Zawsze uważałam się za kobietę rozsądną. Nawet jeśli w środku coś mnie gryzło, nie dawałam tego po sobie poznać. W pracy – spokojna, rzeczowa nauczycielka języka polskiego. W domu – matka, która ogarnia obowiązki, i żona, która nie robi scen. Czy to znaczy, że byłam szczęśliwa? Nie wiem. Ale miałam święty spokój. A może tylko tak sobie wmawiałam?
Paweł, mój mąż, coraz rzadziej bywał w domu. Delegacje, spotkania, jakieś szkolenia – klasyka gatunku. Gdyby nie Julia, nasza córka, chyba zamarłabym z samotności. Siedemnaście lat. Bystra, wrażliwa. Czasem aż za bardzo. Widzi więcej, niż bym chciała. Nasze poranki zwykle wyglądały tak samo. Ja przy stole z herbatą, Julia z telefonem. Paweł rzadko bywał na śniadaniach. Twierdził, że nie zdąży. A ja nie dopytywałam. Może bałam się odpowiedzi.
Niby jeszcze nie wiedziałam. Ale już czułam
– Mamo, wzięłam ci mleko migdałowe, bo to twoje się skończyło – powiedziała Julia, wyciągając karton z torby.
– Dzięki, kochanie. Ty zawsze o wszystkim pamiętasz – uśmiechnęłam się.
– Ty za to ostatnio jesteś jakaś... nieobecna – mruknęła, nalewając płatki do miski.
– Co ty znowu wymyślasz? – parsknęłam, odwracając wzrok.
– No nie wiem. Jakbyś gdzieś w głowie była, ale nie tutaj.
Zbyłam ją uśmiechem. Nie miałam siły na poważne rozmowy. Miałam już dość udawania, że wszystko jest w porządku, ale też nie byłam gotowa przyznać się do tego, że nie jest. Wszystko toczyło się powoli, bez wybuchów, bez namiętności, ale i bez dramatów. Przetrwanie. Tak mogłabym to nazwać. Czasem wieczorem w łazience patrzyłam w lustro i pytałam sama siebie: „To już? Tak będzie do końca?”. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że odpowiedź dostanę szybciej, niż się spodziewałam. I że przyjdzie do mnie w postaci... kolczyka. Julia przyszła do mojego pokoju późnym popołudniem, z dziwnym wyrazem twarzy. Trzymała coś w palcach i wyglądała, jakby się wahała.
– Mamo... – zaczęła ostrożnie. – Znalazłam to w aucie taty. Leżało między siedzeniem a ręcznym. Myślałam, że twój.
Wyciągnęła w moją stronę kolczyk. Srebrny, delikatny, z maleńką, fioletową perełką. Na pierwszy rzut oka ładny, ale nie mój. Nigdy takiego nie nosiłam. Uśmiechnęłam się sztucznie, jakby ktoś powiedział kiepski żart.
– Nie... nie mój. Ale dzięki, schowam. Może faktycznie ktoś zgubił – powiedziałam spokojnie, aż sama siebie zaskoczyłam tym tonem.
Wzięłam kolczyk do ręki, dokładnie mu się przyglądając.
– A tata coś mówił, kto z nim jechał?
– Nie – odparłam. – Nie wiem. Może jakaś koleżanka z pracy?
Julia skinęła głową, ale widziałam, że nad czymś myśli. Poszła do swojego pokoju. Wieczorem, gdy Paweł wrócił, pokazałam mu kolczyk. Spojrzał na niego z udawaną obojętnością.
– Może jakaś koleżanka wsiadła, nie pamiętam – rzucił, jakby mówił o bilecie z kina.
Nic nie powiedziałam. Nie zrobiłam sceny. Nie zapytałam, „która” ani „kiedy”. Włożyłam kolczyk do szkatułki z biżuterią i zamknęłam wieczko. Ale w środku coś we mnie zaczęło się tłuc. W głowie, w klatce piersiowej, w żołądku. Niby jeszcze nie wiedziałam. Ale już czułam.
Kim ona jest?
Nie mogłam przestać o nim myśleć. O tym małym kolczyku. W ciągu dnia udawałam, że wszystko jest jak zawsze – lekcje, zeszyty, wywiadówki. Ale w środku jakby coś się zepsuło. Cichy zgrzyt, który nie pozwalał mi się skupić. W nocy wstawałam do łazienki, niby po wodę, ale za każdym razem stawałam nad szkatułką. Otwierałam ją, patrzyłam na ten drobiazg. Wyjmowałam i obracałam w palcach. I zadawałam sobie pytanie, które powracało jak refren: kim ona jest?
W pracy myliłam się przy sprawdzaniu testów, zapominałam, co miałam powiedzieć. Karolina śmiała się, że chyba „mam wiosnę w głowie”. Ale mnie nie było do śmiechu. Czułam się, jakbym szła po zamarzniętym jeziorze i każdy krok mógł być tym ostatnim. Julia patrzyła na mnie coraz uważniej. W końcu, któregoś wieczoru, podeszła, usiadła na kanapie i zapytała cicho:
– Mamo, jesteś jakaś inna. Coś się stało?
– Nie wmawiaj mi rzeczy, które ci się wydają – odpowiedziałam za ostro. Natychmiast tego pożałowałam.
– Ale przecież coś cię gryzie! Od tamtego dnia...
Spojrzałam na nią zimno, jakbym rozmawiała z obcą osobą.
– To nie twój problem, Julia.
Zrobiło mi się wstyd, gdy wstała i wyszła bez słowa. Chciałam za nią pobiec, przeprosić. Ale coś mnie zatrzymało. Może strach. Może duma.
Zostałam sama w salonie. Siedziałam w ciszy, a w mojej głowie buzowało. Wściekłość. Bezsilność. I to najgorsze: niewiedza. Bo nie miałam dowodu. Miałam tylko kolczyk. I rosnące przeczucie, że wszystko, co było, właśnie się kończy.
Wszystko się złożyło w jedną całość
To był zwykły dzień w pracy. Kartkówki z Mickiewicza, lekcja z drugą B, kawa na przerwie. Byłam zmęczona, rozkojarzona, jakby coś w środku mi dudniło. Karolina jak zawsze weszła do pokoju nauczycielskiego jak burza, roześmiana, pachnąca perfumami. Usiadła obok mnie, wyciągnęła jogurt z torby.
– Szlag by to, znowu coś zgubiłam – westchnęła, przekręcając zakrętkę.
Spojrzałam na nią kątem oka, zrezygnowana.
– Kolczyk. Mój ulubiony – dodała. – Taki srebrny, z fioletową perełką Kiedyś ci go chyba pokazywałam. Pewnie zgubiłam w samochodzie.
Moje serce waliło jak młot. Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Słowa Karoliny huczały mi w głowie, ale już nie słyszałam jej dokładnie. Kolczyk. Perełka. Samochód. Wtedy wszystko się złożyło w jedną całość. Jej kolczyk leżał w samochodzie mojego męża. Ona paplała dalej, ale ja już jej nie słuchałam. Wróciłam do domu w ciszy. Przez całą drogę trzymałam kierownicę zbyt mocno. Wiedziałam. Już nie domyślałam się. Wiedziałam. I nie mogłam jeszcze nawet płakać .
Nic się nie „po prostu” nie dzieje
Tej nocy nie zmrużyłam oka. Leżałam w łóżku z otwartymi oczami, słysząc, jak Paweł przewraca się z boku na bok. Albo udawał, że śpi. Może czuł, że coś się zmieniło. Może czuł mój chłód. Nie wiem. Nie dbałam już o jego spokój. Rano, kiedy zeszłam do kuchni, on już siedział przy stole. Gazeta, kawa, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Usiadłam naprzeciwko niego. Patrzyłam na niego długo. On podniósł wzrok i spojrzał pytająco.
– Ten kolczyk – powiedziałam spokojnie. – Był Karoliny. Prawda?
Zamarł. Nie odezwał się od razu. Przez sekundę miałam wrażenie, że coś w nim drgnęło. A potem spuścił wzrok.
– Tak – powiedział cicho.
Cisza między nami była gęsta, lepka. Czekałam na więcej. Nie doczekałam się.
– Dlaczego?
Uniósł głowę. Jego twarz była zmęczona. Zmarszczki wokół oczu wydawały się głębsze niż zwykle.
– Nie wiem – odpowiedział po chwili. – Bo się oddaliliśmy? Bo… ona była blisko?
Zaśmiałam się gorzko.
– Blisko?
– Po prostu… to się stało – wymamrotał.
– Nic się nie „po prostu” nie dzieje, Paweł – syknęłam. – Miałeś wybór.
Nie krzyczałam. Nie rzucałam talerzami. Ale w środku we mnie działy się rzeczy, których nie potrafiłby wykrzyczeć żaden wrzask. Zdradził mnie. A ona – kobieta, z którą piłam kawę, z którą dzieliłam codzienność – też. Nie odpowiedziałam już nic. Wstałam od stołu i zostawiłam go z jego kawą.
Nie miałam siły na rozmowy. Jeszcze nie teraz. Ale w środku wiedziałam jedno – coś we mnie pękło na dobre.
Nic już nie będzie takie samo
Minęły dwa dni, zanim powiedziałam cokolwiek Julii. Nie spałam. Nie jadłam. Chodziłam po domu, jakbym szukała ścian, o które mogłabym się oprzeć. W końcu zrozumiałam, że dłużej nie mogę milczeć. Bo ona to czuła. Od dawna. Siedziała w swoim pokoju, w nogach łóżka, z książką na kolanach, ale nie czytała. Gdy weszłam, od razu spojrzała na mnie uważnie.
– Mamo?
Usiadłam obok. Nie dotykałam jej dłoni, nie patrzyłam w oczy. Mówiłam cicho, każde słowo ważyłam.
– Nie zawsze to, co widzisz, to cała prawda – zaczęłam. – Tata… popełnił błąd.
Julia miała łzy w oczach.
– Z kim?
– Kobieta, którą znałam. Pracuje ze mną. Już nie jest moją przyjaciółką.
– Karolina?
To jedno słowo padło jak nóż. Skinęłam głową. Julia zacisnęła usta. Oczy miała czerwone od płaczu.
– A ty… mu wybaczysz?
– Nie wiem, kochanie. Naprawdę nie wiem.
Przytuliłam ją mocno, jak wtedy, gdy miała gorączkę i śniły jej się potwory. Ale tym razem potwory były prawdziwe. Czułam, że zawiodłam. Że to, co miało być naszym domem, rozpadło się w jednej chwili. I że cokolwiek teraz zrobię, nic już nie będzie takie samo.
Jakby ktoś pozamieniał miejsca puzzli
Siedziałam przy stole w sypialni, tej samej, w której kiedyś czesałam się przed lustrem i zastanawiałam, co założyć na kolację z Pawłem. Teraz przede mną leżała szkatułka. Otwarta. W środku – ten sam kolczyk, którego ciężar w dłoni czułam jak odłamek szkła. Nie potrafiłam go wyrzucić. Może nie dlatego, że był dowodem zdrady. Może dlatego, że był dowodem na to, że już nie jestem ślepa. Julia weszła cicho, usiadła na łóżku. Obserwowała mnie z tym nowym, dojrzalszym spojrzeniem, które pojawiło się na jej twarzy zbyt wcześnie. Nie pytała o ojca. O nic nie pytała. Ale była – i to mi wystarczało.
Paweł kręcił się gdzieś po domu. Nie wchodził do sypialni. Nie próbował rozmawiać. Widocznie wiedział, że to nie jest ten czas. I może – że już nigdy nie będzie. Zamknęłam szkatułkę. Nie na klucz. Nie po to, żeby coś ukryć. Raczej po to, żeby zamknąć rozdział. Nie wiem jeszcze, czy odejdę. Czy wybaczę. Czy wytrwam w tym stanie zawieszenia. Ale wiem jedno – nie będę już udawać, że wszystko jest dobrze.
Julia podeszła do mnie i bez słowa objęła mnie ramieniem. Poczułam jej ciepło. I przez sekundę – coś na kształt nadziei. Rodzina niby ta sama. Te same twarze, te same pokoje. Ale układanka już inna. Jakby ktoś pozamieniał miejsca puzzli. Może jeszcze się ułożą. A może nie. Ale ja już nie jestem tą samą kobietą, która kiedyś z zadowoleniem zamykała oczy na to, czego nie chciała widzieć.
Marta, 47 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Znalazł inną i chciał rozwodu, więc przygotowałam zemstę. Konsekwencje wróciły do mnie jak bumerang”
- „Nie mogę znieść tego, że mój mąż jest zimny jak lód. Jesienią zamiast gorącego uczucia grzeje mnie tylko ciepły koc”
- „Mąż nie tęsknił za mną, gdy byłam w delegacji. Po powrocie zapach zdrady unosił się w domu jak francuskie perfumy”








