Czasami mam wrażenie, że nasze małżeństwo to piękna książka, z której ktoś powoli zaczyna wyrywać strony. Jeszcze widać okładkę, ale w środku coraz mniej kartek. Nazywam się Weronika, mam 32 lata. Od siedmiu jestem żoną Cezarego. Pracuję w HR w firmie technologicznej, zawodowo uczę innych, jak dbać o relacje. A prywatnie? Cóż… coraz częściej nie poznaję własnego męża.
Kiedyś potrafiliśmy rozmawiać godzinami. Teraz mijamy się w kuchni jak współlokatorzy. >>Hej<< – rzuca, nie odrywając wzroku od telefonu. Czasem zje ze mną kolację, czasem nie. Nie kłócimy się. Nie mamy o co. Właśnie dlatego tak bardzo ucieszyłam się, gdy wygraliśmy w loterii romantyczny weekend w luksusowym SPA. Pomyślałam, że wspólny wyjazd może rozpali na nowo iskrę w naszym związku.
– Cezary! – zawołałam z kuchni. – Jedziemy. Tylko ty i ja!
– Weekend w SPA? Serio?
– Serio. Może… dobrze nam to zrobi?
Nie odpowiedział. Ale spakował walizkę. Wsiadł do samochodu. Pojechał ze mną. Nie wiedziałam jeszcze, że ten weekend stanie się prezentem, który rozpakuję z opóźnionym zapłonem. I że po powrocie do domu nic już nie będzie takie samo.
Pokój 213, jak zwykle?
Dojeżdżaliśmy właśnie do ośrodka, kiedy Cezary wreszcie oderwał wzrok od ekranu.
– Wreszcie na miejscu – mruknął, patrząc na budynek hotelu otulony śniegiem.
– Fajnie tu no nie? – ucieszyłam się. – Może trochę odpoczniemy.
Nie odpowiedział. Wysiadł z auta, wyjął nasze torby z bagażnika. Gdy weszliśmy do recepcji, ogarnęło mnie przyjemne ciepło. Pachniało cynamonem i świeżo paloną kawą. Przede mną kobieta w czerwonym żakiecie przywitała nas szerokim uśmiechem.
– Ooo, pan Cezary! Pokój 213, jak zwykle?
Spojrzałam na Cezarego. On na nią. Widziałam, jak kącik jego ust lekko drgnął. Zmarszczył brwi.
– Eee… Nie, poprosimy… jakiś inny – odpowiedział cicho.
– Ależ oczywiście – kobieta wyprostowała się błyskawicznie. – Przepraszam, myślałam, że... – urwała, speszona.
Odwróciłam się powoli do niego.
– „Jak zwykle”? – zapytałam szeptem.
– Byłem tu ze dwa razy. Z pracy – odpowiedział szybko. – Delegacje. Dawno temu.
Kłamstwo. Widziałam to w jego oczach. Znał to miejsce. Czuł się tu swobodnie. Zbyt swobodnie. Milczałam, gdy szliśmy korytarzem. Niby nic się nie stało. Ale już wtedy wiedziałam, że coś jest nie tak. Coś bardzo, bardzo nie tak.
Chcesz psuć wieczór?
Kolacja była pięknie podana. Świeczki, spokojna muzyka, w tle szum rozmów innych par. Kelnerka przyniosła nam wino i uśmiechnęła się z życzeniami miłego wieczoru. Usiadłam na przeciwko Cezarego, zmusiłam się do uśmiechu.
– Miło tu – powiedział, rozglądając się po sali.
– Mhm – odparłam, bawiąc się widelcem. – A pamiętasz może, z kim byłeś tutaj ostatnim razem?
Zamarł. Oparł się o krzesło, spojrzał na mnie z niechęcią.
– Weronika, naprawdę? Chcesz psuć wieczór?
– Ja? – parsknęłam. – To ty miałeś tu „swój pokój”. Przypomnij mi, z pracy mówiłeś?
– Tak – Byłem raz. Może dwa. Z firmą, na integracji. Nie pamiętam dokładnie. To było dawno.
– Serio nie pamiętasz, ile razy byłeś w luksusowym hotelu SPA? – ściszyłam głos. – Czy może nie pamiętasz, z kim?
Zacisnął szczękę. Widziałam, że próbuje się nie unieść.
– Przestań się czepiać. Nie mam siły na przesłuchania.
– Nie czepiam się. Po prostu... czuję, że nie mówisz mi prawdy.
Spojrzał na mnie jak na obcą osobę.
– A może to ty nie potrafisz odpuścić? Zamiast cieszyć się chwilą, od razu szukasz problemu.
Zabolało. Do końca kolacji nie miałam apetytu na więcej.
Czy on kiedykolwiek naprawdę mnie kochał
Następnego dnia poszłam na masaż. Potrzebowałam chwili tylko dla siebie. Godziny, w której nie będę analizować każdego słowa Cezarego, jego spojrzeń, nerwowych ruchów palców. Chciałam wyłączyć głowę. Udało się na jakieś dwadzieścia minut. W szatni usłyszałam rozmowę dwóch pracownic.
– Widziałaś tego przystojniaka, znów przyjechał, widziałam go w holu? – zapytała jedna, śmiejąc się.
– Ten Cezary, nie? – odparła druga. – To już chyba 10 raz w tym roku.
Poczułam, jak robi mi się gorąco. Dziesięć razy? Wyszłam na korytarz, oparłam się o zimną ścianę. Ręce mi drżały. Wróciłam do pokoju. Cezary stał na balkonie, palił. Rzadko pali. Tylko gdy jest zdenerwowany.
– Z kim tu byłeś? – zapytałam prosto. – Ile razy?
Odwrócił się powoli. Na jego twarzy było wypisane wszystko. Wstyd. Strach. Koniec.
– Nie chciałem, żebyś się dowiedziała w taki sposób – powiedział Cezary, stojąc przy łóżku, z rękami w kieszeniach, jakby czekał na tramwaj, a nie właśnie rujnował czyjeś życie.
– Z kim?! – krzyknęłam. – Powiedz mi, z kim!
– To... koleżanka z pracy – wymamrotał. – Było nam... dobrze. Nie planowałem tego.
Zatkało mnie. Serce waliło mi jak oszalałe. Koleżanka. „Było nam dobrze”. Tyle zostało z siedmiu lat wspólnego życia?
– Dlaczego? – wyszeptałam. – Dlaczego mi to zrobiłeś?
Westchnął, jakby był zmęczony moim dramatem.
– Czułem się samotny, Weronika. Zawsze jesteś zajęta. Zmęczona. Ona... po prostu mnie słuchała. Nie oceniała.
– A ja cię oceniałam? – prawie się zaśmiałam. – Zawsze wszystko tłumaczyłam. Broniłam cię przed innymi. Nawet kiedy nie było czego bronić.
Nie odpowiedział. Patrzył gdzieś ponad moją głową, jakby chciał uciec wzrokiem z tej rozmowy.
– Jak długo to trwa? – zapytałam.
– Kilka miesięcy.
Zacisnęłam pięści. Podeszłam do drzwi, otworzyłam je szeroko.
– Idź. Idź do niej. Albo gdziekolwiek. Ja muszę stąd wyjść. Muszę oddychać.
Wyszłam bez płaszcza. Szłam przez ośnieżony parking w swetrze, trzęsąc się, ale nawet nie czułam zimna. Telefon dzwonił. To on. Nie odebrałam.
Tamtej nocy nie wróciłam do pokoju. Spacerowałam po cichym miasteczku, siedziałam w kawiarni, patrzyłam w swoje odbicie w szybie. Zastanawiałam się, czy on kiedykolwiek naprawdę mnie kochał. Czy tylko wygodnie mu było mnie mieć.
Czułam, jak bardzo zostałam sama
Do domu wróciłam sama. Cezary został jeszcze jeden dzień w hotelu. Powiedział, że „musi pomyśleć”. Ja już nie musiałam. Wiedziałam. Przez pierwsze dwa dni nie robiłam nic. Siedziałam w kuchni i gapiłam się na kubek z herbatą, który stygnął szybciej niż moje emocje. Zostawiłam obrączkę na parapecie. Leżała tam jak coś obcego. Z każdym dniem coraz wyraźniej czułam, jak bardzo zostałam sama. Zawsze myślałam, że kiedy wydarzy się coś takiego, będę wrzeszczeć, płakać, rozbijać talerze. Ale nie. W środku była tylko pustka.
Minęły trzy miesiące. Nie rozmawiam z Cezarym. Nie odpowiadam na jego wiadomości, nie odbieram. Kilka razy dzwonił z nieznanego numeru – domyśliłam się, że to on. Zrozumiałam, że mam prawo do ciszy. Do spokoju. Do zamknięcia drzwi. W pracy wróciłam do rytmu, choć czasem jeszcze coś mnie łapie za gardło – szczególnie, gdy widzę pary, które śmieją się przy automacie z kawą. Ale uczę się żyć bez niego. I, o dziwo, coraz częściej łapię się na tym, że oddycham lżej. Bez napięcia, bez duszenia emocji.
Zaczęłam jeździć rowerem. Zmieniłam fryzurę. Przestawiłam meble w sypialni. To może drobiazgi, ale każdy z nich to znak, że jestem znów „ja”. Nie „żona Cezarego”. Weronika. Po prostu. Nie wiem, co dalej. Nie planuję. Uczę się żyć z dnia na dzień. Zdarza się, że budzę się w nocy i pytam siebie: „Czy to się naprawdę wydarzyło?”. A potem przypominam sobie recepcjonistkę, pokój 213 i jego oczy. I myślę sobie, że czasem najgorsze prezenty rozpakowuje się nie pod choinką, a w hotelowym pokoju. I potem trzeba z nimi żyć. Albo – nauczyć się żyć bez tych, którzy je przynieśli.
Weronika, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Przeczuwałam, że mąż ma kochankę, ale nie wiedziałam, kogo. Zamarłam, gdy odkryłam, z kim dzielę pościel”
- „Wiedziałam, że chłopak mnie zdradza, a on ciągle mydlił mi oczy. Nie pozwolę dłużej tak się poniżać”
- „Zdradzałam męża, ale on też nie należał do świętych. Gdy poznałam jego kochankę, rozegrała się koreańska drama”








