Jeszcze kilka miesięcy temu mieszkałam w kawalerce, pracowałam w sklepie spożywczym i nie miałam większych ambicji poza spłatą rat za pralkę. Kiedy z nudów puściłam totka, nie spodziewałam się nawet trójki, a co dopiero szóstki. A jednak trafiłam główną wygraną. Sześć cyfr na ekranie telewizora, które znałam już na pamięć. Dokładnie wiedziałam, co zrobię z tymi pieniędzmi. Miałam plan – spokojny, przemyślany, uczciwy. I może wszystko by się udało, gdybym nie podzieliła się swoim szczęściem z niewłaściwymi ludźmi. Nie wiedziałam, co mnie czeka i zapłaciłam za to wysoką cenę.
Nigdy nie zapomnę tego dnia
To był wtorek. Taki sam jak każdy inny. Zaspałam, więc w biegu zjadłam owsiankę i prawie spóźniłam się do pracy. Deszcz lał od rana, a moje buty przeciekały, jakby specjalnie się ze mnie naśmiewały. Po drodze do sklepu wstąpiłam do kiosku po gazetę i zobaczyłam na ladzie kupony lotka. Nie miałam zwyczaju grać, ale tego dnia coś mnie tknęło. Zagrałam chybił trafił za trzy złote. I zapomniałam o sprawie do wieczora.
Kiedy wróciłam do domu i z kubkiem herbaty włączyłam telewizor, nie miałam pojęcia, że za moment zacznie się najdziwniejszy rozdział mojego życia. Pierwsza liczba – zgadza się. Druga – też. Trzecia, czwarta, piąta… serce waliło mi jak oszalałe. A gdy wyczytali szóstą, po prostu zamarłam. Pomyślałam, że coś źle sprawdziłam, albo że to pomyłka. Ale nie, wszystko się zgadzało. Trafiłam szóstkę i wygrałam kilka milionów złotych. W jednej chwili moje życie miało się zmienić.
Usiadłam na podłodze, nie wiedząc, czy płakać, czy się śmiać. A potem zaczęłam planować. Wiedziałam, że nie wydam tego na głupoty. Wiedziałam, komu chcę pomóc. I wiedziałam też, że muszę się trzymać z dala od ludzi, którzy mogliby mi zaszkodzić. Problem w tym, że wtedy jeszcze nie wiedziałam, kto naprawdę należy do tej grupy.
Musiałam pochwalić się siostrze
Pierwszą osobą, którą chciałam o wszystkim poinformować, była moja siostra – Daria. Miałyśmy różne charaktery, ale od zawsze trzymałyśmy się razem. To ona po śmierci naszej mamy ogarnęła całe pogrzebowe zamieszanie, gdy ja nie byłam w stanie podnieść się z łóżka. To ona przychodziła z siatką zakupów, kiedy nie miałam na chleb. Nie miałam wątpliwości – jeśli ktoś ma wiedzieć o wygranej, to właśnie ona.
– Daria, muszę ci coś powiedzieć – szepnęłam, gdy usiadłyśmy w jej kuchni, a ona mieszała herbatę łyżeczką, jakby zależało jej, żeby wydłubać w kubku dziurę.
– Co, jesteś w ciąży? – parsknęła śmiechem.
– Nie, trafiłam szóstkę w totka.
Zamarła. Patrzyła na mnie przez chwilę, jakby próbowała ocenić, czy mówię poważnie. A gdy położyłam przed nią kupon i wydruk z wynikami, odchyliła się na krześle i zamilkła.
– To… ile?
– Prawie sześć milionów – powiedziałam, czując, jak moje serce znowu przyspiesza.
Chciałam, żeby się ucieszyła, a ona się nie uśmiechnęła. Przez sekundę w jej oczach zobaczyłam coś dziwnego. Pewnie teraz nazwałabym to cieniem zazdrości, ale wtedy to zignorowałam. Przecież to moja siostra i ufam jej bezgranicznie. Zaproponowałam, że kupię jej mieszkanie. I że zabiorę ją na wakacje, jakie tylko sobie wybierze. Wtedy się rozkleiła, rzuciła mi się na szyję i płakała jak dziecko.
– Wiedziałam, że szczęście w końcu się do ciebie uśmiechnie – wyszeptała.
Potem dowiedziały się kolejne osoby
Nie planowałam tego – po prostu jakoś tak wyszło. Daria powiedziała swojemu chłopakowi, Grześkowi, a ten najwyraźniej uznał, że to temat idealny do dyskusji przy piwie z kumplami. Wkrótce do mojego mieszkania zaczęli dobijać się znajomi, z którymi nie rozmawiałam od liceum. „Hej, pamiętasz mnie? Wpadłem na kawę!”. Albo: „Masz chwilę? Bo mam taki biznes…”.
Z każdym dniem czułam się coraz bardziej nieswojo. Gdy wychodziłam z domu, sąsiadka z drugiego piętra, która dotąd mnie nie zauważała, nagle zaczęła mnie zapraszać na herbatkę i dopytywać, czy już wybrałam nowy samochód. W pracy koleżanka ze zmiany zapytała, czy mogłabym „pożyczyć do środy tak z dziesięć tysięcy”, bo ma problem z kredytem. Przecież dla mnie to teraz „jak splunąć”.
Daria zaczęła dopytywać, kiedy właściwie planuję kupić jej to mieszkanie. A gdy powiedziałam, że najpierw chcę załatwić formalności i spokojnie wszystko przemyśleć, zrobiła kwaśną minę.
– No jasne, najpierw sobie, potem reszta, co? – rzuciła.
Zabolało mnie to. Przecież jeszcze kilka dni temu obiecywała, że wszystko zostanie między nami. Że nikomu nie powie, że mi pomoże to utrzymać w tajemnicy. A teraz? Czułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Miliony na koncie nie dały mi wcale poczucia bezpieczeństwa. Wręcz przeciwnie – poczułam się jak worek pełen złota rzucony na środek osiedla.
Zamykałam drzwi na dwa zamki
Mimo to budziłam się w nocy z uczuciem, że ktoś mnie obserwuje. Przed blokiem parkował dziwny samochód, którego wcześniej nigdy nie widziałam. Czasem miałam wrażenie, że ktoś śledzi mnie, kiedy wracam z zakupami. Zaczęłam sprawdzać dwa razy, czy nikt nie idzie za mną na klatkę.
– Przesadzasz – mówiła Daria. – Masz paranoję.
Ale ja już jej nie wierzyłam. Zauważyłam, że Grzesiek coraz częściej do niej dzwonił, kiedy byłyśmy razem. Rozmawiali szeptem, wychodziła na balkon, nie chciała, żebym słyszała. Zaczęłam podejrzewać, że coś planują. Nie wiem co, ale czułam to w kościach i miałam rację.
Któregoś dnia po pracy wróciłam do mieszkania i zamarłam. Ktoś próbował włamać się do drzwi. Zamek był porysowany, klamka podrapana. Sąsiad z naprzeciwka powiedział, że słyszał hałasy, ale myślał, że to ja. Na szczęście drzwi wytrzymały. Ale tego wieczoru nie mogłam już spać.
Poszłam na komisariat i zgłosiłam próbę włamania. Policjant zapisał wszystko w notesie, ale spojrzał na mnie z politowaniem. „Pewnie dzieciaki”, mruknął, a może i nie. Wtedy podjęłam decyzję, że muszę się ewakuować. Natychmiast zniknąć, zanim stanie się coś gorszego. Miałam pieniądze, miałam możliwość. Ale nie miałam już zaufania. Ani do siostry, ani do nikogo.
Pakowałam się w pośpiechu
Czułam się jak złodziej uciekający z własnego życia. A jeszcze kilka tygodni temu wydawało mi się, że wygrana w totka to początek bajki. Wynajęłam mały domek na odludziu. Przez internet, anonimowo, zapłaciłam z góry. Miałam nadzieję, że zniknę – bez śladu, bez pytań, bez ludzi, którzy nagle zaczęli widzieć we mnie skarbonkę. Przeniosłam pieniądze na kilka kont. Żadnych luksusów, żadnych nagłych wydatków. Tylko cisza, internet z modemem i zamknięte drzwi.
Pierwszy tydzień był ulgą. Spałam po dziesięć godzin, gotowałam sobie proste rzeczy, czytałam książki. Nikogo nie informowałam, gdzie jestem. Nawet Darię. A zwłaszcza ją. Wiedziałam, że mnie szuka. Dzwoniła codziennie, wysyłała wiadomości: „Gdzie jesteś?”, „Jestem zmartwiona!”.
Ale najbardziej bolało mnie to, że nie pytała: „Czy jesteś bezpieczna?” albo „Czy wszystko dobrze?”. Nie. Najbardziej interesowało ją, dlaczego zniknęłam i co zamierzam zrobić z pieniędzmi. Pisała: „Grzesiek mówił, że mogłabyś nam pożyczyć na wkład własny do mieszkania. Przecież to dla rodziny”. Wtedy zrozumiałam, że już nie mam rodziny.
Pewnej nocy obudził mnie huk. Usłyszałam męskie głosy zza okna, ktoś chodził po podjeździe. Na szczęście miałam już przygotowany numer lokalnej policji. Funkcjonariusze przyjechali po dwudziestu minutach, nikogo nie zastali, ale ślady w błocie pozostały. Wiedziałam, że to nie przypadek. Zrozumiałam, że te pieniądze nigdy nie będą tylko moje. Że zawsze będą do kogoś należeć. Albo do ludzi, którzy będą ich chcieli. Albo do strachu, który mnie teraz nie opuszczał.
Gdybym mogła cofnąć czas… chyba nie puściłabym tego zakładu. Teraz wiem, że najcenniejsze rzeczy nie mieszczą się na koncie w banku. Tylko w sercu. I w oczach tych nielicznych, którzy nie pytają, ile masz – tylko, jak się dziś czujesz.
Iza, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Rocznicę ślubu miałam świętować z mężem, a spędziłam ją z teściową. Mój luby znalazł sobie wtedy ciekawsze zajęcie”
- „Mąż kupował nowe swetry i perfumy, a potem znikał w kościele. Myślałam, że zdradza mnie z chętną parafianką”
- „Miałam już serdecznie dość rygoru mojego męża. Był dyrektorem nie tylko w pracy, ale i w domu dla naszej rodziny”









