryzantemy! – Grażyna od razu ruszyła w stronę nowego „eksponatu”. – Ależ one będą przyciągać wzrok…

Chodzi o to, by wspomnieć zmarłego, a nie przyciągać wzrok – burknęłam. Ale chyba nikt mnie już nie słuchał.

Zaczęło się przechwalanie

– Lena, postaw ten stroik Zosi z lewej strony, żeby nie zasłonił naszego – szepnęła mama, jakbyśmy rozstawiały eksponaty w muzeum.

– A może na prawo, tam jest więcej miejsca – zaproponowałam, choć tak naprawdę miałam ochotę rzucić go po prostu gdziekolwiek i pójść do domu.

– Na prawo to my stawiamy nasz – wtrąciła się Grażyna z wyższością. – Żeby był widoczny z alei.

I zaczęło się. Mama z Grażyną zaczęły przekładać stroiki, każdy centymetr był jak pole bitwy.

– Tu jest cień, kwiaty nie będą ładnie wyglądać na zdjęciach – mruknęła Grażyna – Wysyłam Zosi, robię kolaż na WhatsAppie dla rodziny… przecież nie wszyscy mogli przyjechać – Grażyna spojrzała na mnie jak na ignorantkę.

– A może byście tak usiedli na chwilę i się pomodlili? – odezwała się ciotka Irena, ale jednocześnie ustawiała swoje chryzantemy idealnie na środku. No bo ja nie wiem, co dziadek powiedziałby na to całe… przestawianie i dekorowanie, jakbyśmy byli w kwiaciarni, nie przy jego grobie – dodała cicho.

– Powiedziałby: „Nie róbcie cyrku” – wtrąciłam. – Albo coś mocniejszego, ale babcia by go szturchnęła.

Myślałam, że gorzej już być nie może

Z tyłu Grażyna zapytała – Zrobimy grupowe? Przed grobem. Tak… rodzinnie? Proszę, stańcie bliżej siebie. Lena, popraw włosy, wyglądasz jakbyś spała w stodole – Ustawiła się naprzeciwko grobu z telefonem uniesionym jak broń. Stefan poprawił płaszcz, ciotka Irena wyjęła z torebki szminkę i przejechała nią usta z wprawą sceniczną.

– No to… trzy, czte-ry! – Grażyna naciskała spust aparatu, jakby uwieczniała otwarcie festiwalu.

– Dobra, jeszcze jedno – dodała. – Tym razem w poziomie. I może jeszcze selfie z grobem? Przecież nie napiszę „na cmentarzu” i wrzucę pusty kadr. Musi być coś osobistego – Grażyna mówiła to z takim przekonaniem, jakby właśnie broniła pracy dyplomowej.

– A może podpiszesz: „#DziadekForever”? – rzuciłam z przekąsem.

– Albo „#modlitwa #pamięć #rodzina” – dodał Stefan, zupełnie poważnie.

Zrobiło mi się niedobrze – Wiecie co? Ja pójdę zapalić świeczkę u babci. Może chociaż tam nikt nie będzie robił live’a – rzuciłam i ruszyłam alejką, zostawiając ich w tej paradzie zniczy i hipokryzji. Poczułam, że chyba zaraz naprawdę rzucę tym zniczem. Ale powstrzymałam się. Póki co.

Przy grobie babci było ciszej

Postawiłam mały stroik, zwyczajny – żadnych ledów, brokatu ani przekombinowanych dekoracji. Zwykła biała chryzantema, w szklanym wazonie, lekko pochylona od wiatru. Babcia powiedziałaby: „Nie stroisz grobu, tylko sumienie” i miałaby rację. Usiadłam na ławce i wzięłam głęboki oddech. Nagle obok usiadła mama. Bez słowa, przez chwilę tylko patrzyła na znicz, który palił się delikatnym płomykiem.

– Trochę przegięliśmy, co? Wiesz, każdy chce dobrze. Tylko czasem w tym „dobrze” gubimy sens. Grażyna chciała się popisać, Irena udowodnić, że ją stać, a ja… ja po prostu nie chciałam się wyróżniać.

– A ja się wyróżniłam – rzuciłam. – Ale chyba nie tak, jak myślałam.

– Lena… – mama złapała mnie za rękę. – Dziękuję ci, że nie udajesz. I że przypominasz mi, co naprawdę ważne.

Wróciłyśmy z mamą do reszty, ale już bez ciśnienia Zdjęcia były zrobione, znicze poustawiane, stroiki dokładnie omówione i spektakl się zakończył. Zanim wsiedliśmy do auta, spojrzałam jeszcze raz na cmentarz. Tysiące świateł, dziesiątki rodzin, każdy coś przyniósł, każdy coś powiedział. I gdzieś tam, między tym wszystkim, był też dziadek. Nie pod LED-owym zniczem, nie pod gigantycznym stroikiem. Tylko w naszych wspomnieniach.

– Do zobaczenia, dziadku – powiedziałam cicho. – I wybacz ten cyrk. To już chyba taka nasza tradycja.

Mama otworzyła drzwi samochodu i spojrzała na mnie: – Następnym razem może postawimy tylko jedną świeczkę. Za wszystkich. I zostaniemy chwilę dłużej.

Odjechaliśmy powoli, a światła cmentarza zostały za nami. Tak jak wszystko, co naprawdę ważne – po cichu.

Lena, 23 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: