Mam na imię Anna. Mam trzydzieści dwa lata. Ojciec był moją kotwicą. Jedyną osobą w tym domu, przy której mogłam być sobą. Mówił mało, ale zawsze wiedział, kiedy podać mi herbatę, a kiedy tylko wysłuchać. Z mamą było odwrotnie. Chłód, oschłość, kalkulacja. Niby niczego mi nie brakowało – miałam czyste ubrania, jedzenie, książki – ale nigdy nie czułam się kochana. Ojciec to równoważył. Był światłem w tym lodowatym domu. Kiedy zmarł, miałam wrażenie, że zgasło ostatnie światło. Nie umiałam złapać oddechu. Nie spałam. Nie jadłam. A mama? Krzątała się jak zwykle.

Zorganizowała wszystko „tak, żeby było tanio, ale godnie” – jak powiedziała ciotce przez telefon, nie wiedząc, że słyszę. W dniu pogrzebu czułam, że coś jest nie tak. Gdy kondukt skręcił nie tam, gdzie leżą nasi bliscy, serce zaczęło mi walić. A potem stanęłam przed wykopanym dołem w zapomnianym kącie cmentarza. Brudne ogrodzenie, zimny wiatr, błoto pod butami. I ta cisza. Nie wytrzymałam.

Całe życie był dla ciebie nikim

–  Dlaczego on leży tutaj?! – powtórzyłam głośniej, nie zważając na ludzi wokół. – Ojciec chciał być z rodziną! Z babcią, z dziadkiem! Tam! – wskazałam ręką część cmentarza.

Mama nawet nie mrugnęła. Stała z zaciśniętymi ustami, jakby nic się nie stało. 

– Co za różnica? Jemu wszystko jedno. To miejsce było dużo tańsze – powiedziała cicho, jakby to miało cokolwiek tłumaczyć.

– Tańsze?! – krzyknęłam, a w moim głosie zadźwięczał gniew, którego nie potrafiłam już trzymać w środku. – On całe życie na ciebie harował, a ty mu na koniec fundujesz śmietnik?

– Anna, opanuj się – wtrącił się proboszcz, stając między nami. – To nie czas…

To właśnie jest czas! – wyrwałam się. – Całe życie był dla ciebie nikim. Tylko gderałaś i rozkazywałaś. Nawet po śmierci nie dałaś mu spokoju!

– Nie udawaj świętej – syknęła matka. – Zawsze tylko tatuś i tatuś. A kto ci książki kupował, hę? Kto jeździł po lekarzach? Ale on był „cichy”, więc wszystko mu wybaczałaś, tak?

– On zasługuje na odpowiednie miejsce! A ty wybrałaś to coś, bo taniej?! – łzy ciekły mi po policzkach, ale nie przestawałam mówić.

W tle słyszałam szuranie nóg, ludzie się oddalali, zawstydzeni naszą kłótnią.

Mama odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia z cmentarza.

Niech tu leży – mruknęła przez zęby. – I tak nikt tu nie będzie przychodził.

Kim była kobieta siedząca obok

W samochodzie było duszno. Próbowałam powstrzymać łzy. Mama prowadziła jak zwykle – spokojnie, jakby właśnie wracały z zakupów, a nie z pogrzebu mężczyzny, który przez czterdzieści lat był jej mężem.

– Powiedz mi prawdę – odezwałam się, nie wytrzymując ciszy. – To miała być zemsta?

Zaciągnęła się głęboko powietrzem, jakby szykowała się do przemówienia.

– Nie. Po prostu… nie było nas stać na nic więcej – odpowiedziała chłodno. – A ty myślisz, że życie to bajka. 

– Nie brak pieniędzy, tylko złośliwość. Ty zawsze musiałaś mieć ostatnie słowo. Nawet nad jego trumną – wyrzuciłam.

– Może dlatego, że przez czterdzieści lat nie miałam żadnego – rzuciła z sarkazmem.

Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Te słowa... miały być jak manifest? Czy usprawiedliwienie?

– Był cichy, ale cię kochał – powiedziałam. – Ja to widziałam. Ty może nie chciałaś.

Matka nie odpowiedziała.

– Wiesz co? Może i jestem dorosła, ale nigdy nie przestałam się bać, że kiedyś będę taka jak ty – powiedziałam, a głos mi zadrżał. – Obsesyjnie zimna. I sama.

Zatrzymała samochód.

– To wysiądź – rzuciła.

Popatrzyłam na nią i nie zrobiłam nic. Po raz pierwszy, naprawdę nie miałam pojęcia, kim była kobieta siedząca obok.

To miał być twój sposób na zemstę?

Siedziałam w kuchni, dłubiąc łyżeczką w kubku po herbacie. W pokoju obok było słychać kroki, potem szelest kartki. Mama rozmawiała przez telefon.

– Irenka? Wiem, że późno, ale... Muszę z kimś pogadać.

Zamarłam.

– Myślisz, że dobrze zrobiłam? – spytała cicho.

– Nie wiem, Halina – odpowiedział głos ciotki Ireny, delikatny jak zwykle. – Ale Anna ma prawo być wściekła. On był dla niej całym światem.

– A ja? – przerwała mama. – Czy on mnie kiedykolwiek kochał?!

Zamarłam. Czułam, jak tętno mi przyspiesza. To nie była Halina, którą znałam. Jej głos drżał, jakby się kruszył.

–  Przez całe życie czułam się w naszym związku niewidoczna.

Irenka westchnęła. To był moment, kiedy wstałam i weszłam do pokoju. Mama siedziała skulona w fotelu. Spojrzała na mnie z przerażeniem.

– Więc to o to chodziło? – zapytałam. – Że cię nie kochał? To miał być twój sposób na zemstę?

Nie odpowiedziała. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłam łzy w jej oczach.

Twoja matka nie jest taka zła

– Usiądź – powiedziała cicho. – Skoro już wszystko słyszałaś.

Nie usiadłam. Oparłam się o framugę i patrzyłam na nią, jakby widziała ją pierwszy raz. Bo może dopiero teraz rzeczywiście ją widziałam.

Myślisz, że go nie kochałam? – zaczęła, nie patrząc mi w oczy. – Myślisz, że kobieta, która z kimś spędza czterdzieści lat, robi coś takiego?

– Sama powiedziałaś, że cię nie kochał – rzuciłam. Zbyt ostro. Ale nie potrafiłam się powstrzymać.

– Nie tak, jak chciałam – odpowiedziała. – Twój ojciec był dobrym człowiekiem. Dla wszystkich. Sąsiadki go uwielbiały. W pracy go szanowali. I ty... ty patrzyłaś na niego jak w obrazek. A ja? Byłam od rachunków, od goryczy, od wiecznych pretensji.

– Ale przecież on... – zaczęłam, ale ona mi przerwała.

– Nie potrzebowałam jego kwiatów. Chciałam, żeby usiadł i powiedział: „Halina, widzę cię. Wiem, że też tu jesteś.” 

– Tato był cichy, ale nieobojętny.

– A ja... byłam krzykiem – uśmiechnęła się gorzko. – Ale ty nigdy nie zapytałaś, skąd ten krzyk się bierze.

Nie odpowiedziałam. Wyszłam z domu. Na cmentarzu było chłodno i wilgotno. Usiadłam na wilgotnej ławce przy grobie ojca, wciśniętym w najdalszy róg.

Trochę osobno. Trochę razem

– Tato – szepnęłam – nie wiem, czy mam jej nienawidzić, czy współczuć.

Deszcz zaczął padać. Ale ja nie ruszyłam się ani o centymetr.

– Siadasz tu często? – usłyszałam cichy głos za plecami.

Odwróciłam się. Ciotka Irena trzymała w rękach znicz i małą paczuszkę z chryzantemami.

– Czasem – odpowiedziałam. – Tu jest... ciszej niż gdzie indziej.

Usiadła obok mnie i przez dłuższą chwilę milczałyśmy.

– Twoja matka nie jest taka zła – powiedziała w końcu. – Choć rozumiem, dlaczego tak o niej myślisz.

Wróciłam do domu późnym popołudniem.  Mama siedziała przy stole. Miała przed sobą filiżankę z herbatą – tą, której smak znałam z dzieciństwa. Jaśminową, zawsze lekko za mocną. Spojrzała na mnie bez słowa.

– Chcesz? – zapytała, wskazując na drugą filiżankę, już nalaną.

Usiadłam naprzeciwko niej. Wzięłam łyk. Parzyła, ale nie odstawiłam. I nie uciekłam wzrokiem. Nie rozmawiałyśmy. Przez kilka minut panowała ta sama cisza, która przez lata była między nami przepaścią. Ale teraz... była inna. Cichsza, mniej szorstka. Jakbyśmy obie nie miały już siły się ranić.
W końcu wstałam i poszłam do swojego pokoju.

Położyłam się na łóżku i gapiłam w sufit. Z zamkniętymi oczami przypominałam sobie ojca. Jak naprawiał kran. Jak zostawiał mi herbatę z cytryną, gdy byłam chora. Jak czasem patrzył na mamę – tym ciepłym  spojrzeniem, którego ona nigdy nie zauważyła. Nie wiem, czy kiedykolwiek jej wybaczę. Nie wiem, czy jestem w stanie to wszystko zapomnieć. Ale dziś po raz pierwszy od jego śmierci nie czułam nienawiści. Czułam zmęczenie. I może... jakiś cień zrozumienia. Mój ojciec spoczywa samotnie, ale my żyjemy dalej. Trochę osobno. Trochę razem.

Anna, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: