Czasami mam wrażenie, że żyję w dwóch równoległych światach. Jeden to ten rzeczywisty, w którym robię dzieciom kanapki, odbieram maile od klientów, nastawiam pranie, wstawiam zupę, ogarniam bałagan i próbuję wyrobić się przed siedemnastą, zanim dzieci wrócą z zajęć. Drugi to świat wewnętrzny – pełen domysłów, wątpliwości, przeczucia, że coś się sypie. Kiedyś mieliśmy z Damianem naprawdę dobry kontakt. Rozmawialiśmy godzinami, śmialiśmy się z głupot, potrafiliśmy zasypiać spleceni jak węże na jednej poduszce. A teraz?

On siedzi w telefonie, ja przy komputerze, dzieci między nami jak żywy mur. Niby razem, ale każde gdzie indziej. Zaczęłam zauważać, że Damian się zmienił. Częściej znikał „na zebrania”, wracał później niż zwykle, wieczorami zabierał telefon do łazienki. A gdy pytałam, zbywał mnie krótkim „sprawy firmowe” i odwracał wzrok. Nie oskarżałam go, nie robiłam scen. Ale serce mi nie dawało spokoju. Wczoraj zadzwoniłam do Asi. To moja przyjaciółka jeszcze z liceum – jedyna osoba, której ufam w stu procentach.

– Asia... ja mam wrażenie, że go tracę – powiedziałam, a głos mi się załamał.

– Nie ignoruj intuicji – odpowiedziała od razu, bez cienia wahania. – Ona rzadko się myli. Jeśli coś czujesz, to nie bez powodu.

I to wtedy zdecydowałam, że przestanę być bierna.

Jak detektyw w filmie

– Tylko nie czekaj z kolacją – rzucił Damian w drzwiach, sięgając po płaszcz. – Mamy dzisiaj w firmie mikołajkowe spotkanie. Wiesz, takie luźne, trochę integracyjne. I może zajrzę jeszcze do sklepu, po coś dla dzieci. Zobaczymy, jak się wyrobię.

– Okej – odpowiedziałam, udając, że nie robi to na mnie większego wrażenia.

Na pozór zwykły dzień. Ale coś mnie tknęło. Taki rodzaj napięcia w powietrzu. Jakby coś wisiało między nami, czego nie potrafiliśmy nazwać.
Zebrałam się w sobie. Spakowałam dzieci do auta – dwójka, rozbiegana, jeszcze podekscytowana prezentami ze szkoły – i pojechałam do galerii handlowej niby po spodnie dla syna. Tak naprawdę chciałam się tylko przekonać, czy moje przeczucie ma rację bytu. Znalazłam miejsce na parkingu i poszliśmy do środka. W tłumie ludzi i przy świątecznych piosenkach, czułam się trochę jak detektyw w filmie.

Miałam tylko jedną myśl: sprawdzić, czy Damian rzeczywiście robi zakupy. I wtedy go zobaczyłam. W kawiarni siedział on. I Aneta – jego „koleżanka z pracy”. Ta sama, którą kiedyś mi pokazywał na zdjęciu zespołu. Młodsza, długonoga, z szerokim uśmiechem. Siedzieli blisko. Ona nachylała się do niego, śmiała się, a jej dłoń przez chwilę spoczęła na jego ramieniu. Damian coś mówił, też się śmiał. Wyglądali na parę, nie na współpracowników. Ukryłam się za filarem. Drżącymi rękami wyjęłam telefon. Zrobiłam zdjęcie. Nie wiem, po co – może żeby udowodnić sobie, że nie zwariowałam.

– Mamo, mogę watę cukrową? – zapytała córka, ciągnąc mnie za rękaw.

Zadrżałam, ale skinęłam głową. I patrzyłam jeszcze przez chwilę, jak mój mąż, ojciec moich dzieci, siedzi z obcą kobietą tak, jak od dawna nie siedział ze mną.

Tej nocy nie zasnę spokojnie

Wieczorem siedziałam przy stole w kuchni. Dzieci już spały. Światło lampy rzucało ciepły blask na stół, na którym stały dwie filiżanki z herbatą. Jedna moja, druga… pusta. Czekała na niego. Usłyszałam szczęk klucza w drzwiach. Szybkie, pewne kroki. Damian wszedł do kuchni, zdjął płaszcz i uśmiechnął się blado.

– Hej. Dzieci już śpią?

– Tak – powiedziałam cicho, nie odrywając wzroku od swojej herbaty. – I jak spotkanie?

– Dobrze. Trochę się przeciągnęło. Potem poszedłem jeszcze do sklepu, ale były tłumy. Nic nie kupiłem. W sumie bez sensu.

Skinęłam głową. Nic więcej. Nie dopytywałam.

– Zmęczony jestem – powiedział po chwili, zerkając na mnie podejrzliwie. – Coś się stało?

– Tak – powiedziałam i sięgnęłam po telefon. – Widziałam cię dzisiaj. W kawiarni. Z Anetą.

Wzięłam telefon, odblokowałam ekran i pokazałam mu zdjęcie. Patrzył na nie chwilę z kamienną twarzą.

– To nie jest tak, jak myślisz.

– A jak?

– Spotkanie się skończyło, Aneta też robiła zakupy. Wpadliśmy na siebie i... wiesz, weszliśmy na kawę. Gadaliśmy o pracy. Tylko tyle.

– Tylko tyle? – powtórzyłam, głos miałam lodowaty. – Tak wygląda „tylko tyle”? Ręka na ramieniu, śmiechy, spojrzenia?

Przestań robić sceny – warknął nagle. – Po prostu było miło. Co, teraz nie wolno rozmawiać z koleżanką?

– Nie koleżanką – powiedziałam cicho. – Kobietą, którą zaczynasz wybierać, nawet jeśli jeszcze sam tego nie rozumiesz.

Milczał. Patrzył na mnie tak, jakby nie wiedział, co dalej. A ja już wiedziałam – tej nocy nie zasnę spokojnie.

Oboje wiedzieliśmy, że to już koniec

Tej nocy długo leżałam z otwartymi oczami. Damian spał jak suseł. Zeszłam do salonu. Zauważyłam, że zostawił na stole włączony laptop. Serce waliło mi jak szalone, ale nie umiałam już powstrzymać tej potrzeby. Znałam kod. Cztery cyfry – data urodzin naszej córki. Ironia losu. Przeszłam szybko do wiadomości na komunikatorze. I tam – czarno na białym – rozmowy z Anetą.

Nie było zdjęć ani żadnych bezpośrednich dowodów zdrady fizycznej, ale… była bliskość. „Ciepło ci dzisiaj było w swetrze? Bo ja cię takiego lubię – trochę zmęczonego, trochę nieobecnego”. I inne – jeszcze gorsze, pełne podtekstów, śmiechów, wspomnień z „przerw na kawę”. Zamknęłam oczy. Poczułam, że robi mi się niedobrze. Wtedy usłyszałam głos z sypialni...

– Chyba się domyśla... Widziała nas w kawiarni. No… nie wiem, może coś czuła już wcześniej…

Rozmawiał przez telefon. Szeptem. Ale nie dość cicho. Weszłam do środka.

Z kim rozmawiasz? – spytałam bez emocji.

Zamarł. Zakończył połączenie tak szybko, że prawie rzucił telefon na sofę.

– Nie ma czego tłumaczyć – mruknął.

– Przeciwnie – powiedziałam. – Jest wiele do wytłumaczenia.

– Nie przesadzaj. To tylko wiadomości. Trochę flirtu. Nic się nie wydarzyło.

– Nie musiałeś mnie zdradzać fizycznie, Damian – powiedziałam, czując, jak łzy palą mnie pod powiekami. – Zrobiłeś to sercem.

– To tylko koleżanka – powtórzył cicho.

Ale oboje wiedzieliśmy, że to już koniec tego, co było między nami. Następnego ranka wstałam wcześniej niż zwykle. Wzięłam kosmetyczkę, wrzuciłam do torby kilka ubrań i dokumenty. Nie było planu. Była tylko potrzeba: uciec, zanim pęknę w środku. Zadzwoniłam do Asi.

– Przyjedź – powiedziała od razu, nawet nie pytając, co się stało. – Łóżko masz zawsze gotowe. 

Dzieci zawiozłam do dziadków. Po godzinie siedziałam już w jej kuchni. Asia nalała mi herbaty z imbirem, ale i tak dygotałam. Z zimna. Ze złości. Ze wstydu.

Powiedz mi wszystko – powiedziała spokojnie.

Opowiedziałam. Od początku. O zdjęciu. O rozmowie. O wiadomościach. O tym, jak go usłyszałam w nocy, jak szeptał, że się „domyślam”. Asia słuchała uważnie. A potem, gdy już nie mogłam mówić, ujęła moją dłoń.

– Wiesz, co jest najgorsze? – zaczęła powoli. – Że on nie uważa, że zrobił coś złego. Że to tylko teksty, że to tylko kawa. Ale jeśli z nią rozmawia więcej niż z tobą, to już ją wybrał. Tylko jeszcze tego nie powiedział na głos.

Zacisnęłam usta, bo wiedziałam, że miała rację. Tak, jak miała rację moja intuicja od tygodni. Patrzyłam przez okno na ciemniejące niebo. W mojej głowie pojawiały się obrazy. Damian śmiejący się do Anety. Damian milczący przy obiedzie. Damian, który nie pamiętał, jaki krem kupić naszej córce, ale za to pamiętał, jakie kawy pije Aneta. A potem przypomniałam sobie inne chwile. Nasze pierwsze święta. Jak robiliśmy pierogi i śmialiśmy się, bo każde ciasto się rwało. Jak położył wtedy głowę na moim ramieniu i powiedział: „Z tobą to mogę wszystko”. A teraz? Została tylko cisza. I herbata z imbirem, której nie potrafiłam wypić.

Są rzeczy, których ja nie chcę już naprawiać

Damian napisał SMS-a dopiero wieczorem. „Musimy pogadać. Tylko my dwoje. Bez emocji.” Nie odpisałam. A godzinę później zadzwonił. Asia podała mi telefon bez słowa. Wzięłam go, choć każda część mojego ciała krzyczała: nie teraz, jeszcze nie.

– Joanno... – jego głos był cichy, jakby zmiękczony winą. – Nie chciałem, żeby tak to wyszło.

– Nie „wyszło”, Damian. Ty to zrobiłeś. Świadomie. Krok po kroku – odpowiedziałam, starając się mówić spokojnie.

– Nie zdradziłem cię. Naprawdę nie. Nie spałem z nią. Po prostu… pogubiłem się.

Milczałam.

To wszystko nie było prawdziwe – ciągnął. – Te wiadomości. To była... odskocznia. A Aneta... nie wiem. Może to miłe, że ktoś mnie podziwia. Że nie muszę tłumaczyć, że nie jestem tylko ojcem, mężem, trybikiem w maszynie.

– A kim jesteś? – zapytałam. – Bo ja już chyba nie wiem.

– Joasia... Ja sam nie wiem, co do niej czuję – powiedział to tak cicho, że ledwo dosłyszałam. – Naprawdę.

To jedno zdanie zniszczyło resztki tego, co próbowałam jeszcze uratować. Może naiwna byłam, może zdesperowana. Ale dopiero teraz poczułam, że jest po wszystkim.

– Nie muszę cię złapać w łóżku, żeby wiedzieć, że już mnie nie kochasz – powiedziałam spokojnie. – Nie zostanę w tym związku tylko po to, żeby dzieci miały pełny skład przy stole.

– Joanna...

Nie mów nic więcej. To nie są rzeczy, których nie da się naprawić. To są rzeczy, których ja nie chcę już naprawiać.

I wtedy zrozumiałam – dla dzieci. Dla siebie. Dla świętego spokoju. Muszę odejść.

Jestem silniejsza, niż sądziłam

Wracałam do domu późnym wieczorem. Dzieci już spały. W mieszkaniu panowała cisza, taka inna niż zazwyczaj. Nie była ciężka. Raczej... spokojna. Jakby dom też wiedział, że przyszedł czas na nowy porządek. Zajrzałam do pokoju córki – wtulona w pluszowego jednorożca, oddychała miarowo. Syn chrapał cicho, z rozwalonymi rękami, jakby chciał objąć cały świat. Poprawiłam im kołdry. Uśmiechnęłam się. Cicho. Do siebie. Do nich.
Usiadłam przy stole w kuchni. Tym samym, przy którym Damian tłumaczył się, że „to tylko kawa”, a ja trzymałam w dłoni zdjęcie jak brzytwę.

W oknie odbijała się moja twarz. Nie wyglądałam jak kobieta w rozpaczy. Raczej jak ktoś, kto właśnie przeszedł przez burzę i dotarł do brzegu – mokry, zmęczony, ale cały. Wtedy pierwszy raz od dawna poczułam, że jestem silniejsza, niż sądziłam. I że nie wszystko jeszcze stracone.
Patrzyłam w noc za oknem, a myśl, która przyszła mi do głowy, była prosta jak cios: Czasami najlepszym prezentem jest spokój. Nawet jeśli trzeba go sobie wyrwać z czyjegoś kłamstwa.

Joanna, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: