Gdy Ola po raz pierwszy przyprowadziła do domu Andrzeja, kompletnie mnie zamurowało. Wspominała co prawda przez telefon, że poznała dojrzałego mężczyznę, starszego od niej, ale nie dopytywałam o konkretną różnicę wieku i to był mój błąd. Wyglądał zdecydowanie dojrzalej, niż się spodziewałam i spokojnie mógłby być jej ojcem. Siwe pasemka przy skroniach, pewne siebie spojrzenie i uśmiech, w którym coś mi od razu nie pasowało. A może po prostu nie mogłam pogodzić się z myślą, że moja córka umawia się z kimś, kto wygląda na mojego rówieśnika?
Słabe pierwsze wrażenie
– Andrzej pracuje jako doradca finansowy – dodała Ola, siadając na kanapie obok niego. – Poznaliśmy się w kawiarni. Pomylił nasze stoliki i zamówił dla mnie kawę, której nie piłam od lat.
– A ja, żeby się zrehabilitować, zaprosiłem ją na prawdziwe cappuccino – zażartował.
Uśmiechnęłam się, ale sztucznie. Coś tu było zbyt gładkie, zbyt wyreżyserowane. Patrzyłam na nich i nagle poczułam niepokój. Zaczęłam się zastanawiać, kto tak naprawdę kogo omamił.
– Pani Krystyno, może do nas dołączy pani jutro na kolacji? – zapytał Andrzej, odkładając filiżankę po herbacie. – Chciałbym lepiej poznać rodzinę Oli.
– Nie musisz się fatygować – rzuciłam automatycznie, ale Ola już klasnęła w dłonie.
– Super pomysł! Mamo, zrobisz swoją zapiekaną cukinię?
Westchnęłam. Trudno, skoro już mnie w to wciągnęli, musiałam to rozegrać na moich warunkach. A przynajmniej spróbować.
Od rana chodziłam poddenerwowana
Krojąc warzywa, co chwilę gubiłam rytm, a kiedy wpadłam do sklepu po śmietanę, zapomniałam portfela. Byłam rozkojarzona. Chyba nie chciałam, żeby ta kolacja się udała. Chciałam, żeby Andrzej się potknął. Żeby coś z niego wypadło, obnażyło go, pokazało, że nie jest tak nieskazitelny, jak się wydaje. Wieczorem, kiedy zadzwonili do drzwi, wypiłam już dwie lampki wina. Dla odwagi. Albo dla tłumienia złości, sama nie wiem.
– Jak zwykle pachnie u pani obłędnie – uśmiechnął się, podając mi bukiet tulipanów. – Mam nadzieję, że pomogę w czymś przy stole. Nie umiem tylko gotować.
– No to już jeden powód, żeby nie ufać – burknęłam w myślach, ale na głos odpowiedziałam: – Dziękuję, proszę siadać.
Kolacja szła aż za dobrze. Andrzej sypał anegdotami, był szarmancki, czarował. Ale wtedy się zagapił.
– Miałem identyczne kieliszki… z pierwszą żoną – wyrwało mu się, zanim zdążył ugryźć się w język.
Ola zamarła po tych słowach
– Pierwszą żoną? – Ola spojrzała na Andrzeja z niepokojem – Mówiłeś, że nie byłeś nigdy żonaty.
– Tak, znaczy… to było dawno temu – rzucił szybko. – Miałem dwadzieścia kilka lat. Małżeństwo trwało może rok. Byliśmy niedojrzali, zupełnie do siebie niepasujący. Skarbie, uznałem, że nie warto do tego wracać. To nie miało znaczenia. Nie było dzieci, nie było rozwodu z dramatami.
– Myślę, że Ola powinna wiedzieć takie rzeczy – powiedziałam spokojnie, zerkając na nią. – Takie informacje to nie szczegóły.
– Proszę pani – Andrzej wziął głęboki oddech – wiem, że jestem starszy od Oli. I wiem, jak to może wyglądać. Ale zapewniam panią: kocham ją i mam wobec niej poważne zamiary.
– Poważne zamiary to nie wszystko – ucięłam chłodno. – Zwłaszcza jeśli komuś łatwo przychodzi ukrywanie przeszłości – Nie jestem twoim wrogiem, ale jeśli chcesz związać się z moją córką, nie wystarczy czarować. Trzeba być uczciwym.
Zapanowała cisza na kilka dni
Po tamtej kolacji Ola nie odzywała się przez kilka dni, ale ja czułam, że to nie koniec tej historii. Zaczęłam mimowolnie szperać. Wpisałam jego imię i nazwisko w wyszukiwarkę, przewertowałam kilka stron i zatrzymała mnie jedna fotografia – Andrzej z młodą kobietą na kolanach i dzieckiem. Dziewczynka mogła mieć może osiem, dziewięć lat. Z opisu pod zdjęciem: „Najważniejsze moje szczęścia. Dziękuję, że jesteście.”
