Czasem myślę, że wszystko zaczęło się od firanek, które Grażyna przyniosła do nas w pierwszym miesiącu po ślubie. Weszła bez zapowiedzi, z siatkami i pewną siebie miną.

– Kupiłam wam coś, te wasze są takie... szpetne – rzuciła i zaczęła rozkładać nowe, błyszczące, kremowe zasłony na naszym stole.

Wtedy tylko spojrzałam na Michała. On oczywiście zrobił tę swoją rozbrajającą minę – „daj spokój, to tylko mama” – i poszedł robić herbatę. Już wtedy powinnam była zareagować. Powiedzieć: „Nie, Grażyno, dziękuję. Lubię nasze szpitalne firanki.” Ale nie. Uśmiechnęłam się i podziękowałam, jak idiotka. Przez kolejne lata „troska” Grażyny tylko przybierała na sile. Raz kwestionowała nasze wakacyjne plany („Do Grecji? A nie lepiej nad polskie morze, taniej i zdrowiej?”), innym razem przywoziła mi zakupy („W tym sklepie są teraz dobre przeceny, to wam zrobiłam zapas. Chyba nie kupujecie w tej drożyźnie pod domem?”). A potem zaczęła zadawać pytania. Dużo pytań.

– Ile płacicie za prąd? A co to za kredyt na lodówkę? A ta szkoła językowa, to nie za droga?

Czułam się jak uczennica przed komisją. Michał tłumaczył, że mama tylko się martwi, że taka jej natura. A ja czułam, że miarka się przebrała. Rozmawiałam o tym z Martą, moją przyjaciółką od liceum. Znosiła moje narzekania z cierpliwością anioła. Aż pewnego dnia rzuciła:

– Czuję się, jakby Grażyna była waszym księgowym. Tylko takim, co nie pyta, czy może coś sprawdzić.

W punkt. Michał nie był złym facetem, serio. Był czuły, odpowiedzialny, kochał mnie. Ale miał jedną, poważną wadę: nie umiał powiedzieć „nie” swojej matce. A ja zaczynałam być zmęczona byciem „tą rozsądną”, tą, która ma trzymać dom, dziecko, budżet i jeszcze znosić inwigilację Grażyny.
I wtedy przyszedł dzień, w którym powiedziałam „dość”.

Skoro on nie umie postawić granic, ja to zrobię

– Michał, serio? Mama znowu pytała, ile wydaliśmy na wakacje?! – zapytałam, próbując nie krzyczeć, ale już sama słyszałam, że głos mi drży.

– Po prostu się martwi, Kasia… – westchnął, nie podnosząc wzroku znad telefonu.

– No to może od razu damy jej dostęp do konta? Skoro i tak wie, na co wydajemy!

– Przesadzasz – odburknął. – Zawsze była ciekawska, wiesz o tym. Ale nie robi tego złośliwie.

– Aha. Czyli mam udawać, że wszystko okej, że nie czuję się, jakby ktoś codziennie zaglądał mi przez ramię do portfela?

– Nie chodzi jej o ciebie, tylko o nas – mruknął. – Po prostu chce pomóc.

– Pomóc?! Pomóc to można, jak się kogoś zapyta, czy tej pomocy potrzebuje. A nie wpraszać się z pytaniami o kredyt i raty, jakbyśmy mieli jej raporty miesięczne wysyłać!

Milczał. Zbyt długo. Wiedziałam, że zaraz padnie ten jego żałosny tekst...

– Zrobisz jak chcesz – powiedział cicho. – Tylko... nie każ mi wybierać.

Zamilkłam. Bo właśnie to usłyszałam: nie obchodzi mnie, co zrobisz, byle nie było afery z mamą. Poczułam wściekłość. I coś jeszcze. Zawód.
Wyszłam z kuchni, trzaskając drzwiami. Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. W głowie układałam sobie plan. Skoro on nie umie postawić granic, ja to zrobię. I nawet jeśli wywołam wojnę – to będzie wojna o mój spokój.

Nasze życie, nasze decyzje, nasz budżet

Od dzisiaj nie chcę słyszeć, że tłumaczysz się mamie ze wszystkich naszych wydatków – powiedziałam spokojnie, prawie bez emocji. Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Przesadzasz…

– Nie. Po prostu stawiam granicę. Nasze życie, nasze decyzje, nasz budżet. Koniec z opowiadaniem jej, ile kosztowały buty dla Antka i dlaczego kupiliśmy ekspres do kawy, a nie czajnik.

Michał nic nie powiedział. Tylko pokiwał głową i wyszedł do pracy. I może bym pomyślała, że to koniec, że odpuściła – gdyby nie dzwonek do drzwi trzy dni później.

– Co się stało, Grażyno? – zapytałam, zaskoczona, że przyszła bez zapowiedzi.

– To mi powiedz, Kasiu. Michał mówi, że masz problem z tym, gdy pytam o wasze wydatki. – W jej głosie aż dźwięczało oburzenie.

– Problemem jest twoja wieczna kontrola. My sami decydujemy o naszym życiu. Nie potrzebujemy konsultacji.

– To ja wam tylko chciałam pomóc… – zaczęła, ale nie dokończyła. Michał właśnie wszedł do kuchni. Stanął jak wryty między nami. Atmosfera gęsta jak kisiel.

– Michał, może chcesz powiedzieć coś swojej matce? – zapytałam, patrząc mu w oczy.

Ale on tylko stał. I milczał. Wtedy już wiedziałam, że ta walka będzie tylko moja.

Plotka raz puszczona w obieg, żyła własnym życiem

Zaczęło się niewinnie. Ktoś z kuzynostwa Michała nagle przestał mnie witać na rodzinnych spotkaniach. Inna – do tej pory neutralna ciotka – zaczęła rzucać kąśliwe uwagi o „kobietach, które wszystko chcą mieć pod kontrolą”. Ignorowałam to. Przynajmniej próbowałam. Ale kiedy przyszło zaproszenie na urodziny cioci Haliny i Michał, patrząc na mnie z rezygnacją, rzucił:

– Może jednak zostań w domu, będzie spokojniej...

Zrobiło mi się niedobrze. Pojechałam. I usłyszałam więcej, niż się spodziewałam. Już przy wejściu Ewa – siostra Michała – podeszła do mnie z uśmiechem, który nie sięgał oczu.

– Słyszałam, że mama nie może już nawet kupić wnukom prezentu bez twojej zgody?

Znieruchomiałam. Zza jej pleców wyjrzała ciocia Regina i rzuciła z teatralnym współczuciem:

– Oj, Kasiu, czemu tak odsunęłaś Michała od rodziny? On taki rodzinny chłopak...

Byłam w szoku. Słowa nie chciały przejść mi przez gardło. Patrzyłam na te wszystkie twarze, które znałam od lat – i nagle czułam się wśród nich jak intruz. Teściowa nie była na imprezie. Nie musiała. Jej robota była już wykonana. Plotka raz puszczona w obieg, żyła własnym życiem. A ja stałam pośrodku salonu i miałam ochotę wrzasnąć: „To ja jestem tą złą?! Bo nie chciałam, żeby ktoś zaglądał mi do portfela?!” Zamiast tego wzięłam płaszcz i wyszłam. Michał wybiegł za mną, ale powiedział tylko:

– Nie wiem, skąd oni to mają...

Nie wiedział? Ja wiedziałam doskonale.

Ja tylko chciałam, żebyście mieli lepiej

Nie zadzwoniłam. Nie uprzedziłam. Po prostu pojechałam. Stałam pod jej blokiem i czułam, jak wszystko we mnie buzuje. Grażyna otworzyła drzwi w fartuchu, z ręcznikiem w dłoni.

– O, Kasia... coś się stało?

– Tak. Stało się. Chcę porozmawiać.

Stanęłyśmy w kuchni.

– Wiesz, że ludzie w rodzinie mówią, że zabroniłam ci widywać wnuki? Że kontroluję Michała? Że odsunęłam go od was wszystkich?

Wzruszyła ramionami.

Ja tylko powiedziałam prawdę. Ludzie mają prawo wiedzieć, jak traktujesz rodzinę.

– Nie, Grażyno. Ty powiedziałaś swoją wersję prawdy. I nie miałaś do tego prawa. Zaszkodziłaś mi w oczach wszystkich tylko dlatego, że nie pozwoliłam ci wtrącać się w nasze życie.

– Może nie wszyscy są tacy chłodni jak ty. Może komuś jeszcze zależy na rodzinie – odparła cicho, ale z jadem.

– Nie jestem chłodna. Jestem zmęczona. Zmęczona walką o każdą granicę.

Zamilkła. Na chwilę. Potem odezwała się łagodniej:

– Wiesz, ja tylko chciałam, żebyście mieli lepiej niż my z Władkiem. Michał to mój jedyny syn…

– Wiem. Ale teraz to też mój mąż. I nasze życie. I nikt – nawet ty – nie będzie już nami zarządzał.

Nie odpowiedziała. Odwróciła się do kuchenki, jakby nagle coś musiała przypilnować. Ja wyszłam. Zostawiłam za sobą zapach pieczonego ciasta i dom, w którym nigdy nie czułam się mile widziana. Wróciłam do auta. Z trudem powstrzymałam łzy. Nie dlatego, że było mi smutno. Ale dlatego, że przez chwilę poczułam się tak bardzo... sama.

Nie wiem, czy umiem wybrać

– I co ty sobie myślisz, Kasia?! – Michał wszedł do mieszkania jak burza, jeszcze zanim zdążyłam zdjąć buty. – Że pojedziesz do niej sama, zrobisz awanturę i co? Problem zniknie?

– Nie zrobiłam awantury. Rozmawiałam. Coś, czego ty nie umiesz – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku już kipiało.

– Mogłaś mi chociaż powiedzieć!

– A ty powiedziałeś mi, że twoja matka rozsiewa po rodzinie, że jestem potworem? Że zabroniłam jej widywać wnuki?

Zamilkł. Widziałam w jego oczach rozdarcie. Jakby nie wiedział, po której stronie powinien stanąć.

– Nie wierzę, że to ona... – szepnął w końcu. – Mama taka nie jest.

– Michał, błagam cię. Ona dokładnie taka jest. Kontrolująca, manipulująca. I ty wiesz o tym, tylko nie chcesz się do tego przyznać, bo boisz się jej konfrontacji.

– A ty? Ty się nie boisz rozwalić naszego małżeństwa przez głupią dumę?!

Zabolało. Jak cholera.

Nie chodzi o dumę – wyszeptałam. – Chodzi o godność. O to, żeby nie być ciągle tą złą tylko dlatego, że postawiłam granicę.

Zbliżyłam się do niego. Spojrzałam mu prosto w oczy.

– Albo ustalimy te granice razem, jako partnerzy. Albo rób, co chcesz – ale beze mnie.

Z jego twarzy zniknął gniew, a pojawił się strach. Cisza między nami trwała za długo. W końcu wyszeptał:

– Nie wiem, czy umiem wybrać.

Zostawiłam go w kuchni i poszłam do sypialni. Po raz pierwszy nie miałam siły się rozpłakać. Tylko puste miejsce obok mnie w łóżku przypominało, jak daleko się od siebie oddaliliśmy.

Katarzyna, 29 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: