Marek był inny niż mężczyźni, których znałam. Spokojny, ułożony, zrównoważony. Może właśnie dlatego od razu mnie zaintrygował. W świecie pełnym hałasu on mówił cicho. Gdy się poznaliśmy, miałam 26 lat, pracowałam w bibliotece i ciągle żyłam w przekonaniu, że wszystko, co najważniejsze, jeszcze przede mną. I wtedy pojawił się on. Trzy lata później byliśmy zaręczeni i planowaliśmy ślub.
Czasem myślałam, że jestem zbyt emocjonalna dla kogoś tak wyważonego jak Marek, ale on mówił, że lubi we mnie ten ogień. I wierzyłam mu. Aż do momentu, kiedy podczas jednego z wieczorów, z zupełnie spokojną miną, powiedział:
– Myślałem, żeby zaprosić Alicję. Wiesz, moją byłą. Nadal mamy kontakt, to chyba nie problem, prawda?
Coś we mnie zamarło. Ale uśmiechnęłam się i powiedziałam, że nie mam nic przeciwko. Przecież mu ufałam. Tylko że tamtego wieczoru po raz pierwszy od dawna poczułam się... niewystarczająca.
Od razu nabrałam podejrzeń
Sala była piękna. Światła odbijały się w kieliszkach, orkiestra grała jazzowe standardy, a goście uśmiechali się i tańczyli. Powinnam być szczęśliwa – to przecież mój ślub. A jednak moje oczy co chwilę uciekały w jedno miejsce. Do niej. Alicja miała na sobie prostą, czarną sukienkę i wyglądała… nieprzyzwoicie dobrze. Jak z katalogu. Patrzyłam, jak rozmawia z gośćmi, jak przechyla głowę przy śmiechu, jak rzuca spojrzenia w stronę Marka.
Nie byłam zazdrosna. Przynajmniej tak sobie mówiłam. Ale potem zauważyłam, że Marek też patrzy. Nie na mnie, tylko na nią. I to spojrzenie trwało zbyt długo, było zbyt... intymne. Stanęłam obok niej przy barze.
– Świetna uroczystość – powiedziała z uśmiechem, nawet nie patrząc na mnie.
– Dziękuję. Marek cieszy się, że przyszłaś.
– Ja też. Nie mogłam sobie odmówić… Stara przyjaźń – mrugnęła.
Zamówiłam prosecco i odeszłam bez słowa. Kilka godzin później, gdy próbowałam zagaić Marka na parkiecie, rzuciłam:
– Masz taki wzrok, jakbyś nadal coś do niej czuł.
Zamilkł. Na sekundę za długo.
– Daj spokój, kochanie. Wymyślasz.
Ale ja już czułam, że coś jest nie tak.
Te słowa mnie zmroziły
Nie spałam całą noc. Leżałam w sukni, w której jeszcze kilka godzin temu miałam tańczyć do rana. Zamiast tego odtwarzałam w głowie obraz, który wciąż wracał. Marek i Alicja. Ich spojrzenia. Jakby przyszli na to wesele razem – jakby reszta świata się nie liczyła.
Nad ranem wstałam, usiadłam w łazience i napisałam wiadomość do Karoliny: „Marek patrzył na nią tak, jakby wciąż ją kochał. Co ja mam z tym zrobić?”. Oddzwoniła natychmiast.
– Prawda jest taka, że zawsze bałam się tej Alicji – powiedziała bez owijania. – Ty chyba też. Tylko nie chciałaś się do tego przyznać.
– Myślałam, że sobie wmawiam...
– No właśnie. Ale on podejrzanie często o niej wspominał. Musisz to z nim wyjaśnić.
Po południu próbowałam z nim porozmawiać. Usiadł naprzeciwko mnie, zmęczony, nieogolony.
– Wiem, że coś się dzieje – powiedziałam cicho. – I muszę cię zapytać. Gdyby ona cię poprosiła, byś do niej wrócił... zrobiłbyś to?
Zamilkł. Patrzył w podłogę.
– Nie wiem – odpowiedział po chwili.
Zrobiło mi się niedobrze. „Nie wiem” bolało chyba nawet bardziej niż „tak”. To był pierwszy raz, kiedy naprawdę się przestraszyłam. Nie tego, że mnie zdradzi. Ale tego, że nigdy nie byłam tą pierwszą.
Miarka się przebrała
Byłam w kuchni, kiedy ich usłyszałam. Marek rozmawiał ze swoim najlepszym przyjacielem, Tomkiem. Nie wiedzieli, że wróciłam wcześniej z pracy.
– Widziałem, jak na nią patrzysz – powiedział Tomasz. – Stary, nie powinieneś był jej zapraszać.
– Wiem – odpowiedział Marek. I nic więcej.
Nie bronił się. Nie zaprzeczył. Nie powiedział, że to przecież tylko stara znajoma. Stałam jak wmurowana. Trzymałam torbę z zakupami, która nagle wydawała się ważyć tonę. Wstrzymałam oddech. A potem, kiedy on wszedł do kuchni, powiedziałam bez żadnych wstępów:
– Kochasz ją?
Zamarł. Jakby nie spodziewał się, że to powiem. Że się odważę.
– Nie wiem – odparł po chwili. – Ale kiedy ją widzę… wszystko wraca.
Usiadłam. Miałam nogi jak z waty.
– Wszystko wraca... A co ze mną? Po co ten ślub?
Nie odpowiedział, tylko stał. A ja pierwszy raz poczułam, że jest kimś obcym. Wieczorem spakowałam się na kilka dni do mamy. Nie dlatego, że chciałam uciec. Ale musiałam poczuć się znów... sobą. Bez niego. Bez jej cienia. Zanim wyszłam, powiedziałam:
– Skoro nie wiesz, kogo kochasz, to ja nie mam zamiaru czekać, aż się zdecydujesz.
Został w kuchni. Sam. Z tą swoją ciszą.
Chciałam usłyszeć prawdę
Wróciłam do domu rodzinnego jak zbity pies. Mama o nic nie pytała. Nakryła do stołu, podała rosół i posadziła mnie na swoim starym fotelu. Nie mówiłam jej, co się dzieje. Nie byłam gotowa na to, jak spojrzy. Na jej komentarz, że przecież ona zawsze wiedziała. W nocy nie mogłam spać. Wzięłam telefon i napisałam do Alicji: „Chciałabym porozmawiać. Tylko my dwie”. Odpisała po godzinie: „Jutro, 13:00, kawiarnia przy Rynku. Będę”.
Przyszła punktualnie. Usiadła przede mną spokojna, w beżowym płaszczu i zamówiła kawę bez cukru. Wyglądała, jakby nic ją nie obchodziło.
– Dlaczego przyszłaś na ślub? – zapytałam.
– Bo mnie zaprosił.
– Wiedziałaś, że to mnie zaboli?
– Nie. Nie myślałam o tobie – powiedziała szczerze. – Marek był kiedyś całym moim światem. Myślałam, że to już za mną. Ale... może nie do końca.
Patrzyła na mnie uważnie.
– Nie chcę go odbić, jeśli to o to ci chodzi. Ale nie mogę ci obiecać, że zniknę z jego głowy.
Płaciłam za tę prawdę łzami. Wyszłam z tej kawiarni z uczuciem, że całe moje życie było tylko próbą zajęcia czyjegoś miejsca. Nigdy nie byłam pierwszym wyborem. Byłam tylko tą, która została. Bo było wygodnie, spokojnie. Ale ja miałam już dość milczenia.
Tego nie da się odbudować
Wróciłam do mieszkania późnym wieczorem. Marek siedział przy stole, jakby nie ruszał się od dwóch dni. Na stole – nasze wspólne zdjęcie. Te z wycieczki do Pragi, kiedy jeszcze potrafiliśmy śmiać się ze wszystkiego. Spojrzał na mnie, jakby nie wiedział, czy ma się ucieszyć, czy przestraszyć.
– Nie zdradziłem cię – powiedział od razu. – Ale coś we mnie pękło.
Usiadłam.
– Gdyby ona chciała ci dać drugą szansę… wróciłbyś?
Nie odpowiedział. Patrzył na swoje dłonie. A ja już znałam tę ciszę. To nie były wątpliwości, tylko przyzwolenie. Wstałam i zaczęłam się pakować. Bez krzyku, bez dramatów. Tym razem zabrałam wszystkie rzeczy.
– Emilia, nie musimy teraz nic kończyć – powiedział, niemal błagalnie.
– Ale ty już skończyłeś. Ze mną.
Zapięłam walizkę.
– Nie chcę być planem B. Nawet dla ciebie.
Wyszłam. Na klatce schodowej panowała cisza. Może i nie błagał, żebym wróciła, nie płakał. Ale chyba w końcu zrozumiał, że stracił coś, czego nie da się odbudować.
To już przeszłość
Minął miesiąc, odkąd się wyprowadziłam. Mieszkam w kawalerce z widokiem na park. Czasem patrzę, jak liście spadają z drzew, i próbuję sobie wyobrazić, jak wyglądałoby moje życie, gdybym wtedy nie zapytała. Gdybym nadal udawała, że wszystko jest dobrze. Wciąż boli, ale teraz inaczej. Cicho, podskórnie. Jak tęsknota za czymś, co nigdy nie było naprawdę moje.
Marek próbował się kontaktować. Dwa razy. Napisał, że tęskni, że żałuje. Ale ja już nie czekałam na jego słowa. Nie chciałam ich. Może w końcu zrozumiał, że nie jestem tylko tłem dla jego wspomnień.
Zaczęłam pisać dziennik. Na pierwszej stronie zapisałam zdanie, które długo krążyło mi po głowie: „Czasem miłość kończy się nie dlatego, że przestajemy kochać, ale dlatego, że nie chcemy być niewidzialni”. Kiedyś myślałam, że szczęście to bycie z kimś. Dziś wiem, że zaczyna się od bycia sobą i stawiania siebie na pierwszym miejscu. Nawet jeśli to oznacza samotność. A może zwłaszcza wtedy.
Emilia, 30 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mama przyjechała na cmentarz z kochankiem. Ściskało mnie w gardle, gdy składał kwiaty na grobie mojego ojca”
- „Zakochałem się w niej po uszy, choć mogłaby być moją córką. Nie sądziłem, że na starość stanę się bankomatem”
- „Teściowa krytykowała każdy mój obiad i traktowała jak wyrobnicę. Ale nie sądziłam, że posunie się tak daleko”









