Stałem pod urzędem, z aktówką w dłoni i poczuciem, że coś w moim życiu właśnie się kończy. Przede mną była tylko jeszcze jedna decyzja, jedno podpisanie papierów. Sąd miał zatwierdzić ugodę rozwodową. Bez orzekania o winie, bez świadków, bez szarpaniny. Zgodnie, cywilizowanie, jak dwoje obcych ludzi, którzy kiedyś ślubowali sobie wszystko.
Mój plan zakładał, że wyprowadzę się do nowego mieszkania, które już na mnie czekało. Że zaczynam od nowa, a rozdział z Zuzą zamykam definitywnie. Nie byliśmy ze sobą szczęśliwi od dawna. Najpierw rozmowy stawały się coraz krótsze, potem wspólne kolacje coraz rzadsze, a na koniec już tylko obojętność. Żadnych dramatów, łez, kłótni. Po prostu przestaliśmy się szukać.
Zaczynałem nowy etap życia
Spojrzałem na zegarek – do rozprawy zostało piętnaście minut. Westchnąłem głęboko. Wstałem. Ruszyłem powoli w stronę wejścia i wtedy zadzwonił telefon. Drgnąłem. Nieznany numer. Już miałem zignorować, ale coś mnie tknęło. Odebrałem.
– Cześć... tu Basia – usłyszałem głos, którego nie słyszałem od ponad dekady.
– Basia? – zapytałem, jakbym nie wierzył własnym uszom. A przecież nie dało się jej pomylić z nikim innym. Ten głos miał w sobie coś, co zawsze mnie rozbrajało – nawet kiedy mówiła rzeczy trudne, brzmiała, jakby niosła ze sobą światło.
– Wiem, że to dziwne, po takim czasie... Ale musiałam zadzwonić – powiedziała cicho – Dowiedziałam się, że się rozwodzisz. Może jeszcze nie wszystko stracone. I jeśli to ma być ten moment, to nie chcę, żeby minął beze mnie.
Zakręciło mi się w głowie. To była Basia. Ta sama, z którą kiedyś planowaliśmy wspólne życie. Która zniknęła bez słowa, zostawiając mi tylko pustkę i niedopowiedzenie. Spojrzałem na wejście do sądu. Czekała mnie rozprawa. Ale w tej chwili ważniejsze było jedno pytanie: Gdzie jesteś?
– Pod kawiarnią na rogu Długiej. Tam, gdzie kiedyś się spotykaliśmy...
Długo się wahałam, czy się odezwać
Nie wiedziałem, co robię, kiedy zawracałem. Zamiast iść na rozprawę, szedłem na spotkanie z kobietą, która kiedyś była dla mnie wszystkim. I która odeszła nagle, jakby coś się jej nagle odwidziało. Kawiarnia przy Długiej prawie się nie zmieniła. Przypomniałem sobie, jak kiedyś przy tym stoliku, w rogu, całowaliśmy się ukradkiem, jak dzieciaki, choć mieliśmy już po dwadzieścia parę lat.
Basia siedziała przy stoliku z białą filiżanką przed sobą. Widziałem ją przez szybę – nerwowo bawiła się łyżeczką. Zmarszczki miała głębsze niż kiedyś, oczy może trochę bardziej zmęczone, ale serce zabiło mi mocniej. Wszedłem, nie wiedząc, co powiedzieć. Podniosła wzrok i uśmiechnęła się niepewnie. Ten sam uśmiech. Ten, przez który kiedyś nie mogłem spać.
– Cześć – powiedziałem, siadając naprzeciwko niej. – To dziwne...
– Wiem – przerwała mi. – Nie powinnam była wtedy znikać. Bez słowa. Ale byłam wtedy zła, zagubiona. I bałam się, że jak cię zostawię, to ci będzie lepiej.
Nie potrafiłem zebrać myśli
Wszystko mieszało się we mnie – gniew, którego nie czułem od lat, tęsknota, którą tak długo spychałem na dno, i to absurdalne poczucie ulgi, że znowu tu siedzi. Że patrzy. Że nie zniknęła na zawsze.
– Długo się wahałam, czy się odezwać. Ale jak usłyszałam, że się rozwodzisz… nie mogłam przestać myśleć, że może to jakaś szansa – mówiła cicho. – Wiem, że to brzmi podle. Jakbym tylko na to czekała. Ale prawda jest taka, że... nigdy o tobie nie zapomniałam.
Popatrzyłem na nią długo, aż w końcu powiedziałem:
– A pamiętasz, jak kupiłem wtedy bilety do Chorwacji? Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Miałaś odebrać paszport i... po prostu nie przyszłaś.
– Tego dnia dowiedziałam się, że moja mama ma raka. Nie miałam odwagi ci o tym powiedzieć. Byłam wściekła na cały świat, ale przede wszystkim na siebie. Nie chciałam cię w to wciągać. Nie wtedy, kiedy sam dopiero co zaczynałeś nową pracę. Później codziennie myślałam, że może jeszcze się spotkamy. Ale usłyszałam, że masz żonę. Dziecko. Że ułożyłeś sobie życie.
– Nie do końca – powiedziałem. – Bo jakby było ułożone, nie siedzielibyśmy tu teraz.
Ostatnia szansa na szczęście
– Nie oczekuję niczego. Po prostu... chciałam ci powiedzieć, że cię kocham. I zawsze kochałam. Niezależnie od tego, co się między nami wydarzyło. Może nigdy nie przestałam na ciebie czekać – Te słowa wypowiedziała tak cicho, że prawie ich nie usłyszałem, ale rozniosły się w mojej głowie z siłą wybuchu. Wszystko, co przez lata starałem się zagłuszyć, wypłynęło na powierzchnię.
– Basia, ja miałem dzisiaj się rozwieść. Rozumiesz? Jeszcze dziesięć minut i byłoby po wszystkim. Zuza podpisała już dokumenty. Ja... już prawie też.
– Czyli miałam wyczucie – Szepnęła i złapała mnie za rękę. Ten dotyk był znajomy, jakby całe te dwanaście lat nie istniało. Jakbyśmy znowu byli tamtymi ludźmi – młodymi, trochę głupimi, ale tak bardzo siebie pewnymi.
– Chodź – powiedziałem i wstałem – Pójdziemy na spacer. Jak wtedy, po tej burzy w lipcu. Pamiętasz?
– Jak mogłabym zapomnieć?
Wyszliśmy razem i spacerowaliśmy po parku, gdzie kiedyś ukrywaliśmy się przed światem. Te same ławki, te same drzewa. Tylko my inni. Starsi, poranieni, ale może właśnie przez to bardziej prawdziwi. Basia szła obok mnie w ciszy. Nie musieliśmy nic mówić – tyle słów już padło, a i tak najważniejsze było to, że znowu byliśmy razem.
Nie zamieszkała u mnie od razu. Nie obiecywaliśmy sobie, że będzie jak dawniej. Bo nie będzie. Przeszłość nie wraca w tej samej formie. Ale można ją oswoić. Można od nowa zbudować coś na jej fundamentach – nie idealnego, nie bajkowego, ale prawdziwego.
A Zuza? Nie powiedziała wiele. Kiedy spotkaliśmy się jeszcze raz, podała mi te same dokumenty, które miałem podpisać wtedy pod sądem. Spojrzała mi w oczy i zapytała tylko: Znalazłeś, czego ci brakowało?
Przytaknąłem. I wiem, że wiedziała, że to nie był wyrzut. Prędzej ulga. Też chciała zacząć od nowa. Tyle że nie ze mną. A Basia? Wracała powoli. Najpierw odwiedzała mnie wieczorami, potem zostawała na noc. Zaczęliśmy mówić o rzeczach, których wcześniej baliśmy się dotknąć. Nie było łatwo, ale było warto.
Daniel, 41 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Całe życie byłam rozsądna, aż w końcu na stare lata powiedziałam dość. Nie sądziłam, że wolność ma swoją cenę”
- „Wybrałam sobie ubranie do trumny, a mąż mnie wyśmiał. Powiedział, że w czymś takim nie położę się do piachu”
- „Mój dorosły syn żyje na nasz koszt jak pączek w maśle i nie garnie się do roboty. Nie wiem, gdzie popełniłam błąd”