W moim życiu nie było spektakularnych wzlotów ani dramatycznych upadków. Przez wiele lat żyłam, jak większość – spokojnie, przewidywalnie, w cieniu decyzji innych. Mąż podejmował kluczowe decyzje, teściowa – jak to teściowa – wiedziała wszystko najlepiej, a ja... ja byłam tą, co się zgadzała. Grzeczną, ułożoną Natalią, co się nie wychyla, nie przeszkadza, nie komplikuje. Aż pewnego dnia – los zdecydował za mnie.
Wygrałam pieniądze. Prawdziwe, konkretne pieniądze. Takie, które potrafią zmienić wszystko, i to nie tylko na koncie bankowym. Bo nie ma nic bardziej drażniącego dla ludzi niż to, że ktoś, kogo mieli za „niewiele znaczącego”, nagle staje się kimś. Od tamtego momentu świat się zmienił. Ludzie zaczęli mówić o mnie inaczej. Ale nikt nie zareagował z taką zawziętością jak moja teściowa. Usłyszałam od niej jedno zdanie, które dźwięczy mi w głowie do dziś:
– Bogate kobiety zawsze kończą samotnie.
Powiedziała to z chłodnym uśmiechem, jakby wypowiadała wyrok. I postawiła na mnie krzyżyk.
Przyćmiła moją radość z wygranej
– Natalia, jakiś nieznany numer do ciebie – rzucił mąż, zerkając na telefon, który wibrował na stole.
Wzięłam słuchawkę niechętnie. Nie miałam siły na kolejny telefon z „interesującą ofertą kredytową”.
– Dzień dobry, dzwonię z loterii. Czy Pani Natalia?
– Proszę? – zdębiałam. – Tak, to ja, ale... nie bardzo rozumiem.
– Pani zakład z 14 października... padła główna wygrana. Gratulujemy, trafiła pani „szóstkę”.
– Jaką... „szóstkę”? – powtórzyłam jak automat.
– Dwa miliony czterysta tysięcy złotych – powiedziała kobieta, jakby to było coś zupełnie zwyczajnego. – Jutro zapraszamy do siedziby w celu dopełnienia formalności.
Zaparło mi dech.
– Kto to był? – zapytał mąż, podnosząc wzrok znad telefonu.
– Wygraliśmy... znaczy, ja wygrałam. W totka. Prawdziwe pieniądze.
– Co ty gadasz? – parsknął śmiechem. – Ile?
– Dwa... dwa miliony czterysta tysięcy.
Zapanowała cisza. Potem wstał i zaczął chodzić po kuchni, mrucząc coś pod nosem. A wieczorem, jak tylko zadzwoniliśmy do jego matki, usłyszałam przez słuchawkę:
– No i pięknie. To już po waszym małżeństwie. Pieniądze kobietom nie służą. Zwłaszcza takiej jak Natalia. Bogate kobiety zawsze kończą samotnie. Zobaczysz, Zbyszek.
W tym momencie poczułam, że coś się skończyło.
– Czy ona właśnie... postawiła na mnie krzyżyk? – spytałam męża, który udawał, że nie słyszy.
Teściowa wiedziała lepiej
W niedzielę przyszła na obiad. Zrobiłam jej ulubione ciasto, a ona... jak zawsze – nic. Nie wzięła ani sałatki, ani kwiatów, tylko siebie i to poczucie, że świat kręci się wokół niej.
– No to gdzie ta twoja wygrana? – zagadnęła przy stole, krojąc schabowego, jakby miał jej zaraz uciec. – Kupiłaś już sobie jakąś willę z basenem?
– Jeszcze nie – odpowiedziałam spokojnie. – Na razie rozmawiam z prawnikiem. Sprawdzamy, jak to najlepiej ulokować.
– Aha. Prawnik. – Parsknęła. – Jeszcze ci wmówi, żebyś wszystko przepisała na kota.
– Mamo, daj spokój – wtrącił Zbyszek, ale bez przekonania.
– A ty co, Zbyszek? Też się zachłysnąłeś? Pamiętaj, że to Natalia wygrała. Nie ty. Ty byłeś i jesteś pracownikiem warsztatu. Ona teraz bogata. A bogate kobiety... – zawiesiła głos i spojrzała mi prosto w oczy. – Zawsze kończą samotnie. Bo im się w głowie przewraca.
Zatrzymałam widelec w połowie drogi do ust. Miałam ochotę wstać i wyjść, ale zostałam.
– Może właśnie dzięki tej wygranej nie będę już dłużej przyklejoną do kuchni synową, co wszystko znosi i zawsze milczy – powiedziałam cicho.
– Słyszysz, Zbyszek?! – teściowa aż podskoczyła. – Mówi jak jedna z tych z seriali! „Ja już nie będę dłużej milczeć!” A potem rozwód, alimenty i spowiedź w telewizji!
Zbyszek siedział cicho. Nie spojrzał na mnie ani razu. A ja wiedziałam jedno – te pieniądze mogą nie dać mi szczęścia, ale dały mi coś równie ważnego: głos.
Coś zaczęło się psuć
Kilka tygodni później zaprosiłam Zbyszka na kolację do eleganckiej restauracji. Chciałam porozmawiać na spokojnie. Bez matki, bez sarkazmu, bez udawania, że nic się nie zmieniło.
– No pięknie tu – mruknął, siadając sztywno. – Trochę za ładnie jak na nas.
– Co to znaczy „jak na nas”? – uniosłam brwi.
– No wiesz... My zawsze chodziliśmy do tej włoskiej knajpki przy stacji benzynowej. Tam też było dobrze.
– Ale teraz możemy sobie pozwolić na więcej – uśmiechnęłam się. – Zasłużyliśmy na to.
Zbyszek milczał. Wodził wzrokiem po wnętrzu, jakby czuł się tu nie na miejscu. Gdy kelner przyniósł menu, spojrzał na ceny i jęknął cicho.
– Wiesz, że za to jedno danie moglibyśmy mieć trzy obiady w domu? – zapytał półgłosem.
– Ale nie jesteśmy już tamtymi ludźmi. Przecież wiesz, że wszystko się zmieniło. Nie musimy już liczyć każdego grosza.
– Może ty nie musisz – odburknął.
– Zbyszek… – odłożyłam kartę. – Czy to naprawdę o to chodzi?
– A o co? Że nagle jesteś kimś, a ja się czuję jak... no nie wiem. Jak pasażer na gapę w twoim luksusowym życiu?
– Nikt cię nie wyprasza. Ale jeśli zamiast się cieszyć, będziesz się wiecznie obrażał, to naprawdę zostaniesz sam.
Spojrzał na mnie jak na obcą.
– Moja matka miała rację... Te pieniądze cię zmieniają.
Zacisnęłam zęby.
– Nie. One po prostu odsłaniają to, co było wcześniej.
Chciałam mężczyzny, a nie chłopca
Kolejnego dnia wrócił później z pracy. Wszedł tak, jakby nic się nie stało. Usiadł przy stole i patrzył na mnie, jakbym miała zgadnąć, po co przyszedł.
– Natalia, musimy pogadać.
– Dobrze. Mów.
– To wszystko wymknęło się spod kontroli. Mama, ty, te pieniądze... – podrapał się po szyi. – Ja się w tym gubię.
– Gubisz się, bo nie chcesz się odnaleźć – powiedziałam spokojnie.
– Ty naprawdę myślisz, że ja jestem zazdrosny o twoje pieniądze?
– A nie jesteś?
– Może trochę. Ale wiesz, co jest gorsze? Że ja już nie wiem, czy jestem ci do czegokolwiek potrzebny.
– Do czego chciałbyś być potrzebny, Zbyszek? Do płacenia rachunków? Bo z tym już sobie poradzę. Do ratowania mnie z problemów? Też ogarniam. Może po prostu do bycia razem, w związku? Do miłości? Ale do tego trzeba mieć odwagę.
Zamilkł. Spojrzał gdzieś poza mnie, w okno. Jakby szukał odpowiedzi na pytanie, którego nawet nie umiał zadać.
– Mama mówi, że robię z siebie pantofla, że ci się podlizuję.
– A ja mówię, że masz wybór. Albo zostaniesz mężczyzną przy silnej kobiecie, albo chłopcem przy spódnicy swojej matki.
Zbyszek wstał. Powoli.
– Chyba wiem, co muszę zrobić.
– Tak? – uniosłam brew.
– Muszę się wyprowadzić. Przemyśleć wszystko sam. Bez ciebie, bez mamy.
Nie zatrzymałam go.
– To dobrze. Też potrzebuję przestrzeni. I ciszy.
Zamknął za sobą drzwi bez słowa.
Nie byłam samotna
Minęły trzy miesiące. Mieszkanie było ciche. Nienaturalnie spokojne, bez stłumionych kłótni, krzywych spojrzeń i ciętych uwag. Teściowa już nie dzwoniła. Może liczyła, że zbankrutuję i wrócę z podkulonym ogonem. Zbyszek... odzywał się od czasu do czasu. Krótko, neutralnie. Jak ktoś, kto nie wie, czy jeszcze ma prawo mówić „kochanie”.
Zaczęłam robić coś dla siebie. Nie z rozpędu, nie z poczucia obowiązku. Zapisałam się na kurs. Zaczęłam jeździć konno – ot, dziecięce marzenie z czasów, kiedy jeszcze wierzyłam, że mogę mieć własne życie. I coś do mnie dotarło. To nie pieniądze mnie zmieniły, tylko wolność wyboru.
Pewnego wieczoru ktoś zadzwonił do drzwi. To był Zbyszek.
– Hej – powiedział niepewnie. – Nie zostanę długo.
– Wchodź, to też twoje mieszkanie – odsunęłam się od progu.
Usiadł w tym samym miejscu, gdzie kiedyś próbował przekonywać mnie, że wszystko wróci do normy. Teraz był cichszy. Inny.
– Przemyślałem to – powiedział. – Nie jestem gotów być z kobietą, która nie potrzebuje ratunku. Z kobietą, która stawia granice i zna swoją wartość. Ale wiesz co?
– Co?
– Chciałbym się tego nauczyć.
Uśmiechnęłam się smutno.
– To dobrze, Zbyszek. Naprawdę dobrze. Ale nie ucz się tego dla mnie. Ucz się dla siebie.
Zrozumiał. Wstał. Uścisnęliśmy się krótko, po raz pierwszy jak równi sobie ludzie. A ja... nie byłam samotna. Byłam wolna.
Natalia, 48 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż wydaje kasę lekką ręką, a mi wypomina każdy grosz. Jeszcze ma czelność pytać, gdzie się podziały nasze pieniądze”
- „Gdy odkryłam plamy na kołnierzyku męża, postanowiłam pobrudzić swoje sumienie. Pomógł mi w tym jego najlepszy kumpel”
- „Mąż znikał w lesie na długie godziny. Bałam się, że mnie zdradza, ale prawda była o wiele bardziej tragiczna”









