Nigdy nie sądziłam, że grudzień może tak mocno drapać człowieka od środka. Siedziałam na miejscu pasażera w samochodzie mojego chłopaka Darka, a na kolanach trzymałam misternie zapakowaną paczuszkę: szklany lampion z drobnymi, ręcznie malowanymi gwiazdkami. Wydawał mi się idealnym prezentem na święta. Takim… symbolicznym. Ciepłym. Może nawet trochę zbyt romantycznym jak na relację, która trwała dopiero kilka tygodni. Trochę mnie to zaskoczyło, ale pomyślałam, że to dobrze skoro chce mnie zapoznać tak szybko ze swoją rodziną. Nie spodziewałam się jednak takiego zakończenia.

Atmosfera gęstniała już w samochodzie

– Daleko jeszcze? – rzuciłam niby lekko, ale głos miałam wyższy niż zwykle.

– Jakieś dwadzieścia minut – odpowiedział krótko, nie odrywając wzroku od drogi.

– A twoja mama… ucieszy się, że przyjeżdżamy?

– Pewnie – mruknął. – No wiesz… mama jak mama.

Zagryzłam wargę. Co to znaczy „mama jak mama”? Surowa? Nerwowa? Miła? Gdyby chciał, powiedziałby coś więcej. Cokolwiek.

– A tata? – próbowałam znowu, jakby każde jego zdanie było małą wskazówką, w którą stronę zmierza ta nasza… coś.

– Tata to tata – padła kolejna perełka wyczerpujących opisów.

Uśmiechnęłam się sztucznie, ale w środku dusiłam pytanie: Dlaczego tak mało mówi o swojej rodzinie? A potem drugie, gorsze: Może nie chce, żebym miała jakieś oczekiwania? Może on sam nie wie, kim dla mnie jest. Kim ja jestem dla niego. Mimo niepokoju czułam też ekscytację, bo jeśli ta Wigilia wypadnie dobrze, jeśli jego rodzice mnie polubią, jeśli Darek okaże choć odrobinę czułości… Może to będzie początek. Taki prawdziwy.

– Basia, wszystko okej? – zapytał nagle.

– Tak – odpowiedziałam zbyt szybko. – Po prostu… trochę się stresuję.

– Nie ma czym – rzucił, ale nie spojrzał na mnie ani przez sekundę.

W końcu dotarliśmy na miejsce

Kiedy zjechaliśmy z głównej drogi na wąski podjazd prowadzący do domu Darka, serce zaczęło mi bić szybciej. Dom był oświetlony w środku, ale przed wejściem panowała cisza, taka zimna, jakby nikt nie czekał. Wzięłam prezent pod pachę, poprawiłam szalik i weszłam za nim po schodach. Drzwi otworzyły się niemal od razu. a w progu stanęła jego mama. 

– A... to mamy gościa? – zapytała i uniosła brwi w sposób, który od razu sprawił, że poczułam, jakby temperatura spadła o kilka stopni.

– No... tak. To Basia – odpowiedział Darek tonem, jakby dopiero teraz sobie przypomniał, że wypada przedstawić mnie w inny sposób niż wskazaniem ręką.

– Dobry wieczór – odezwałam się i starałam się uśmiechnąć, choć głos ugrzązł mi gdzieś w gardle.

W środku pachniało świętami, ale atmosfera była tak sztywna, że aż bolało. Ojciec Darka siedział przy stole i patrzył na mnie uważnie. Nie wrogo, raczej oceniająco, jakby próbował ustalić, skąd się tu wzięłam i czy to nie żart. Usiedliśmy przy stole, a rozmowa ruszyła bez nas. Rodzice Darka mówili głównie między sobą, a kiedy próbowałam włączyć się do rozmowy, głos natychmiast znikał pod ciężarem ich kolejnych zdań.

– Bardzo tu ładnie – próbowałam zaczepić jego mamę.

– Tak, staramy się – odparła krótko i spojrzała na Darka, jakby oczekiwała wyjaśnienia, dlaczego w ogóle tu jestem.

Patrzyłam na to wszystko i powoli docierało do mnie, że on nikogo nie uprzedził. Nie wiedzieli, że przyjadę, nie szykowali dla mnie miejsca i nie przygotowali więcej jedzenia na tę okoliczność. Poczułam, jak policzki robią mi się gorące, a w środku rosło pragnienie, żeby na moment zniknąć, stać się niewidoczna i nie przeszkadzać nikomu w tym starannie ustawionym świecie.

Darek siedział obok mnie, ale nawet nie spojrzał w moją stronę. Z każdą minutą czułam się bardziej jak intruz, który wszedł tu, nie rozumiejąc, że nikt nie planował dla niego miejsca. Myślałam wcześniej, że to będzie wieczór, który nas zbliży. Tymczasem między nami wyrastał mur. I choć nie był głośny ani dramatyczny, czułam go w każdym spojrzeniu jego matki, w każdym niewypowiedzianym słowie Darka i w każdym moim oddechu, który stawał się coraz płytszy.

Myślałam, że gorzej być nie może

Po pierwszym daniu Darek wstał od stołu, jakby czekał tylko na pretekst, żeby zniknąć. Zostałam sama z jego rodzicami i przez chwilę panowała cisza, którą można by pokroić. Próbowałam podnieść wzrok na mamę Darka, ale ona wpatrywała się we mnie z tym swoim spokojem, który wcale nie uspokajał. Był chłodny, obliczony. Nachyliła się lekko w moją stronę.

– Basia… posłuchaj mnie. Mój syn nie jest gotowy na nic poważnego – zaczęła. – Zawsze miał z tym trudność. Podejmuje decyzje za szybko, a potem tego żałuje. Nie powinnaś robić mu nadziei. Ani sobie.

Patrzyłam na nią i próbowałam nie mrugać zbyt często, bo bałam się, że oczy mi się zaszklą.

– Ale to on mnie zaprosił… – wyszeptałam. Czułam, jak ręce mam coraz zimniejsze.

– Nasz Darek bywa impulsywny – przerwała, jakby moje słowa były zbędne. – Proszę, zostaw go w spokoju. Dla jego dobra.

Usiadłam sztywno, jakbym nagle przestała umieć oddychać. Jej głos nie był złośliwy. Był uprzejmy, łagodny, ale każde zdanie trafiało we mnie jak ostrze. Nigdy wcześniej nikt nie mówił do mnie w taki sposób. Jakbym była komplikacją, niechcianym dodatkiem, problemem, którego najlepiej się pozbyć.

W końcu Darek wrócił

Od razu spojrzałam na niego inaczej. Nie jak na chłopaka, który mógłby być kimś ważnym. Raczej jak na kogoś, kogo zupełnie nie znałam.

– Darek – odezwałam się cicho, zanim usiadł. – Twoi rodzice nie wiedzieli, że przyjeżdżam?

Zawahał się tylko na sekundę: – No… tak jakoś wyszło – mruknął i spojrzał w stół.

– A twoja mama… powiedziała mi właśnie… – zaczęłam, ale urwałam, bo poczułam, że głos mi drży.

– Nie chcę o tym gadać – uciął, zanim jeszcze zdążyłam dokończyć.

Nawet na mnie nie spojrzał, ale chyba wiedział, co mogła powiedzieć, jego matka. Patrzyłam na jego profil i nagle dotarło do mnie coś, czego wcześniej nie dopuszczałam do głowy. Nikt mnie tu nie chciał. Nawet on nie chciał tego aż tak bardzo, jak chciałam wierzyć. Czułam się okropnie i miałam ochotę się rozpłakać, ale z całych sił powstrzymywałam łzy.

Nie spodziewałam się takiego finału

Po kolacji Darek powiedział z powagą: – Zawiozę cię na pociąg, tak będzie najlepiej.

Nie zaprotestowałam. Nie miałam już siły. Wstałam, wzięłam płaszcz, prezent wciąż w nieotwartej paczce i wyszłam z nim do samochodu. Wiatr był mroźny, ale czułam go tylko przez chwilę. Potem wszystko jakby otępiało. W samochodzie panowała cisza, która miała swoją własną gęstość. Patrzyłam przez okno, udając, że nie zauważam, jak zaciska dłonie na kierownicy. W końcu spróbowałam.

– O co tu chodzi? Dlaczego twoja mama… – zaczęłam.

– Nie chcę o tym gadać – przerwał natychmiast.

Zamknęłam usta i już ich nie otworzyłam. Czułam, że jeśli powiem choć jedno słowo więcej, coś we mnie pęknie. Patrzyłam więc na ciemne pola za oknem, na mijane latarnie, które przesuwały się jak wyrwane z filmu klatki, i zastanawiałam się, kiedy dokładnie stałam się dla niego kimś, kogo można tak po prostu odwieźć. Jak paczkę, którą trzeba odesłać, bo zamówienie było jednak nie takie. Na dworcu wysiadłam pierwsza.

– To… trzymaj się – rzucił, stojąc oparty o auto. Nawet nie wyszedł z nim na peron.

– Dzięki za podwózkę – odpowiedziałam, choć miałam wrażenie, że wypowiadam te słowa bez udziału siebie.

Wsiedłam do pociągu

Usiadłam przy oknie i patrzyłam, jak peron powoli znika, a wraz z nim Darek – ten, którego znałam jeszcze kilka godzin wcześniej, i ten, który był teraz kimś zupełnie innym. Im dalej pociąg się oddalał, tym bardziej czułam, jak ogromna robi się we mnie cisza.

Wyszłam z pociągu, a miasto było ciche i prawie puste. Powietrze miało w sobie ten grudniowy chłód, który odcina człowieka od myśli. Szłam wolno, jakbym odkładała moment wejścia do mieszkania. Wiedziałam, że gdy tylko zamknę za sobą drzwi, wszystko, co wydarzyło się tego wieczoru, stanie się w stu procentach prawdziwe.

Odgłos klucza w zamku zabrzmiał głośniej niż powinien. W przedpokoju panowała cisza, która przypominała pustą salę po jakimś skończonym przyjęciu. Położyłam prezent na podłodze obok łóżka. Lampion wciąż był zapakowany w ozdobny papier, starannie przewiązany wstążką. Wyglądał jak coś, co nie znalazło dla siebie miejsca.

Usiadłam na łóżku, a myśli wracały jedna po drugiej, jakby prześcigały się, która z nich zaboli najbardziej. Wiedziałam, że słowa jego matki zraniły mnie głęboko, ale odkryłam coś jeszcze trudniejszego: bardziej bolało mnie jego milczenie. To, że nie powiedział ani jednego zdania, które pokazałoby, że stoję po jego stronie. To, że nie zapytał, co czuję. To, że było mu wygodniej przemilczeć wszystko, co działo się na jego oczach.

Czy ja byłam dla niego tylko kimś, kogo można zaprosić i równie łatwo odesłać? W głowie krążyły myśli, których nie chciałam, a jednak nie potrafiłam ich uciszyć: może jestem dla ludzi tylko chwilą, dopóki czegoś potrzebują. Może zawsze będę jedynie dodatkiem do cudzych historii. Kimś, kogo łatwo przesunąć na bok. Przez chwilę miałam odruch sięgnięcia po telefon, żeby usłyszeć jakiekolwiek wyjaśnienie. Ale zaraz poczułam, jak ściska mi się gardło. Ale jakie wyjaśnienie mogłoby sprawić, że ten wieczór stałby się mniej prawdziwy?

Położyłam się, choć wiedziałam, że nie zasnę. Patrzyłam na ciemny sufit i pierwszy raz od dawna przyszła mi do głowy myśl, którą powinnam była dopuścić dużo wcześniej: jeśli nie zadbam o siebie, nikt tego za mnie nie zrobi. Nikt nie zatrzyma za mnie czyjegoś odchodzenia. Nikt nie ochroni mnie przed rozczarowaniem. Leżałam tak i chyba pierwszy raz poczułam, że może czas zacząć układać życie inaczej. Bez czekania, aż ktoś mnie w nie wpuści.

Basia, 24 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: