Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby w tym roku piec sernik na Wigilię. Przez pięć lat naszego małżeństwa nigdy nie próbowałam stawać w kulinarne szranki z Renatą, moją teściową. Każde święta wyglądały tak samo – ona gotowała, ja uśmiechałam się z grzeczności i myłam potem gary. I tyle. Zawsze byłam tą „miłą, cichą żoną Pawła”, którą toleruje się przy stole, ale nikt nie zaprasza do kuchni. A już na pewno nie Renata. Zawsze odnosiłam wrażenie, że mnie nie lubi. Niby nic nie mówiła wprost, ale wystarczyły spojrzenia, lekko zaciśnięte usta, te kąśliwe pytanka o „poprzednie dziewczyny Pawła” – wszystkie ponoć takie zdolne, zaradne, „z innym temperamentem”. A ja? Ja zawsze z boku. Jakby nie do końca przyjęta do tej rodziny. Ale w tym roku coś we mnie pękło.
– Klaudia, jesteś pewna? – zapytał mnie Paweł, kiedy zobaczył, jak rozpisuję na kartce przepis na sernik.
– Tak. W tym roku coś przynoszę. Koniec z byciem gościem, który tylko się uśmiecha. Chcę… nie wiem… spróbować się wpasować.
– Kochanie, ty nie musisz się wpasowywać. Ja cię kocham taką, jaka jesteś – powiedział, obejmując mnie. – Ale jeśli chcesz upiec sernik, to zrób ten swój. Ten z polewą czekoladową i rodzynkami. Jest boski.
Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. A w środku byłam kłębkiem nerwów.
Wiedziałam już, że to dopiero początek
Weszliśmy do teściów chwilę przed osiemnastą. Stół uginał się już od dwunastu potraw, a w powietrzu unosił się zapach grzybowej i pierogów. Zadrżała mi ręka, gdy stawiałam swój sernik na stole wśród tych wszystkich „renatowych klasyków”.
– O, Klaudia coś przyniosła – rzuciła Renata, podchodząc bliżej. – Sernik? No, ciekawe.
Nie powiedziała nic więcej, ale jej ton był chłodny. Usiadłam obok Pawła, czując, że żołądek mam ściśnięty jak supeł. Przez całą kolację nikt się do ciasta nie zbliżał. Wszyscy skupiali się na barszczu, rybach, kapuście. I przez chwilę pomyślałam, że dobrze. Może nie zauważą, może nikt nie spróbuje, może nie będzie mi przykro... Ale, jak przyszedł czas na kawę ciocia Teresa powiedziała:
– To co, może teraz ten serniczek od Klaudii?
Zamarłam. A potem patrzyłam, jak wszyscy kroją po kawałku, próbują, przeżuwają… i nagle słyszę:
– O rany, jakie to dobre! – powiedziała Magda.
– Mmm… lepszy niż ten z zeszłego roku – dodał Kamil.
– Lekki, nie za słodki… – mruknął Marek, biorąc drugi kawałek.
A potem Teresa dobiła wszystko, z uśmiechem jak z reklamy pasty do zębów:
– Renatko, może czas przekazać pałeczkę młodszym?
Wtedy spojrzałam na teściową. Siedziała sztywno, z lodowatą miną. Ani kawałka nie spróbowała. Wiedziałam już, że to dopiero początek.
Minął dzień, drugi… i nic. Żadnego „dziękuję za święta” od Renaty, żadnego „było miło” smsem. Cisza. Głucha, przytłaczająca. Jakby święta się nie wydarzyły.
– Może po prostu jest zmęczona? – próbował bagatelizować Paweł, ale nawet on mówił to bez przekonania.
– Albo obrażona – mruknęłam, nie patrząc mu w oczy.
W końcu zadzwoniłam. Usłyszałam jej głos po trzecim sygnale.
– Halo?
– Dzień dobry, tu Klaudia. Dzwonię, żeby zapytać, czy wszystko w porządku…
– Tak, czemu miałoby nie być? – przerwała mi szybko.
– Bo… miałam wrażenie, że w Wigilię… – zaczęłam niepewnie.
– Klaudia, jestem bardzo zajęta, muszę kończyć. Do widzenia.
Klik. Rozłączyła się.
Wróciłam do salonu i rzuciłam telefon na kanapę. Paweł siedział przy komputerze.
– Nie odzywa się do mnie – powiedziałam cicho.
– Daj jej czas – mruknął.
– A ty? Ty też zamierzasz się nie odzywać? Przecież to twoja matka!
– Co mam zrobić?
Wybuchłam.
– Ty się wiecznie wycofujesz, a ja zostaję sama z jej fochami!
– Bo nie chcę wojny, Klaudia! Nie zmienię jej zdania.
– Czyli nigdy nie będzie dobrze, prawda? Nigdy jej nie zadowolę!
Trzasnęłam drzwiami sypialni.
Próbuje się wcisnąć na siłę do rodziny
To był zwykły wieczór. Wróciłam od koleżanki. Usłyszałam przypadkowo, jak Paweł gadał z teściową w kuchni na komunikatorze. Głos miał cichy, niemal konspiracyjny.
– Mamo, daj już spokój… – powiedział. – To tylko sernik. Przecież Klaudia nie zrobiła tego złośliwie.
– Nie, ona naprawdę chciała dobrze… Nie, nie próbuje ci nic odebrać… Mamo…
– Ta dziewucha próbuje się wcisnąć na siłę do rodziny i robi to deserem – usłyszałam wyraźnie głos Renaty.
Zamurowało mnie.
– Słodkie przylepy, które udają niewiniątka, znam od lat. Dobrze wiesz, że ona nigdy nie była dla mnie kimś… odpowiednim – mówiła dalej. – Ale skoro już ją poślubiłeś, to przynajmniej nie pozwól jej rozwalać tego, co budowaliśmy całe życie.
Chciałam wejść i krzyknąć, ale nie mogłam się ruszyć. Zamarłam. Kiedy usłyszałam, że Paweł kończy rozmowę, poszłam szybko do salonu i usiadłam na kanapie jakby nigdy nic. Kilka minut później wszedł.
– Z kim rozmawiałeś? – zapytałam zimno.
– Z mamą – odpowiedział bezczelnie.
– Wiem.
Zamarł.
– Podsłuchiwałaś mnie?
– Wiesz co? Może ona nigdy mnie nie zaakceptuje, ale ty? Ty przynajmniej mógłbyś chcieć mnie bronić.
– Klaudia, nie komplikuj…
– Nie komplikuj?! Wiesz, co usłyszałam? Że „ta dziewucha próbuje się wcisnąć do rodziny i robi to deserem”. I co ty na to?
– Już nie wiem, co mam robić! Co zrobię, będzie źle.
Wybiegłam z mieszkania, nie patrząc na niego.
Wiem, co o mnie myślisz
Zadzwoniłam do drzwi bez zapowiedzi. Serce waliło mi jak oszalałe. Gdy Renata otworzyła, zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów.
– Klaudia? Czego chcesz?
– Porozmawiać. Normalnie, szczerze. Choć raz.
Wpuściła mnie bez słowa. W salonie usiadła na fotelu, ja na skraju kanapy. Cisza dusiła.
– Podsłuchałam rozmowę z Pawłem – powiedziałam w końcu. – Wiem, co o mnie myślisz.
Uśmiechnęła się chłodno.
– To skoro już wiesz, po co ta wizyta?
– Bo mam dosyć. Dosyć udawania, że mnie tu nie ma. Że nie istnieję.
– Ty zawsze próbujesz coś udowodnić – rzuciła. – Teraz sernikiem, wcześniej tą śmieszną sukienką na imieninach. Ciągle musisz błyszczeć.
– Chciałam tylko być częścią rodziny – powiedziałam, głos mi zadrżał. – Ale pani mnie od początku traktuje jak obcą. Jak intruza.
Renata wstała.
– Rodzina to nie konkurs sympatii. Tu się nie „wkupuje” ciastem.
– Nie przyszłam się wkupywać. Przyszłam powiedzieć, że mam dość. Albo pani mnie zaakceptuje jako żonę Pawła, albo…
– Albo co? – warknęła.
– Albo więcej nie zamierzam udawać, że wszystko jest dobrze. I Paweł też nie.
Wyszłam stamtąd z poczuciem, że wojna właśnie się zaczęła.
Chcę tylko być sobą
Klika dni później spotkałam przypadkiem teścia pod osiedlowym sklepem. Stał z reklamówką ziemniaków i wyglądał, jakby już z daleka wiedział, co mnie trapi.
– Klaudia, masz chwilę?
Pokiwałam głową. Poszliśmy do małej kawiarenki naprzeciwko. Zamówiliśmy herbatę.
– Renata powiedziała, że byłaś u niej – zaczął spokojnie. – I że była awantura.
– Nie krzyczałyśmy – odparłam. – Ale powiedziałam jej wszystko. Całą prawdę. Że nie czuję się częścią tej rodziny. Że nie mam już siły się starać.
Westchnął i uniósł brwi w ten swój charakterystyczny, łagodny sposób.
– Klaudio… Renata całe życie miała wszystko pod kontrolą. Dom, dzieci, nawet to, kto z kim może usiąść przy stole. Kiedyś wszyscy jej słuchali. Nie może znieść, że Paweł ma teraz swoje życie.
Milczeliśmy chwilę. On mieszał herbatę, ja gapiłam się w filiżankę.
– Marek… my z Pawłem się oddalamy. Ja już nie wiem, czy on stoi po mojej stronie.
– On jest między młotem a kowadłem. Ale kocha cię. Tylko że przyzwyczaił się do tego, że to jego matka ustala zasady.
– Ja nie chcę się z nikim ścigać – szepnęłam. – Chcę tylko być sobą.
– I tak trzymaj – odparł z uśmiechem. – Bo jeśli ktoś ma tu rację, to ty.
Klaudia, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Gdy teściowa dorabiała sobie klucze do naszego mieszkania, czułam w powietrzu kłopoty. Przekroczyła wszystkie granice”
- „Teściowa mianowała się kierowniczką naszego remontu. Gdy wybrała nam kafelki i panele, zrobiłam jej z życia piekło”
- „Mąż kręci nosem na moje obiady, a mamusi rosołek zjada ze smakiem. Zgotowałam mu taką zemstę, że straci apetyt na dobre”