– Ola… – zadzwoniłam do córki jeszcze tego samego dnia. – Musimy porozmawiać. I nie, nie będę cię oceniać. Po prostu… musisz coś wiedzieć.
Przyszła po godzinie, z chłodnym spojrzeniem i rękami skrzyżowanymi na piersi – Co znowu? – rzuciła bez wstępu.
– On ma dziecko – powiedziałam prosto. – I kobietę, z którą wciąż się fotografuje. Nazywa ich „swoimi szczęściami”. Sama zobacz. – Podałam jej telefon.
Zbladła. Zaczęła nerwowo przewijać, potem usiadła ciężko na kanapie – On mówił, że nie chce dzieci. Że już nie w tym wieku. – W jej oczach zbierały się łzy. – A mówił to z taką pewnością, że… uwierzyłam.
Nie powiedziałam nic. Nie musiałam. Andrzej sam powiedział aż za dużo.
Ola zamknęła się w sobie
Odpowiadała na SMS-y zdawkowo, nie odbierała telefonów. Wiedziałam, że musi to przetrawić. Że musi sama zdecydować, co dalej. Ale każda godzina ciszy była jak ukłucie – i złości, i żalu. Kiedy w końcu zadzwoniła, byłam już gotowa na każdą wersję.
– Mamo, mogę wpaść?
– Zawsze możesz – odpowiedziałam.
Przyszła późnym wieczorem, z opuchniętymi oczami i twarzą bez makijażu.
– Porozmawialiśmy – powiedziała, siadając przy stole. – Spytałam go wprost. O dziecko. O tę kobietę. Powiedział, że to jego dawna partnerka. Że mieszkali razem, ale się rozstali, a dziecko… no cóż, nie chciał go, ale ono przyszło. I że teraz tylko utrzymuje kontakt. Że ta kobieta nie jest już dla niego nikim ważnym.
Słuchałam w milczeniu. W jej głosie było coś sztucznego. Coś, co znałam. Odtwarzana historia, powtarzana wersja, którą chciała w nią uwierzyć.
– A ty mu wierzysz?
Ola spojrzała na mnie długo, zbyt długo. I wtedy zrozumiałam, że wie. Że nie wierzy. Ale że chce. Bo za dużo już w to włożyła. Emocji, planów, może i nadziei, że właśnie ten mężczyzna ją pokochał.
– Tak – odpowiedziała w końcu. – Wierzę.
Zamilkłam. Miałam ochotę krzyczeć, potrząsnąć nią. Ale nie mogłam. Wiedziałam, że jeśli teraz to zrobię – stracę ją na długo. A może na zawsze.
Minęły trzy miesiące
Ola i Andrzej zaręczyli się oficjalnie, choć bez większych fanfar. Wysłała mi zdjęcie pierścionka przez wiadomość – ot, informacja, nie zaproszenie do radości. Wiedziałam, że nasze relacje ostygły. Nie rozmawiałyśmy już tak, jak dawniej. Pierwszy raz od lat nie spędziłyśmy razem świąt. Pojechała do Andrzeja i tłumaczyła, że jego rodzice chcą ją lepiej poznać.
W styczniu zadzwoniła do mnie jego była partnerka. Znajoma znajomej, przypadek, a może przeznaczenie. Powiedziała mi, że Andrzej nigdy nie przestał bywać u niej, że mówi jej coś zupełnie innego, że ich córka „nigdy nie straciła ojca na stałe”.
– Przykro mi, że pani córka tego nie wie – powiedziała cicho.
Wtedy pierwszy raz pomyślałam: muszę powiedzieć Oli prawdę. Choćby znowu miała się ode mnie odwrócić. Wysłałam jej wiadomość: Musimy porozmawiać. Teraz to ważniejsze niż wszystko inne. Nie odpisała, a tydzień później dowiedziałam się, że wyjechali za granicę. Bez pożegnania. Nie wiem, czy jeszcze się spotkamy. Może któregoś dnia zrozumie, że moje wątpliwości to był tylko inny rodzaj miłości. Ale jeśli nawet… może już być za późno.
Krystyna, 51 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Brat nigdy nie miał czasu pomóc mamie, ale kiedy umarła, pierwszy wyciągnął ręce po spadek. Niestety mocno się zdziwił”
- „W naszym małżeństwie było o 1 osobę za dużo. To, co zrobił mi mój mąż, było gorsze niż zdrada z kochanką”
- „Teść zawsze traktował mnie jak intruza. Na weselu pokazał dosadnie, gdzie w tej rodzinie jest moje miejsce”





