Mam na imię Weronika. Mam 26 lat i teoretycznie wszystko w moim życiu powoli wraca do normy. Teoretycznie, bo w praktyce od kilku miesięcy noszę w sobie ciężar, którego nie potrafię z siebie zrzucić. Ciężar po Kamilu. Kiedy się rozstaliśmy, byłam wrakiem człowieka. Bezsenne noce, apatia, wściekłość, a potem znowu tęsknota. Jak w kółko. Próbowałam nie myśleć. Próbowałam skupić się na pracy – marketing daje dużo zajęcia, dużo pozorów „wszystko pod kontrolą”. Ale wieczorami i tak kończyłam z winem i filmami, których nie pamiętałam.

Wszystko analizowałam. Do znudzenia. Co zrobiłam źle? Dlaczego on był taki... chłodny? Dlaczego przestałam go obchodzić? Daria, moja współlokatorka, powtarzała, że Kamil od początku był emocjonalnie zablokowany. Że to cud, że wytrzymałam z nim tyle czasu. Ale ja nie szukałam cudu. Szukałam miłości. Od kilku tygodni było lepiej. Mniej łez, więcej ciszy. Taka pusta, trochę wycofana wersja mnie. I wtedy... pojawiła się wiadomość. „Weronika, może wyskoczymy na kawę? Wróciłam do mieszkania i powiedziałam o wszystkim Darii.

– Kamil się odezwał – zaczęłam, rzucając telefon na stół.

– Co znowu chce? – zapytała bez cienia entuzjazmu.

– Napisał... że chce się spotkać. Na kawę.

– Weronika, to może być pułapka. On nie robi nic bez powodu. Ty znowu się wkręcisz, a on... on pewnie chce się tylko upewnić, że nie będziesz mu później bruździć w nowym związku. – spojrzała na mnie poważnie.

– Może, ale muszę się sama przekonać.

Rozdział zamknięty, prawda?

Siedział już przy stoliku, kiedy weszłam do kawiarni. Jakby był tu od dawna, jakby nic się nie stało. Ubrany w jasny sweter, który zawsze lubił, z tą samą niedbałą fryzurą, której nigdy nie poprawiał, nawet gdy padało. Uniósł wzrok, uśmiechnął się lekko i skinął głową. A ja… stanęłam przez chwilę w miejscu. Tak po prostu. Jakby moje ciało nie chciało zrobić kroku dalej. Podszedł do mnie i przywitał się spokojnie, jakbyśmy byli starymi znajomymi, którzy przez przypadek wpadli na siebie po latach. Podał rękę, powiedział, że dobrze mnie widzieć. Usiedliśmy.

Pierwsze minuty były dziwne. Mówił o pracy, o pogodzie, o nowej kawiarni, która otworzyła się po drugiej stronie ulicy. Ja odpowiadałam półsłówkami, patrzyłam na jego usta, na ruchy dłoni, na tę niefrasobliwość, którą kiedyś uważałam za urok. Teraz wywoływała we mnie napięcie. W pewnym momencie wspomniał o naszych wspólnych wakacjach nad jeziorem. Powiedział, że ostatnio tam przejeżdżał i od razu przypomniała mu się ta deszczowa noc, kiedy zgubiliśmy drogę do domku. Uśmiechnęłam się wtedy mimo woli. Pamiętałam. Leżeliśmy wtedy przytuleni pod cienką kołdrą, słuchaliśmy burzy i gadaliśmy do świtu. Takie chwile zostają w człowieku, nawet gdyby bardzo się starał je wyprzeć.

– Fajnie było – powiedział. – Dobrze nam było przez jakiś czas.

Patrzyłam na niego uważnie, czekając, aż powie coś więcej. Może przeprosi. Może powie, że żałuje. Ale nie powiedział nic takiego. Zaczął mówić o tym, jak bardzo ceni to, co mieliśmy. Jak wiele się nauczył dzięki mnie. Jak dojrzał. A potem, kiedy zamawiał drugą kawę, rzucił:

– Dzięki, Weronika. Dzięki temu dzisiejszemu spotkaniu mam już spokój. Teraz mogę wejść w nowy związek z czystą głową.

Nie odpowiedziałam od razu. Nawet nie patrzyłam na niego. Mój wzrok utknął gdzieś w rogu sali. Zrobiło mi się gorąco, chociaż siedziałam przy oknie i czułam chłodny przeciąg. Wzięłam głęboki oddech, ale głos nie chciał przejść przez gardło. On mówił dalej. Że to była dobra decyzja. Że był wdzięczny za wszystko. Że nie chce zostawiać niedomkniętych spraw. A ja wciąż siedziałam w milczeniu. Dopiero kiedy zaproponował, że może odprowadzić mnie kawałek, potrząsnęłam głową i wstałam. Powiedziałam tylko:

– Nie trzeba. Rozdział zamknięty, prawda?

Skinął głową. W jego oczach nie było smutku. Tylko spokój. Ten sam spokój, którego tak bardzo kiedyś mu zazdrościłam.

On mnie nie kochał

Droga do mieszkania była jak przez mgłę. Szłam szybko, potem wolno, potem znowu szybko, jakbym nie mogła znaleźć rytmu, który pozwoliłby mi uspokoić oddech. Gdy weszłam do klatki schodowej, ręce tak mi drżały, że ledwo trafiłam kluczem w zamek. Otworzyłam drzwi i poczułam znajomy zapach naszego prania, który zawsze działał na mnie kojąco. Tym razem nie zadziałał. Postawiłam torebkę na podłodze i usiadłam na stołku w kuchni. Dopiero kiedy usłyszałam przekręcany klucz, coś we mnie drgnęło. Daria weszła z siatką zakupów, zdjęła kurtkę i ruszyła w stronę kuchni. Zatrzymała się, gdy zobaczyła mój wyraz twarzy.

– Co się stało? – zapytała cicho.

Nic nie odpowiedziałam. Spojrzałam na nią i wtedy poczułam, jak wszystkie emocje ze mnie wychodzą. Zaczęłam płakać. Daria rzuciła zakupy na blat i szybko podeszła, żeby mnie pocieszyć.

– Nie płacz, nie warto.

Jednak łzy wciąż płynęły mi po policzkach i spadały na bluzę.

– On… – zaczęłam, ale głos mi się załamał. Wzięłam krótszy oddech, potem drugi. – On chciał tylko… oczyścić sobie sumienie. Powiedział, że teraz może wejść w nowy związek spokojnie. Wyobrażasz to sobie? Spokojnie. Jakby nasze lata były tylko jakimś ciężarem, o którym trzeba szybko zapomnieć.

Daria zamilkła na moment, potem usiadła obok. 

– On mnie nie kochał. Nigdy mnie nie kochał – wyrzuciłam z siebie. – Spotkanie było mu potrzebne tylko po to, żeby zrobić porządek w głowie, zanim zacznie coś nowego. 

Łzy zaczęły lecieć jeszcze mocniej, chociaż nie sądziłam, że jeszcze potrafię płakać.

– Dlaczego poszłam? – zapytałam prawie szeptem. – Dlaczego się na to zgodziłam? Przecież wiedziałam, jaki on jest.

Daria westchnęła, ale nie w ten protekcjonalny sposób, którego tak nie znoszę. Raczej z troską.

– Myślałaś, że może coś przemyślał. Każdy by poszedł. 

– Najgorsze jest to, że przez chwilę uwierzyłam w jego ton, w jego uśmiech, w te wspomnienia, które przywoływał… Kiedy mówił o naszych wakacjach, zrobiło mi się ciepło. A potem nagle dowiedziałam się, że to wszystko było tylko preludium do zdania o nowym związku. – Czuję się wykorzystana, Daria. Tak zwyczajnie. 

Daria pokiwała głową i ujęła moje dłonie.

– Jestem tu. Przejdziemy przez to razem. Tylko nie próbuj tego usprawiedliwiać. To, co zrobił, nie było w porządku.

Otarłam twarz. Ja płakałam coraz ciszej. Ona milczała ze mną, pozwalając, żeby emocje wreszcie ze mnie zeszły. Chyba pierwszy raz naprawdę poczułam, jak bardzo mnie bolało to wszystko, co udawałam, że już mam za sobą.

Nie czułam ulgi. Tylko pustkę

Zamknęłam się w pokoju, zaraz po rozmowie z Darią. Światło zostawiłam zgaszone. Siedziałam na łóżku i gapiłam się w ciemność. Nie było już łez, tylko pustka. Taka, która nie boli, ale ciąży. W myślach wracałam do różnych momentów z Kamilem. Do tych, które wcześniej idealizowałam. Przypomniałam sobie, jak potrafił nie odezwać się przez cały dzień, bo miał „sporo pracy”. Jak zbywał mnie, gdy mówiłam, że czegoś mi brak. Wtedy usprawiedliwiałam to dorosłością, zmęczeniem, chłodniejszym charakterem. A teraz widziałam, że on po prostu powoli odchodził. Już wtedy.
Szeptałam do siebie, półgłosem, jakby głośno mówiąc, miało to brzmieć prawdziwiej:

– On nie chciał mnie. Chciał spokoju. 

Wtedy pierwszy raz nie poczułam ani złości, ani smutku. Tylko coś w rodzaju zgody. Na to, że to już naprawdę koniec. Ale też na to, że muszę od nowa zrozumieć, co było prawdą, a co tylko moim wyobrażeniem. Siedziałam przy biurku, trzymając telefon w dłoni. Ekran był pusty, ale palce już wiedziały, co napisać. Nie analizowałam, nie poprawiałam. Wystukałam wszystko jednym ciągiem, bez przystanków: „Dzięki za spotkanie. Cieszę się, że mogłam pomóc ci przejść do nowego związku. Chociaż przez chwilę znowu poczułam się ważna. To było okrutne”. Zawahałam się przez moment, patrząc na wyszarzały przycisk. Potem kliknęłam „wyślij”.

Po kilku minutach odruchowo weszłam na jego profil. Nowe zdjęcie. On i Natalia. Siedzieli w kawiarni, śmiali się. On trzymał ją za rękę. Zamknęłam aplikację i zaczęłam kasować. Zdjęcia. Wiadomości. Notatki, które kiedyś mu wysyłałam. Wszystko. Robiłam to powoli, bez łez, bez wzruszenia.
Nie czułam ulgi. Tylko pustkę. 

Przestałam czekać

Szłam przez miasto bez celu. Liście wirowały przy chodnikach, a ja próbowałam przypomnieć sobie, co właściwie lubiłam robić przed Kamilem. Co mnie wtedy cieszyło. Kim byłam, zanim zaczęłam z nim być. Nie czułam ulgi, nie czułam spokoju. Ale coś we mnie się zmieniło. Może to było zmęczenie, może świadomość, że już nic nie muszę udawać. Przestałam czekać, że ktoś wróci, przeprosi, naprawi. Zrozumiałam jedno – zakończenia nie zawsze są wspólne. On zamknął drzwi, spokojnie, z przekonaniem. A ja… ja wciąż stoję. Nie wchodzę, nie wychodzę. Patrzę w pustkę, którą po sobie zostawił, i próbuję oddychać.

Wróciłam do mieszkania i usiadłam przy oknie. Daria siedziała w salonie, nie zadawała pytań. Wiedziała, że potrzebuję ciszy. Obiecałam sobie wtedy coś cicho, tylko w myślach: Nigdy więcej nie pozwolę komuś wejść we mnie tak głęboko, jeśli nie zamierza zostać. Nie wiem, czy potrafię to utrzymać. Ale wiem, że nie chcę już być tłem dla czyjejś decyzji. I to musiało na razie wystarczyć.

Weronika, 26 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: