Mam na imię Kamil. 36 lat. Od roku mieszkam sam w wynajętym mieszkaniu z widokiem na parking i śmietnik. Nie przeszkadza mi to. Cisza bywa przyjemna. Ale są wieczory, kiedy czuję się nieswojo. W dzień wyprowadzki Aneta powiedziała tylko jedno zdanie:

– Nie zapomnij zabrać swoich skarpetek, żeby więcej ich tu nie widzieć.

Nie odpowiedziałem. Zabrałem torbę, skarpetki – a przynajmniej te, które leżały na widoku – i wyszedłem. Tak skończyło się nasze małżeństwo. Bez płaczu. Bez scen. Z hukiem zamkniętych drzwi. Początki były... dziwne. Żadnych krzyków, żadnego przewracania oczami, żadnego „znów to zrobiłeś nie tak”. I nagle zorientowałem się, że nie mam pojęcia, co ze sobą zrobić po 20:00. Ani komu wysłać głupie memy. Nawet nie miałem komu powiedzieć, że skończyło mi się mleko.

Mówią, że rozwód to nowy początek. Może. Ale na razie to był koniec wszystkiego znajomego. Śmieszne, bo kiedyś marzyłem, żeby zamilkła. Teraz łapię się na tym, że słyszę jej głos, jak w głowie mówi mi, że znów zostawiłem brudny kubek w zlewie. Nie tęsknię za nią. Tęsknię za nami. Za tym, co myślałem, że mamy. Ale czy kiedykolwiek to było prawdziwe?

Czy naprawdę byłem takim złym mężem?

– Masz w ogóle pojęcie, że Hania nie jadła śniadania? Że znowu zapomniałeś jej dać kanapki?! – Aneta wrzasnęła, zanim jeszcze zdążyłem się przywitać. Stała na chodniku przed moim blokiem, z rękami skrzyżowanymi, jakby czekała tu od godziny.

Nie zapomniałem. Sama powiedziała, że nie jest głodna rano – odpowiedziałem spokojnie, ale już czułem, jak narasta we mnie złość. – Wzięła banana i sok.

– Banan?! Serio?! To według ciebie jest śniadanie dla siedmiolatki?

– A według ciebie awantura na środku ulicy to dobra metoda wychowawcza?

– Przynajmniej ktoś musi ci powiedzieć, że jesteś beznadziejnym ojcem!

– Przynajmniej nie muszę już codziennie słuchać tyrad o skarpetkach i źle ułożonych ręcznikach! – rzuciłem przez zaciśnięte zęby.

Zamilkła na chwilę, ale jej oczy mówiły więcej niż słowa. Wzięła Hanię za rękę i odeszła bez pożegnania. Mała odwróciła się jeszcze, pomachała. Uśmiechnąłem się. I wtedy poczułem to znajome ukłucie. Pojechałem na zakupy, ale przez godzinę tylko chodziłem między półkami. W głowie wciąż dudnił mi jej głos: „beznadziejny ojciec”. Czy naprawdę nim jestem? Zrobiłem wszystko, żeby Hania czuła się bezpieczna. Czy to za mało? Wracając, myślałem o naszym małżeństwie. Czy naprawdę byłem takim złym mężem? Czy po prostu oboje przestaliśmy się widzieć nawzajem? Ona – z wiecznym planem dnia, ja – z coraz częstszym ucieczkami do komputera. Może nikt z nas nie chciał już walczyć. Ale dzisiaj... dzisiaj nie tęskniłem za Anetą. Tęskniłem za tym, żeby ktoś, ktokolwiek, zapytał: „Jak ci minął dzień?”

Skarpetki to tylko symbol

– Skarpetki to tylko symbol, stary – Radek postawił przede mną kufel piwa. – Ona cię po prostu nie kochała.

– A ja? Też jej nie kochałem? Bo nie chciałem słuchać, że źle składam ręczniki?

Siedzieliśmy w barze niedaleko pracy. Radek, rozwodnik z dwuletnim stażem, znał temat. Mówił o rozwodach z dziwnym spokojem, jakby to były

przeglądy techniczne.

Zrobiłeś wszystko, co mogłeś? – zapytał.

– Nie wiem. Może. Chociaż... chyba nie. Łykałem jej pretensje, aż pewnego dnia poczułem, że jej głos wywołuje we mnie agresję. Że słowo „Kamil” wypowiedziane przez nią brzmi jak oskarżenie.

– Brzmi znajomo. Moja była mówiła do mnie jak do dzieciaka: „Piotr, znowu zostawiłeś ślady na lustrze”. Jakby rozmawiała z uczniem, a nie facetem.

Zamieszałem łyżeczką w herbacie, chociaż już dawno była zimna.

– Wiesz, czego się najbardziej boję?

– Że zostaniesz sam?

– Że już nic dobrego mnie nie spotka.

Radek spojrzał na mnie poważnie, jakby coś właśnie zrozumiał.

– A może teraz masz szansę na nowy początek.

Wróciłem do domu i włączyłem stare nagranie, na którym Hania śpiewała „Sto lat” na moje urodziny. Zacząłem płakać.  Bo czasem najbardziej boli nie to, że coś się skończyło. Tylko to, że przez lata udawałeś, że to jeszcze trwa.

Może oboje zawiedliśmy

– Tato... a czemu nie mieszkacie już razem? – zapytała Hania, siedząc przy stole i rysując coś w zeszycie. Zamarłem z łyżką w dłoni. Zupa nagle straciła smak.

– Czasem tak się dzieje, kochanie. Dorośli się kłócą... i potem lepiej im osobno.

– Ale przecież ja się z tobą nie kłócę – uśmiechnęła się.

Chciałem coś powiedzieć, coś mądrego, ale gardło miałem ściśnięte. Wieczorem, kiedy Hania już spała, wyszedłem na balkon. I wtedy usłyszałem.

– ...z nim się nie dało żyć, mamo. On wszystko olewał. Nawet skarpetek nie potrafił sprzątnąć...

Głos Anety. Stała na balkonie obok, rozmawiając przez telefon. Jej słowa we mnie uderzyły. Wróciłem do mieszkania i jeszcze długo patrzyłem w sufit. Tego samego wieczoru zadzwoniłem do niej.

– Wiem, że nie byłem idealny. Ale ty też nie byłaś święta.

– To ma znaczyć, że się usprawiedliwiasz?

– Nie. Po prostu... może oboje zawiedliśmy.

Zapanowała cisza.

– Może. Ale wiesz, co jest najgorsze, Kamil? Że nawet teraz nie potrafimy ze sobą rozmawiać.

Rozłączyliśmy się bez pożegnania.

To akurat nie jest koniec świata

– Przepraszam... wszystko w porządku? – zapytała kobieta, która stanęła obok mnie na balkonie. – Widzę pana tu co wieczór, jakby pan czegoś wypatrywał.

To była Klara – nowa sąsiadka z naprzeciwka. Zaskoczyła mnie. Nie tylko tym, że zagadała. Ale też tym, że wyglądała… zwyczajnie. Ciepło. Bez tego chłodu, do którego przyzwyczaiło mnie życie z Anetą.

– W porządku – odparłem szybko. Za szybko. – Po prostu... rozwiodłem się niedawno. Chyba jeszcze się nie przestawiłem na ciszę.

– A, rozwód – powiedziała spokojnie. – To akurat nie jest koniec świata. Choć przez pierwsze miesiące boli jak cholera.

– Pani też...?

– Mów mi Klara. I tak, też. Trzy lata temu. Od tamtej pory uczę się, że nie muszę nikomu robić kanapek ani prasować cudzych koszul.

Parsknąłem śmiechem. Po raz pierwszy od miesięcy szczerze się zaśmiałem. Klara uśmiechnęła się, odsunęła zasłonę i zniknęła w mieszkaniu. Ale coś po niej zostało. Jakaś... lekkość. W nocy długo myślałem o tej rozmowie. Może naprawdę nie jestem zepsuty do końca. Może nie jestem tylko byłym mężem i weekendowym ojcem. Może... jestem jeszcze kimś więcej. A jeśli tak – może jeszcze potrafię być dla kogoś interesujący. Może nawet wart rozmowy. Śmiechu. Ciszy bez napięcia. Nie wiem, czy Klara coś we mnie poruszyła, czy po prostu byłem gotów na ten błysk światła.
Ale pierwszy raz od dawna pomyślałem, że może jeszcze dam radę się złożyć. Od nowa. Inaczej.

Po raz pierwszy nie czułem się przegrany

– Nie chcę się już z tobą kłócić – powiedziałem, oddając Hanię Anetcie. – Chcę tylko być dobrym ojcem.

Patrzyła na mnie chwilę bez słowa, jakby próbowała ocenić, czy to nie jakaś prowokacja. W końcu westchnęła i odezwała się cicho:

– Wiesz... nigdy nie chodziło o skarpetki.

– Wiem. One były tylko symbolem – odpowiedziałem. – Tego, że przestaliśmy się słuchać. I że ty krzyczałaś coraz głośniej, a ja coraz bardziej milczałem.

– Może za bardzo chciałam wszystko kontrolować. Ale miałam wrażenie, że cię nie obchodzi nic. Ani ja, ani dom.

– Bo przestałem czuć, że mam w nim miejsce.

Znów cisza. Ale inna niż kiedyś. Nie taka, która wbija szpilki. Bardziej jak oddech po biegu.

– Dobrze, że to mówisz – przyznała. – Może gdybyśmy wcześniej tak rozmawiali...

– To i tak by się rozpadło – dokończyłem za nią. – Ale może mniej by bolało.

Aneta uśmiechnęła się blado i skinęła głową. Po raz pierwszy od dawna nie widziałem w jej oczach złości. Wróciłem do pustego mieszkania, w którym tym razem nie było już echa awantur. I po raz pierwszy nie czułem się przegrany. Nie oczekiwałem cudów. Wiedziałem, że Aneta nie wróci. Że nie będzie happy endu jak w filmach. Ale też nie było potrzeby trzaskania drzwiami. Tym razem po prostu... je zamknąłem. Cicho. Spokojnie. Za sobą.

Kamil, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: