Codziennie budzę się o 6:15, choć budzik dzwoni dopiero piętnaście minut później. O 7:00 wychodzę z mieszkania, w windzie przeglądam się w metalicznej powierzchni drzwi, bo i tak nie mam lustra, a potem idę szybkim krokiem na peron, żeby zdążyć na pociąg o 7:10, od dwóch lat ten sam. Ci sami ludzie i te same zmęczone oczy, termosy, torby, słuchawki, niedojedzone drożdżówki. Mijamy się w milczeniu, jakbyśmy wszyscy udawali, że nie współistniejemy w tym niewielkim, stalowym pudełku. Ale wśród nich  jest on „chłopak z termosem i książką.” Nie wiem, kiedy zaczęłam zwracać na niego uwagę, ale codziennie obiecuję sobie, że zagadam, a potem siadam dwa rzędy dalej, udając, że książka w mojej dłoni jest ciekawsza od bicia mojego własnego serca.

Mikołajki zaczęły się niefortunnie

Tego dnia zaspałam, a przez to całą drogę na peron biegłam z zaciśniętym gardłem. Gdy wbiegłam na stację, pociąg już podjeżdżał, a tłum ludzi w czerwonych czapkach i z czekoladowymi mikołajami sprawiał wrażenie radosnego chaosu. Nienawidziłam się w takie dni spóźniać. Czułam się wtedy, jakbym wchodziła do świata, który już zaczął działać beze mnie.

Wsiadłam do wagonu, w którym zawsze go widywałam. Dziś było wyjątkowo tłoczno. Ludzie stali w przejściach, ktoś potrącił mnie plecakiem, a ja próbowałam nie wyglądać na kogoś, kto panikuje, choć serce tłukło mi w skroniach. Szłam wzdłuż przedziału, rozglądając się za jakimkolwiek miejscem, chociaż sama nie wiedziałam, czy chcę je znaleźć, czy wręcz przeciwnie.

Ostatnie wolne miejsce było naprzeciwko niego. Zatrzymałam się, jakby moje nogi same odmówiły posłuszeństwa. Siedział z kubkiem termicznym w dłoni, książkę miał odłożoną na kolanach, a przez moment odniosłam wrażenie, że uniósł na mnie wzrok. Nie potrafiłam tego potwierdzić, bo wszystko działo się za szybko. Usłyszałam cichy, uprzejmy głos.

– Tu jest wolne miejsce, zapraszam.

Pokiwałam głową, próbując się uśmiechnąć, choć czułam, jak policzki mam zbyt rozgrzane.

– Tak, jasne – wydusiłam. Usiadłam naprzeciwko niego, czując się jak ktoś, kto wszedł na scenę bez przygotowania. Przez chwilę panowało między nami niezręczne milczenie, ale nie takie krępujące w negatywny sposób. W powietrzu unosił się zapach jego napoju, lekko korzenny, przyjemny, taki, który mógłby kojarzyć się z grudniem. On poprawił szalik, odgarnął włosy z czoła i wyglądał, jakby też był trochę spięty.

– Dziś wyjątkowo tłoczno, co? – zagadnął, patrząc przez chwilę w okno, jakby bał się, że patrzenie na mnie byłoby zbyt bezpośrednie.

– Chyba wszyscy robią świąteczne wypady – odpowiedziałam, ciesząc się, że mój głos nie drżał.

Ktoś obok nas parsknął śmiechem, ktoś inny narzekał na opóźnienie, a ja siedziałam naprzeciwko chłopaka, o którym myślałam od miesięcy, i miałam wrażenie, że cały mój świat na chwilę zwęził się do przestrzeni między naszymi kolanami. Niby to nic wielkiego, zwykła rozmowa w pociągu, a jednak czułam, że moje serce reaguje, jakby działo się coś przełomowego. Popatrzył na mnie na moment, krótko, ale wystarczająco, bym musiała oderwać wzrok. I pomyślałam, że jeśli świat daje mi taką sytuację, może wcale nie powinnam jej lekceważyć.

Kolejnego dnia byłam już pewniejsza

Wsiadłam do pociągu wcześniej niż zwykle, ale on już siedział. Książka była otwarta, termos stał obok, a ja poczułam znajome ukłucie niepokoju, gdy szłam w jego kierunku. Wahałam się, czy usiąść naprzeciwko, czy może schować się gdzieś dalej, żeby nie wyjść na osobę, która krąży wokół niego jak satelita. Weszłam jednak do tego samego przedziału. Jakoś tak wyszło.

Kiedy minęłam jego miejsce, uniósł głowę. To spojrzenie było krótkie, jak szybkie dotknięcie kogoś w ramię, ale wystarczyło, żeby moje kroki zwolniły. Usiadłam naprzeciwko, starając się wyglądać, jakbym nie analizowała każdego ruchu jego dłoni. Na początku panowało milczenie. On czytał, a ja udawałam, że przeglądam telefon, chociaż ekran wyświetlał ciągle tę samą wiadomość od koleżanki.

W pewnym momencie odłożył książkę na bok i sięgnął po termos. Wypił łyk, po czym zamknął naczynie ostrożnym ruchem, jakby przygotowywał się do czegoś ważniejszego. Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się lekko.

A może dziś zamienimy milczenie na rozmowę?

Na moment zabrakło mi słów, a potem wydusiłam: – Ja… tak, jasne. Możemy porozmawiać.

– Widujemy się codziennie. Pomyślałem, że może to nie jest przypadek – dodał, opierając łokieć o podłokietnik.

– Też tak sobie czasem myślałam, ale nie chciałam przeszkadzać.

– Nie przeszkadzasz.

Rozmawialiśmy o drobiazgach, o porannych rytuałach, o tym, że zawsze pije tę samą herbatę, a ja zawsze mam przy sobie książkę, której nigdy nie czytam podczas jazdy. To było zwyczajne, a jednocześnie tak nowe, że nie wiedziałam, gdzie podziać dłonie. Gdy pociąg zwolnił przed stacją, poczułam rozczarowanie, że ta rozmowa musi się skończyć. On jednak spojrzał na mnie tak, jakby chciał jeszcze coś dodać. A ja zaczęłam czuć, że to dopiero początek.

Wysiedliśmy razem

Początkowo szliśmy w milczeniu, jakby oboje próbowali zdecydować, czy to już moment, w którym każde z nas powinno skręcić w swoją stronę. On jednak zwolnił krok, a ja niemal od razu zrobiłam to samo, choć udawałam, że poprawiam szalik.

– Karolina – odezwał się nagle, jakby sprawdzał, czy moje imię na pewno istnieje poza krótkimi wymianami zdań. – Co powiedziałabyś na wspólną kawę? Tak bez pośpiechu.

Zatrzymałam się. Nawet nie próbowałam ukrywać, że to mnie zaskoczyło: – Jasne – odpowiedziałam cicho, tak jakbym bała się, że jeśli powiem to zbyt pewnym tonem, coś się zepsuje.

Weszliśmy do małej kawiarni kilka przecznic dalej. Ciepło uderzyło mnie od razu, pachniało świeżo mieloną kawą i ciastem z owocami. Wybraliśmy stolik pod oknem. Na początku było trochę nieporadnie, jakbyśmy oboje nie wiedzieli, gdzie położyć dłonie i gdzie skierować spojrzenie. W końcu on odłożył kubek, nachylił się lekko i powiedział:

Powiem szczerze… chciałem zagadać do ciebie już od miesięcy.

Moje serce zachowało się tak, jakby ktoś je niespodziewanie popchnął.

– Ja też. Ciągle się nad tym zastanawiałam. I ciągle myślałam, że to tylko ja… że może wymyślam, że patrzysz w moją stronę – przyznałam, choć głos miałam za miękki jak na tak dużą szczerość.

– Nie wymyślałaś. Nigdy mi się nie wydawało. Po prostu byłem za bardzo… ostrożny.

To zdanie sprawiło, że mój brzuch zaczął się dziwnie ściskać, jakby coś nagle rozpłynęło się w środku. Patrzyłam na niego, a on na mnie, i pierwszy raz od dawna poczułam, że coś naprawdę dobrego właśnie się wydarza. Rozmawialiśmy długo. O pracy, o książkach, o porannych pociągach. Czasem śmialiśmy się jak nastolatkowie, czasem robiło się poważniej. Chwilami czułam się tak, jakbyśmy znali się od dawna.

Wtedy wszystko się zmieniło

Od tamtej kawy wszystko zaczęło wyglądać inaczej. Nadal jeździłam tym samym pociągiem o 7:12, ale poranki przestały być monotonne. Teraz wypatrywałam jego sylwetki nie z niepewnością, lecz z czymś w rodzaju spokojnego oczekiwania. A kiedy wsiadałam i widziałam, jak unosi rękę w geście powitania, robiło mi się cieplej, nawet jeśli na zewnątrz było mroźno.

Pierwsze dni naszej nowej rutyny były dziwne, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Zaczęliśmy siadać obok siebie i czasem rozmawialiśmy, a czasem milczeliśmy, jednak to milczenie nie było niewygodne. Miałam wrażenie, że oboje czujemy, że jesteśmy dla siebie jakimś nowym punktem odniesienia. Raz zauważył, że mam lepszy humor.

– Dziś wyglądasz, jakby dzień zaczął się dla ciebie łagodniej niż zwykle – powiedział, kiedy usiadłam.

– Może to kwestia towarzystwa – odpowiedziałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Uśmiechnął się tak, że musiałam odwrócić wzrok. Zastanawiałam się, czy to nie za szybko, czy nie dopisuję za dużo, czy nie wpadnę we własne nadzieje zbyt mocno.  Czasem, gdy wysiadaliśmy razem, łapałam się na tym, że idę obok niego za blisko. Te drobne sygnały dodawały mi odwagi, ale jednocześnie sprawiały, że serce biło niespokojnie. Wiedziałam jedno: nowa rutyna była delikatna jak cienki lód. Cieszyłam się każdym krokiem, ale bałam się, że pewnego dnia coś popęka i całość zniknie tak szybko, jak się pojawiła.

Karolina, 31 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: