Wiedziałem, że zbliża się nasza dziesiąta rocznica ślubu, ale nie spodziewałem się, że Monika wymyśli coś tak szalonego. – Dubaj! – rzuciła pewnym tonem, pokazując folder pełen luksusowych hoteli, piaszczystych plaż i złotych wieżowców. Jej oczy błyszczały, a ja poczułem ścisk w żołądku. Z moimi zarobkami mogłem ją zabrać najwyżej do naszego domku na wsi. Nie chciałem psuć jej marzeń, a jednocześnie wiedziałem, że nie stać nas na egzotyczną podróż. Stałem więc w milczeniu, myśląc, jak połączyć jej wyobraźnię z twardą rzeczywistością.
Jak powiedzieć jej prawdę
Monika wróciła tego popołudnia do domu jak tornado. Jeszcze przed rozpakowaniem torebki w kuchni zaczęła opowiadać o katalogu podróży, który przyniosła pocztą. W jej oczach migotał błysk, jakby już była na jednej z tych złotych plaż, które oglądała w folderze.
– Wiesz co, kochanie? – zaczęła, nie patrząc na mnie zbyt długo, bo była pochłonięta zdjęciami hotelowych basenów i drapaczy chmur – w tym roku spędzimy naszą dziesiątą rocznicę w Dubaju!
Słowo „Dubaj” uderzyło mnie jak zimny prysznic. Chciałem się śmiać, a jednocześnie poczułem ucisk w żołądku. Wiedziałem, że nie mam szans na spełnienie jej planu – moje zarobki ledwo pozwalały na weekend w jakimś hostelu na obrzeżach miasta.
Usiadłem przy stole, starając się zachować powagę. Patrzyłem, jak Monika przegląda folder, dotyka zdjęć luksusowych apartamentów, fontann, sztucznych wysp. Jej entuzjazm był zaraźliwy, a ja czułem, że każde moje słowo racjonalizujące natychmiast spali się w ogniu jej marzeń.
– Kochanie, może najpierw sprawdzimy ceny… – zacząłem ostrożnie, ale uśmiech na jej twarzy powstrzymał mnie przed dokończeniem zdania.
W tym uśmiechu było wszystko: radość, oczekiwanie i przekonanie, że skoro tak bardzo czegoś pragnę, to już jest możliwe. Wzięliśmy kawę w dłonie, siedząc w milczeniu. Czułem, że rozmowa nie będzie prosta. Jak powiedzieć jej prawdę, że Dubaj jest poza naszym zasięgiem, a jednocześnie nie odebrać jej marzeń?
Chciałbym ci powiedzieć, że damy radę
Nazajutrz usiadłem przy komputerze, próbując oszacować, ile tak naprawdę kosztowałby wyjazd do Dubaju. Loty, hotel, jedzenie, taksówki, wycieczki – suma szybko rosła, a ja zacząłem się pocić. Moje zarobki były wprost proporcjonalne do mojej frustracji – wystarczały na podstawowe wydatki, rachunki i czasem kolację na mieście, ale na luksusową podróż… nie ma mowy. Liczyłem każdą złotówkę, przekładałem ją z miejsca na miejsce, robiłem symulacje w tabelkach i w głowie tworzyłem absurdalne scenariusze. Monika w tym czasie krzątała się po mieszkaniu, przeglądała kolejne foldery z ofertami i opowiadała o hotelach z basenami na dachach, o restauracjach z gwiazdkami Michelin i o atrakcjach, które dla niej były nieodłącznym elementem wymarzonego urlopu. Co chwila zerkała na mnie z oczekiwaniem.
– No co, policzyłeś już? – zapytała w końcu, gdy siadała obok.
– Prawda jest brutalna – pomyślałem, starając się wymyślić sposób, żeby nie odebrać jej entuzjazmu.
– Chciałbym ci powiedzieć, że damy radę, ale… – zacząłem.
Ona tylko podniosła brew i uśmiechnęła się tak szeroko, że poczułem, że jakiekolwiek próby wytłumaczenia rzeczywistości są skazane na porażkę.
Próbowałem myśleć kreatywnie. Może da się znaleźć tanie loty, hotel w okolicy zamiast centrum, ograniczyć luksusy, może jakieś promocje… Ale suma i tak była daleko poza naszym budżetem. Liczyłem, dodawałem, odejmowałem, a w głowie wciąż słyszałem: „Dubaj, Dubaj, Dubaj”. Wiedziałem, że nie mogę jej powiedzieć, jej marzenia były zbyt żywe, by je stłumić jednym zdaniem. Siedziałem więc w milczeniu, patrząc, jak Monika planuje trasę wycieczki po mieście, którego nie stać nas było odwiedzić. Wiedziałem jedno: muszę wymyślić sposób, żeby nasze marzenia spotkały się w rzeczywistości, nie raniąc jej entuzjazmu ani własnej dumy.
Naprawdę zrobiłeś to dla mnie?
W końcu postanowiłem działać. Skoro Dubaj był poza naszym zasięgiem, spróbuję stworzyć namiastkę luksusu w… naszym domu. Brzmiało to absurdalnie, ale każda alternatywa była lepsza niż odmowa. Po pracy ruszyłem na zakupy – po małe przyjemności, które mogły wprowadzić nas w idealny nastrój: świeże owoce, pachnące kwiaty, kilka świec i sztuczne palmy w donicach. Wieczorem przygotowałem mieszkanie. Stół nakryłem jak w najlepszej restauracji, w rogu postawiłem palmę z katalogu ogrodniczego, w tle puściłem muzykę przypominającą szum morza. Monika weszła i niemal zaniemówiła.
– Wow, naprawdę zrobiłeś to dla mnie? – zapytała, ocierając oczy z zachwytu. Uśmiechnąłem się, wiedząc, że udało mi się zachować jej entuzjazm, choć kosztowało mnie to niewiele więcej niż kilka złotych.
Przy kolacji śmialiśmy się, udając, że jesteśmy na plaży. Monika opowiadała o hotelach, które oglądała w katalogu, a ja dorzucałem własne, całkowicie wymyślone historie o basenach na dachach i zachodzie słońca nad sztuczną laguną. Czułem, że choć nasze marzenia różnią się od rzeczywistości, wspólne poczucie humoru i wyobraźnia wypełniają lukę, której nie da się kupić za żadne pieniądze. Po kolacji wyszliśmy na spacer po naszym mieście, śmiejąc się z lokalnych ulic, które w naszej wyobraźni zamieniały się w bulwary. Każdy neon, każdy sklep, każda latarnia stawała się częścią naszego wymarzonego miasta. Monika trzymała mnie za rękę, a ja czułem satysfakcję, że udało mi się połączyć jej fantazję z moją twardą rzeczywistością. W końcu zrozumiałem, że luksus nie zawsze zależy od miejsca czy pieniędzy – czasem wystarczy kreatywność, wspólna radość i odrobina wysiłku.
W końcu liczy się nie miejsce, lecz my
Wieczorem, gdy wróciliśmy do mieszkania, Monika położyła głowę na moim ramieniu i westchnęła z zadowoleniem. – To był najpiękniejszy dzień – powiedziała. Wiedziałem, że udało mi się osiągnąć coś więcej niż chwilową iluzję luksusu. Stworzyliśmy własny świat, który należał tylko do nas, gdzie drobne gesty i wspólna wyobraźnia były cenniejsze od najdroższego hotelu. Czułem dumę, że mogłem dać jej szczęście, nawet jeśli nasze marzenia i rzeczywistość różniły się diametralnie.
– Wiesz, myślę, że nawet egzotyczna podróż nie jest aż tak wspaniała – powiedziała nagle, patrząc na mnie z czułością. – Ważne, że jesteśmy razem.
Siedzieliśmy razem w salonie i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. W naszych oczach odbijały się wspomnienia dziesięciu lat małżeństwa – czasem trudne, czasem zabawne, zawsze nasze. Zrozumiałem, że choć niektóre rzeczy były poza naszym zasięgiem, udało nam się stworzyć własny świat pełen radości i ciepła. Monika siedziała obok mnie na kanapie, trzymając w dłoniach kubek herbaty, a ja patrzyłem, jak jej oczy błyszczą z satysfakcji. Nie było tu Dubaju, złotych wieżowców ani egzotycznych plaż, ale w tych prostych chwilach kryło się coś cenniejszego niż wszystkie luksusy świata. W końcu liczy się nie miejsce, lecz my.
Grzegorz, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Żona trwoni pieniądze na drogie perfumy i inne zachcianki. Jak tak dalej będzie, to nasza rodzina pójdzie z torbami”
- „Mąż ma jasną hierarchię ważności i to nie ja jestem na szczycie. Nie pamięta o rocznicy, ale rozkład meczów zna na pamięć”
- „Zawsze myślałem, że moje małżeństwo to wygrana na loterii. Żona miała inne podejście i po 40 latach złamała mi serce”








