W pierwszych miesiącach bycia mamą najbardziej trzymała mnie przy życiu Alicja – moja najbliższa przyjaciółka jeszcze z czasów liceum. To ona przyszła do mnie w środku nocy, kiedy miałam kryzys. To ona zrobiła mi zakupy, kiedy Marek zapomniał. I to ją wybrałam na matkę chrzestną mojego dziecka. Alicja znała mnie jak nikt inny i wiedziałam, że dla Tośki będzie nie tylko chrzestną, ale świetną ciocią i osobą, na którą zawsze będzie mogła liczyć. Kiedy powiedziałam Markowi, nie powiedział ani słowa sprzeciwu. Jak bardzo się myliłam zrozumiałam dopiero wtedy, gdy było już za późno.
Siedzieliśmy przy kuchennym stole, jak zwykle
Tosia spała, Marek kończył kolację w ciszy, a ja przeglądałam w telefonie zdjęcia tortów na chrzciny. Zerknęłam na niego kątem oka – wyglądał na nieobecnego. Pomyślałam, że może znów miał ciężki dzień w pracy – Alicja już kupiła prezent – rzuciłam mimochodem. – Mówi, że będzie idealny. Sama go wybrała, ręcznie robiony.
Marek uniósł wzrok. W jego oczach nie było cienia entuzjazmu – Wiedziałaś, że Karolina od zawsze chciała być chrzestną mojego dziecka?
Zamarłam. Nie tego się spodziewałam – Nie mówiłeś nic... Myślałam, że skoro nie masz z Karoliną bliskiego kontaktu... – próbowałam.
– Bliskiego kontaktu? Przecież to moja siostra. Zawsze mówiliśmy, że jak będziemy mieć dzieci, ona zostanie chrzestną.
Zaczęło do mnie docierać, że zrobiłam coś, co dla mnie było naturalne, a dla niego to zdrada zaufania. Czy naprawdę powinnam była wcześniej zapytać jego siostrę? Czy Marek miał prawo oczekiwać, że się domyślę? Nie wiedziałam. W moim świecie to była decyzja serca, a w jego – decyzja rodzinna.
Dzień chrztu zapowiadał się pięknie
Tośka była wyjątkowo spokojna, nawet dała się ubrać bez płaczu. Biała sukienka, koronkowa opaska, buciki – wszystko było gotowe. Patrzyłam na nią z czułością, jakby świat na chwilę przestał istnieć. Kiedy trzymałam córkę nad chrzcielnicą, nie myślałam o Alicji, Marku, Karolinie. Myślałam tylko o niej. O tej małej istocie, która była teraz oficjalnie wprowadzana do świata wiary, tradycji, życia. Ale potem... potem rzeczywistość upomniała się o swoje.
Karoliny nie było. Wiedziałam, że nie przyjdzie, bo Marek, na dwa dni przed uroczystością, wspomniał tylko chłodno: „Nie ma ochoty na teatrzyk”. Ale nie spodziewałam się, że jej nieobecność aż tak mnie dotknie. Teściowa przyszła za to jak zawsze spięta i przywitała się ze mną formalnie, bez cienia ciepła. Stała z boku, nawet nie podeszła do dziecka. Patrzyła chłodno, z dystansu, jakby nie przyszła świętować, tylko obserwować.
Kiedy wyszliśmy z kościoła, podeszłam do Alicji, która akurat poprawiała torebkę na ramieniu – Myślisz, że zrobiłam źle? – zapytałam cicho, nie chcąc, by ktokolwiek inny to usłyszał.
– Nie – odpowiedziała stanowczo. – Ale oni tak będą uważać.
Sama już nie byłam pewna, co było dobre, a co złe
W domu podeszłam do teściowej. Chciałam spróbować. Jakoś naprawić to, co być może jeszcze można było uratować – Nie spodziewałam się, że Karolina nie przyjdzie... – zaczęłam ostrożnie.
– Nie każdy lubi być pomijany – odpowiedziała zimno, bez mrugnięcia okiem. Odwróciła się i zajęła rozmową z jakąś ciotką z dalekiej rodziny. Marek siedział obok mnie, milczący, z twarzą jak wykutą z kamienia. Widziałam, że się gotuje. Od rana prawie się nie odzywał, coś w nim narastało, ale nie sądziłam, że zrobi to przy wszystkich. Wstał od stołu w chwili, gdy kelnerka właśnie stawiała półmisek z pieczenią.
– To nie tak miało wyglądać – powiedział głośno. Zrobiłaś to po swojemu. Jakby to była tylko twoja sprawa. Tu chodzi o szacunek, ale ty nigdy nie liczyłaś się z moją rodziną.
Zamarłam. Alicja siedziała w napięciu, goście spoglądali na siebie z niepokojem. Przez chwilę wszyscy czekali, czy powie coś jeszcze. Ale on tylko spojrzał na mnie, potem na matkę, która siedziała z założonymi rękami i uniesionymi brwiami, po czym odwrócił się i wyszedł trzaskając drzwiami. W pomieszczeniu zapanowała cisza, a ja zostałam sama, z dzieckiem na rękach i pytaniem w głowie, na które nie miałam odpowiedzi.
Goście rozeszli się szybko
Wzięłam tylko kubek herbaty i usiadłam naprzeciwko pustego krzesła, które do niedawna zajmował Marek. W głowie miałam jeden obraz – jego twarz, ten chłodny wzrok, zanim wyszedł. Próbowałam przeanalizować wszystko jeszcze raz. Czy naprawdę zrobiłam coś tak złego? Chciałam, żeby Tośka miała najlepszą chrzestną. Nie pomyślałam o Karolinie. Nie pomyślałam o tym, co to znaczy dla Marka, ale jak miałam się domyślić?
Zadzwoniła Alicja. Odebrałam od razu – Magda, on musi dorosnąć.
– A jeśli to ja zawiodłam? – Nie płakałam. Nawet na to nie miałam siły. Siedziałam wciąż przy tym samym stole, coraz bardziej zmęczona, coraz bardziej pusta i coraz bardziej samotna.
Marka znalazłam następnego dnia u naszego wspólnego znajomego
Usiadł na krześle, jakby na mnie czekał. Nie zaprosił, nie podał ręki. Po prostu patrzył – Nie mogłem patrzeć na to przedstawienie – odpowiedział. Jego głos był zmęczony, jakby nie spał całą noc. Może nie spał.
– Chciałam tylko, żeby było pięknie. Żeby Tośka miała dzień, który będzie należał do niej. Dlaczego nic nie powiedziałeś, że to dla ciebie takie ważne?
– Bo myślałem, że się domyślisz. Że to dla ciebie też było oczywiste. Karolina... ona traktowała Tośkę jak swoją. A ty nawet nie zapytałaś. Po prostu postanowiłaś. Jakby tylko twoje emocje się liczyły. Nie wiem, czy chcę tak dalej – powiedział. – Czuję się jak dodatek. Jak ktoś, kto tylko podpisuje się pod gotowymi planami.
Milczałam. Nie miałam jak się bronić. Zrobiłam to, co czułam, że jest słuszne. Ale nie spytałam go, nie otworzyłam tej decyzji przed nim. Byłam przekonana, że skoro milczy, to się zgadza – Myślisz, że mi łatwo? – zapytałam nagle. – Od miesięcy nie rozmawiamy. Ja też się czuję sama. I co, to znaczy, że też mam wyjść?
Nie odpowiedział.
Zostawił mnie z tym pytaniem
Nie wiedziałam, co będzie dalej. Może Marek wróci, może nie. Może będziemy próbować zrozumieć się od nowa, albo może każdy z nas pójdzie w swoją stronę, niosąc w sobie cichy żal. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie jesteśmy po prostu zbyt różni. Ja potrzebuję emocji, bliskości, rozmów. On – spokoju, równowagi, lojalności wobec swojej rodziny. Może to nigdy nie miało prawa zadziałać.
Ale najbardziej bolało mnie jedno – tego dnia nikt nie pomyślał o naszej córce. Wszyscy byli skupieni na sobie. Na urażonych ambicjach, niespełnionych oczekiwaniach, niedopowiedzianych pretensjach. A Tośka... była tylko niemym tłem dla cudzych ran. Patrzyłam na nią teraz i czułam, że mimo wszystko muszę być silna dla niej.
Magda, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Dla syna jestem tylko chodzącym bankomatem. Przypomina sobie o mnie jedynie wtedy, gdy u niego krucho z pieniędzmi”
- „W sanatorium nie mogłem się oprzeć uroczej kuracjuszce. Na dancingu nasze serca wirowały w rytmie walca”
- „Wnuk mieszka u mnie i żeruje na mej dobroci. Nie sprząta, imprezuje do rana i robi mi tylko wstyd przed sąsiadami”





