Nie mam wyrzutów sumienia. Naprawdę. A nawet jeśli kiedyś się pojawiły, to szybko przeszły. Bo czy ja komuś zabrałam? Oszukałam? Okradłam? Przecież system jest, jaki jest, a ja tylko z niego korzystam. I nie, nie zamierzam się tłumaczyć przed tymi, którzy z samego rana gnają do roboty, z przekrwionymi oczami i termosami z kawą w dłoni. Patrzą na mnie z góry, bo niby co – mam czas, mam spokój, mam swój dzień na własnych zasadach? Dzieci są w szkole, mąż dawno przepadł, a ja... ja sączę kawkę przed telewizorem. I jest mi dobrze.

Dla mnie to luksus

Zawsze budzę się pierwsza. Nawet nie nastawiam budzika, bo organizm sam się przestawił. O szóstej trzydzieści otwieram oczy i już wiem – cisza. Tylko szum lodówki i skrzypienie łóżka, kiedy przeciągam się leniwie. Dzieci śpią w swoich pokojach, jeszcze w cieple pościeli. Wtedy mam swój święty czas.

Najpierw kuchnia. Woda w czajniku, słoik z kawą, mleko z lodówki. Nie pijam tej rozpuszczalnej taniochy z marketu. Mam swoją ulubioną – aromatyczną, z lekką nutą czekolady. Do tego dwie łyżeczki cukru i dokładnie tyle mleka, by nie była za mocna. Włączam telewizor – rano leci śniadaniówka. Gadają o jakiejś celebrytce, która zdradziła męża, a zaraz potem o przepisie na dietetyczny makaron. Uśmiecham się pod nosem. Niby śmieszne, ale lubię to – taki kontakt ze światem.

Dzieci wstają około siódmej. W biegu zjadają płatki, szukają skarpetek, krzyczą z łazienki, że pasta się skończyła. A ja siedzę na stołku z kubkiem w dłoni i przytakuję. Czasem pomogę, czasem nie. Nie jestem nadopiekuńczą matką. Nie latam za nimi, nie pakuję śniadaniówek. Są już wystarczająco duże.

Gdy drzwi się za nimi zamykają, dopiero naprawdę zaczyna się mój dzień. Cisza aż dzwoni w uszach. Zakładam szlafrok, wyciągam nogi na kanapie, w tle leci serial. Wtedy jestem szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. Niektórym się wydaje, że życie na zasiłku to wstyd. A ja? Ja myślę, że to luksus. I nie zamierzam z tego rezygnować.

Nie chcę niczego zmieniać

Czasem ktoś mnie zapyta: „A czemu nie pójdziesz do roboty?”. No to ja pytam: po co? Żebym się użerała z szefową, która ma zły humor? Albo żeby stać za kasą w supermarkecie przez osiem godzin, z nogami jak z ołowiu, za trzy tysiące na rękę? Tyle to ja mam w zasiłkach. A czasem i więcej.

Kiedyś pracowałam na magazynie, ale było ciężko. Noszenie kartonów, ręce obite, paznokcie połamane. I po co to wszystko? Żeby mi szef rzucał spojrzenia, jakby łaskę robił, że wypłatę daje? Albo koleżanki w pracy – wieczne jęki, kto ile ma do spłaty, kto z kim się pokłócił, kto miał „ciężki dzień”. Dziękuję, postoję. Moje życie teraz jest spokojne.

W urzędzie pracy mam już swoją Beatkę. Znamy się od lat. Ona swoje musi powiedzieć: że może jakaś aktywizacja, że może szkolenie. A ja swoje: że nie mam z kim dzieci zostawić, że tu boli, tam strzyka. Ja tylko korzystam z systemu.

– Jakby każdy tak myślał, to by państwo zbankrutowało – rzucił raz listonosz, jak przynosił dodatek.

Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam:

– Ale nie każdy tak myśli, dlatego ja mogę sobie kawkę sączyć.

Bo ja swoje wiem. Nie jestem głupia, umiem przetrwać. A jak ktoś chce się zaharować na śmierć za miskę ryżu, to niech to robi. Ja już byłam po tamtej stronie i wystarczy mi.

To moje życie

W naszym bloku każdy o każdym wszystko wie. Kto ile zarabia, kto pije, kto zdradza, a kto się rozwiódł. Ja też jestem tematem do plotek. „Ta z drugiego, co nie pracuje, a paznokcie zawsze zrobione”. Słyszałam, znam to. I co z tego? Zośka spod piątki raz rzuciła do mnie na klatce:

– Dobrze ci, że masz tyle czasu dla siebie. Ja to ledwo oczy otworzę, już pędzę do roboty.

– No widzisz, trzeba było lepiej życie zaplanować – odpowiedziałam spokojnie, patrząc na jej rozmazany makijaż i plastikowy pojemnik z resztką owsianki.

Zeszła po schodach, nawet się nie obejrzała. Zośka nie jest jedyna. Wiesiek z góry, ten z wąsem i garniturem, co to niby dyrektor gdzieś tam, też mnie nie lubi. Raz nawet powiedział do swojej żony, gdy mnie mijał:

– Z naszych podatków sobie żyje. Pasożyt społeczny.

A ja? Z uśmiechem na twarzy machnęłam mu ręką.

– Panie Wieśku, dobrego dnia i smacznej kawki. Moja dziś wyjątkowo pyszna!

Bo jak mam się przejmować ludźmi, którzy całe życie biegają w kółko jak chomiki w kołowrotku? Żyją od pierwszego do pierwszego, a jak zachorują, to błagają o zwolnienie. Ja mam czas na dzieci, mam czas dla siebie. A jak chcę iść na spacer, to idę. Jak chcę obejrzeć trzy odcinki serialu pod rząd – to też mogę. Sąsiedzi? Mogą mówić, co chcą i narzekać, że życie ich boli. A ja swoje ułożyłam po swojemu.

Nie mam czasu na pracę

Beata, pani z urzędu pracy, to kobieta po czterdziestce, zawsze spięta, zawsze poważna. Nosi żakiety jakby z innej epoki i okulary, które co chwilę poprawia. Widać, że chciałaby być ważna. Tylko że siedzi w tym swoim boksie, wśród segregatorów i długopisów z logo urzędu, i wypełnia papiery dla takich jak ja.

– Pani Sabino, może by coś zmienić w pani sytuacji – powiedziała ostatnio z naciskiem.

– Ale co, przecież pani wie, jaka jest sytuacja – odpowiedziałam jej ze skruchą.

Westchnęła.

– Ale pani wie, że tak się nie da wiecznie.

Uśmiechnęłam się lekko.

– No ale przecież krzywda się nikomu nie dzieje, nie?

Beata zbladła, ale nic nie powiedziała.

– Proszę się jeszcze raz zastanowić. Może jakieś szkolenie?

– Proszę pani, ja mam dzieci, nie mam czasu.

Nie wiedziała, czy się śmiać, czy płakać. Życzyła mi tylko „miłego dnia”. A ja naprawdę miałam miły dzień.

Żyję po swojemu

Najczęściej pytają o to inni. „A co powiesz dzieciom, gdy dorosną?”, „Nie wstyd ci, że dajesz taki przykład?”. Jakby to było takie oczywiste, że matka musi być robotem. Że tylko wtedy dzieci będą coś warte, jak matka się zaora, a one będą patrzeć i uczyć się, jak się zapomina o sobie.

Moje dzieci mają czyste ubrania, codziennie ciepły obiad, i uśmiechniętą matkę w domu. Wracają ze szkoły i nie trafiają na zamknięte drzwi. Nie siedzą godzinami w świetlicy. Nie muszą jeść byle czego, bo matka wróci z pracy dopiero o osiemnastej. Ja jestem tu dla nich, zawsze. I to jest coś, co one zapamiętają. Oczywiście, czasem pytają:

– Mamo, a ty kiedy pójdziesz do pracy?

Wtedy odpowiadam:

– Jak znajdzie się taka, która będzie mnie godna. Na razie dbam o dom, o was i o siebie. To też praca.

I patrzą na mnie tymi swoimi mądrymi oczami. Widzą więcej, niż się wydaje. Wiedzą, że nie żyjemy bogato, ale nie brakuje im miłości. Wiedzą, że jak trzeba, to ja pójdę do urzędu, do szkoły, do lekarza. Wszystko załatwię. Nie czekam, aż ktoś się zlituje.

Nie wiem, co wybiorą w życiu. Może będą zapracowani jak inni. Może nie. Ale ja im pokazuję jedno – że można żyć po swojemu. Że nie trzeba się dopasowywać. Że nie zawsze trzeba być trybikiem. Czasem warto być kimś, kto siada, parzy kawę i po prostu oddycha.

To mi wystarcza

Kiedyś, jeszcze zanim rozpadło się moje małżeństwo, biegałam jak nakręcona. Praca, dom, zakupy, dzieci, mąż, który wiecznie był niezadowolony. A ja – niewyspana, w dresie, z sińcami pod oczami i wiecznym poczuciem winy, że czegoś nie ogarniam. To był ten czas, kiedy wydawało mi się, że jak dam z siebie wszystko, to dostanę coś w zamian. Szacunek? Spokój? Wdzięczność? Guzik prawda.

Pewnego dnia po prostu przestałam się ścigać. Mąż odszedł – do młodszej, oczywiście. W pracy zmienili kierownika i nagle „nie pasowałam do zespołu”. Zostałam sama z dziećmi i świadomością, że całe życie goniłam za czymś, czego nikt mi nie obiecał. I wtedy zaczęłam robić wszystko po swojemu. Krok po kroku. Zasiłki? Tak. Dopłaty? Też. Szkoła za darmo, obiady w szkole, dodatek mieszkaniowy – korzystam z tego, z czego mogę. Bo nie mam zamiaru znowu robić z siebie bohaterki, która wszystko zniesie i jeszcze się uśmiechnie.

Teraz wiem, co dla mnie ważne. Dzieci, spokój, ciepła kawa o poranku i wolność, którą trudno opisać komuś, kto nigdy jej nie miał. Można mnie oceniać, można szeptać za plecami, ale ja nie zamieniłabym mojego życia na inne. Nie każdy musi pędzić. Nie każdy musi mieć plan pięcioletni. Ja mam plan na dziś – i to mi wystarcza.

Sabina, 39 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: