Zawsze myślałam, że moje życie jest przewidywalne. Pracuję w szkole, mam kota i kredyt, a dzieci... cóż, lekarze mówili, że to niemożliwe. Po kilku latach prób z byłym partnerem po prostu przestałam o tym myśleć. Pogodziłam się z myślą, że nigdy nie będę matką. Dlatego kiedy zobaczyłam dwie kreski na teście, o mało nie zemdlałam. Nie byłam w związku, nie planowałam dziecka, a ojciec? Cóż, to był przypadkowy facet poznany na wieczorze panieńskim koleżanki. Nawet nie zapytałam go o nazwisko. Wiedziałam tylko jedno – jestem w ciąży.

Ten wieczór zmienił wszystko

Nie miałam ochoty iść na ten wieczór panieński. Byłam zmęczona po tygodniu w szkole, bolały mnie nogi i jedyne, o czym marzyłam, to dres, herbata i serial. Ale Ola, przyszła panna młoda, urządzała wszystko z takim rozmachem, że odmowa byłaby jak policzek. Musisz iść!” – błagała przez telefon. – Będzie fajnie!”. A ja, jak zwykle, dałam się namówić.

Klub, który wybrały dziewczyny, był pełen ludzi. Światła migały, muzyka była za głośna, a wszyscy tańczyli tak, jakby jutro nie istniało. Usiadłam w kącie z drinkiem, obserwując ten kocioł z lekkim dystansem. Aż ktoś usiadł obok. Wysoki, opalony mężczyzna z lekkim zarostem. Miał brązowe oczy i taki uśmiech, który człowiek pamięta. Zaczęliśmy rozmawiać. Niby nic specjalnego – o muzyce, o drinkach, o tym, że zbyt głośno – ale było w nim coś takiego, że czułam się... dobrze. Może to szampańska atmosfera, może pragnienie, żeby choć na chwilę ktoś spojrzał na mnie jak na kobietę. Nie zapytałam o imię. On chyba też nie.

Potem już poszło szybko. Za szybko. Znaleźliśmy się w taksówce, potem w jego wynajmowanym apartamencie. Było intensywnie. Rano, gdy się obudziłam, jego już nie było. Tylko karteczka z napisem „Było cudownie” i numer, który zgubiłam, zanim zdążyłam oddzwonić. Nigdy nie pomyślałam, że ten wieczór wróci do mnie... po 9 miesiącach.

To nie była pomyłka

Śmiałam się z siebie, gdy kupowałam test. Przecież ja nie mogę mieć dzieci, prawda? Tak mówili lekarze. Przez wiele lat nie robiłam sobie nadziei. Zamiast tego codziennie planowałam spokojne, przewidywalne życie bez dzieci. Ale coś nie dawało mi spokoju.

W łazience siedziałam na zamkniętej klapie sedesu, wpatrując się w test. Najpierw pojawiła się jedna kreska. Serce mi zadrżało. Potem druga, blada, ale zdecydowana. Uderzenie gorąca, potem zimny pot. To musiała być pomyłka. Chyba stary test albo fałszywie dodatni. Wyszłam z łazienki, ubrałam się i pojechałam do apteki po trzy kolejne. Wszystkie dały ten sam wynik.

Nie pamiętam dokładnie, co czułam. Chyba mieszankę paniki i niedowierzania. Poszłam do pracy jak automat, a w przerwie zamknęłam się w pustej klasie i płakałam. Głośno, bez kontroli. Nie miałam z kim o tym pogadać. Z mamą? Powiedziałaby „wiedziałam, że ci się w końcu przydarzy jakaś głupota”. Z siostrą? Młodsza, beztroska, nie zrozumiałaby. Ojciec dziecka? Obcy facet. Imienia nawet nie pamiętam.

Tego wieczoru chodziłam po mieszkaniu w kółko. Miałam wrażenie, że za chwilę ktoś zapuka do drzwi i powie, że to tylko żart. Że to nie dzieje się naprawdę. Ale kiedy położyłam się spać i dotknęłam brzucha, wiedziałam, że coś się zmieniło. Na zawsze.

Zostałam z tym sama

Po tygodniu udawania, że wszystko jest po staremu, pękłam. Nie mogłam jeść, spać, skupić się na lekcjach. Nagle wszystko straciło sens – te dzieciaki w szkole, ich sprawdziany, rady pedagogiczne. Ich mamy przychodziły na zebrania z niemowlętami w nosidłach, a ja czułam, jak w brzuchu coś mi drży. Jakbym już wiedziała, że noszę w sobie życie. Małe, nieplanowane życie.

Zadzwoniłam do Oli, mojej siostry. Powiedziałam, że muszę z kimś pogadać. Zawsze była bardziej... ogarnięta. Miała chłopaka od liceum, planowała wszystko z wyprzedzeniem, nawet śluby znajomych wpisywała do kalendarza na dwa lata wcześniej.

– Co się dzieje? – zapytała od razu, gdy otworzyła drzwi. – Wyglądasz, jakby ci ktoś umarł.

Jestem w ciąży – rzuciłam sucho. – Z kimś, kogo nawet nie znam. Z przypadkowym gościem z wieczoru panieńskiego. Nie mam pojęcia, co robić.

Ola zamarła. Po prostu stała jak słup, z oczami jak spodki. Potem wciągnęła mnie do środka i zaparzyła herbaty. Siedziałyśmy przy kuchennym stole, a ja opowiadałam jej o wszystkim – bez filtrów. O testach, o przeczuciach, o tej jednej nocy, o numerze, który się zgubił. Nie przerywała. Dopiero na koniec spytała:

– I co teraz zrobisz?

Nie wiedziałam. Najgorsza była rozmowa z mamą. Powiedziałam jej przez telefon, a w słuchawce zapadła długa cisza. Na końcu tylko krótkie: Wpadka? i westchnięcie, które zabolało bardziej niż jakiekolwiek kazanie.

– Poradzisz sobie? – spytała w końcu chłodno.

– Muszę – odpowiedziałam. I wiedziałam, że zostanę z tym sama.

Czułam się niepewnie

Brzuch rósł szybciej, niż myślałam. A może tylko tak mi się wydawało, bo każdego ranka stawałam przed lustrem, próbując zrozumieć, jakim cudem to się w ogóle dzieje. Miałam wrażenie, że to nie moje ciało. Jakby ktoś kazał mi udawać, że wszystko jest w porządku. Ale nie było.

Były dni, kiedy potrafiłam siedzieć na kanapie przez godzinę z jedną myślą w głowie: Nie nadaję się, nie umiem, nie chcę być matką. Ale wtedy działo się coś głupiego – kopnięcie. Ledwo wyczuwalne, jak muśnięcie palca od środka. I wszystko się zacierało. Nie wiedziałam, czy chcę płakać, czy się uśmiechać. Bo przecież to moje dziecko.

W pracy nosiłam luźniejsze swetry. Nie chciałam jeszcze nic mówić. Nie wiedziałam, jak. Dyrektorka była starszą kobietą z zasadami – jedyne, co mnie pocieszało, to fakt, że nie mogła mnie zwolnić za ciążę. Ale plotki już krążyły. Jedna z koleżanek z pokoju nauczycielskiego zapytała:

– A ten tatuś to jakiś twój były?

– Nie – odpowiedziałam i nie rozwijałam tematu. Resztę dopowiedziały sobie same.

Ola co tydzień dzwoniła, pytała o badania, przynosiła książki i swetry ciążowe od koleżanek. Mama milczała. Czasem tylko wysyłała mi przepisy na zupy. Bez słowa, jakby nie umiała być matką matki. Ja też nie umiałam być matką. Ale brzuch rósł.

Wszystko straciło znaczenie

Wody odeszły o czwartej nad ranem, kiedy wstałam, żeby iść do toalety. W jednej sekundzie oblała mnie fala paniki. Patrzyłam na podłogę, a potem na siebie w lustrze, drżącymi rękami podpierając ścianę. Wiedziałam, że to ten moment. Że już za późno, żeby się wycofać.

Ola przyjechała w piętnaście minut. Była gotowa na wszystko – torba spakowana, dokumenty w ręce, nerwy ze stali. W drodze do szpitala próbowała żartować. Ale ja milczałam, cała się trzęsłam. Nie ze strachu o dziecko. Ze strachu o siebie.

Poród trwał długo. Z każdą godziną miałam wrażenie, że nie dam rady. A potem usłyszałam krzyk. Cichy, przerywany, jakby ktoś się dopiero uczył oddychać. I już wiedziałam, że go kocham. Że wszystko inne nie ma znaczenia.

– Gratulacje, ma pani syna – powiedziała położna i położyła mi go na piersi. Miał małą, pomarszczoną twarz, różowe usta i czarne włosy. Wpatrywał się we mnie, jakby mnie znał. Jakby wiedział, że jestem jego domem. A ja... po prostu płakałam. Ola trzymała mnie za rękę.

– Jest piękny – szepnęła.

Spojrzałam na niego i pomyślałam: To dziecko nie jest błędem. Ono jest wszystkim.

Jestem jego światem

Niektóre poranki zaczynają się od „mamo, siku!”. Inne – od „gdzie mój dinozaur?!”. Są też takie, kiedy wciska mi się pod kołdrę, kładzie głowę na moim brzuchu i mówi: Jesteś mięciutka. Jak podusia”.

Ma na imię Ignacy i ma trzy i pół roku. Ma też moje oczy i zadziorny uśmiech, który czasem przypomina mi tę jedną noc. Nigdy więcej nie widziałam jego ojca. Nigdy nie próbowałam go szukać. Gdy czasem mnie pytają: A tatuś gdzie?”, odpowiadam bez uśmiechu, że go nie znam. I to nie jest żart. Iga z pracy raz powiedziała:

– Gdybyś go odnalazła, miałabyś alimenty. Pomoc.

Pomoc? Ja i tak wszystko robię sama. Budzę się nocą, gdy płacze. Kupuję leki, puzzle, smoczki, buty. Chodzę na zebrania, do lekarzy, na przedstawienia w przedszkolu. Robię wszystko – jakbym miała cztery ręce, dwa serca i siedem żyć. Jestem jego światem. I wiem, że kiedyś zapyta. Już raz próbował.

– A gdzie mój tata?

Zamarłam.

– Wiesz co? Nie każdy chłopiec ma tatę. Ale każdy chłopiec ma kogoś, kto go bardzo kocha. Ty masz mnie.

Popatrzył na mnie, jakby to była najprostsza odpowiedź na świecie.

– Aha – odpowiedział i zajął się dalej układaniem klocków.

Czy to wystarczy? Nie wiem. Czasem boję się, co będzie, gdy podrośnie. Ale potem patrzę, jak zasypia z rozdziawionymi ustami i rączką na moim ramieniu. I wiem jedno – nawet jeśli nie planowałam być matką, dziś nie wyobrażam sobie bez niego życia 

Natalia, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: