Nie byłam jedną z tych kobiet, które wpadają w histerię, bo mąż nie złożył życzeń na rocznicę. Ani taką, która sprawdza mu telefon. Ufałam mu. Wydawało mi się, że tworzymy dobry, zgrany związek. Że miłość z czasem przechodzi w coś cichszego, może mniej ekscytującego, ale solidniejszego. Dojrzałe uczucie jest trochę jak taki ciepły sweter, który nie musi być modny, by dobrze grzał. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że mój mąż zamiast ciepłego swetra woli koronki. Koniecznie czerwone.

Zaczęło się niepozornie. Od coraz częstszych nadgodzin i tej czerwonej plamy na kołnierzyku jego koszuli, którą zignorowałam, bo rzekomo koleżanka potknęła się przy wyjściu z windy. Tak, jasne. Ja też się potknęłam, tyle że o własną naiwność. Nie było mi łatwo. Ale jeśli ktoś myśli, że po zdradzie siadam w kącie z lodami i serialem, to… chyba mnie nie zna.

Znalazłam dowód zdrady

– Nie wróciłeś w nocy – zauważyłam, nawet nie podnosząc wzroku znad kubka z kawą.

– Miałem delegację, mówiłem ci – mruknął, zdejmując marynarkę. Była zmięta, a on sam wyglądał jakby spał w ubraniu. Albo… nie spał wcale.

Delegację? To dziwne, bo sekretarka twojego szefa wczoraj zapytała mnie, czy też przyjdę na bankiet firmowy. – Zrobiłam pauzę. – To w końcu byłeś na bankiecie czy w delegacji?

Zamarł na moment. Widziałam, jak jego ręce zatrzymały się na guziku koszuli. Miałam ochotę zrobić mu zdjęcie. Facet w potrzasku – moment bezcenny.

– Marlena, nie rób scen.

– Scen? Jeszcze nie zaczęłam – powiedziałam cicho i wyciągnęłam z torby koronkową bieliznę. Czerwoną, oczywiście damską. Nie moją.

– Gdzie to znalazłaś? – spytał, chociaż doskonale wiedział.

– W kieszeni twojego płaszcza. Jakieś nowe hobby? Noszenie cudzych majtek?

– To nie tak… – zaczął, ale przerwałam mu śmiechem.

– O nie, kochanieńki. Teraz ja mówię. Powiedz mi tylko jedno: blondynka z księgowości czy brunetka z działu HR?

– Marlena… Proszę. To był błąd.

– Zgadzam się. Ale nie mój. I uwierz mi, to dopiero początek twoich kłopotów.

Podniosłam się, poprawiłam włosy i zapięłam płaszcz. Jego mina, gdy trzasnęłam drzwiami, była lepsza niż wszystkie romanse razem wzięte.

Miałam w głowie plan

Wysiadłam z windy na dziesiątym piętrze, poprawiłam kołnierz i jeszcze raz zerknęłam w lustro na korytarzu. Miałam wyglądać jak milion dolarów. Albo przynajmniej tak, jakby mój świat wcale się nie zawalił dwa dni wcześniej.

– Dzień dobry, pani Marleno! – uśmiechnęła się sekretarka prezesa. – Dawno pani u nas nie była.

To prawda. Kiedyś często bywałam z mężem na firmowych bankietach, dobrze znałam jego towarzystwo z pracy. Ale od jakiegoś czasu coś się zmieniło. Widocznie ostatnio bywał z innymi partnerkami.

– A, postanowiłam złożyć niezapowiedzianą wizytę – odparłam słodko, dyskretnie poprawiająca elegancką spódnicę.

– Prezes ma chwilę, mogę zaprowadzić? – zaproponowała.

– Poproszę.

Gdy wszedł do gabinetu, spojrzał na mnie z lekkim zaskoczeniem.

– Marlena? Wszystko w porządku? – spytał, odstawiając filiżankę. Był starszy, dystyngowany, z tych mężczyzn, którzy wiedzą, jak pachnie lojalność – i jak pachnie zdrada.

– Nie do końca. Ale może mi pan pomóc.

Zmarszczył brwi.

– Jeśli chodzi o firmę, to...

– Chodzi o pańskiego podwładnego – przerwałam. – O mojego męża. Świetny pracownik. Bardzo elastyczny, zwłaszcza po godzinach.

