To miał być najszczęśliwszy dzień mojego życia. Tak wszyscy mówili. Patrzyli na mnie z zachwytem, jakbym właśnie sięgała po największe szczęście, jakie może spotkać kobietę. A ja stałam tam, w białej sukni, z rękami zaciśniętymi na bukiecie jak w potrzasku. Pod welonem miałam ochotę krzyczeć.
Mama z dumą poprawiała mi welon. Ola, moja świadkowa, szeptała do ucha, że wyglądam jak z bajki. Kamil rzucał uśmiechy jak z reklamy pasty do zębów. Wszyscy byli zachwyceni. Wszyscy oprócz mnie.

Tydzień wcześniej wpadłam przypadkiem na Tomka. Mój były. Ten, którego serce znało moje bez pytania. Uśmiechnął się tylko i powiedział: – Nie wiedziałem, że wychodzisz za mąż. Gratuluję. I tyle. Ale jego spojrzenie… Cholera. Przeszyło mnie na wylot. Od tamtego dnia nie mogłam przestać myśleć. Czy naprawdę chcę tego ślubu? Czy naprawdę kocham Kamila, czy po prostu „już czas”? Z rodziną wszystko dogadane, sala opłacona, suknia dopasowana. Nie było już odwrotu.

– Jesteś gotowa? – spytała Ola tuż przed wejściem do kościoła.

– Jasne – skłamałam. A potem ruszyłam przed siebie, jak aktorka grająca cudze życie.

Czy ja naprawdę tego chciałam?

Wszyscy się bawili. Było jak z katalogu – elegancka sala, światła jak z planu filmowego, orkiestra grająca hity, które miały wyciągać wszystkich na parkiet. I rzeczywiście wyciągały. Tylko ja czułam się jak gość na własnym weselu. Gość, który nie wie, co tu robi.

– No i w końcu nasza panna młoda! – zawołał wujek Wiesiek – Ale ci się udało, Natalka! Kamil to chłopak z klasą. Stabilny, konkretny. Wreszcie się ustatkowałaś, jesteśmy z ciebie tacy dumni!

Uśmiechnęłam się, bo tak wypadało. Ale w środku miałam ochotę powiedzieć: „Właśnie dlatego czuję się, jakbym zdradziła samą siebie”.
Patrzyłam na Kamila, jak rozmawiał z gośćmi. Opowiadał coś z zaangażowaniem, pewny siebie, władczy, jak zawsze. Czasem zerkał w moją stronę i posyłał mi uśmiech. Taki, który znałam już na pamięć – ćwiczony, nienaganny, nijaki. Między nami nigdy nie było iskry, tylko wygoda. Plan. Partnerstwo. Nigdy ogień. Kiedy przyszła pora na pierwszy taniec, Kamil poprowadził mnie na środek parkietu. Trzymał mnie za talię jakbyśmy byli bohaterami jakiegoś chorego spektaklu.

– No to teraz wszystko będzie łatwiejsze – szepnął mi do ucha. – Wszystko już poukładane, prawda?

Prawda. Tylko dlaczego czułam się, jakby właśnie zamknięto za mną drzwi do jakiejś złotej klatki? Z tyłu głowy znów błysnęło wspomnienie Tomka. Jego spojrzenie. I myśl, która nie chciała mnie opuścić: Czy ja naprawdę tego chciałam?

Uczucie to nie wszystko

Musiałam wyjść. Do ogrodu, na chwilę powietrza, chociaż przecież był październik i wieczory już ciągnęły chłodem. Zrzuciłam buty na wysokim obcasie i bosymi stopami stanęłam na kamiennej ścieżce, prowadzącej do altany. I wtedy usłyszałam jego głos.

– Mówię ci, Michał, z Natalią jest spokój. Zero dram, zero niespodzianek. Stabilna jak skała. Żadnych jazd emocjonalnych. Idealna do życia.

Przysunęłam się bliżej, wstrzymałam oddech. Kamil. Mój świeżo poślubiony mąż. Mówił o mnie, jakby właśnie odebrał nowy model pralki. 

– A że między nami może nie ma wielkiej chemii… – ciągnął dalej – no trudno. Z wiekiem człowiek uczy się, że uczucie to nie wszystko. Potrzebna jest logika. Przewidywalność.

– No tak, stary, ale… miłość? – zapytał ten drugi, chyba Michał.

– Miłość to pusty frazes. Ja potrzebuję kogoś, kto nie zniknie przy pierwszym kryzysie.

Odwróciłam się i wróciłam w głąb ogrodu. Miałam wrażenie, że zsunęłam się właśnie z jakiegoś klifu, z ogromnym hukiem. Tomka też nie było stać na przewidywalność. Ale był prawdziwy. Był chaosem, szaleństwem, niepewnością, ale kochał. A przynajmniej próbował. Dotknęłam palcem obrączki. Tak ciężkiej. Jakby z ołowiu. Jakby właśnie przypieczętowano coś, co nigdy nie powinno się wydarzyć.

Może pomyliłam szczęście z bezpieczeństwem

Wróciłam do środka, ale myślami wciąż tam byłam, przy altanie, mając w głowie jego słowa. Ola dogoniła mnie w korytarzu prowadzącym do toalet.

– Co się stało? – szepnęła, łapiąc mnie za rękę. – Jesteś blada. Natalia, co się dzieje?

Spojrzałam na nią.

– Podsłuchałam Kamila – powiedziałam. – Jak mówił do Michała, że… że jestem idealna, bo nie robię scen. Bo nie mam „jazd emocjonalnych”. Że jestem stabilna. Idealna do życia.

Ola nie przerywała mi.

– On nie mówił o mnie jak o kobiecie, którą kocha. Tylko jak o meblu, który nie skrzypi. Jak o umowie najmu na czas nieokreślony. A ja… ja nawet nie wiem, czemu tu jestem. Jakim cudem się tu znalazłam.

– Natalia… – zaczęła cicho. – Przecież mówiłam ci, że nie musisz tego robić. Że jeśli czujesz, że to nie to…

– Ale ja nie wiem, co czuję! – przerwałam jej, nagle z płaczem. – Wszyscy chcieli, żebym była szczęśliwa. Mama, Kamil, cała rodzina. I ja chciałam. Ale może pomyliłam szczęście z bezpieczeństwem. Z aprobatą. Z tym, że nikt nie zadaje pytań.

Ola ujęła moją twarz w dłonie.

– A siebie chcesz zawieść? Na całe życie?

Nic nie odpowiedziałam. Ale łzy kapały na suknię, której już nie chciałam nosić.

Przecież dziś… dziś był twój ślub.

Nie planowałam tego. Po prostu nagle znalazłam się przed hotelem, z torebką w dłoni. Wzięłam taksówkę. Bez słowa. Bez planu. Powiedziałam tylko adres. Tomek mieszkał na drugim końcu miasta. Jego blok znałam na pamięć – kiedyś tu przyjeżdżałam z zakupami, zostawałam na noc, śmiałam się, że jego balkon śmierdzi dymem i kolendrą. Teraz drżałam, stojąc pod domofonem.

– Halo? – usłyszałam jego głos.

– To ja. Natalia.

Cisza. Tylko sekundę, ale wystarczyła, żeby poczuć, że to szaleństwo. A potem, drzwi się otworzyły. Tomek stał w dresie, z kubkiem herbaty w dłoni. Zmarszczył brwi.

– Nie myślałem, że cię jeszcze zobaczę. Przecież dziś… dziś był twój ślub.

Weszłam bez pytania. Usiadłam na jego kanapie i przez chwilę tylko oddychałam, próbując się nie rozpłakać.

– Potrzebuję cię. Nie wiem po co. Nie wiem, co robię. Ale… musiałam uciec. Tam było duszno. Tam… wszystko było nie moje.

Tomek usiadł naprzeciwko mnie. Patrzył uważnie.

– Nadal cię kocham, wiesz? – powiedział. – Ale nie wiem, czy to coś zmienia. Przyszłaś tu, bo co? Bo uciekłaś sprzed ołtarza? Bo bałaś się siebie?

– Przyszłam, bo tylko przy tobie czuję, że mam serce. Że ono bije.

Milczeliśmy. I w tej ciszy po raz pierwszy od miesięcy poczułam, że oddycham naprawdę.

Tylko się oszukiwałam

Wróciłam o świcie. W tej samej sukni, z rozmazanym makijażem, z wiatrem w włosach. Czułam się jak ktoś, kto przez chwilę dotknął prawdy, a teraz wracał tam, gdzie wszystko było tylko atrapą. Kamil siedział w salonie. Wstał, jak tylko mnie zobaczył.

– Wiesz, jak mnie ośmieszyłaś?! – wrzasnął. – Goście pytali, gdzie jesteś. Twoja matka płakała. Zrobiłaś z siebie wariatkę, a ze mnie idiotę!

Zamknęłam za sobą drzwi i opadłam na fotel. Już się nie bałam.

– Nie jestem twoim projektem – powiedziałam cicho. – Próbowałam. Naprawdę próbowałam być tą kobietą, której potrzebujesz. Stabilną. Milczącą.

Ale ja taka nie jestem. I nigdy nie byłam.

– Przestań dramatyzować – syknął. – Mamy wszystko poukładane. Rodziny zadowolone, kredyt na mieszkanie już prawie klepnięty, praca, znajomi. Chcesz to wszystko rozwalić, bo co? Bo nie było chemii na parkiecie?

– Nie było niczego – przerwałam. – A najgorsze, że wiedziałam to od dawna. Tylko się oszukiwałam.

– Jesteś niezdecydowana. Zawsze taka byłaś. I pewnie znowu zmienisz zdanie. – Kamil wstał i ruszył do sypialni. – Śpij sobie na kanapie, skoro lubisz dramaty. Ja mam dosyć. Patrzyłam za nim długo. Potem zdjęłam obrączkę. I wiedziałam: wolność może nie być łatwa. Ale jest prawdziwa.

Natalia, 27 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: