Mam na imię Natalia, mam 28 lat i mieszkam w Warszawie. Pracuję jako graficzka, głównie zdalnie, co daje mi pewną swobodę. Ale tej wolności nie czułam nigdy w domu, w którym się wychowywałam. Mój ojciec, Janusz, to człowiek zimny jak lód. Nigdy nie słyszałam od niego słowa „kocham”, nie przytulił mnie, nie zapytał, jak mi poszło w szkole. Jeśli przynosiłam świadectwo z czerwonym paskiem – kiwał głową. Jeśli spóźniłam się na kolację – miałam „brak szacunku do zasad”. Mama była inna. Łagodna, ciepła, zawsze potrafiła złagodzić jego chłód. Ale odkąd zmarła – wszystko się rozsypało.
Telefon, który zmienił wszystko
Po śmierci mamy, kontakt nam się niemal zupełnie urwał. Ojciec odzywał się raz na jakiś czas i był to suchy SMS na święta, może rozmowa raz na rok. Czułam, że nie jestem mu potrzebna i już przyzwyczaiłam się do tej myśli. Aż do wczoraj. Telefon zadzwonił o 19:43. Odebrałam i prawie go nie poznałam po głosie – słaby, zachrypnięty, bez tej swojej dawnej twardości – Nie radzę sobie. Musisz przyjechać.
Zamarłam. On – człowiek, który nigdy o nic nie prosił – właśnie mówił mi, że mnie potrzebuje. Ale ja nie czułam współczucia. Czułam coś... innego. Złość. Żal. Wściekłość, której nawet nie próbowałam schować. A jednak serce mi zadrżało. Bo co, jeśli rzeczywiście jest chory? Sam? Bezradny?
– Po co dzwonisz akurat teraz? Nie rozmawialiśmy od… roku?
– Bo teraz nie mam wyboru. Choruję. Źle się czuję. Trudno mi nawet samemu ugotować… – wydukał.
– Aha. Czyli teraz sobie przypomniałeś, że masz córkę? Tyle lat miałeś mnie gdzieś. Teraz chcesz, żebym się tobą opiekowała, bo jesteś chory? Może powinieneś zadzwonić do Kamila.
– Kamil nie przyjedzie. Ma swoje życie.
– A ja niby nie?
Zapadła cisza. W tej ciszy słyszałam wszystko – jego samotność, swoją złość, nasz wspólny żal. Rozłączyłam się bez słowa, położyłam telefon na stole i przez chwilę tylko patrzyłam w ścianę.
Byłam wściekła, ale pod tą złością czaiło się współczucie
Następnego dnia zadzwoniłam do brata – Dzwonił do mnie ojciec – powiedziałam bez żadnych wstępów. Chciał żebym przyjechała. Że chory. Że nie radzi sobie. Że „muszę”. Wypłakałam mu w twarz wszystko, czego nie powiedziałam przez te wszystkie lata. I się rozłączyłam.
– Dobrze zrobiłaś. – Jego głos był twardy. – Myślisz, że ja mam zamiar tam jechać? Nie. Przez całe życie traktował nas jak powietrze. A teraz, nagle, rodzina? To nasz ojciec biologicznie, ale nie emocjonalnie. Zawsze był dla nas tylko facetem od rachunków i zakazów.
Milczałam. Kamil miał rację, ale ta rozmowa wcale mnie nie uspokajała. Przeciwnie – bolało bardziej. Bo on mógł się odciąć. Ja – nie umiałam.
– Natalia, ty zawsze byłaś inna. Ty wierzysz, że ludzie się zmieniają. Że coś można naprawić. Ale to nie bajka. On się nie zmieni. Po prostu boi się, że umrze sam. Zrobisz co uważasz, tylko nie daj się w to wciągnąć, jeśli potem masz siebie za to nienawidzić.
Rozłączyłam się i długo siedziałam w ciszy. Gdzieś pomiędzy gniewem a wyrzutami sumienia. Kamil miał swoją zbroję. Ja miałam tylko blizny.
Wzięłam dzień wolny, żeby odpocząć, ale potem po prostu wsiadłam w pociąg
Dom wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałam – senny, nijaki, z wiecznie odpadającym tynkiem. Tylko bardziej pusty. Jakby sam wiedział, że ktoś tu tylko czeka na koniec. Drzwi otworzył mi ojciec. Stał w piżamie, wychudzony, siwy. Jego twarz – kiedyś kamienna – teraz była jak z papieru. Ale głos nadal ten sam.
– Nie spodziewałem się, że naprawdę przyjedziesz.
– To nie jest wizyta na kawę – odpowiedziałam. – Chcesz, żebym ci zakupy robiła? Prała ci piżamy? Gotowała zupę?
– Nie potrzebuję litości. Wiem, że byłem złym ojcem – powiedział nagle, cicho. – Ale czy to znaczy, że muszę umrzeć w samotności?
Zamurowało mnie. Nie miałam przygotowanej odpowiedzi. Bo nie był już tym samym mężczyzną, który kiedyś rzucał mi w twarz: „Nie becz, nie jesteś mała”. Był człowiekiem złamanym. Ale ja… ja nie wiedziałam, czy umiem mu współczuć. Nie wtedy, gdy wciąż tak bardzo go nienawidziłam.
Nie mogłam zasnąć. Leżałam na kanapie w moim dawnym pokoju
Nic się nie zmieniło – ten sam skrzypiący regał, ta sama narzuta w kratę. Tylko ja już nie byłam tą samą dziewczynką. Z kuchni dobiegał kaszel, a potem skrzypienie podłogi. Ojciec chodził. W środku nocy, tak jak kiedyś mama. Wyszłam po cichu z pokoju i zobaczyłam go – stał przy oknie w kuchni, opierając się o blat. Trzymał się za żebra i oddychał ciężko. Usiadłam przy stole, a on powoli podszedł i usiadł naprzeciwko.
– Nie potrafiłem być ojcem – powiedział po chwili. – Bo mój ojciec… był jeszcze gorszy – Byłem bity, ignorowany. Kiedy miałem pięć lat, pierwszy raz usłyszałem, że jestem do niczego. Potem tylko to powtarzano. Kiedy pojawiłaś się na świecie, byłem przerażony. Twoja matka wiedziała, jak kochać. Ja… udawałem. Chowałem się za zasadami i krzyczałem, żeby nikt nie zobaczył, że się boję.
Milczałam. Słowa grzęzły mi w gardle. Przypomniałam sobie mamę – jak tuliła mnie, gdy płakałam po jego awanturze. Jak szeptała: – Nie oczekuj od niego zbyt wiele, on nie potrafi więcej.
– Byłem tchórzem – dodał cicho. – A teraz to ty masz wybór. Możesz być lepsza ode mnie. Albo taka sama.
Spojrzałam na niego. Starego, zmęczonego człowieka, który po raz pierwszy przyznał się, że nie był silny. Tylko zagubiony. Ale czy to wystarczyło? Wyszłam z kuchni bez słowa. Nie wiedziałam, co czuję. To było coś pomiędzy litością, złością i... tęsknotą za kimś, kogo nigdy tak naprawdę nie miałam.
Rano weszłam do kuchni i od razu powiedziałam, że muszę wracać
– Zostań jeszcze kilka dni – rzucił cicho. – Tu jest… pusto, jak wyjedziesz. Pracę masz w komputerze – mruknął. – Mogłabyś tu siedzieć, tak samo.
– To nie o pracę chodzi.
Zebrałam swoje rzeczy w milczeniu. Przed wyjściem spojrzałam mu w oczy pierwszy raz od lat. Nie było w nich dumy, nie było też oczekiwań. Tylko samotność – Jak coś się stanie, zadzwoń – powiedziałam.
– A jeśli nie będę miał siły?
– To zadzwoń mimo to.
Wyszedł za mną przed dom. Na schodach zostawiłam go samego. Nie odwróciłam się. Nie mogłam.
Pojechałam do parku, usiadłam na ławce i zadzwoniłam do Kamila
– Byłam u niego – powiedziałam. – Nie wiem, co mam robić.
Zamilkł na chwilę – I co, wzruszył cię?
– Nie wiem. Chyba trochę tak.
Wróciłam do domu, zaparzyłam herbatę i usiadłam przy biurku. Na półce stało zdjęcie mamy – uśmiechniętej, ciepłej, z tym spojrzeniem, które mówiło „wszystko będzie dobrze”. Przez chwilę miałam ochotę zapytać: Co byś zrobiła na moim miejscu? Ale znałam odpowiedź. „Nie oczekuj od niego zbyt wiele” – mówiła. I miała rację. Ale przecież ja już nie jestem dzieckiem.
Nie wiem, czy wrócę do ojca. Wiem tylko jedno – nie chcę być taka jak on. Zamknięta, zimna, samotna. Mam prawo do złości, do niepewności, do bólu, ale też do wyboru. Nie wiem, czy mu pomogę, nie wiem, czy to go zmieni. Ale chcę spróbować. Dla siebie, nie dla niego.
Natalia, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Sanatoryjny czaruś szybko zawrócił mi w głowie. Liczyłam na coś więcej, a on pozostawił pustkę w mym sercu i portfelu”
- „Szykowałam się do ślubu z narzeczonym, ale moje serce biło dla innego. Przez grę na 2 fronty, straciłam wszystko”
- „Na grób kupiłam plastikowe chryzantemy za 10,99, bo nie stać mnie na wieniec. Wstyd mi, że oszczędzam na zmarłych”





