Nazywam się Kasia. Mam 27 lat i od kilku miesięcy jestem żoną Tomka. To miał być najpiękniejszy czas naszego życia – tak sobie wyobrażałam małżeństwo. Myślałam, że po ślubie wszystko stanie się jeszcze bardziej nasze, że będziemy razem we wszystkim – radości, planach, wspólnej codzienności. Ale zderzenie z nową rodziną mojego męża… było jak kubeł zimnej wody.
Pochodzę z ciepłego domu, gdzie Wigilia pachniała pomarańczami i barszczem, a mama głośno śpiewała kolędy przy gotowaniu. Gdzie tata rozśmieszał nas opowieściami o świątecznych wpadkach, a prezenty wręczało się z sercem, nie z obowiązku. I dlatego właśnie teraz tak mnie boli ta pustka w środku. Bo pierwsze święta po ślubie spędzamy u teściów. Tomek mówił, że „mama się cieszy”, że „wszyscy są podekscytowani”. Tylko ja – czuję, że jestem dodatkiem, kimś „z zewnątrz”.
– Trochę się stresuję tym wyjazdem – przyznałam wczoraj wieczorem, wkładając sweter do walizki.
– Kasiu, wszystko będzie dobrze – odpowiedział z uśmiechem Tomek. – Mama cię lubi. Tylko się nie zamartwiaj, okej?
Uśmiechnęłam się do niego, kiwnęłam głową. Ale nie powiedziałam nic więcej. Prawda była taka, że wcale nie czułam się tam mile widziana.
To miały być nasze pierwsze wspólne święta
Usiadłam na brzegu kanapy, bo wszystkie miejsca przy stole już były zajęte. Nawet talerza dla mnie nie postawiono – musiałam poprosić o jeden z kredensu.
– Ojej, zapomnieliśmy o Kasi – rzuciła Agnieszka tonem, który bardziej brzmiał jak kpina niż przeprosiny. – Mamo, masz jeszcze jeden talerz?
– Sprawdź w szufladzie. Kasia, może podasz serwetki? – rzuciła teściowa, nie podnosząc wzroku znad półmiska ryby po grecku. – Tylko nie te z reniferem, są z zeszłego roku, nie pasują do obrusu.
Podałam serwetki. Milcząca, jak służąca w obcym domu. Moje uszka w barszczu były inne niż te mamy. Nie lepsze, nie gorsze – po prostu inne. Ale nikt nie powiedział, że im smakują. Ani razu nie zapytano mnie o rodzinę, dzieciństwo, wspomnienia. Za to Agnieszka raczyła mnie komentarzem:
– A to dla mamy prezent? No… oryginalny. Taki... domowy.
Pod choinką leżały pudełka z logotypami ekskluzywnych marek. Mój ręcznie zdobiony świecznik wyglądał przy nich jak zabawka z przedszkola.
– Zostaw to, Kasiu, ja to zrobię lepiej – rzuciła Grażyna, gdy próbowałam nałożyć rybę. – Ty się może zajmij serwetkami.
Serwetki. Znowu. Tomek siedział obok siostry, rozmawiali, śmiali się. Ja nie istniałam. "Jak to możliwe, że czuję się bardziej samotna wśród ludzi niż kiedykolwiek?" – pomyślałam, a usta wygięły mi się w udawanym uśmiechu. To miały być nasze pierwsze wspólne święta. A ja nie wiedziałam już, czy naprawdę jestem jego „żoną”... czy tylko gościem na nie swojej Wigilii.
Nie chcę już udawać
Zamknęłam za sobą drzwi gościnnego pokoju. Stałam chwilę nieruchomo, w milczeniu. Tomek usiadł na łóżku i sięgnął po telefon, jakby nic się nie wydarzyło.
– Tomek – zaczęłam cicho, ale głos mi zadrżał. – Przepraszam, ale... ja nie dam rady tak dłużej.
Podniósł wzrok znad ekranu.
– Co się stało?
– Serio? – parsknęłam. – Myślałam, że to widać. Czułam się dzisiaj jak piąte koło u wozu. Nie jak wasza rodzina.
– Kasia, mama po prostu chce, żeby wszystko było idealne. Taka już jest. Wiem, że czasem przesadza, ale nie rób z tego tragedii.
– To nie jest „czasem”! To cały dzień bycia ignorowaną! Nawet talerza dla mnie nie było, Tomek! Jakbym przyszła tam przypadkiem!
– Nie przesadzaj...
– Przesadzam? – podniosłam głos. – Agnieszka mnie wyśmiewa, twoja matka traktuje jak intruza, a ty nawet nie kiwniesz palcem! Jakbyś się bał odezwać!
Tomek wstał, zirytowany.
– To ty się czepiasz wszystkiego! Zamiast cieszyć się świętami, szukasz problemów.
Zamilkłam. Bo właśnie to bolało najbardziej.
– Ja się nie czepiam. Ja po prostu nie chcę spędzać świąt, czując się jak... obca. I nie chcę już udawać, że wszystko jest dobrze. Cisza.
Podeszłam do okna. Światła z choinki odbijały się w szybie. I wtedy dotarło do mnie, że Tomek wcale mnie nie widzi. Że w tym domu jestem tylko dodatkiem. I że może – nie chcę tu już być.
Mógł znaleźć sobie kogoś lepszego
Dom już spał. A przynajmniej tak mi się wydawało. Wyszłam po cichu z pokoju, bo nie mogłam zasnąć. Serce biło mi za szybko, myśli kołowały w głowie. W kuchni chciałam tylko napić się wody… ale zatrzymałam się przy schodach. Usłyszałam głosy z salonu. Grażyna i Agnieszka. Nie zauważyły mnie. Stałam w ciemności, ledwie kilka kroków od nich, z sercem w gardle.
– Tomek to taki głupi chłopiec, naprawdę – mówiła Grażyna. – Mógł znaleźć sobie kogoś lepszego. A nie taką nijaką Kasię. Bez charakteru. Bez klasy.
– No! – przytaknęła Agnieszka. – Widziałam, jaki „prezent” dała. Serio? Świecznik z drewna? Myślałam, że to od jakiegoś dziecka ze szkoły.
Śmiech. Suchy, złośliwy.
– Ona się nie stara – ciągnęła Grażyna. – Zrobiła z siebie ofiarę i teraz liczy, że wszyscy będą się wokół niej kręcić. A Tomek... głupi, jak zwykle. Dał się wciągnąć.
Czułam, jak nogi mam z waty. Coś we mnie pękało.
– W takim razie – powiedziałam nagle, wychodząc z cienia – nie musicie już udawać. Nie będę wam więcej przeszkadzać.
Obie zamarły. Jakby zobaczyły ducha.
– Kasiu... – zaczęła Grażyna, ale ja jej przerwałam.
– Nie. Już wystarczy. Nie jestem głupia. Słyszałam wszystko. I nie... nie zamierzam udawać, że nic się nie stało.
Odwróciłam się i poszłam prosto do pokoju. Drzwi zamknęłam za sobą cicho, ale zdecydowanie. Miałam już plan. I on nie przewidywał kolejnego dnia w tym domu.
Nie wiem, czy chcę być częścią tej rodziny
Zostawiłam Tomkowi karteczkę. „Muszę odetchnąć. Kasia”. Tyle. Bez żalu, bez tłumaczeń. Chciałam, żeby się domyślił. Choćby raz. Było jeszcze ciemno, kiedy wyszłam z domu jego rodziców. Śnieg skrzypiał pod butami, a ja po prostu szłam. Minęłam osiedlowy sklep, potem aptekę, potem zamkniętą cukiernię. Ulice były puste. I dobrze – nie chciałam na nikogo patrzeć. Usiadłam na przystanku. I wtedy zaczęłam płakać. Po cichu. Ze wstydu, z żalu, ze zmęczenia. Z tęsknoty za miejscem, w którym mogłabym być po prostu sobą.
W tamtym domu nigdy nie chodziło o mnie. Nigdy nie byłam „żoną Tomka” w oczach jego matki. Zawsze tylko „tą dziewczyną”, którą trzeba tolerować, bo się pojawiła. Grażyna nie chciała mnie znać. A Agnieszka? Ona chciała mnie zniszczyć. Spojrzałam na zegarek. Weszłam do hotelu naprzeciwko dworca. Wzięłam pokój na jedną noc. Weszłam, rzuciłam się na łóżko i wreszcie poczułam coś, czego nie czułam od kilku dni: spokój. Bo byłam sama. I nikt mnie nie oceniał.
Wpatrując się w sufit, wspominałam wigilie w domu rodziców. Jak tata fałszował kolędy, jak mama co roku przypalała mak. Jak siostra zawsze się spóźniała z dziećmi, a ja grzałam barszcz w międzyczasie. Tam było miejsce dla mnie. "Nie wiem, czy chcę być częścią tej rodziny. Może ich świat i mój są zbyt różne, by dało się je połączyć" – pomyślałam. Zasnęłam w ubraniu. I pierwszy raz od dawna – bez łez.
Nie chcę walczyć o miejsce przy stole
Zadzwonił po 11. Najpierw trzy razy. Nie odebrałam. Za czwartym napisał: „Gdzie jesteś? Zwariowałaś?!” Odpisałam tylko, że w hotelu. Ale godzinę później rozległo się pukanie do drzwi pokoju.
– Kasia! – Tomek wszedł zdenerwowany, rozglądając się nerwowo. – Co ty wyprawiasz?! Mama myślała, że coś ci się stało!
– Mama? – parsknęłam. – A ty?
Zamilkł.
– Słyszałam, co mówiła. W nocy. Ty wiesz, że ona uważa, że „mogłeś znaleźć kogoś bardziej na poziomie”? Że „się nie nadaję”? A Agnieszka „Świecznik z przedszkola”. Naprawdę – gratuluję rodziny.
Tomek przełknął ślinę. Odsunął krzesło i usiadł ciężko.
– Kasia… ja nie wiedziałem, że one tak… że coś takiego powiedzą. Mama zawsze była trudna. Ale... ona się zmieniła po śmierci taty. Jest spięta, kontrolująca, wiem. Ale...
– Tomek – przerwałam. – Ja nie jestem projektem do naprawy. Ja chcę tylko być sobą. I nie musieć codziennie udowadniać, że zasługuję na talerz przy waszym stole.
– Może powinniśmy z nią porozmawiać. Razem. Ustalić granice.
– A jeśli ona nie chce tych granic? Co wtedy?
Milczał. A ja poczułam, jak robi mi się zimno.
– Nie chcę walczyć o miejsce przy stole. Chcę, żeby ktoś sam mi je dał – powiedziałam cicho.
Patrzył na mnie, ale nie odpowiadał. Jakby po raz pierwszy naprawdę mnie słuchał. I nie wiedział, co z tym zrobić. A ja… nie wiedziałam, czy to wystarczy.
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Sprzeciwiłam się i zaplanowałam Wigilię pod palmami. Skoro nie szanuję tradycji, to nie ma dla mnie miejsca w rodzinie”
- „Teściowa dała nam pieniądze na zakup domu, a teraz się w nim panoszy. Mam wrażenie, że to ja jestem tu intruzem”
- „Teściowa robi wszystko, by zniszczyć moje małżeństwo. Szkoda, że mąż nie widzi, jaka z niej intrygantka”









