Cześć, mam na imię Kasia. Mam 29 lat i jestem jedną z tych kobiet, które rzadko kiedy ktoś zauważa w tłumie. Nie szukam dramatów ani wielkich uniesień – po prostu marzę o kimś, z kim można dzielić życie. Po kilku nieudanych związkach i latach samotnych wieczorów, zaczęłam korzystać z aplikacji randkowych. Bywają frustrujące, ale czasem trafiają się tam perełki. A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.

Pawła zauważyłam od razu. Nie tylko dlatego, że miał ładne zdjęcie, ale dlatego, że nie zaczynał rozmowy od suchych tekstów. Napisał z klasą. Zaintrygował mnie. Nie był jak reszta – nie rzucał głupich żartów, nie prawił pustych komplementów. Pytał o moje ulubione książki, pamiętał, że kocham cappuccino z cynamonem i że nienawidzę poniedziałków. Nasze rozmowy płynęły naturalnie – ciepłe, trochę flirtujące, ale nigdy wulgarne. Z każdym dniem coraz bardziej się otwierałam. Po kilku dniach pisania zaproponował spotkanie. Kawiarnia w centrum, sobota, godzina osiemnasta.

– Włóż coś ładnego. Sukienkę, jeśli masz ochotę – napisał.

Poczułam coś w stylu ekscytacji pomieszanej z lekką paniką. Przymierzałam trzy sukienki, zanim zdecydowałam się na tę niebieską – moją ulubioną, w której zawsze czuję się trochę bardziej sobą. Prostowałam włosy, poprawiałam makijaż, zerkając co chwila w lustro, jakbym próbowała się upewnić, że zasługuję, by ktoś w końcu się mną naprawdę zainteresował. Tego wieczoru wierzyłam, że może tym razem będzie inaczej. Może w końcu spotkałam kogoś, kto chce mnie poznać, a nie tylko zapełnić pusty wieczór. Czułam się, jakby moje życie miało w końcu nabrać kolorów.
Tylko jeszcze nie wiedziałam, że za chwilę spłonę w środku z upokorzenia.

Może się odezwie

Wysiadłam z tramwaju z dziesięciominutowym zapasem. Ulice były już lekko przyciemnione, jesienne światła odbijały się w kałużach po porannym deszczu. Serce waliło mi szybciej niż zwykle, a dłonie miałam dziwnie zimne mimo rękawiczek. Weszłam do kawiarni i od razu rozejrzałam się po wnętrzu. Drewniane stoły, zapach mielonej kawy i spokojna muzyka w tle. Ładnie. Wybrałam stolik w rogu, przy oknie, i usiadłam, zostawiając wolne miejsce naprzeciwko.

Byłam z siebie zadowolona. Sukienka, którą wybrałam, leżała dobrze. Włosy ułożyłam tak, jak lubiłam najbardziej – prosto, z lekko podwiniętymi końcówkami. Delikatny makijaż, podkreślone oczy. Czułam się ładna. Dawno nie miałam w sobie tyle nadziei. Sprawdziłam telefon. Siedemnasta pięćdziesiąt osiem. Zamówiłam cappuccino, żeby nie wyglądać, jakbym przyszła tu tylko czekać. Pomyślałam, że pewnie zaraz wejdzie, może też jest już pod drzwiami. Mijały minuty. Osiemnasta dziesięć. Osiemnasta dwadzieścia. Wypiłam kawę, starając się nie patrzeć zbyt często w stronę wejścia. Udawałam przed sobą, że to nic takiego. Może utknął w korku, może się spóźnił. Ale w środku zaczęło narastać napięcie. Przeglądałam telefon, ale żadnej wiadomości nie było.

Przy stole obok kelner przyniósł deser dwóm zakochanym. Dziewczyna roześmiała się głośno, chłopak coś jej szeptał. Poczułam się nagle zupełnie nie na miejscu. Wzięłam torebkę, zostawiłam napiwek i wyszłam, nie oglądając się za siebie. Na zewnątrz powietrze było chłodne, ale szłam szybkim krokiem, jakbym próbowała zgubić wstyd, który wcisnął mi się pod skórę. Dopiero w tramwaju wyjęłam telefon jeszcze raz. Nadal nic. Cisza. Patrzyłam w ekran, aż zadzwoniła Monika.

– I jak? – zapytała bez zbędnych wstępów.

– Nie przyszedł – powiedziałam i głos mi się załamał.

– Kasia... o nie. Może coś się stało?

– Nie. Nic się nie stało. Po prostu mnie wystawił.

– Może się odezwie? Może miał jakiś wypadek, może...

– Monika, przestań. On po prostu nie przyszedł. Nie napisał. Nie zadzwonił. A ja siedziałam jak głupia przez czterdzieści minut w sukience, którą założyłam tylko dla niego.

Usłyszałam, jak milknie po drugiej stronie.

– Czuję się jak idiotka – dodałam cicho. – Wystroiłam się dla jakiegoś chłopaka z internetu, który nawet nie miał odwagi napisać, że nie przyjdzie.
Monika próbowała coś powiedzieć, ale nie chciałam tego słuchać. Rozłączyłam się. Przez całą drogę do domu patrzyłam w okno tramwaju, a w głowie miałam jedno pytanie: co ze mną nie tak, że znów mnie to spotkało?

Miałam być dla niego opcją

Następnego dnia rano nie spieszyłam się z wyjściem do pracy. Czułam w sobie coś ciężkiego, jakby cała ta sytuacja z wczoraj przykleiła się do mnie i nie chciała odpuścić. W drodze przeglądałam social media, jak zwykle bezmyślnie przewijając zdjęcia. W pewnym momencie zatrzymałam się. Aga – koleżanka z pracy – wrzuciła relację z wesela. Na zdjęciu ona i Paweł. Ten sam Paweł. Objął dziewczynę w białej sukience, śmiał się do aparatu. Wyglądali, jakby byli tam razem. Jak para. Zamarłam. Czułam, jak żołądek zaciska mi się z wściekłości. Wystawił mnie na randce, bo... był na weselu? Z kimś innym? Napisałam do Agi:

– Ej, kto to z Tobą na zdjęciu z wesela?

Nie czekałam długo na odpowiedź:

– Paweł, chłopak mojej koleżanki. Fajny, co?

– Fajny? Wczoraj mnie wystawił na randce. Miał być tam, gdzie ja. A był z nią.

Nie odpisała już nic. A ja siedziałam na ławce przy przystanku i zastanawiałam się, jak bardzo można się pomylić co do człowieka. Miałam być dla niego opcją na sobotni wieczór. Nic więcej.

On nie był tego wart

Monika zaprosiła mnie do siebie po pracy. Nie pytała, co się stało – po prostu czekała, aż powiem sama. Zaczęłam od pokazania zdjęcia, potem opowiedziałam całą resztę. Mówiłam spokojnie, choć oczy już miałam pełne łez.

– Wiesz, myślałam, że może... tym razem coś z tego będzie. Że to nie tylko rozmowy na czacie. Że naprawdę się spotkamy. A on wybrał inną. Jakby to było oczywiste, że ja poczekam. Albo zapomnę.

Monika nie przerwała mi ani razu. Dopiero kiedy zamilkłam, odezwała się cicho:

– Kasia, nie byłaś jedyna. On po prostu miał kilka opcji i wybrał tę, która bardziej mu pasowała. Ale to nie ma nic wspólnego z tobą. Ty niczego nie zrobiłaś źle.

– Ale ja się naprawdę starałam. Naprawdę chciałam, żeby to miało sens.

– On nie był tego wart. To nie ty zawiodłaś, tylko on był nieprawdziwy od samego początku.

Przytuliła mnie, a ja się rozpłakałam. W tamtym momencie czułam się jak ktoś, kto uwierzył, że coś znaczy – tylko po to, żeby usłyszeć, że był planem B. Postanowiłam wtedy, że kasuję apkę. Nie chciałam już z nikim pisać. Przynajmniej przez jakiś czas.

– Chcę pobyć sama. Muszę odpocząć od tego wszystkiego – powiedziałam Monice, gdy wychodziłam.

– Odpocznij. I przypomnij sobie, że jesteś fajną babką. On po prostu nie był gotów na nic prawdziwego.

Już nie szukam

Niedzielę spędziłam w ciszy. Nie próbowałam się czymś zająć, nie włączyłam serialu, nie dzwoniłam do nikogo. Po prostu byłam. Po raz pierwszy od dawna nie próbowałam niczego zagłuszać. Zaparzyłam herbatę, usiadłam na kanapie i patrzyłam przez okno. Miałam wrażenie, że od bardzo dawna nie robiłam nic tylko dla siebie. Bez oczekiwań, bez planu, bez nikogo w głowie. Tylko ja i ten moment.

Po południu wyszłam z domu. Bez celu. Skręciłam w stronę kina. Pod wpływem impulsu kupiłam bilet. Film już trwał, więc weszłam na salę niemal po ciemku. Usiadłam gdzieś pośrodku, z popcornem w ręku. Byłam sama. I było mi z tym dobrze. Nie potrzebowałam obok nikogo. Nie chciałam dzielić tego momentu. Nie czekałam, aż ktoś spojrzy na mnie z uznaniem. Tylko oglądałam film i czułam, że oddycham spokojniej. To nie była bajka. Ale to była lekcja. I może... może warto ją było dostać.

Minęły trzy tygodnie. Nie wróciłam na apkę. Nie rozmawiałam z żadnym nowym „Pawełkiem”. Nawet nie ciągnęło mnie, żeby sprawdzać, czy coś napisał. Wiedziałam, że nie napisze. I wiedziałam też, że nawet gdyby – nie odpowiedziałabym. Zaczęłam skupiać się na sobie. Małe rzeczy – porządek w szafie, wyjście do parku, książka wieczorem. Nic spektakularnego, ale czułam, że wracam do siebie. Do tej Kasi, którą lubię najbardziej. Cichej, trochę zamyślonej, może nie przebojowej, ale prawdziwej. Takiej, która nie gra pod cudze zasady. Monika zapytała ostatnio, czy nie chciałabym znowu się z kimś umówić.

– Może kiedyś – odpowiedziałam. – Ale już nie szukam. Nie chcę, żeby ktoś mnie ratował. 

I to była prawda. Bo pierwszy raz od bardzo dawna czułam się kompletna sama ze sobą. Nie było happy endu z pocałunkiem na tle zachodzącego słońca. Ale był spokój. Było zrozumienie. I była decyzja, że nie muszę nikomu nic udowadniać. Nie szukam już na siłę. Wystarczy, że mam siebie. I to jest mój początek.

Kasia, 29 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są przypadkowe.


Czytaj także: