Sanatorium jawiło mi się jako miejsce pełne starszych, samotnych osób, które pragnęły uwagi i choć odrobiny ciepła. Wyobrażałem sobie, że wystarczy kilka czułych słów, trochę troski i konsekwentna obecność, by jakaś zamożna seniorka dostrzegła we mnie kogoś wyjątkowego. Nie miałem złych intencji, po prostu goniła mnie życiowa beznadzieja chciałem mieć lepiej na starość. Wchodziłem w to z planem, choć nie spodziewałem się, jak bardzo ta decyzja wywróci mój świat. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że granice między kalkulacją a prawdziwym uczuciem potrafią rozmyć się szybciej naprawdę.

Czy to szansa, czy początek kłopotów

Gdy przekroczyłem próg sanatorium, nie wiedziałem za bardzo czego się spodziewać. Któregoś dnia poszedłem do świetlicy. Przy jednym ze stolików zobaczyłem ją, elegancką, drobną kobietę o srebrnych włosach i nieco zimnym spojrzeniu. 

– Pan tu nowy? – zapytała. 

– Tak, pierwszy dzień. A Pani? – zapytałem z przesadną uprzejmością.

– Nie, przyjeżdżałam już tu wcześniej kilka razy. 

– Mogę się przyłączyć?

– Proszę – wskazała ręką na fotel obok. 

 Gdy usiadłem, spojrzała na mnie z ukosa.

– Jak ma pan na imię?

– Damian, miło mi. 

– A Pani?

– Irena. 

Uśmiechnąłem się. Na stołówce usłyszałem, że Irena to ponoć jedna z najbardziej wymagających kuracjuszek. Podobno większość personelu omijała ją szerokim łukiem ze względu na jej ostry język. Tymczasem mnie zaintrygowała. Nie byłem pewien, czy to szansa, czy początek kłopotów. 

Czasem człowiek traci coś cenniejszego

Z każdym dniem spędzałem z Ireną coraz więcej czasu. Próbowałem się do niej zbliżyć, ona jednak trzymała mnie wciąż na dystans. Rzucałem komplementy, robiłem drobne gesty, ale ona jakby tego nie dostrzegała. Było w niej coś intrygującego, choć nie potrafiłem tego nazwać. Pewnego popołudnia zapytała:

– Pan ma jakąś rodzinę?

– Mam, choć rzadko się widujemy.

– To niedobrze. Rodzina jest ważna, choć bywa męcząca – mruknęła i wskazała obok siebie krzesło. – Usiądzie pan na chwilę?

Usiadłem. Nie miałem pojęcia, że to dopiero początek rozmowy, która wytrąci mnie z równowagi.

– Ma Pan jakieś marzenia?

Zawahałem się na krótką chwilę.

– Chciałbym w końcu poczuć stabilność finansową. Bez gonienia za każdym groszem.

Irena przyjrzała mi się i odparła:

– Pieniądze to nie wszystko. Czasem człowiek wybiera je, a traci coś ważniejszego. 

Te słowa jakoś utkwiły mi w pamięci. Wtedy jeszcze nie wiedziałem dlaczego.

Od razu poznałam się na panu

Im dłużej przebywałem w sanatorium, tym bardziej zauważałem, że moje pierwsze założenia dotyczące Ireny były zbyt proste. Coraz częściej przyłapywałem się na tym, że nie traktuję ją jak kogoś, kogo naprawdę chcę poznać. Kolejne dni mijały w rytmie zabiegów, spacerów i drobnych rozmów, które zaczynały znaczyć dla mnie więcej, niż chciałem przyznać. Przestałem ją traktować z uprzednio wyreżyserowaną uprzejmością. To wszystko tak bardzo nie pasowało to do mojego pierwotnego „planu”, że zaczynałem sam siebie nie poznawać. Pewnego popołudnia znalazłem ją w bibliotece. Siedziała przy stoliku i czytałam. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się lekko.

– Usiądzie pan? – zapytała.

– Z przyjemnością – odpowiedziałem. 

– Jakie książki lubi Pani najbardziej – rzuciłem.

– Takie, które mają w sobie jakąś tajemnicę - odparła, po czym spojrzała na mnie uważnie.

– Pan też coś ukrywa. Widzę to w pańskich oczach.

Poczułem, jakby ktoś odsunął kurtynę, za którą próbowałem schować swoje intencje.

– Każdy ma jakieś swoje tajemnice – stwierdziłem wymijająco.

– Mój drogi, ja nie jestem naiwna, mam już trochę lat za sobą i widzę więcej, niż inni.

Zrobiło mi się gorąco, chociaż w bibliotece panował przyjemny chłód.

– Nie wiem, co pani ma na myśli.

– Ten Pana wyreżyserowany uśmiech, te teatralne gesty. Od razu poznałam się na Panu. 

Zamarłem na sekundę. Chciałem jeszcze o coś zapytać, ale ona wzięła książę, wstała od stołu i udała się w stronę wyjścia. Wróciłem do pokoju z bijącym szybciej sercem. Zadawałem sobie pytanie, czy dalej potrafię grać swoją rolę.

Niech Pan nie udaje

Kilka dni później zauważyłem, że pani Irena jest wyjątkowo milcząca. Wydawała mi się, że nasza rozmowa jest wciąż niedokończona. Podszedłem do niej, gdy siedziała na ławce. 

– Dzień dobry – odezwałem się.

– Widzę, że nie daje Pan za wygraną – powiedziała od razu.

Usiadłem obok.

– Co Pani miała na myśli, mówiąc, że się Pani na mnie poznała?

– Znam ten typ mężczyzn, zasypują komplementami, nie odstępują cię na krok, ale mają w tym tylko jeden cel. Ale ja nie jestem z tych naiwnych.

– Jaki cel?

Niech pan nie udaje. Dobrze Pan wie.

Poczułem, jak zasycha mi w gardle.

– Po prostu umiem czytać ludzi. Dla Pana liczą się tylko pieniądze, dla mnie coś więcej. 

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Poczułem ogromny wstyd.

– Nie chciałem, żeby tak wyszło. Im częściej się spotykaliśmy, tym zrozumiałem, że naprawdę zaczęło mi na Pani zależeć. 

– Ale ja nie chcę, żeby ktoś budował swoją przyszłość na mojej słabości.

Życie to coś więcej niż chłodne kalkulacje

Kilka tygodni później pani Irena wyjeżdżała z sanatorium. Już wcześniej mówiła, że jej pobyt dobiega końca, jednak dopiero w dniu wyjazdu poczułem jakąś dziwną pustkę. Stałem przy drzwiach wejściowych, obserwując, jak pakuje swoje rzeczy do samochodu. Wyglądała dostojnie owinięta w swój ulubiony szal. Podszedłem do niej. 

– Przyjedzie pani jeszcze? – zapytałem, choć wiedziałem, że odpowiedź nie ma znaczenia.

– Może. Życie lubi mnie zaskakiwać – odpowiedziała z lekkim uśmiechem. – I pana też jeszcze nieraz zaskoczy.

Wziąłem głęboki oddech.

– Ireno… chciałem podziękować. Za rozmowy. Za to, że pani była.

– Do zobaczenia. I proszę pamiętać, że życie to coś więcej niż chłodne kalkulacje.

Chciałem powiedzieć więcej, cokolwiek, co oddałoby ten chaos, który mi po niej pozostanie, lecz nie potrafiłem wydobyć z siebie słowa. Ona wsiadła do samochodu. Auto ruszyło powoli, a ja stałem jeszcze długo, patrząc, jak znika za zakrętem. Czułem, że wypuściła mnie w świat z jakąś dziwną lekcją, której nie potrafiłem jeszcze nazwać. Wracając do budynku, zrozumiałem, że czasem człowiek dostaje coś, czego wcale nie planował i to właśnie to zmienia go najbardziej.

Ryszard, 62 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: