Nie przypuszczałam, że moje życie może zmienić jeden wieczór w firmie. Zawsze uważałam, że znam swojego męża, że wiem, czego się po nim spodziewać. Ale to, co zobaczyłam, przerosło moje najśmielsze wyobrażenia. Stałam tuż obok, a on uśmiechał się do mojej przyjaciółki w sposób, który nie pozostawiał wątpliwości. Jego uwaga była wyłącznie dla niej. Poczułam wstyd, upokorzenie i gniew jednocześnie, bo wszystko działo się publicznie, wśród współpracowników, którzy zauważyli każdy gest. To był moment, który zmienił moje postrzeganie naszej relacji i moją pewność siebie.

Poczułam się upokorzona

To był wieczór integracyjny w firmie – jedna z tych corocznych imprez, które nigdy nie kończą się wcześniej niż nad ranem. Szwedzki stół, muzyka w tle, pracownicy rozluźnieni po miesiącach napięć i terminów. I ja, stojąca przy barze, z kieliszkiem wina w dłoni, próbująca nie myśleć o tym, że mój mąż znowu za dużo mówi do innych kobiet. Zobaczyłam ich kątem oka – jego i moją najlepszą przyjaciółkę Elwirę. Rozmawiali, śmiali się, a on nagle pochylił się do niej zdecydowanie za blisko.

– Masz najpiękniejszy uśmiech w całym tym biurze – powiedział, zerkając na nią tym swoim „szelmowskim” spojrzeniem, które jeszcze parę lat temu kierował wyłącznie do mnie.

Elwira spojrzała na mnie z lekkim zmieszaniem. Nie wiedziała, jak się zachować.

– Oj, daj spokój... – zaśmiała się nerwowo, odsuwając się od niego o krok.

Podeszłam powoli, próbując zapanować nad emocjami.

– Wszystko w porządku? – zapytałam lodowatym tonem, patrząc mu prosto w oczy.

– Pewnie, przecież tylko żartuję – odparł nonszalancko, jakby to była zwykła, niewinna rozmowa.

Ale widziałam spojrzenia współpracowników. Ludzie szeptali między sobą, udając, że nie widzą. Ja jednak czułam na sobie ich wzrok, jakby ktoś postawił mnie na środku sceny bez scenariusza. To był ten moment – pierwszy z wielu – kiedy naprawdę poczułam się upokorzona.

Nie bądź zazdrosna

Od tamtej nocy między mną a mężem coś pękło. Nie rozmawialiśmy o tym wydarzeniu, choć każde z nas doskonale wiedziało, że granica została przesunięta. Zachowywał się, jakby nic się nie stało, jakby flirtowanie z moją przyjaciółką w mojej obecności było czymś zupełnie normalnym.
W kolejnych dniach w firmie czułam się nieswojo. Ludzie przestali rozmawiać przy mnie swobodnie, spojrzenia robiły się krótkie i ukradkowe. Elwira unikała mnie, udając, że ma za dużo pracy. A on? On zdawał się czerpać z tego wszystkiego przyjemność.

– Co się tak spinacie? – rzucił podczas przerwy obiadowej, kiedy staliśmy razem z kilkoma osobami przy automacie do kawy. – Elwira ma poczucie humoru, prawda?

Spojrzałam na nią, licząc na jakąkolwiek reakcję, ale spuściła wzrok.

– Możesz przestać ją wciągać w swoje „żarty”? – wysyczałam cicho, tak by tylko on to usłyszał.

– Oj, nie bądź zazdrosna. To tylko zabawa – odparł, popijając kawę z takim spokojem, jakby niczego nie rozumiał.

Ale ja wiedziałam jedno – to nie była żadna zabawa. To był teatr, w którym on grał główną rolę, a ja byłam publicznością z przymusu. Zaczęłam unikać wspólnych spotkań firmowych, chowałam się w pracy za komputerem, ale im bardziej się wycofywałam, tym bardziej on działał. Z każdym kolejnym „niewinnym” tekstem przekraczał granice, których już dawno nie powinien nawet zbliżać.

Nie zamierzam dłużej tego tolerować

Postanowiłam porozmawiać z Elwirą. Wiedziałam, że to nie jej wina, ale nie mogłam dłużej znosić tej niezręcznej ciszy między nami. Po pracy zaprosiłam ją na szybką kawę w pobliskiej kawiarni. Przyszła niechętnie, wyraźnie spięta.

– Nie chcę, żebyś czuła się winna – zaczęłam ostrożnie. – Ale muszę wiedzieć, czy on... próbował czegoś więcej?

Zawahała się, bawiąc się łyżeczką od cappuccino.

– Nie. Znaczy... on tylko flirtuje. Trochę nachalnie, trochę dziwnie. Nie odpowiadam mu. Przysięgam.

Westchnęłam z ulgą, ale nie poczułam się lepiej. To nie chodziło o zdradę w klasycznym sensie. To było coś innego – gra, której nie chciałam być częścią.

– Wiesz, kiedy stoisz obok, a ktoś traktuje cię jak powietrze, to boli. Zwłaszcza, kiedy to twój własny mąż.

Elwira kiwnęła głową i dotknęła mojej dłoni.

– Gdybyś chciała, mogę z nim pogadać. Powiedzieć mu, żeby się ogarnął.

– Nie. To ja muszę to załatwić. Sam ze mną żyje, sam niech posłucha.

