Mam trzydzieści cztery lata, własne mieszkanie, stabilną pracę i psa, który z oddaniem wpatruje się we mnie każdego ranka, jakbym była centrum jego świata. Nie mam faceta. I nie czuję, że czegoś mi brakuje. Lubię swoje życie takie, jakie jest – bez kompromisów, oczekiwań i męskiego chaosu. Ale moja siostra uważa inaczej. Od roku urządza mi randki w ciemno, wysyła CV mojego serca do każdego „wolnego i bezdzietnego” kolegi, jakby moje życie bez mężczyzny było smutną pomyłką. Nie rozumie, że szczęście nie musi mieć brody i męskiego głosu.
Sama wiesz, że czas leci
– Idziesz dzisiaj, prawda? – usłyszałam od razu, gdy tylko odebrałam telefon od mojej siostry.
– Dokąd? – zapytałam, choć przeczuwałam, co za chwilę usłyszę.
– No na kawę z Wojtkiem! Umawiałam was na osiemnastą. Powiedział, że lubi dziewczyny „z charakterem”, więc pasujecie do siebie idealnie!
Westchnęłam i oparłam się o framugę drzwi. To była już czwarta „ustawka” w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Każda gorsza od poprzedniej. Jeden gadał tylko o swoim aucie, drugi chwalił się, że nigdy nie czytał książek, a trzeci zapytał, ile zarabiam, zanim jeszcze zamówiłam jedzenie.
– Anka, ja nie chcę iść – powiedziałam stanowczo.
– Przestań! Jakbyś nie marudziła, nie robiła min, to może wreszcie by coś z tego wyszło. Sama wiesz, że czas leci. Masz już ponad trzydzieści lat. Z każdym rokiem trudniej będzie kogoś znaleźć!
Poczułam, jak w środku gotuje mi się krew. Przez moment miałam ochotę wykrzyczeć jej, że to moje życie, moje decyzje i że nie potrzebuję faceta do szczęścia. Ale znałam ją – zignorowałaby wszystko i wróciła do tematu przy najbliższej okazji.
– Zastanowię się – rzuciłam oschle i się rozłączyłam.
Wiedziałam, że nie pójdę. Znowu nie pójdę. Nie miałam siły na kolejne udawane uśmiechy i uprzejme słuchanie nudnych opowieści ludzi, z którymi nie łączyło mnie zupełnie nic. A najbardziej nie miałam siły walczyć z kimś, komu wydawało się, że wie lepiej, czego potrzebuję od życia.
Nie chcę być z kimś tylko po to, żeby nie być sama
– On jest naprawdę fajny! Pracuje w IT, nie ma dzieci, własne mieszkanie i psa – wyliczała Anka, jakby właśnie prezentowała mi nową pralkę do kupienia na raty.
Siedziałam przy stole w kuchni, mieszałam herbatę i powtarzałam sobie w myślach: „Nie daj się wciągnąć. Nie komentuj. Nie reaguj.”
– I wiesz, co powiedział? Że kobieta powinna mieć własne zdanie, ale nie przesadzać z niezależnością. No, nie brzmi super?
– Super – burknęłam. – Brzmi jak ktoś, kto szuka lalki do postawienia na półce, a nie partnerki.
Anka spojrzała na mnie z irytacją.
– Ty zawsze wszystko musisz przekręcić! Próbuję ci pomóc, a ty tylko narzekasz. Naprawdę wolisz całe życie siedzieć sama z tym swoim psem?
– Tak, wolę siedzieć z moim psem, niż z facetem, który nie rozumie pojęcia „równa relacja” – rzuciłam ostro.
– Ty po prostu boisz się zaangażowania – prychnęła. – Bo jak się ktoś spodoba, to już nie można być taką niezależną i samowystarczalną, prawda?
Zamknęłam oczy, zacisnęłam zęby. To był typowy numer Anki. Zawsze wiedziała, gdzie uderzyć. Niby z troski, niby z miłości siostrzanej, ale w praktyce raniła celnie i mocno.
– Anka, ja nie mam nic przeciwko miłości. Ale nie muszę jej mieć, żeby być szczęśliwa. Nie chcę być z kimś, tylko po to, żeby nie być sama. A ty chyba tego nie rozumiesz – powiedziałam cicho, ale stanowczo.
– Bo ty nie rozumiesz, że nikt nie chce być sam wiecznie – mruknęła.
Dla twojego dobra
Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, byłam przekonana, że to kurier z zamówioną książką. Otworzyłam bez zastanowienia. Na progu stał mężczyzna w koszuli, z kwiatkiem w dłoni. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu, aż w końcu odezwał się niepewnie.
– Cześć… jesteś Martą, prawda? Anka powiedziała, że się ucieszysz.
Zamrugałam. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zobaczyłam za jego plecami moją siostrę, uśmiechniętą od ucha do ucha.
– No, niespodzianka! Poznajcie się! – zawołała radośnie. – To Michał. Przyszedł się z tobą umówić na kawę. Mówiłam mu, że jesteś trochę nieśmiała i nie lubisz aplikacji randkowych, więc uznał, że lepiej od razu osobiście…
– Anka! – przerwałam jej ostro. – Czy ty oszalałaś?
Michał wyglądał na kompletnie zbitego z tropu. Przeprosił i wycofał się z klatki, nawet nie próbując ratować sytuacji. Zostałyśmy same, a ja czułam, że zaraz wybuchnę.
– Jak możesz tak robić?! Wparować mi z obcym facetem do domu?
– Chciałam ci pomóc – powiedziała urażona. – Przecież sama nie robisz nic, żeby kogoś poznać. A Michał to naprawdę porządny chłopak!
– Ty nawet nie pytasz, czy ja w ogóle kogoś szukam – syknęłam. – Po prostu zakładasz, że potrzebuję faceta, bo... co? Bo tak trzeba?
Anka wzruszyła ramionami.
– Bo nie chcę, żebyś została sama. Dla twojego dobra.
Nie odpowiedziałam. Bo jeśli to miało być „dla mojego dobra”, to chyba już lepiej by mi było bez jej pomocy.
Przychodzi taki moment, że samotność zaczyna uwierać
Wiedziałam, że ten obiad skończy się źle, jeszcze zanim postawiłam pierwszą łyżkę zupy do ust. Mama spojrzała na mnie z uśmiechem, który nie wróżył niczego dobrego.
– Marta, Anka mówiła, że ostatnio poznałaś kogoś nowego. Jak się wam układa?
Zamarłam z łyżką w ręku, spojrzałam na siostrę, która właśnie zgryzała pieczywo, udając, że nie słyszy.
– Nic się nie układa, bo nikogo nie poznałam – odparłam spokojnie.
– Ale przecież był taki sympatyczny Michał… – zaczęła mama.
– To był jej znajomy, którego przyprowadziła mi pod drzwi bez pytania – przerwałam. – I nie, nie był sympatyczny. Był zaskoczony, ja byłam wściekła, a Anka uznała, że to świetny pomysł.
W pokoju zapadła niezręczna cisza.
– Córciu, przecież Anka chciała dobrze – westchnęła mama.
– Wiem, tylko że „dobrze” dla niej, to nie to samo co „dobrze” dla mnie! – podniosłam głos. – Czy ktoś z was w ogóle zapytał, czy ja chcę z kimś być? Czy mi źle samej?
Anka w końcu się odezwała.
– Bo nie da się tak całe życie. Przychodzi taki moment, że samotność zaczyna uwierać.
– Tylko że ja nie jestem samotna! – krzyknęłam. – Mam przyjaciół, mam pracę, mam siebie. A wiecie, co najbardziej mnie uwiera? Wasze wpychanie mi do życia cudzych oczekiwań.
Wstałam od stołu. Nie miałam siły tłumaczyć im, że szczęście nie musi wyglądać tak samo dla każdego. Szczególnie, jeśli ktoś nie zapytał, jak je sobie wyobrażam.
Moje życie nie musi wyglądać jak jej
Dwa dni po rodzinnym obiedzie Anka pojawiła się pod moim blokiem z pudełkiem moich ulubionych muffinek. Wiedziałam, że to jej sposób na przeprosiny – nie mówiła „przepraszam”, tylko piekła albo kupowała coś słodkiego. Zawsze tak robiła od dziecka, jak coś przeskrobała.
– Mogę wejść? – zapytała cicho.
Skinęłam głową i odsunęłam się z przejścia. Weszła, rozejrzała się niepewnie i usiadła na mojej kanapie, jakby była tu pierwszy raz.
– Wiem, że przesadziłam – zaczęła. – Po prostu... nie umiem patrzeć, jak jesteś sama. Wydaje mi się, że coś tracisz.
Usiadłam obok niej i przez chwilę milczałyśmy.
– Ale ja niczego nie tracę – powiedziałam w końcu. – Przynajmniej nie tak, jak myślisz. Jasne, czasem jest mi smutno. Czasem tęsknię za kimś, kto przytuli mnie w nocy. Ale to nie znaczy, że powinnam brać pierwszego lepszego faceta, żeby tylko „nie być sama”.
– Ja po prostu... chcę, żebyś była szczęśliwa – wyszeptała.
– Tyle że to moje szczęście. Ja je definiuję. Ty masz męża, dzieci, dom. Ja mam swój spokój, wolność i psa, który nigdy nie wywraca oczami, kiedy włączam trzeci raz ten sam serial.
Anka się uśmiechnęła.
– I jeszcze te twoje durne muffinki – dodałam, sięgając po jedną.
Obie się roześmiałyśmy. Może w końcu zrozumiała, że moje życie nie musi wyglądać jak jej. Może nie do końca. Ale to już coś.
Nie potrzebowałam nikogo, by poczuć się spełnioną
W niedzielny poranek wyszłam z psem na spacer. Liście pod stopami szumiały cicho, a słońce ledwo przeciskało się przez jesienne chmury. Miałam na sobie ulubiony, za duży sweter, termiczny kubek z kawą w dłoni i zero planów na resztę dnia. I było mi dobrze. Nie idealnie. Ale dobrze. Telefon zadzwonił. Anka.
– Cześć. Nie chcę cię znowu denerwować – zaczęła od razu – ale wiesz co? Wczoraj wieczorem patrzyłam na mojego męża, jak przez godzinę kłócił się z ekspresem do kawy. I pomyślałam, że może ta twoja samotność to wcale nie taka tragedia.
Roześmiałam się.
– Nie jestem samotna, Anka. Jestem po prostu… sama. I lubię siebie w tej wersji. Wiesz, to naprawdę nie jest żadna luka do wypełnienia.
– Wiem – westchnęła. – Uczę się tego. I obiecuję, żadnych więcej randek w ciemno. Chociaż Michał od tej nocy pytał, czy masz może siostrę.
– Mam. I to całkiem upartą – uśmiechnęłam się do telefonu.
Rozłączyłyśmy się. Szłam dalej przez park, a mój pies szczekał radośnie na wszystko, co się ruszało. Moje życie może nie wyglądało jak z filmu romantycznego, ale było moje. Skrojone na miarę. Nie idealne. Prawdziwe. I dopiero teraz, po latach prób i cudzych oczekiwań, naprawdę to doceniłam. Nie potrzebowałam nikogo, by poczuć się spełnioną. Już byłam.
Marta, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na ślubie koleżanki omal nie spadłam z krzesła. Byłam w szoku, gdy ujrzałam, kto jej składa przysięgę małżeńską”
- „Zapach prawdziwego mężczyzny podziałał na mnie lepiej niż drogie perfumy. A to miał być zwykły spacer po lesie”
- „Nie mogę znieść tego, że mój mąż jest zimny jak lód. Jesienią zamiast gorącego uczucia grzeje mnie tylko ciepły koc”








