Mam na imię Karolina. Mam 32 lata i od ośmiu pracuję w marketingu. Praca bywa stresująca, ale daje mi satysfakcję. I niezależność. A to coś, czego nauczyłam się bronić zębami i pazurami. Nie jestem kobietą, która spełnia się w sprzątaniu i gotowaniu. Nie kręci mnie szorowanie fug ani pieczenie ciasta w fartuszku. Ale nie dlatego, że jestem leniwa — po prostu mam inne priorytety.
Tomasz, mój mąż, jeszcze parę lat temu był dumny z tego, że jego żona jest ambitna. Teraz mam wrażenie, że wszystko się zmieniło. Zwłaszcza od kiedy jego mama, Halina, zamieszkała z nami „na chwilę”. Tylko że ta chwila trwa już ponad miesiąc. I każdego dnia mam wrażenie, że oddycham coraz płycej.
Halina jest kobietą starej daty. Według niej dobra żona to taka, która zawsze ma ugotowaną zupę, pachnie rosołem i nie pracuje na etacie. Od początku dawała mi do zrozumienia, że „zajmuję się bzdurami”. A Tomasz? Udaje, że tego nie widzi. Śmieje się z jej przytyków, jakby to były żarty. Ale to nie są żarty. To codzienne podważanie mojej wartości. I jestem coraz bliżej granicy, za którą przestanę to znosić.
Prawdziwa żona wie, co jest ważne
– Nie ma nic do jedzenia?! – Halina stanęła w kuchni z miną, jakby zobaczyła karalucha na blacie. – Zupa z pudełka, obiad z aplikacji... A co ty właściwie robisz cały dzień przy tym komputerze?
Spojrzałam na nią znad laptopa. Zdradziecka złość podeszła mi do gardła, ale jeszcze się trzymałam.
– Pracuję – powiedziałam spokojnie. – Ktoś musi zarabiać na ten dom.
– Oj, daj spokój, Karolinko. Ja też kiedyś pracowałam. Ale w domu zawsze było posprzątane, a obiad – ciepły i gotowany. A nie jakieś zamawiane pierogi z plastiku.
Westchnęłam. Nie pierwszy raz słyszałam tę litanię. Ale dzisiaj coś we mnie pękło. Kiedy Tomasz wrócił z pracy, wyrzuciłam z siebie wszystko jednym tchem:
– Może powiedz swojej mamusi, że czasy się zmieniły i nie żyjemy w PRL-u! – wybuchłam, rzucając łyżkę do zlewu.
Tomasz jak zwykle próbował łagodzić:
– Karolina, po co się nakręcasz? To tylko komentarze, nie bierz tego tak do siebie...
– Nie bierz?! – parsknęłam. – Ona mnie codziennie krytykuje, a ty udajesz, że tego nie słyszysz!
W tym momencie Halina weszła do kuchni. Musiała słyszeć. Spojrzała na mnie z politowaniem.
– Prawdziwa żona wie, co jest ważne. Ty wolisz siedzieć przy komputerze niż zająć się domem.
Zamarłam. Czułam, że zaraz wybuchnę. Ale tylko przełknęłam ślinę, odwróciłam się i poszłam do sypialni. Tomasz nie poszedł za mną. Może dlatego, że wiedział, że miałam rację.
Chcę, żebyśmy ustalili granice
Czekałam, aż Halina pójdzie spać. W końcu usłyszałam charakterystyczny trzask drzwi od jej pokoju i ten cichy szum telewizora, który zostawia sobie do snu. Wtedy zeszłam do kuchni, gdzie Tomasz siedział przy stole i przeglądał coś w telefonie. Usiadłam naprzeciwko niego. Długo milczałam.
– Musimy pogadać – powiedziałam w końcu.
Tomasz odłożył telefon, ale jego mina była już zmęczona. Jakby wiedział, o czym chcę mówić i nie miał na to siły.
– Karolina, proszę cię, nie dzisiaj...
– Właśnie dzisiaj. Albo nigdy.
Westchnął, jakby zrezygnowany. Więc zaczęłam:
– Twoja mama mnie obraża. Codziennie. I to nie są „niewinne komentarze”. To jest podważanie tego, kim jestem. A ty to widzisz. I milczysz.
Tomasz spojrzał w bok.
– Przesadzasz. Ona po prostu ma inne poglądy...
– Inne poglądy? – przerwałam mu. – To może jak mi następnym razem powie, że „taka jak ja nie nadaje się na żonę”, to uznasz, że to po prostu styl bycia?
Zamilkł.
– Chcę, żebyśmy ustalili granice. Albo ona przestaje się wtrącać, albo... – zawahałam się. – Albo się wyprowadza.
Tomasz zbladł.
– To tylko kilka tygodni. Nie rób dramatu.
– Może po prostu nie jesteś taką żoną, jakiej się spodziewała... – dodał po chwili.
Zatkało mnie. Serce mi zamarło. To było jak policzek. Wstałam bez słowa. Poszłam do łazienki i zamknęłam się od środka. Tam dopiero puściło. Z oczu popłynęły łzy. Czułam się samotna. I zdradzona.
Nigdy nie będzie kobietą dla ciebie
Był piątek wieczór. Siedziałam w sypialni z książką, ale nie przeczytałam ani jednej strony. Z dołu dobiegały ciche głosy. Tomasz i Halina. Włączyłam światło w przedpokoju i zeszłam po schodach. Chciałam po prostu napić się wody. I wtedy to usłyszałam.
– Ona nigdy nie będzie kobietą dla ciebie – mówiła Halina chłodnym tonem. – Zasługujesz na kogoś, kto potrafi zadbać o rodzinę. Kto nie ucieka w pracę i nie liczy, że wszystko zrobi się samo.
Przystanęłam w półmroku, tuż przy kuchni. Poczułam ucisk w gardle. Tomasz milczał przez chwilę. Potem odchrząknął i powiedział coś, czego nigdy się po nim nie spodziewałam:
– Sam się zastanawiam, czy to wszystko miało sens.
Zrobiło mi się niedobrze. Tak po prostu. Jakby ktoś wbił mi nóż między żebra. Weszłam do kuchni bez słowa. Oboje odwrócili się w moją stronę, zaskoczeni. Halina miała minę, jakby właśnie ktoś ją przyłapał na przestępstwie. Tomasz zbladł.
– Jeśli to nie miało sensu – powiedziałam spokojnie, choć głos mi drżał – to nie musisz się już nad tym zastanawiać.
Podeszłam do zlewu, nalałam sobie szklankę wody. I dodałam, równie chłodno:
– Halina, masz 24 godziny, żeby się wyprowadzić.
Halina otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale tylko spojrzała na Tomasza. A on? Stał jak słup soli. Nie powiedział nic. Ani jednego słowa. Wyszłam z kuchni i zamknęłam za sobą drzwi sypialni. Dopiero tam mogłam zrzucić maskę. Rozpadłam się w środku. Ale nie cofnę słowa.
Jesteś współlokatorką z laptopem
Z samego rana w kuchni panowała nieznośna cisza. Halina siedziała przy stole w eleganckiej bluzce, jakby wybierała się na mszę, nie w pośpiechu opuszczała dom. Tomasz unikał mojego wzroku. Ja parzyłam kawę, spokojna tylko z pozoru.
– Zrujnujesz swoje małżeństwo przez dumę – odezwała się Halina, nie odrywając wzroku od filiżanki.
– Ruiną było to, że pozwoliłam ci myśleć, że możesz mnie oceniać – odpowiedziałam spokojnie. – Że możesz traktować mnie jak służącą, bo nie pasuję do twojej wizji idealnej gospodyni.
– Nie chodzi o to, jaką jesteś gospodynią, Karolina – ciągnęła dalej z kwaśnym uśmiechem. – Chodzi o to, że nie jesteś żoną. Jesteś współlokatorką z laptopem.
Prychnęłam.
– Lepiej być współlokatorką z laptopem niż cichą ofiarą w fartuszku. Ja mam pracę, życie i godność. Ty masz tylko pretensje i wspomnienia z czasów, które już nie wrócą.
Halina wstała, podchodząc do mnie jak do pojedynku.
– Myślisz, że on z tobą zostanie? Z kobietą, która rozbija mu rodzinę?
Tomasz się poruszył, w końcu podniósł wzrok.
– Mamo, dość...
Ale ja już na to nie czekałam.
– Tomasz, wybierz. Albo ona, albo ja. Nie będę dłużej żyć z kobietą, która mnie nienawidzi – powiedziałam spokojnie. – I nie chcę, żebyś stał po środku. Wybierz stronę. Albo milczenie, albo lojalność.
Zamarł. Halina patrzyła na niego wyczekująco. A ja? Patrzyłam, ale już nie z nadzieją. Tylko z ulgą. Bo wiedziałam, że niezależnie od tego, co powie – ja już swoją decyzję podjęłam.
Ty już zbyt długo byłaś sama
W niedzielę rano spakowałam małą walizkę i pojechałam do mamy. Nie powiedziałam jej wcześniej, że przyjadę. Po prostu stanęłam w progu z rozmazanym makijażem i łzami cisnącymi się do oczu. Bez słowa otworzyła drzwi i przytuliła mnie mocno, jak wtedy, kiedy miałam dziesięć lat i wróciłam ze szkoły z rozbitym kolanem. Siedziałyśmy w kuchni przy herbacie. Mama słuchała. Nie przerywała, nie komentowała, tylko patrzyła i słuchała, jak opowiadam wszystko – o Halinie, o Tomaszu, o tej podsłuchanej rozmowie, która mnie złamała.
– Mamo, ja już nie wiem, czy jestem złą żoną, czy tylko kobietą, która się pogubiła – wyszeptałam, patrząc na parującą filiżankę.
Mama odsunęła herbatę i położyła dłoń na mojej.
– Jesteś kobietą, która długo próbowała zadowolić wszystkich poza sobą. A teraz próbujesz ocalić siebie. I wiesz co? To nie wstyd. To siła.
Popłakałam się wtedy, jak dziecko. Ale to nie był płacz z rozpaczy. To był płacz z ulgi, że ktoś mnie w końcu widzi. Że ktoś mówi, że nie jestem wariatką, że to, co czuję, jest prawdziwe.
– Bałam się, że jak odejdę, to będę sama – przyznałam cicho.
– Samotność nie bierze się z pustego mieszkania, Karolinko. Samotność to życie z kimś, kto cię nie widzi. A ty już zbyt długo byłaś sama – powiedziała mama i mocniej ścisnęła moją dłoń.
Wtedy po raz pierwszy naprawdę pomyślałam: może ja dam sobie radę. Nawet jeśli to będzie oznaczało koniec tego, co miało być na zawsze.
Karolina, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa omal nie poszła z torbami przez zdrapki. Weszłam z nią w układ, na którym obie miałyśmy skorzystać”
- „Opiekowałam się teściową, nie licząc na spadek. Ale ona w testamencie dosadnie pokazała mi, kim dla niej byłam”
- „Pierwsze dni po ślubie były jak z bajki. Sielanka szybko się skończyła, gdy teściowa pokazała swoją prawdziwą twarz”