Tej nocy w domu zastałam go w salonie, jak oglądał jakiś głupi serial. Usiadłam obok i powiedziałam wprost:

– Wiem, co robisz. I nie zamierzam dłużej tego tolerować.

– O czym ty znowu? Przecież nic się nie dzieje – rzucił obojętnie.

– Właśnie to jest najgorsze. Ty naprawdę nie widzisz problemu.

Miałam dość

Wiedziałam, że nadchodzi moment, w którym coś pęknie. Firma organizowała galę z okazji jubileuszu – duże wydarzenie, wszyscy mieli być obecni, włącznie z osobami z zarządu. Jako że byliśmy małżeństwem, poszliśmy razem. Wzięłam głęboki oddech, nakładając elegancką sukienkę, choć w środku gotowała się we mnie złość, którą przez tygodnie tłumiłam. Siedzieliśmy przy jednym stole – ja, on, Elwira i kilku kolegów z pracy. Na początku wszystko wyglądało normalnie, ale z czasem atmosfera zrobiła się luźniejsza. Widziałam, jak znowu zaczyna. Nachyla się do niej zbyt blisko, szepcze coś do ucha, śmieje się głośniej niż trzeba.

– Mam nadzieję, że twój chłopak nie jest zazdrosny, bo ja nie mogę się napatrzeć – rzucił nagle, głośno, tak że cała nasza grupa usłyszała.

Przy stole zapanowała cisza. Elwira skrzywiła się i spojrzała na mnie błagalnie. Wstałam, nie mówiąc nic, i odłożyłam serwetkę na talerz.

– Krystyna, no co? Przecież żartuję! – krzyknął za mną, jakby właśnie opowiedział anegdotę, a nie mnie upokorzył.

Odwróciłam się, spojrzałam mu prosto w oczy.

– Dziękuję, że zrobiłeś z siebie klauna przed całą firmą. Przynajmniej nie muszę już tłumaczyć nikomu, dlaczego nie chcę z tobą wracać do domu.

Zostawiłam go tam – wśród tych wszystkich spojrzeń – i wyszłam. Miałam dość.

Śmiałeś mi się w twarz

Nie wróciłam tej nocy do domu. Przenocowałam u siostry, a rano wyszłam wcześniej, by uniknąć telefonu od niego. Wiedziałam, że będzie próbował zbagatelizować wszystko, zasłonić się żartem, może nawet odwrócić kota ogonem. Ale tym razem nie miałam już siły ani ochoty tego słuchać.
W pracy zrobiło się cicho. Elwira przyszła do mnie na przerwie.

– Przepraszam. Za wszystko.

– Nie ty powinnaś przepraszać – odpowiedziałam spokojnie. – To nie ty mnie wystawiłaś na pośmiewisko.

Wróciłam do mieszkania dopiero po pracy. W salonie panował porządek, jakby nic się nie wydarzyło. On siedział na kanapie, zapatrzony w telewizor.

Wiesz, że przesadzasz? – zaczął, zanim jeszcze zdjęłam płaszcz. – Trochę luzu by ci nie zaszkodziło.

– Luz? – powtórzyłam. – Ty naprawdę nie rozumiesz, co zrobiłeś?

– Przecież to tylko gadka. Trochę flirtu. Nic fizycznego.

– Właśnie. Nic fizycznego. Ale to mnie bolało bardziej. Bo robiłeś to, gdy stałam obok. Śmiałeś mi się w twarz.

Cisza. W końcu wstał, podszedł do mnie, jakby chciał mnie objąć.

– Nie. Nie dotykaj mnie – powiedziałam stanowczo. – Nie dziś. Może nie jutro. Może wcale.

Odwróciłam się i zamknęłam się w sypialni. Tego wieczoru podjęłam decyzję. Wiedziałam, że potrzebuję przestrzeni. Jeśli nie szanował mnie przy ludziach, nie miał prawa być przy mnie w ciszy.

Muszę to sobie wszystko poukładać

Minęły dwa tygodnie. Wystarczająco długo, by usłyszeć własne myśli, ale jeszcze zbyt krótko, by wszystko przestało boleć. Spałam osobno, jadłam w innym pokoju, unikałam rozmów. A on... kręcił się po domu, jakby czekał, aż wrócę „do siebie”. Nie wróciłam. Zrozumiałam, że nie chodziło tylko o Elwirę. Gdyby nie ona, pewnie znalazłby kogoś innego do tych swoich gier. Problemem nie była kobieta – problemem był brak szacunku. Robił to, co chciał, bo myślał, że może. Bo przez lata dawałam mu ciche przyzwolenie, tłumacząc, że to „jego sposób bycia”, że „zawsze był duszą towarzystwa”. Ale dusza towarzystwa nie musi deptać godności własnej żony.

W poniedziałek po pracy usiadłam przy stole i powiedziałam mu, że wyprowadzam się na jakiś czas. Że muszę to sobie wszystko poukładać – sama. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, potem westchnął i... nie powiedział nic. Nie błagał. Nie zatrzymywał. I to bolało bardziej niż wszystko inne.
Spakowałam walizkę, wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam. Nie miałam planu na przyszłość, ale miałam coś ważniejszego – decyzję, by nie tkwić dłużej w relacji, w której przestałam czuć się jak kobieta. I jeśli kiedyś wrócę, to nie dlatego, że on mnie potrzebuje. Tylko dlatego, że ja uznam, że warto.

Krystyna, 42 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: