Nie wiem, jakim cudem kobiety potrafią nie widzieć tego, co oczywiste. Może to kwestia nadziei, może litości, a może głupiej miłości, której zawsze mamy w sobie więcej, niż rozsądku. Kiedy pierwszy raz złapałam go na kłamstwie, bolało tak, że nie mogłam oddychać, ale... wybaczyłam. Bo przecież kochałam. Bo obiecał, że to się więcej nie powtórzy. Bo miałam nadzieję, że zrozumiał.
Ktoś powie – naiwna. Cóż, może i tak. Ale wtedy naprawdę chciałam wierzyć, że można się zmienić, że wystarczy chcieć. Miałam już 51 lat i nie marzyłam o księciu na białym koniu. Chciałam tylko spokoju i kogoś, kto nie będzie mnie okłamywał. To takie trudne? Nie rzucałam talerzami. Nie robiłam dramatów. Ale kiedy przyszedł ten drugi raz... nie czekałam już na wyjaśnienia. Wstałam, spakowałam się i wyszłam. Nie krzyczałam. Nie płakałam. I nawet nie zamknęłam za sobą drzwi – po prostu wyszłam. I to była najlepsza decyzja w moim życiu.
To nic nie znaczy
– Co to ma być? – spytałam, wskazując na bukiet czerwonych róż stojący na komodzie.
Bukiet od męża zawsze dostawałam tylko wtedy, gdy była ku temu jakaś okazja, jak urodziny, imieniny czy rocznica. Lub wtedy, gdy miał coś za uszami. Jak za pierwszym i drugim razem, gdy kwiatami chciał przykryć swoje zdrady.
– Kupiłem tak po prostu, przecież lubisz kwiaty – uśmiechnął się
Ale ja nie wiem czemu poczułam dziwny, znajomy niepokój. Tym razem nie nie było żadnej konkretnej okazji. Wiedziałam, kiedy coś kręci. Jego spojrzenie mówiło wszystko. Tym razem było podobnie. Niestety moje podejrzenia się sprawdziły przy śniadaniu. Mąż w pośpiechu musiał coś załatwić i zostawił włączony komputer. Na ekranie wyskoczyłą wiadomość. „Dziękuję za wczoraj, było cudownie” – i podpisane imieniem kobiety, której nie znałam. Do jego powrotu chodziłam jak na szpilkach.
– Kim jest ta kobieta, z którą piszesz? - krzyknęłam, gdy stanął w progu. Widziałam wiadomości na komputerze.
– To nic nie znaczy. Przysięgam.
– To zawsze „nic nie znaczy”, tak jak za pierwszym i drugim razem, gdy mnie zdradzałeś. Ale teraz wiesz co? Już mnie o nie obchodzi. Przestało mi zależeć.
Podszedł do mnie szybko, złapał za rękę.
– Gabriela, ja się pogubiłem. Ale... naprawię to. Naprawdę. Nie zostawiaj mnie.
– Już to słyszałam nieraz – wyrwałam dłoń. – Rok temu też mówiłeś, że naprawisz. Wybaczyłam ci wtedy, bo chciałam wierzyć, że się zmienisz. Teraz odchodzę.
Kolejnego prezentu nie będzie
Torba przy drzwiach była pełna – kilka sukienek, laptop, kosmetyki, dokumenty. Nie potrzebowałam wiele. Miałam gdzie pójść, miałam z kim porozmawiać. Ale zanim wyszłam, chciałam zobaczyć, co Paweł zrobi. Czy w ogóle coś zrobi.
– Pakujesz się? – zapytał, jakby nie było oczywiste.
– Jak widzisz.
– Gabriela, przecież wiesz, że to był impuls. Ona była miła, słuchała... A ty od miesięcy tylko masz do mnie pretensje.
Zaśmiałam się krótko, zimno.
– Czyli zdradziłeś mnie, bo jestem wymagająca?
– Nie zdradziłem – syknął. – Nie doszło do niczego.
– Ale do czego miało dojść, co? Do wspólnego oglądania seriali? Paweł, nie rób ze mnie idiotki. Już tego nie kupuję.
Podszedł bliżej, wyciągnął rękę, ale się cofnęłam.
– Proszę, nie rób tego. Nie odchodź. My… możemy to naprawić. Przysięgam, że...
– Za późno, by coś naprawiać.
– Gabriela... – zaczął po chwili.
– Nie. Po prostu nie.
Wzięłam torbę. Otworzyłam drzwi.
– Paweł... ten pierwszy i drugi raz, kiedy wybaczyłam, były prezentem. Kolejnego prezentu nie będzie.
Poczułam ulgę
Minęły dwa tygodnie. Spałam u Alicji, mojej przyjaciółki. Miała wolny pokój i dużo cierpliwości. I nie zadawała trudnych pytań. Telefon od Pawła przyszedł po 22:00, kiedy siedziałam na sofie, przeglądając wiadomości.
– Co jest? – zapytała Alicja.
– On. – Pokazałam jej ekran.
– Nie odbieraj.
– Wiem – szepnęłam, ale to było silniejsze ode mnie... odebrałam.
– Gabriela... ja wiem, że nie mam prawa, ale... brakuje mi cię – usłyszałam jego głos.
– A mnie nie brakuje kłamstw. Więc jesteśmy kwita.
– Ja się zmienię, przysięgam. Próbuję zrozumieć, czemu to zrobiłem.
– I do jakich wniosków doszedłeś?
– Że jestem idiotą. Gabryśka, ja cię kocham. Tylko... pogubiłem się.
Parsknęłam śmiechem.
– Wiesz, co mówiłam sobie rok temu, jak ci wybaczyłam? Że każdemu należy się druga szansa. Ale wtedy dodałam w myślach: „tylko druga”. I to była mądra myśl.
– To koniec?
– Tak. Definitywny... koniec.
Przez chwilę nic nie mówił. Słychać było tylko jego oddech. Potem ciche:
– Przepraszam.
Rozłączyłam się. I po raz pierwszy od dawna poczułam ulgę.
Mogę być sama i nie być samotna
Byłam już po przeprowadzce. Wynajęłam kawalerkę na drugim końcu miasta – ciasna, ale moja. Alicja przywiozła mi dzisiaj pudełko ze starą ceramiką, którą przechowywałam u niej po wyprowadzce.
– Ten pamiętasz? – wyciągnęła czerwony z odpryśniętym uchem. – Dostałaś od Pawła, nie?
– Tak. W walentynki, pięć lat temu.
– No to chyba czas, żeby trafił do kosza?
– Dokładnie.
Nagle telefon zawibrował. Znowu Paweł. Tym razem SMS. „Jeśli zmienisz zdanie… Zawsze będę czekał.”
– A niech sobie czeka – mruknęłam.
Alicja spojrzała na mnie uważnie.
– Nie chcesz wrócić, prawda?
– Nie. I nie dlatego, że jestem zła. Po prostu wiem, że mogę być sama i nie być samotna.
Nie rzuciłam się od razu w wir randek. Nie zainstalowałam aplikacji, nie szukałam nikogo na siłę. Wbrew temu, co myślał Paweł – nie odeszłam do kogoś, tylko od niego. I to była zasadnicza różnica. W pracy nikt nie zauważył, że coś się zmieniło. Może dlatego, że nie epatowałam dramatem. Może dlatego, że zaczęłam się więcej uśmiechać. Spokojnie. Prawdziwie. Czasem nachodziły mnie chwile zwątpienia – czy to wszystko miało sens? Czy nie powinnam była jeszcze raz spróbować? Ale wtedy przypominałam sobie siebie z tamtych dni – zaciśnięte zęby, udawanie, że nie widzę. I już wiedziałam, że podjęłam właściwą decyzję.
Gabriela, 51 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż pocił się na siłowni, ale nie przez hantle. Zamiast płakać w poduszkę, zemściłam się, a pomogła mi w tym zumba”
- „Kiedy mąż zaprosił na nasz ślub swoją byłam, nie chciałam robić afery. Nie sądziłam, że zaraz po weselu będzie rozwód”
- „Przeczuwałam, że mąż ma kochankę, ale nie wiedziałam, kogo. Zamarłam, gdy odkryłam, z kim dzielę pościel”