Na jego twarzy pojawił się cień zrozumienia.

– Aha.

Zdradził mnie z koleżanką z pracy. Może pan zna? Taka… wydekoltowana i wiecznie z telefonem?

Prezes westchnął.

– Niestety. Wiem, o kim mowa.

– I wie pan co? Pomyślałam, że ironia losu może być całkiem zabawna. Ma pan dziś wolny wieczór?

Podniósł brwi, jakby przez chwilę zastanawiał się, czy dobrze słyszy.

– Czy to... zaproszenie?

Uśmiechnęłam się słodko.

To negocjacje. Partnerskie.

Chciałam się zemścić na mężu

Nie sądziłam, że się zgodzi. Ale zgodził się. Punkt dla mnie.

– Tylko nie mam pojęcia, co mam założyć – mruknęłam do siebie, przerzucając w szafie kolejne wieszaki. Przestałam się stroić dla męża już dawno. Ale dla szefa mojego męża? Och, to zupełnie inna sprawa.

Zdecydowałam się na czarną sukienkę. Klasyka. Z rozcięciem. Nie za długim, ale wystarczającym, by pobudzić wyobraźnię. Prezes – teraz już Karol, po imieniu – czekał na mnie przed restauracją. Oczywiście był punktualny. Wysiadł z samochodu, otworzył mi drzwi i uśmiechnął się z taką nonszalancją, że przez chwilę zapomniałam, po co tu przyszłam.

– Marlena. Wyglądasz… jak zemsta z klasą.

– Dziękuję. A ty jak ktoś, kto ma dziś ochotę na grzechy cudze i własne.

Zaśmiał się. Wskazał wejście.

– W takim razie zapraszam. Kolacja na koszt firmy. Zemsta też.

Zamówiliśmy wino. Nie rozmawialiśmy o moim mężu. Przynajmniej nie od razu.

– Wiesz, że on naprawdę sądzi, że jestem idiotką? – spytałam, opierając brodę na dłoni. – Że uwierzyłam w „nocną prezentację dla klienta”.

Karol pokiwał głową.

– Pewnie wkrótce zrozumie, że nie wolno zadzierać z Marleną.

– Tak właśnie będzie – przyznałam. – Potrzebuję tylko planu. Kary. I odrobiny przyjemności.

– Dobrze się składa. Mam doświadczenie w trzech dziedzinach.

– W których?

Planowanie, zarządzanie. I przyjemność.

Spojrzałam na niego uważnie.

– Zaczynam wierzyć, że ta „zemsta” będzie miała naprawdę długi okres próbny.

Dałam mu niezły pokaz

Następnego dnia przyszłam do firmy męża. Tak, męża, bo nadal formalnie nim był. Ale nie dlatego się tam pojawiłam.

– Marlena? – Zaskoczona sekretarka otworzyła szerzej oczy. – Szukasz Andrzeja?

– O, nie. Dziś szukam tylko kawy. I Karola.

Karol, prezes. Mężczyzna, z którym oficjalnie „widywaliśmy się towarzysko”. Nieoficjalnie – świetnie się bawiliśmy w udawanie pary idealnej. Przynajmniej przy tych, którzy najbardziej zasłużyli na pokazówkę. Andrzej wyszedł właśnie z sali konferencyjnej, gdy przechodziłam obok. Stanął jak wryty.

– Co ty tu robisz?

– Cześć, Andrzej – powiedziałam z przesadną słodyczą. – Spotykam się tu z kimś.

Z kim?!

W tej chwili Karol wyszedł z gabinetu. Elegancki, spokojny, z miną człowieka, który właśnie podpisał korzystny kontrakt.

– Marlena, jednak przyszłaś wcześniej – ucałował mnie w policzek. – Mam chwilę do spotkania z klientem. Może pokażę ci naszą strefę relaksu?

Andrzej patrzył na nas z niedowierzaniem.

– Że co proszę?!

– Och, Andrzej… – spojrzałam na niego z udawaną troską. – Zawsze mówiłeś, że Karol to taki fajny facet. Miałeś rację.

To jakiś żart? – wycedził.

– Nie. To teatr. Ale wiesz, co jest najgorsze? Że przegrałeś główną rolę. Na szczęście są lepsi.

Karol objął mnie w pasie. Patrzyliśmy, jak Andrzej stoi oniemiały, zbity z tropu. Może wreszcie poczuł, jak to jest czuć się zdradzonym.

Dobrze się przy nim czułam

Od tamtej sceny minął tydzień. Andrzej wziął urlop, wyjechał i ani razu nie zadzwonił. Za to jego „koleżanka z pracy” zniknęła z firmy w tajemniczych okolicznościach. Plotki głosiły, że „odeszła za głosem serca”. Serce chyba jednak źle zainwestowało. Siedziałam z Karolem w jego kuchni. Gotował. I nie było to żadne udawanie. Znał się na winie, makaronach i ludziach. Może dlatego ciągle mnie zaskakiwał.

– Myślisz, że twój mąż domyśla się, że to już nie tylko teatr? – spytał, krojąc czosnek.

– Mój prawie były mąż. I wątpię. On rzadko coś rozumiał bez prezentacji i wykresów.

Karol się zaśmiał.

– Czyli jak to widzisz, Marlena? Zagramy jeszcze kilka aktów, a potem znikniesz z mojego życia?

Zamilkłam. Nalałam sobie wina, popatrzyłam na niego przez chwilę i powiedziałam spokojnie:

– A jeśli powiem, że w tej sztuce... zaczęłam czuć się dobrze?

– To powiem, że ja też przestałem grać. Gdzieś między kolacją a twoim uśmiechem. – Odłożył nóż. – Ale zanim poproszę cię o poważniejsze słowa, chcę ci coś dać.

Wyjął kopertę. W środku były zdjęcia. Dowody na zdradę Andrzeja i coś więcej.

– Co to?

– Materiały od mojego prawnika. Twój eks miał problem nie tylko z uczciwością małżeńską, ale też zawodową.

Oszukiwał firmę?

– Tak. Dlatego się na to wszystko zgodziłem, od jakiegoś czasu go podejrzewałem. Ale nie sądziłem, że kompletnie stracę dla ciebie głowę. – Popatrzył mi głęboko w oczy. – Te dokumenty... może to się jakoś przyda. Chcę ci pomóć przejść przez ten rozwód.

Spojrzałam na Karola. Czułam, że mu na mnie zależy.

– Wiesz, co teraz czuję?

– Może... że znów warto zaufać?

– Że nie żałuję ani jednej czerwonej koronki. Ani tej w kieszeni, ani tej, którą założę dziś wieczorem.

Zaczynam życie na nowo

Nie wiem, co mnie bardziej zaskoczyło – że wszystko potoczyło się zgodnie z moim planem, czy że plan… przestał być tylko zemstą. Kiedy podpisywałam papiery rozwodowe, Andrzej nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy. Może po raz pierwszy w życiu zrozumiał, że nie będzie żadnego „wróćmy do siebie”. Żadnego „przepraszam” przy winie. Żadnej kobiety czekającej z obiadem.

Został sam. Bez żony i bez pracy. On stracił wszystko, a ja zyskałam coś cennego.

– Szybko poszło – powiedział Karol, gdy wróciłam od notariusza.

– To też dzięki tobie.

Pocałował mnie w czoło.

– Co teraz zrobimy?

– Pojedziemy do Włoch. Ty masz tam konferencję, ja mam ochotę na gelato i nowy rozdział.

– I żadnych udawanych narzeczeństw?

– Tylko te prawdziwe. – Zawahałam się. – Karol… a jeśli ktoś zapyta, jak się poznaliśmy?

Uśmiechnął się lekko.

– Powiem, że poznałem kobietę, która wzięła życie za rogi zamiast płakać. I że na początku była moją zemstą… a potem stała się wszystkim, czego pragnę.

– Nawet jeśli wszystko zaczęło się od zdrady?

– Marlena, nie liczy się początek. Liczy się to, kto zostaje przy tobie, gdy kurtyna opada.

Ujęłam jego dłoń. Bez litości, bez gry. Po prostu pewnie. Bo w życiu każdej kobiety przychodzi dzień, gdy przestaje czekać na przeprosiny. I zaczyna żyć jak należy. Z kimś, kto nie boi się prawdy.

Marlena, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także: