Miałam dwadzieścia sześć lat, gdy stanęłam przed decyzją, która – jak wtedy sądziłam – zadecyduje o moim szczęściu. Byłam rozdarta między miłością do nieprzewidywalnego, utalentowanego malarza, a rozsądkiem, który podszeptywał mi, że przyszłość buduje się na stabilizacji, nie na uczuciach. Wybrałam bezpieczeństwo. Wyszłam za mąż za człowieka, który miał dobrą pracę, oszczędności, kredyt na mieszkanie i plan na życie. Byłam przekonana, że z czasem pokocham go tak, jak należy. Dziś, po dwudziestu latach małżeństwa, patrzę w lustro i widzę kobietę, która zdradziła samą siebie w imię rozsądku.
Poznałam Wojtka na firmowej wigilii
Ja byłam świeżo zatrudniona w dziale finansowym, a on był już doświadczonym pracownikiem. Miły, spokojny, uprzejmy, dobrze wychowany. Wiedział, jak się ubrać, jak mówić, kiedy się uśmiechnąć. Wszystko było w nim poprawne. Po kilku miesiącach zaprosił mnie na kolację i tak zaczęliśmy się spotykać. Nie było fajerwerków, motyli w brzuchu ani drżących dłoni, ale był spokój, a przez lata wbijano mi do głowy, że to właśnie jest klucz do udanego związku.
Zupełnie inaczej czułam się z Adamem. Malarzem, z którym spędziłam intensywne dwa lata tuż po studiach. Z nim każdy dzień był jak szalony sen. Potrafiliśmy tańczyć boso po kuchni przy starej płycie, a chwilę później rzucać się sobie do gardeł z zazdrości i gniewu. Kochałam go do granic, ale życie z nim było jak jazda na rollercoasterze bez zapiętych pasów.
Kiedy znowu znalazłam się przy Adamie, przypadkiem – na wystawie w galerii sztuki – poczułam ten znajomy ucisk w żołądku. Miałam już wtedy na palcu pierścionek od Wojtka i zaproszenia ślubne gotowe do wysyłki. Adam zaprosił mnie na kawę. Usiadł naprzeciwko, spojrzał mi w oczy i zapytał:
– Naprawdę chcesz za niego wyjść? Nie odpowiedziałam, ale już tydzień później stałam na ślubnym kobiercu, przekonana, że właśnie tak wygląda dojrzałość.
Na początku było poprawnie
Wojtek miał swoje przyzwyczajenia i rytuały. Każde śniadanie o tej samej porze, telewizor w tle, raz w miesiącu kino, raz w tygodniu niedzielny rosół u jego matki. Na pytanie, czy możemy coś zmienić, odpowiadał: – A po co zmieniać coś, co działa?
Pracowałam, on pracował. Oboje przynosiliśmy pieniądze do domu, płaciliśmy raty, odkładaliśmy na wakacje. Wszystko wyglądało jak z poradnika o dorosłym życiu. Nawet kłótnie mieliśmy grzeczne, wyważone. Gdy płakałam w łazience, nigdy nie zauważał. A może zauważał, tylko nie chciał pytać.
Najbardziej bolały mnie wieczory, kiedy siadałam na kanapie obok człowieka, który nigdy tak naprawdę mnie nie dotknął emocjonalnie. Całe nasze życie było jak dobrze wyreżyserowany spektakl – bezbłędny, ale bez życia. W międzyczasie Adam zdobywał kolejne nagrody, jego obrazy pojawiały się w gazetach. Unikałam informacji o nim, ale nie dało się całkowicie odciąć. Kiedyś, przypadkiem, natknęłam się na jego zdjęcie w „Twoim Stylu”.
– Wszystko w porządku? – zapytał Wojtek, podnosząc wzrok znad laptopa.
– Tak – skłamałam. Bo co miałam powiedzieć? Że zastanawiam się, jakby wyglądało moje życie, gdybym wtedy poszła z Adamem na kawę?
Tego spotkania nie planowałam
Pojechałam służbowo do Krakowa, na szkolenie z nowego systemu. Wieczorem, zamiast siedzieć w hotelu, wyszłam przejść się po Starym Mieście. Zatrzymałam się przed jedną z galerii, zupełnie nieświadoma, że za szybą wisi obraz, którego styl znałam na pamięć. Weszłam, a w kącie, wśród ludzi, stał Adam. Starszy, z lekką siwizną na skroniach, w lnianej koszuli, z tym samym spojrzeniem, które kiedyś przykuwało mnie do ziemi. Zobaczył mnie od razu.
– Myślałem, że wyjechałaś na drugi koniec świata.
– Nie było potrzeby – uśmiechnęłam się słabo. – Zostałam w Warszawie. Stabilne życie.
Zaproponował, żebyśmy usiedli na herbatę. Usiadłam. Rozmawialiśmy przez dwie godziny. Śmiałam się tak, jak nie śmiałam się od lat. Nie musieliśmy tłumaczyć kontekstów, skracać zdań, bać się, że coś zabrzmi zbyt intensywnie. On wciąż żył z dnia na dzień, miał swoją pracownię, nową kobietę, ale – jak sam powiedział – nikogo już nie kochał tak, jak mnie. Wróciłam do hotelu z rozdartym sercem i pytaniem, które nie dawało mi spać do rana.
Moje życie było nijakie
Wojtek nie zapytał, jak było. Wziął ode mnie walizkę, odstawił ją do sypialni i wrócił do swojego komputera. Zapytałam go, czy może pójdziemy na spacer, do kina, gdziekolwiek. Spojrzał zdziwiony.
– Przecież dopiero co wróciłaś z wyjazdu. Zmęczona jesteś, nie?
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam na niego, jakby był meblem, który stoi w tym samym miejscu od lat i tylko się kurzy. W głowie miałam Adama. Naszą rozmowę, sposób, w jaki się do mnie uśmiechał, jak słuchał. Niby zwykła herbata, ale z tamtej rozmowy pamiętałam każdą minutę. A z rozmów z Wojtkiem – nic.
Zaczęłam się gubić. Myliłam fakty, zapominałam o terminach. W pracy pytali, czy wszystko w porządku. Wieczorami leżałam na kanapie, gapiąc się w sufit, podczas gdy Wojtek przeskakiwał kanały telewizyjne, komentując coś pod nosem.
– Co się z tobą dzieje? – zapytał w końcu. – Od jakiegoś czasu jesteś zupełnie gdzie indziej.
– Może właśnie tam jest moje miejsce – odpowiedziałam, sama siebie zaskakując.
Spojrzał na mnie uważnie, po czym odwrócił wzrok. Nie pytał więcej. To było najgorsze. Nawet nie próbował mnie zatrzymać. Nie walczył. Jakby wiedział, że między nami nic już nie ma, tylko nie potrafił się do tego przyznać. A ja? Ja płakałam po cichu w łazience, bo nie miałam odwagi głośno powiedzieć, że żałuję. Żałuję, że go wybrałam. Że wybrałam życie, w którym codziennie powoli się rozpadałam.
Myśli nie dawały mi spać
Z Adamem nie kontaktowałam się przez kolejne miesiące. Ale myślałam o nim niemal codziennie. O tym, jak patrzył na mnie tamtego wieczoru, jakby wciąż widział we mnie dziewczynę, która go kiedyś kochała bez reszty. Wojtek i ja coraz częściej mijaliśmy się jak współlokatorzy. W końcu zdobyłam się na odwagę i napisałam do Adama. Zapytałam, czy moglibyśmy się jeszcze raz spotkać. Odpisał niemal od razu: „Zawsze”.
Tym razem to ja zaproponowałam miejsce. Stara herbaciarnia, w której kiedyś spędzaliśmy całe popołudnia. Gdy wszedł, serce mi zabiło jak dawniej. Usiedliśmy i przez chwilę patrzyliśmy na siebie bez słów.
– Dlaczego przyszłaś? – zapytał cicho.
– Bo wciąż o tobie myślę. Bo nie wiem, czy wtedy podjęłam dobrą decyzję.
– Wiesz, że ja bym nie dał ci spokojnego życia. Nie miałem ci tego do zaoferowania.
– Może spokój to nie wszystko – szepnęłam.
– Spóźniliśmy się. Obydwoje. Ty ułożyłaś sobie życie, ja... próbowałem. Ale to nie wraca, nie tak, jak kiedyś.
Wróciłam do domu z przekonaniem, że nie da się cofnąć czasu. Nie można wrócić do ludzi z przeszłości, nawet jeśli serce ich pamięta. Adam był moją wielką miłością, ale była to miłość, która nie przetrwała próby rozsądku i czasu. Zostawiłam go wtedy, bo się bałam. Dziś to on odchodził spokojnie, bez żalu.
Mijały lata, a ja przywykłam
Od mojego ostatniego spotkania z Adamem minęły dwa lata. Nie widzieliśmy się od tamtej rozmowy w herbaciarni. Czasem łapałam się na tym, że wciąż go szukam wzrokiem na ulicy, że gdy słyszę o nowej wystawie, zastanawiam się, czy tam będzie. Ale wiem, że to już zamknięty rozdział. Jeden z tych, które bolą najbardziej, bo nigdy nie zostały naprawdę dokończone.
Z Wojtkiem wciąż jesteśmy razem, chociaż już dawno przestaliśmy być małżeństwem w emocjonalnym sensie. Trwamy – jak dwa cienie przyzwyczajeń. On nie pyta, ja nie mówię. Wieczorami oglądamy telewizję. W weekendy robimy zakupy. I tylko czasem, gdy zasypia przede mną, przyglądam się jego twarzy i zastanawiam, czy też żałuje.
Nie żałuję, że nie wyszłam za Adama. Żałuję, że nie dałam sobie prawa do bycia szczęśliwą. Że kiedy byłam młoda, tak bardzo bałam się niepewności, że wybrałam życie, które nie daje mi nic poza przewidywalnością. To nie Wojtek jest winny. To ja pozwoliłam sobie uwierzyć, że miłość można zostawić na później. Że serce się podporządkuje, jeśli damy mu wystarczająco dużo logiki.
Dziś wiem, że rozsądek nie daje ciepła, kiedy nocą leżysz obok człowieka, który cię nie zna. Że poczucie bezpieczeństwa nie zastąpi tęsknoty za czymś, co mogło być prawdziwe. Mam czterdzieści sześć lat. I jeśli mogłabym cofnąć czas… wybrałabym inaczej.
Maria, 46 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wiedziałam, że chłopak mnie zdradza, a on ciągle mydlił mi oczy. Nie pozwolę dłużej tak się poniżać”
- „Żona mówiła, że idzie na spacer, a ja nic nie podejrzewałem. Jej nocne wędrówki prowadziły ją wprost do ramion kochanka”
- „Chciałem dostać pracę, więc trochę podkręciłem swoje CV. Gdy kłamstwa wyszły na jaw, gorzko wszystkiego pożałowałem”









