Z pozoru jesteśmy zwyczajną, zgraną rodziną – dzieci, dom, dwa samochody, wakacje raz do roku. Tylko że w tym „z pozoru” kryje się cały mój niepokój. Bo od miesięcy to ja płacę za wszystko. Rachunki, zakupy, przedszkole, obiady, lekarze, ubezpieczenie auta. Gdy pytam Przemka, czy coś dorzuci, odpowiada, że musi odkładać, że „ktoś musi myśleć o przyszłości”, że „oszczędza dla nas”.

Może rzeczywiście lepiej, że jedno z nas ma głowę do finansów, ale z każdym miesiącem czuję coraz większe zmęczenie. Nie fizyczne, a emocjonalne, jakbym wciąż musiała udowadniać, że jestem wystarczająco silna, żeby wszystko to unieść. Dzieci nie mogą odczuć, że coś jest nie tak. Mama nie może się rozkleić. Tylko że kiedy widzę, jak Przemek kupuje sobie nowy smartwatch albo zamawia kolejny gadżet do roweru, to coś we mnie pęka. Jestem zbyt zmęczona, by się kłócić i zbyt przestraszona, by pytać wprost, ale coś mi nie gra.

Może „nas” już dawno nie ma?

– Przemek, mogę cię o coś zapytać? Czemu wszystko jest na mojej głowie? – powiedziałam spokojnie. – Czynsz, zakupy, dzieci, szkoła, lekarz. Nawet jak synowi trzeba było kupić buty, to wyciągałam kasę z konta. Przecież oboje pracujemy.

Przemek westchnął i potarł twarz, jakby rozmawiał z dzieckiem – Kasia, ktoś musi myśleć o przyszłości. Ja odkładam. Oszczędzam dla nas. Chyba nie chcesz, żebyśmy za dziesięć lat zostali z ręką w nocniku?

– Ostatnio mam wrażenie, że wkładam w to wszystko nie tylko czas, ale i całą pensję, a ty oszczędzasz. Tylko że nikt nie wie, ile, gdzie, na co...

– Przesadzasz – prychnął. – Wszystko jest pod kontrolą. Po prostu mamy inne podejście do pieniędzy. Ty lubisz wydawać, ja wolę zabezpieczać.

Zamknęłam oczy na sekundę. „Wydawać”? Czy on myśli, że ja się spełniam płacąc za dentystę dzieci albo prąd? Zamilkłam. Nie miałam siły się wykłócać. Ale tej nocy nie mogłam zasnąć. W myślach wracałam do miesięcy, gdy Przemek wymigiwał się od decyzji. Gdy mówił: „Zrób, jak uważasz”, „Ty się lepiej na tym znasz”. Zawsze z uśmiechem. Zawsze spokojnie. Tylko że teraz widziałam, że zostawił mi wszystko, żeby samemu móc zająć się... czym?

Czułam, że to dopiero początek

– Kasia, no weź, ty się tylko męczysz – Magda spojrzała na mnie znad laptopa, gdy wyrzuciłam z siebie kolejny raz, że nie wiem, co się dzieje z naszymi pieniędzmi. – Przecież coś tu śmierdzi na kilometr. Sprawdź konto. Po prostu sprawdź.

– Przemek ma osobne konto – odparłam. – Od zawsze. Ja mam swoje, on swoje, wspólnych wydatków pilnuję ja, bo tak jakoś... wyszło.
Magda podparła się na łokciu i przekrzywiła głowę.

– Czyli ty płacisz, a on oszczędza, ale nawet nie wiesz, gdzie? Kasia, serio?

Nie chciałam tego słuchać, ale wiedziałam, że ma rację. Wróciłam do domu. Przemek był na siłowni, dzieci u mojej mamy. Usiadłam do jego komputera, tego służbowego, który zabierał ze sobą nawet na weekendy. Hasło znałam. Historia przeglądarki. Logowania. Weszłam w zakładkę „Ostatnie operacje” – i wtedy zamarłam. Przelewy, co tydzień od dwóch lat. Na konto, które nie miało nic wspólnego z naszym wspólnym życiem.

To nie była oszczędność na wakacje czy edukację dzieci. To było inne konto – jego własne. Ukryte. Tam właśnie szły pieniądze, kiedy ja płaciłam za jedzenie, leki i nowy plecak dla córki. Usiadłam ciężko na podłodze i czułam się, jakby ktoś zrzucił na mnie betonową płytę. Przemek nie oszczędzał „dla nas”. On odkładał na swoje.

Nie jestem w tym małżeństwie partnerką

To był wieczór jak każdy inny. Dzieci zasnęły wyjątkowo szybko, a Przemek zamknął się w gabinecie, jak zawsze, „żeby jeszcze chwilę popracować”. Rozmawiał przez telefon i chyba nie sądził, że podejdę pod drzwi: – Tak, po Wszystkich Świętych. Spokojnie, muszę to rozegrać mądrze. – Przerwa. – Wiem, wiem... dzieci... Tak, o tym też pomyślałem, najpierw zabezpieczę swoje. Muszę być ostrożny.

Przez chwilę stałam nieruchomo. Potem cofnęłam się do salonu, usiadłam i czekałam, aż skończy. Wszedł po dwudziestu minutach.

– Przemek, usiądź. Musimy pogadać. Wiem o koncie – powiedziałam bez wahania. – Wiem o przelewach. I wiem, że planujesz odejść. Tylko czekasz na odpowiedni moment.

Milczał przez chwilę. A potem, ku mojemu zaskoczeniu, skinął głową – To prawda. Nie jestem szczęśliwy od dawna. Chciałem odejść spokojnie. Bez dramatów.

– Spokojnie? – głos mi zadrżał. – Przez dwa lata mnie okłamywałeś. Pozwalałeś, żebym utrzymywała dom, dzieci, ciebie. I mówisz, że chciałeś odejść spokojnie?

– Tak... Nie chciałem wojny – mruknął.

Wtedy coś się we mnie załamało. Przemek siedział przede mną – chłodny, opanowany, jakby tłumaczył się z nieudanego projektu w pracy. Nie z rozbitego małżeństwa.

Czułam, że to już koniec

– To jest jakiś żart? – Bartek spojrzał na mnie tak, jakby nie wierzył w ani jedno słowo.

Siedzieliśmy u niego w kuchni. Miałam podpuchnięte oczy i drżące ręce. On właśnie wstał z łóżka, jeszcze w dresie, z kubkiem kawy w dłoni. Ale kiedy powiedziałam, że Przemek mnie zostawia – naprawdę zostawia – i że od miesięcy potajemnie przelewał pieniądze na swoje konto, już nie wyglądał na zaspanych.

– Nie, Bartek. To nie jest żart – powiedziałam cicho.

– Słuchaj, Kasia. On cię wykorzystał. Jak ostatni drań. Masz dzieci, dom na głowie, i co? Zmył się? I ty się jeszcze zastanawiasz, co teraz? Posłuchaj mnie. Idziesz do prawnika i rozdzielasz konta, zabezpieczasz dzieci, robisz porządek z tym typem. Bo on już zrobił z tobą porządek. Ty mu uwierzyłaś, rozumiesz? Ty naprawdę uwierzyłaś, że to „dla was”.

Zamilkłam. W głowie miałam mętlik. Czułam się upokorzona, oszukana, jak idiotka. I jednocześnie... pusta. Nie potrafiłam jeszcze być wściekła. Tylko smutek był na pierwszym planie. I strach. Ale kiedy wróciłam do domu i spojrzałam na dzieci, śpiące w swoich łóżkach, pierwszy raz od kilku dni poczułam coś więcej. Determinację. To nie może być koniec mojego życia.

Usiedliśmy przy kuchennym stole na ostatnią rozmowę

– Chcę, żebyś mi powiedział jedno – zaczęłam cicho. – Dlaczego?

– Kasia, zmieniłaś się. Wszystko kręciło się wokół dzieci, wokół rachunków, codziennej harówki. Przestałem być ważny. Przestałaś mnie zauważać.

– Przestałam ci gotować ulubione obiady czy może po prostu nie klaskałam za każdym razem, kiedy wyrzuciłeś śmieci? Więc postanowiłeś odłożyć pieniądze i odejść po cichutku tylko najpierw mnie wydrenować. Dla spokoju sumienia?

Przemek zamilkł – Nie o to chodzi. To nie było tak, że chciałem cię oszukać. Chodzi o atmosferę. O... bliskość. Z czasem przestałem czuć, że jestem mężem. Czułem się... no wiesz, jak bankomat bez hasła.

– Nie jesteś ofiarą – powiedziałam po chwili. – Jesteś tchórzem. Nie umiałeś ze mną rozmawiać, więc wolałeś uciec. Ale przynajmniej miej odwagę przyznać: nie oszczędzałeś dla nas. Oszczędzałeś na start. Na nowe życie. Beze mnie.

Przemek spuścił wzrok. Nie zaprzeczył, a ja nie powiedział nic więcej. Wstałam. Wzięłam głęboki oddech. Czułam, jak moje oczy znowu się szklą, ale tym razem się nie rozpłakałam. 

– Śpisz na kanapie. Jutro zaczynamy dzielić wszystko. Dzieci, konta, przyszłość. Już nie jesteśmy „my”, Przemek.

Minęły trzy tygodnie, a Przemek się wyprowadził

Bez wielkich słów, bez scen – jakbyśmy rozdzielali biurka w firmie, a nie życie. Zabrał część ubrań, laptopa, trochę dokumentów. Z dziećmi rozmawiał, ale płytko, jakby i wobec nich nie potrafił już być autentyczny. Sprawa rozwodowa w toku. Prawnik mówi, że będzie chciał się dogadać. Jasne – teraz, kiedy wszystko sobie zabezpieczył.

A ja? Nie będę udawać, że jest mi dobrze. Wcale nie jest. Każdego dnia uczę się nowych rzeczy – jak opłacić dwa konta naraz, jak odpowiadać dzieciom, kiedy pytają, czemu tata nie mieszka z nami. I jak nie płakać w łazience, kiedy zostaję sama na noc. Ale uczę się też czegoś innego. Że jestem silniejsza, niż myślałam. Że mimo bólu – oddycham. Że potrafię powiedzieć „dość”.

Zastanawiam się czasem, dlaczego Przemek wybrał ucieczkę. Czy naprawdę wierzył, że można kogoś tak po prostu wykreślić z życia, jak się kasuje folder ze starego dysku? Może nigdy nie byłam dla niego partnerką. Może od początku byłam planem tymczasowym – „dopóki nie ogarnę życia”. A potem pojawił się lepszy pomysł. Ale teraz... to ja mam nowe życie. Bez niego. 

Katarzyna, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: