Lubię moją pracę w herbaciarni, a najbardziej te zimowe popołudnia pachnące imbirem i pomarańczą. Julkę poznałem któregoś wtorkowego poranka. To był jej pierwszy dzień pracy. Weszła do lokalu ze słuchawkami w uszach i za dużym swetrem, który wyglądał jakby właśnie wyjął go z suszarki. Była niezwykle otwarta oraz naturalna i właśnie to mnie w niej najbardziej ujęło.

Z dnia na dzień stawaliśmy się sobie coraz bliżsi. Jednak od początku przeczuwałem, że że to nie będzie prosta historia. Wiedziałem, że ma chłopaka i że nie układa się im najlepiej. Mimo to serce wygrało z rozumem. Kiedy staliśmy któregoś dnia na zapleczu i toczyliśmy rozmowy o wszystkim i o niczym, skradłem jej pocałunek, a ona go odwzajemniła. Byliśmy tylko my i ten jeden moment. Wróciła do pracy, a ja próbowałem nie myśleć o tym, że może właśnie przesuwam granicę, której nie powinno się przekraczać. Ale przecież serce nie pyta o zasady.

– Dziś zrobisz mi herbatę z nadzieją? – zapytałem kolejnego dnia.

– Z nadzieją na co?

Na cokolwiek – powiedziałem, zerkając na nią zaczepnie.

– Nie prosisz o zbyt wiele jak na poranek? – odparła z półuśmiechem. Ale zrobiła.

I wtedy znów poczułem, że może... może to ja będę tym, dla którego poranki zaczną mieć sens.

To skomplikowane

Tego dnia przyszedłem do kawiarni zbyt wcześnie. Jeszcze przed pierwszymi dostawami. Miałem nadzieję, że może z Julką pogadamy chwilę przed otwarciem, zanim w lokalu zrobi się tłoczno. Ale kiedy się pojawiła, nie było w niej tej lekkości, którą znałem. Uśmiechnęła się lekko. Powiedziała „cześć” tak cicho, jakby mówiła to do kogoś innego. A potem zajęła się pracą w milczeniu. Coś było nie tak. Nie musiałem się domyślać – po prostu to czułem. Przez całe przedpołudnie unikała spojrzeń i przemykała obok mnie, jakby chciała być niezauważona. Zatrzymałem ją dopiero na zapleczu. Zamknąłem drzwi i oparłem się o regał.

– Muszę coś wiedzieć. – oznajmiłem.

Julka przez chwilę udawała, że nie rozumie. Patrzyła na mnie z tą swoją bezpieczną miną, której używała zawsze, kiedy nie chciała nic zdradzić.

– O co ci chodzi?

– O nas – odpowiedziałem cicho, bo nie miałem siły mówić głośno. – Czy w ogóle jest jakieś „my”, czy tylko mi się wydawało?

Nie odpowiedziała od razu. Wzięła wdech, jakby miała coś powiedzieć, ale wypuściła powietrze i tylko wzruszyła ramionami.

– To skomplikowane.

To zdanie padło po raz pierwszy. Ale nie ostatni.

– Nie jesteśmy w serialu – powiedziałem. – Tu nie ma napisów końcowych. Chcę wiedzieć, czy ty w ogóle wiesz, czego chcesz.

Potrzebuję czasu – wyszeptała.

Zamilkłem. Wiedziałem, że „czas” to jedno z tych słów, które nigdy nie znaczą tylko tego, co się słyszy. „Czas” znaczyło, że nie jestem wystarczająco ważny, by powiedzieć to wprost.

Nagle wszystko było jasne

Po tej rozmowie zacząłem szukać sensów tam, gdzie ich nie było. Jej półuśmiechy zaczęły być nagrodą, jej milczenie – testem, który próbowałem zdać.  Julka zachowywała się, jakby wczorajsza rozmowa nie miała miejsca. Serwowała herbatę, rzucała uśmiechy klientom, opowiadała o nowych smakach. I wtedy wszedł on. Wysoki, pewny siebie, z drogą kurtką, z jakimś pudełkiem w dłoni. Zobaczyłem, jak podchodzi do niej i całuje ją w policzek. 

– Przyniosłem ci twoje ulubione ciastka – powiedział, podając pudełko.

– Kochanie, nie musiałeś – odpowiedziała, śmiejąc się lekko.

Stałem jak wmurowany. Nagle wszystko było jasne. Wszystkie wymijające odpowiedzi, cały ten „czas”, którego potrzebowała. On ciągle był obecny w jej życiu. 

Po chwili wróciła po coś na zaplecze. Zatrzymała się w drzwiach.

– Kamil… to nie wygląda tak, jak—

– Daj spokój. Pracujmy – przerwałem jej, nie patrząc w oczy.

Nie powiedzieliśmy sobie już nic więcej. Wyszedłem bez słowa. 

Byłem tłem

Wróciłem do mieszkania i długo stałem w przedpokoju, jakbym nie wiedział, gdzie mam iść. W końcu usiadłem na podłodze, opierając się o ścianę, i po prostu tak siedziałem. W kurtce, z rękami w kieszeniach. Było cicho. Nic nie dzwoniło, nikt nie pisał. Nikt nie czekał. W nocy obudziłem się kilka razy. Nacisnąłem guzik w telefonie – żadnej wiadomości. Rano budzik zadzwonił jak zawsze o szóstej trzydzieści. Znajomy dźwięk w pustym pokoju brzmiał nienaturalnie głośno. Nie miałem siły go wyłączyć. Po kilku minutach w końcu sięgnąłem po telefon. Dwie wiadomości. Od niej.

„Chcę porozmawiać”

„Odezwij się, proszę.”

Przeczytałem je raz. Potem jeszcze raz. Ale nie odpisałem. Nie dlatego, że nie chciałem. Po prostu nie wiedziałem, co miałbym napisać. Że wszystko gra? Że widziałem, jak go całuje i jakoś to przełknę? To już nie chodziło tylko o nią. Oddałem kawałek siebie, komuś, kto nigdy go nie chciał. Byłem tłem. Dodatkiem. Pocieszeniem, którego nikt nie potrzebował.

Nie ma sensu nic dodawać

Nie miałem planu na ten dzień. Kręciłem się po mieszkaniu, wychodziłem na balkon, wracałem, robiłem herbatę, której nie wypiłem. Telefon milczał przez kilka godzin, aż w końcu zadzwonił domofon. W pierwszej chwili pomyślałem, że to pomyłka. Ale kiedy usłyszałem jej głos, poczułem, jak robi mi się gorąco.

– Kamil, otwórz. Proszę.

Zawahałem się, ale w końcu nacisnąłem przycisk. Stała na klatce, w czapce zsuniętej na oczy, ze ściśniętymi dłońmi. Gdy mnie zobaczyła, od razu zaczęła mówić.

Dlaczego bez słowa zniknąłeś? 

– Miałem patrzeć, jak całujecie się na środku kawiarni? – odpowiedziałem, zanim zdążyłem cokolwiek przemyśleć.

– Nie chciałam nikogo zranić… – powiedziała cicho. – Naprawdę nie wiem, czego chcę. Staram się to jakoś poukładać, ale wszystko mi się miesza.

– Czy choć przez chwilę myślałaś o mnie poważnie? – zapytałem. – Chociaż przez jeden dzień?

Nie odpowiedziała. Stała w moim przedpokoju, patrzyła na podłogę, jakby tam miała znaleźć słowa, których jej brakowało. W końcu westchnęła, ale nic nie powiedziała. I właśnie to milczenie powiedziało mi wszystko. Zrobiłem krok w tył. Nie umiałem już patrzeć na nią tak jak wcześniej. 

– Ja sobie to dopowiedziałem, prawda? – powiedziałem po chwili. – Wszystko. Całą historię, której nie było.

Julka zacisnęła usta, jakby chciała temu zaprzeczyć, ale bała się skłamać.

– Kamil… – zaczęła.

– Daj spokój – przerwałem jej. – Wiem.

Stała jeszcze przez moment, ale już oboje wiedzieliśmy, że nie ma sensu nic dodawać. Wyszła powoli, jakby każdy krok miał ją przekonać, że może jeszcze się odwróci i powie coś, co zmieni bieg tej rozmowy. Nie powiedziała. Kiedy zamknęły się za nią drzwi, w mieszkaniu zrobiło się ciężko jak przed deszczem. Ale jednocześnie… spokojniej niż przez ostatnie tygodnie.

Nie wiedziałem, co dalej

Następnego dnia przyszła wiadomość. Jedna, krótka. „Możemy się spotkać?” Spotkaliśmy się na ławce przy rzece. Było chłodno, wilgotno. Julka nerwowo obracała klucze w dłoni.

– Nie chcę cię stracić jako człowieka. Jesteś dla mnie ważny – powiedziała, nie patrząc na mnie.

– Ale nie na tyle, żeby wybrać mnie – odpowiedziałem spokojnie.

– Ja nie wiem, co zrobić…

– Ja wiem – przerwałem. – Muszę w końcu przestać czekać.

Chciała coś powiedzieć, może zatrzymać mnie słowami. Ale już ich nie miałem siły słuchać. Nie chodziło o nią. Chodziło o mnie. I o to, że przestałem być tylko chłopakiem, który czeka czyjąś uwagę. Wstałem. Ona została. Wróciłem do mieszkania, które wciąż pachniało kawą. Nie wiedziałem, co dalej.  Zrozumiałem jedno – czasem to, co wydaje się największym uczuciem, okazuje się tylko projekcją. Marzeniem, które miało zapełnić pustkę. Ale nie wszystko, co wydaje się ciepłe, jest bezpieczne. I nie każda bliskość jest prawdziwa. 

Kamil, 27 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: