Mam na imię Ola. Mam 28 lat i od dwóch lat jestem żoną Michała. I serio, gdybym wiedziała, że największe wojny w moim życiu będę toczyć o wynoszenie śmieci, to bym się dwa razy zastanowiła, zanim powiedziałam „tak”. Miał być ślub z bajki, wspólne mieszkanie i „nasze miejsce na ziemi”. I było – przez chwilę. Kredyt hipoteczny, pierwsze zakupy do domu, wybieranie firanek, żartowanie się z tego, że nie umiemy złożyć półki.  A potem... potem zaczęło się życie.

Teraz czuję się, jakbym miała współlokatora, a nie męża. Michał po pracy zapada się w kanapę i znika w telefonie. Ja ogarniam dom, gotuję, planuję zakupy. On niby „nie widzi” pełnego kosza, brudnych naczyń, bałaganu w przedpokoju. A jak proszę, żeby coś zrobił, słyszę: „Zaraz”, które znaczy: „Nigdy”. Najgorsze jest to, że to wszystko robi się w ciszy. Nie ma awantur, nie ma krzyków. Tylko ta narastająca frustracja i milczenie, które jest gorsze niż każda kłótnia. Coraz częściej pytam siebie: czy to już? Czy właśnie tak wygląda życie po ślubie? I tak, wiem – to tylko śmieci. Ale śmieci to też symbol. Symbol tego, że przestaliśmy być „my”. Zostałam sama. I właśnie od tego kosza wszystko się zacznie...

Nigdy bym za ciebie nie wyszła

– Michał, serio? Znowu nie wyniosłeś śmieci?! – warknęłam, patrząc na przepełniony kosz. 

Miałem dużo pracy – rzucił zza kanapy, nawet nie odwracając głowy znad laptopa.

– Pracy?! – podniosłam głos. – Dwa dni temu też miałeś pracę. Wczoraj to samo. To ile trzeba mieć pracy, żeby nie wyrzucić JEDNEGO worka?!

Westchnął ciężko i zamknął laptopa z teatralnym trzaskiem.

– Wiesz co? Ja haruję na ten dom. Spłacam kredyt, robię nadgodziny. Może zamiast się czepiać o śmieci, powinnaś mi podziękować, że nie jesteśmy pod mostem!

Zamarłam.

– Ty chyba robisz to specjalnie – syknęłam. – Bo jak inaczej nazwać to, że ja zmywam, gotuję, robię zakupy, ogarniam twoje życie, a ty masz pretensje, że się czepiam?

 – Nie przesadzaj. Robisz z igły widły. To tylko śmieci.

– Nie! – wrzasnęłam. – To nie są tylko śmieci! To JA, której nie zauważasz. To brak szacunku. I wiesz co? Gdybym wiedziała, że to będzie nasze życie... nigdy bym za ciebie nie wyszła!

Wtedy zamilkł. Przez chwilę patrzył na mnie. A potem po prostu sięgnął po kurtkę i wyszedł. Bez słowa. Zostałam sama. I po raz pierwszy nie poczułam złości. Poczułam... strach. Czy ja właśnie coś skończyłam?

Coś, co chyba trudno będzie poskładać

Wieczorem wrócił. Cicho, jakby nie chciał, żebym go zauważyła. Wszedł do sypialni, przebrał się i zamknął w łazience. Chciałam udawać, że śpię, ale nie potrafiłam. Serce waliło mi jak szalone. W końcu usiadłam na łóżku.

– Michał... – zaczęłam cicho. – Możemy pogadać?

Spojrzał na mnie. Zmęczony. Obcy.

– O czym? – mruknął.

– O nas – przełknęłam ślinę. – O tym, co się z nami dzieje.

Usiadł na brzegu łóżka, nie patrząc mi w oczy.

– Ola, ja jestem zmęczony. Ciągle tylko pretensje, obowiązki. Może po prostu… coś się między nami zmieniło?

– Zmieniło?! – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Czyli co? Nic już między nami nie ma?

Zamilkł. A ja wzięłam oddech, po czym zapytałam najprościej, jak się dało:

– Kochasz mnie jeszcze? Michał, ja chcę wiedzieć! – podniosłam głos. – Bo ja mam już dość życia obok siebie! 

W końcu odpowiedział:

– To chyba ty przestałaś kochać. Skoro rzucasz tekstami, że nigdy byś za mnie nie wyszła.

Zamilkłam. Bo miał rację. Tylko że...

– Nie rzucałabym. Gdybyś mnie słuchał. Gdybyśmy byli razem w tym wszystkim, a nie każdy osobno.

Zrobiło się cicho. Za cicho. On wstał, poszedł do drugiego pokoju. A ja siedziałam, ściskając kołdrę i czując, że coś w nas pękło. Coś, co chyba trudno będzie poskładać.

To wszystko pomyłka?

Wyszłam wcześniej z pracy. Chciałam go zaskoczyć, może pogadać spokojnie. Kupiłam jego ulubione ciasto z jabłkami. Gdy weszłam do mieszkania, było cicho. Buty Michała w przedpokoju, torba rzucona na krzesło. Weszłam na palcach. I wtedy usłyszałam głos. Rozmawiał przez telefon w kuchni. Nie widział mnie.

– Nie wiem, stary… Ja już nie mogę tak dłużej. Nie wiem, po co my się w ogóle pobraliśmy.

A ja stałam i słuchałam.

– To nie jest to, czego chciałem. Marzyłem, że będę mieć dom, żonę, życie. A mam kredyt, ciche dni i wieczne wyrzuty.

Cisza. Potem tylko: „Zastanawiam się nad wyprowadzką”.

Zrobiło mi się zimno. Przez resztę dnia chodziłam po mieszkaniu jak duch. Wieczorem postanowiłam z nim porozmawiać.

– Słyszałam, jak mówiłeś, że nie możesz tak dłużej. Że to nie jest to, czego chciałeś.

Nie zaprzeczył.

– Czyli co? Żona, dom, życie razem – to wszystko pomyłka?

Usiadł przy stole. Nie uciekał.

– Nie wiem, Ola. Ja naprawdę nie wiem. Czuję się, że gdzieś się pogubiliśmy w tym wszystkim. 

– I dlatego chcesz się wyprowadzić?

Nie odpowiedział. Ale już wiedziałam. Ta cisza była głośniejsza niż jakiekolwiek słowo.

Miłość to bałagan

Spakowałam torbę i pojechałam do mamy. Nie planowałam tego, po prostu nie mogłam już dłużej siedzieć w tym mieszkaniu, w którym wszystko pachniało nim. Mama zaskoczona, ale o nic nie pytała. Zrobiła herbatę i usiadła naprzeciwko mnie. Wiedziała, że sama zacznę mówić.

– Mamo, ja naprawdę nie wiem, czy chcę być z Michałem – wyrzuciłam z siebie.

– Każda para się kłóci, Ola – odpowiedziała spokojnie. – My z tatą też mieliśmy swoje chwile.

– Ale my już nie rozmawiamy. A ja mam wrażenie, że żyję w jakimś pustym pudełku po miłości.

Mama westchnęła.

– Ola, ty zawsze chciałaś mieć wszystko poukładane, ładne, bez bałaganu. Ale miłość to bałagan. Tylko czasem już nie ten, który chcemy sprzątać.

Zamilkłam. Patrzyłam na kubek z herbatą i zrozumiałam coś, co przez miesiące wypierałam – te nasze śmieci, o które zaczęliśmy wojnę, to nie był problem. To był tylko znak. Symbol tego, co niewypowiedziane, stłumione, co gniło w nas od dawna. Nie chodziło o kosz. Chodziło o nas. A może już tylko o mnie.

Nie wiem, czy chcę to jeszcze ratować

Wróciłam w niedzielę wieczorem. W mieszkaniu panowała cisza. Pachniało herbatą i świeżo zaparzoną kawą. Michał siedział w kuchni przy stole, z kubkiem w dłoniach. Usiadłam naprzeciwko.

– Nie wiem, czy chcę to jeszcze ratować – powiedziałam od razu, bez przywitania.

Podniósł wzrok. Zaskoczyło mnie, że nie miał w oczach ani złości, ani bólu. Miał… spokój.

– Ja też nie wiem – odpowiedział cicho. – Ale wiem, że tak jak jest teraz, nie dam rady.

Pokiwałam głową.

– Możemy dalej wyrzucać sobie śmieci – rzuciłam. – Albo w końcu posprzątać ten bajzel, który mamy między sobą. Ale nie wiem, czy mam na to siłę.

Siedzieliśmy tak chwilę, każde w swoim świecie.

Może potrzebujemy czasu. Oddzielnie – powiedział Michał. – Nie rozwodu. Chociażby na początek.

– Separacji? – zapytałam, smakując to słowo.

– Może.
Nie było wielkiej kłótni. Ani łez. Tylko dwa dorosłe głosy, które przyznały się do porażki. Zaczęliśmy dzielić rzeczy. On wziął kanapę, ja zostawiłam sobie łóżko. Kredyt został wspólny. Jak wyrzut sumienia. Gdy wychodził z walizką, nie objęliśmy się. Ale Michał zatrzymał się w drzwiach.

– Gdybyś chciała… napisać. To pisz.

Pokiwałam głową, ale nic nie odpowiedziałam. Zamknęłam za nim drzwi i poczułam ulgę. Trochę strach. Trochę żal. Ale głównie ulgę.

Spróbujmy od nowa

Minęły trzy miesiące. Sama w mieszkaniu nauczyłam się pić kawę w ciszy. Nie spieszyć się z praniem. Nie kłaść się spać z poczuciem, że coś jeszcze powinnam naprawić. Po raz pierwszy od dawna czułam się spokojna. Nie, nie byłam szczęśliwa. Ale byłam ze sobą. Wreszcie.
Michał pisał co jakiś czas. Krótkie wiadomości: „Hej, jak się trzymasz?”, „Widziałaś, że obniżyli stopy procentowe?”. Na początku nie odpisywałam. Później zaczęliśmy rozmawiać. Neutralnie. Bez żalu. Aż w końcu zaprosił mnie na kawę. Zgodziłam się. Spotkaliśmy się w małej kawiarni, gdzie kiedyś chodziliśmy na randki. Trochę niezręcznie, trochę znajomo.

Wyglądasz inaczej – powiedział.

– Ty też. Lepiej śpisz? – uśmiechnęłam się.

Rozmowa toczyła się spokojnie: 

– Myślałem, że skoro zarabiam na dom, to nie muszę nic robić. Teraz wiem, że dawałem z siebie za mało.

Ja też się przyznałam. Do presji, jaką wywierałam. Do milczenia. Do żalów, które wbijałam w niego spojrzeniem. Na koniec zapytał:

– Myślisz, że jest jeszcze coś do zrobienia?

Popatrzyłam mu w oczy.

– Może. Ale nie wróćmy do tego, co było. Spróbujmy od nowa.

Pokiwał głową. Nie wiem, co będzie. Ale wiem, że chcę spróbować. Po prostu pogubiliśmy się oboje. A teraz może w końcu umiemy rozmawiać.

Ola, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: