Miałem szesnaście lat i wciąż wierzyłem, że świat potrafi stać w miejscu, jeśli tylko bardzo tego chcę. Ojciec wyszedł rano jak zawsze, a ja nawet nie spojrzałem na niego dłużej, bo spieszyłem się do szkoły. Nie wiedziałem, że to ostatni raz, kiedy słyszę jego kroki na schodach. Kiedy policjant zapukał do drzwi, wszystko, co znałem, przewróciło się w mojej głowie. Mama siedziała obok mnie, milcząca, a ja czułem, że grunt pod stopami mięknie. W jednej chwili musiałem stać się kimś, kim kompletnie nie byłem gotów zostać.
Nigdy nie zapomnę tamtego poranka
Wstałem później niż zwykle, zaspany i zły, że budzik znowu mnie zawiódł. Ojciec siedział już w kuchni, dopijał herbatę i przeglądał jakieś dokumenty. Wpadłem tam z hałasem, jakbym chciał udowodnić całemu światu, że nic mnie nie obchodzi. Podniósł wzrok i uśmiechnął się, jakby wszystko było w porządku, a ja tylko burknąłem coś pod nosem i otworzyłem lodówkę.
– Nie jesz nic przed szkołą? – zapytał spokojnie, jak zawsze.
– Nie mam czasu – mruknąłem, zakładając kurtkę.
– Przynajmniej weź jabłko – dodał, podając mi je przez stół.
Wziąłem je, choć wcale nie miałem ochoty. Wtedy Mama weszła do kuchni, jeszcze w szlafroku.
– Wrócisz wcześnie? – zapytała ojca, trzymając się za ramiona, jakby było jej zimno.
– Postaram się. Mam spotkanie, ale powinienem zdążyć na kolację – odpowiedział, wstając.
Patrzył na nas jak na coś kruchego, co trzeba chronić, a ja tego nie rozumiałem. Byłem w tym wieku, kiedy wydawało mi się, że nic mnie nie dotyczy, a wszystko jest oczywiste. On pochylił się, by pocałować Mamę, a ja odwróciłem wzrok, żeby nie patrzeć na ich czułość, która wtedy mnie drażniła.
– Do zobaczenia wieczorem – powiedział jeszcze, zakładając płaszcz.
Gdyby ktoś mi powiedział, że to ostatnie słowo, które do mnie powie, może zatrzymałbym się choć na chwilę. Może zapamiętałbym go dokładniej: sposób, w jaki zawiązywał szalik, jak poprawiał mankiet, jak patrzył na mnie z łagodnością, której wtedy nie doceniałem. Ale tamten poranek minął jak każdy inny, choć miał zapisać się we mnie na zawsze.
Wróciłem do domu po południu
Byłem zły na cały świat, bo ktoś z klasy rzucił głupim komentarzem, a nauczyciel matematyki postanowił zrobić niezapowiedzianą kartkówkę. Rzuciłem plecak w kąt i poszedłem do kuchni, spodziewając się, że Mama będzie tam krzątać się jak zwykle. Zastałem ją jednak siedzącą przy stole, z dłonią zaciśniętą na telefonie tak mocno, że aż pobielały jej palce. Jej wzrok był gdzieś ponad mną, jakby patrzyła przez ścianę, której nie potrafiłem zobaczyć.
– Mamo? – zapytałem ostrożnie. – Co się stało?
Nie odpowiedziała. Dopiero po kilku sekundach drgnęła, a na jej policzku pojawiła się pojedyncza łza. Zmroziło mnie. Mama nigdy nie płakała przy mnie, nawet po cichu. Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, ktoś zapukał do drzwi. Krótkie, zdecydowane uderzenia, które od razu sprawiły, że zrobiło mi się duszno. Mama powoli podniosła się z krzesła i poszła otworzyć. Ja stałem w miejscu, jakby moje nogi nagle były przybite do podłogi. W progu stał policjant w granatowym mundurze. Mówił spokojnie, ale każde jego słowo brzmiało jak uderzenie.
– Pani mąż brał udział w poważnym wypadku… – zaczął.
Dopiero, gdy mama chwyciła się framugi, jakby miała upaść, dotarło do mnie coś, czego mój umysł nie chciał przyjąć.
– Przykro mi. Nie udało się go uratować – dokończył.
Świat się zatrzymał. A może to ja się zatrzymałem, a wszystko wokół przyspieszyło. Mama cicho jęknęła, a ja patrzyłem na policjanta, jakby mówił w obcym języku. Chciałem, żeby powtórzył, że to pomyłka. Że zaraz zadzwoni Ojciec, zirytowany, że robimy zamieszanie. Ale panowała tylko cisza. Taka, która nie uspokaja, tylko potrafi krzyczeć głośniej niż słowa.
Dom wydawał się obcy
Po pogrzebie w domu było, jakby ktoś wymienił powietrze na coś cięższego. Mama chodziła powoli, robiła wszystko mechanicznie, a ja nie wiedziałem, jak do niej podejść. Przez kilka dni prawie się nie odzywaliśmy. Słyszałem tylko skrzypienie podłogi, kiedy przemieszczała się między kuchnią a salonem. Pewnego wieczoru mama weszła do mojego pokoju. Stała przez chwilę w progu, jakby zastanawiała się, czy ma prawo tam wejść.
– Musimy sobie poradzić – powiedziała cicho. – We dwóch… to znaczy… we dwójkę. Wiesz, o co mi chodzi. Potrzebuję, żebyś trochę mi pomógł. Jest tyle spraw… – urwała i usiadła na krześle.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, do pokoju wpadła moja młodsza siostra:
– Mamo, światło w łazience znowu się zepsuło! – zawołała z pretensją w głosie, jakby to mama specjalnie je popsuła. Spojrzały na mnie jednocześnie. Mama z wyczerpaniem, siostra z oczekiwaniem.
– Zaraz to zrobię – powiedziałem, podnosząc się niechętnie.
W łazience stanąłem na palcach, żeby dosięgnąć żarówki. Ręce mi drżały. W mojej głowie nagle pojawiła się myśl, która zabolała mocniej niż pęknięcie szkła. „To tata zawsze to robił.” Kiedy wróciłem do pokoju, Mama patrzyła na mnie tak, jakby w jednej chwili zobaczyła we mnie kogoś starszego, niż byłem.
– Dziękuję – powiedziała miękko.
Nienawidziłem tego „dziękuję”. Brzmiało jak oddanie mi jakiejś roli, której nie potrafiłem udźwignąć. Jakby ktoś położył mi na ramionach ciężar większy niż wszystko, co dotąd nosiłem.
Czułem się nieswojo
Szkoła nagle stała się miejscem, w którym czułem się jeszcze bardziej obcy niż w domu. Znajomi patrzyli na mnie z mieszaniną współczucia i niepewności, a ja unikałem ich wzroku. Kiedy ktoś próbował zagaić rozmowę, udawałem, że muszę iść na lekcję. Nie chciałem, żeby mnie dotykali swoimi słowami. Nawet jeśli były dobre. Wydawało mi się, że każde „trzymaj się” tylko przypominało mi, jak bardzo nie dawałem rady.
Pewnego dnia po lekcjach podszedł do mnie nauczyciel historii:
– Słyszałem, że w domu masz teraz ciężko – powiedział spokojnie. – Jeśli potrzebujesz pomocy…
Te słowa mnie zdenerwowały. Jeśli ja nie będę silny, to kto? Kiedy wróciłem do domu, Mama siedziała na kanapie z dokumentami:
– Nie rozumiem tych rachunków… – szepnęła, nie patrząc na mnie.
– Daj, ja to ogarnę – odruchowo przejąłem papiery, choć nie miałem pojęcia, co robię.
Po chwili do salonu wbiegła siostra:
– Możesz mi pomóc z projektem? – zapytała, jakby było to najpilniejsze zadanie na świecie.
– Poczekaj chwilę – powiedziałem ostrzej, niż chciałem.
Poczułem, że coś mnie dusi i że wstydzę się tego, że chciałem po prostu zamknąć się w swoim świecie i nie być nikim ważnym. Wstydziłem się, że miałem dość. Ale nie mogłem tego nikomu powiedzieć. Wszyscy potrzebowali mnie za bardzo, żebym mógł być słaby.
Zaczęły się nowe obowiązki
Z czasem zacząłem robić rzeczy, o których wcześniej nawet bym nie pomyślał. Wstawałem wcześniej, żeby odśnieżyć podjazd, zanim mama wstanie. Chodziłem na zakupy po szkole, nosząc ciężkie torby, bo nie chciałem, żeby mama dźwigała cokolwiek więcej niż musiała. Pomagałem też siostrze w lekcjach, choć sam ledwo ogarniałem własne. Z zewnątrz wyglądało to pewnie dojrzale, może nawet odpowiedzialnie, ale wewnątrz czułem, jakby ktoś powoli wyjmował ze mnie powietrze.
Pewnego popołudnia stałem w piwnicy, szukając narzędzi, których nazwy nawet nie znałem. Potrzebowałem ich, żeby naprawić odpadający uchwyt w kuchni. Ojciec zrobiłby to w trzy minuty. Ja szukałem instrukcji w internecie, walcząc z narzędziem, które wyglądało, jakby miało mnie wyśmiać. Nagle usłyszałem za sobą kroki. To była mama.
– Co robisz? – zapytała łagodnie.
– Naprawiam to, co trzeba – odpowiedziałem, nie odwracając się. Kto ma to zrobić, jeśli nie ja? – odparłem z lekką irytacją, której nie chciałem pokazać.
Mama zamilkła na chwilę, a potem podeszła bliżej:
– On też nie robił wszystkiego sam – powiedziała spokojnie. – Po prostu nam się wydawało, że tak jest.
Spojrzałem na nią. W jej oczach była zmęczona czułość, której nie rozumiałem. Jakby chciała mi powiedzieć coś więcej, ale wiedziała, że nie jestem gotów tego usłyszeć.
– Nie chcę, żebyś był dorosły szybciej, niż musisz – dodała. – Nie chcę, żebyś zgubił siebie, próbując go zastąpić.
Poczułem, że ściska mnie w gardle:
– Mamo… ja po prostu staram się pomóc – wyszeptałem.
– Wiem. I jesteś dla nas ogromnym wsparciem. Ale czasem zastanawiam się, kto wspiera ciebie.
To pytanie we mnie zostało. Bolało, bo nie miałem na nie odpowiedzi. Nie było nikogo, kogo mógłbym zapytać o rzeczy, które kiedyś uważałem za oczywiste. Nikt nie nauczył mnie, jak być mężczyzną, kiedy ten, który miał to zrobić, zniknął z dnia na dzień.
Minęły miesiące, zanim się oswoiłem
Znów pojawiał się śmiech siostry przy kolacji, Mama nucąca coś w kuchni, ja odrabiający lekcje bez poczucia, że od tego zależy przyszłość domu. Pewnego wieczoru stanąłem przed lustrem w łazience. Patrzyłem na swoje odbicie długo, jakbym szukał w nim śladów Ojca. Podobieństw, które mogłyby mnie uspokoić,a le widziałem tylko siebie – zmęczonego, trochę starszego niż powinienem być, ale jednak siebie.
Do łazienki zajrzała siostra:
– Możesz pomóc mi z prezentacją na jutro? – zapytała, trzymając zeszyt.
– Zaraz przyjdę – odpowiedziałem, tym razem bez ciężaru w głosie.
Oparłem dłonie o umywalkę i wziąłem głęboki oddech. Zrozumiałem wtedy coś, co dojrzewało we mnie od dawna. Nie chodziło o to, żeby zastąpić ojca. Nie dało się tego zrobić. Chodziło o to, żeby nauczyć się żyć obok tej pustki, a jednocześnie nie pozwolić jej na zdominowanie wszystkiego. Ojciec nie chciałby, żebym nosił jego ciężary. Chciałby, żebym znalazł własną drogę – nawet jeśli musiałbym iść nią trochę wcześniej niż rówieśnicy.
Kiedy wyszedłem z łazienki, Mama stała w kuchni i nalewała herbatę:
– Zrobisz sobie też? – zapytała.
– Chętnie – odparłem i usiadłem obok niej.
Przez chwilę milczeliśmy, ale to była zupełnie inna cisza niż ta sprzed miesięcy. Ta była spokojna, łagodna, jakby dom delikatnie oddychał razem z nami. Spojrzałem na nią i uświadomiłem sobie, że choć dużo straciłem, zyskałem coś, czego wcześniej nie dostrzegałem. Siłę, która nie polegała na udawaniu dorosłości, tylko na akceptowaniu własnych ograniczeń. Od tamtej pory, kiedy patrzyłem w lustro, słyszałem nie tylko echo tego, kim byłem, ale też nowy głos – mój własny.
Michał, 17 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wszyscy mówili, że trafił mi się zięć jak marzenie. Też tak myślałam, dopóki nie odkryłam, co ma za uszami”
- „Moja teściowa uprzykrza mi życie na każdym kroku. Nie mogę już dłużej uśmiechać się przez zaciśnięte zęby”
- „Matka oszukiwała mnie przez całe życie. Musiała stanąć twarzą w twarz ze śmiercią, żeby wyjawić mi prawdę”









